21 grudnia 2018

COP24 w Katowicach – sukces? Nie według wszystkich

(Michał Kurtyka podczas finałowej sesji COP24 REUTERS/Kacper Pempel TPX IMAGES OF THE DAY /Forum)

Oenzetowska konferencja COP24 w Katowicach zakończyła się sukcesem, bo choć wszystkie państwa świata uczestniczące w szczycie podpisały końcowe porozumienie, to nie zawiera ono radykalnych rozwiązań proponowanych przez oenzetowski Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC), które zobowiązywałyby do działań szkodliwych dla światowej gospodarki.

 

Po dwóch tygodniach negocjacji 15 grudnia 2018 roku 196 państw świata przyjęło tzw. Pakiet Katowicki, który jest swoistą „mapą drogową” realizacji Porozumienia paryskiego z 2015 roku. Zgodnie z porozumieniem państwa bogate zgodziły się udzielić większego wsparcia finansowego na cele klimatyczne krajom rozwijającym się. Po raz pierwszy uzgodniono również ocenę potrzeb finansowych krajów rozwijających się. Ponadto w 2020 roku ma zostać rozpoczęta dyskusja w sprawie zwiększenia finansowania działań związanych ze zmianami klimatycznymi poza ustalone 100 mld dolarów rocznie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ustalono, że kraje będą realizowały tę politykę [klimatyczną – przyp. TC] i ustalono zasady monitorowania zobowiązań klimatycznych. To brzmi bardzo technicznie, ale tak naprawdę chodzi o to, że żeby realizować Porozumienie paryskie, wszystkie kraje świata muszą w miarę swoich możliwości deklarować zobowiązania. I teraz wiadomo, w jakiej formie mają to realizować po to, żeby można było sprawdzać postępy na tej drodze do zmniejszenia emisji przez cały świat – komentuje Daria Kulczycka, dyrektor Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan.

 

Dyrektor Kulczycka dodaje, że choć zarysy są, to nie udało się uzgodnić deklaracji, by pieniądze wpływały co roku na fundusz wspierający kraje słabsze. W efekcie nie jest jasne, czy będą przelewane. – Te wysiłki są kosztowne, bo trzeba przestawić gospodarkę na nowe tory. Chodzi o to, żeby nie punktowo, tylko cały świat. (…) To może być takim kołem zamachowym, bo przestawiamy się na nowe technologie, które mogą być korzystne i dla gospodarek krajów na świecie, i także dla ludzi – ocenia dyrektor Kulczycka.

 

Raport IPCC poza porozumieniem

Na szczęście, dla przedstawicieli przynajmniej niektórych państw uczestniczących w szczycie ważniejsza była własna gospodarka i dobrobyt własnych obywateli niż histeria związana z walką z globalnym ociepleniem, która w radykalnej wersji proponowanej przez ekologistów sprowadziłaby nas do epoki kamienia łupanego. Dzięki takim krajom, jak USA, Rosja, Arabia Saudyjska i Kuwejt nie przyjęto wyraźnych ustaleń, tak jak jest to zapisane w październikowym raporcie IPCC ostrzegającym, że świat ochroni wzrost temperatur co najwyżej o 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z epoką przedprzemysłową. I to należy uznać za największy sukces racjonalności na COP24.

 

Zdaniem wielu – np. działaczy The Heartland Institute z Chicago czy Komitetu na rzecz Konstruktywnej Przyszłości z Waszyngtonu (CFACT) – raport IPCC jest niewiarygodny i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Zresztą naukowców podważających konsensus o wpływie emisji dwutlenku węgla na globalne ocieplenie jest mnóstwo. James Taylor z Heartland Institute udowadnia, że zmiany temperatury na świecie mają cykliczny charakter, a ich związek z działalnością człowieka jest niewielki.

 

Absurdalność raportu IPCC, a tym samym działań ONZ wytyka także Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute. Korzystając z oficjalnych danych IPCC i ONZ, zauważył on mianowicie, że koszt wdrożenia pomysłów walki z globalnym ociepleniem będzie 24 razy wyższy niż koszt rzekomej katastrofy ekologicznej! – Jeżeli nic nie będziemy robili, to koszt zmian klimatycznych do 2030 roku będzie na poziomie 900 mld [dolarów – przyp. TC], a koszt wywracania całej gospodarki do góry nogami, żeby zaspokoić oczekiwania „kościoła ekologicznego”, 22 bln, czyli 24 razy więcej – wylicza w swoim podkaście prezes Wróblewski.

