Każdego roku kilka tysięcy Belgów rezygnuje z życia i poddaje się wspomaganemu samobójstwu. W minionym uczyniło tak ponad 6 tysięcy osób.
Od 235 przypadków w roku 2003 do 6 091 zgonów w wyniku tzw. eutanazji w 2016 – tak rosną statystyki w niegdyś katolickim kraju.
Wesprzyj nas już teraz!
Na początku, czyli wraz z wejściem w życie prawa zezwalającego na podawanie pacjentom śmiertelnych zastrzyków, mówiło się o konieczności ulżenia w cierpieniach osobom nieuleczalnie chorym. Obecnie już 15 procent poddających się procedurze wspomaganego samobójstwa na życzenie to ludzie bynajmniej nie dotknięci śmiertelnymi i bardzo bolesnymi przypadłościami, którym nie da się zaradzić.
Wiele przypadków tzw. eutanazji dotyczy osób z depresją bądź innymi problemami psychicznymi.
Radio Watykańskie, które przytacza statystyki z Belgii, cytuje także słowa Tima Mortiera, którego matka, bez uprzedzenia najbliższych zwróciła się do personelu szpitala o podanie zastrzyku śmierci. Była to 64-letnia kobieta, nie uskarżająca się na poważniejsze dolegliwości. – Pójście do szpitala i wzięcie zastrzyku niewiele różni się od skoczenia pod pociąg. Czy to jest ludzkie? Nie sądzę – powiedział mężczyzna, który niegdyś określał się jako umiarkowany zwolennik „eutanazji”, obecnie zaś zdecydowanie sprzeciwia się procederowi, który niesie za sobą wiele nadużyć.
Źródło: RV / dutchnews.nl, the guardian, European Institute of Bioethics
RoM