 

Nieodwołanie się przez Pakiet Katowicki do raportu IPCC bardzo nie spodobało się organizacjom ekologicznym. Uważają one, że konferencja w Katowicach zakończyła się całkowitą klęską. „Trudno mówić o sukcesie (…). Delegacje wynegocjowały zasady realizacji porozumienia paryskiego (tzw. rulebook), lecz zrezygnowały ze znaczącego zwiększenia wysiłków w walce z kryzysem klimatycznym” – komentuje na swojej stronie internetowej Greenpeace Polska. „Rozmowy zakończyły się jednak bez pewności dotyczącej finansowania przez kraje rozwinięte polityki klimatycznej w krajach rozwijających się. Brakuje też jasnych deklaracji, czy spełniony zostanie cel zebrania 100 mld dolarów rocznie na tę politykę w 2020 roku. Zabrakło również ustaleń dot. Artykułu 6 Porozumienia, tj. mechanizmów węglowych. Nie wiemy też, w jaki sposób wyglądać będzie finansowanie dla działań klimatycznych krajów rozwijających się po 2025 roku” – ubolewa na swojej stronie internetowej WWF.

 

Rządy zawiodły ludzi, którzy domagają się ambitnych działań na rzecz odchodzenia od spalania paliw kopalnych. Głosy tych, którzy już teraz cierpią z powodu skutków zmiany klimatu nie zostały wysłuchane. Samo przyznanie, że świat potrzebuje pilnych działań i przyjęcie zasad wdrażania Porozumienia paryskiego nie jest wystarczające w obliczu zagrożenia, jakim jest zmiana klimatu – uważa Paweł Szypulski, koordynator działu Klimat i Energia w Greenpeace Polska.

 

UE w awangardzie

Niestety, wśród awangardy „walki z klimatem” jest Unia Europejska, co oznacza koszty także dla polskiej gospodarki. „W powstałej Koalicji na Rzecz Wysokich Ambicji znalazły się m.in.: Wyspy Marshalla, Fidżi, Etiopia, Norwegia, Zjednoczone Królestwo, Kanada, Niemcy, Nowa Zelandia, Meksyk i Kolumbia, a także Unia Europejska. Państwa te oraz UE zadeklarowały podwyższenie celów swoich krajowych planów klimatycznych przed 2020 rokiem oraz zwiększenie krótko – i długoterminowych działań klimatycznych” – komentuje WWF. Zwolennikom walki globalnym ociepleniem należy przede wszystkim przypomnieć, że wszelkie działania w tym kierunku podejmowane przez ONZ, UE i państwa oznaczają podwyżki cen energii elektrycznej i paliw. To z kolei będzie pompowało ceny wszystkich towarów i usług. Jednym słowem, przyjmowanie radykalnych rozwiązań w tym zakresie oznacza, że wszyscy – bez wyjątku – zubożejemy.

 

Jak wynika z raportu brytyjskiej Fundacji Polityki Globalnego Ocieplenia, „walka z klimatem” jest kosztowana szczególnie dla biedniejszych warstw społecznych i krajów. Okazuje się, że ustawa o zmianach klimatu w 2014 roku kosztowała przeciętne brytyjskie gospodarstwo domowe 327 funtów rocznie, a do 2030 roku koszt ten ma wzrosnąć do 875 funtów. Już teraz wiadomo, że w wyniku 10 lat obowiązywania tego prawa w Wielkiej Brytanii doszło do gigantycznego transferu 300 mld funtów od ludzi biednych do przemysłu zielonej energii. To pokazuje, że ekofanatykom nie chodzi bynajmniej o ochronę klimatu, a o posiadanie pretekstu, dzięki któremu łatwo uzyskają zgodę społeczną na coraz głębsze sięganie do kieszeni podatnika, także na finansowanie organizacji ekologicznych. Również większość naukowców za odpowiednią kwotę z kieszeni podatników jest gotowa udowodnić dowolną tezę.

Sukces, owszem, ale problem polega na tym, że nie wszyscy zgadzają się z obliczeniami, które mówią o wpływie emisji CO2 na klimat. Prym „walki o klimat” wiedzie Unia Europejska: Bruksela chce, by do 2030 r. kraje UE zmniejszyły emisje CO2 o 40 proc., na ograniczenie emisji dwutlenku węgla do zera do 2050 r. ma zostać wydawana astronomiczna kwota nawet 290 mld euro rocznie. Kto za to zapłaci? My wszyscy, podatnicy. Dla Polski ambicje Brukseli i ONZ mogą okazać się zabójcze, ponieważ prawie 80 proc. energii elektrycznej wytwarza się z wysokoemisyjnego węgla – napisał na FB Czesław Ryszka, senator PiS, członek senackiej Komisji Środowiska.

 

Dalej jest trend dekarbonizacyjny

Podczas negocjacji w Katowicach pojawiło się wiele problemów, bo niektóre państwa broniły własnych interesów, sprzecznych z propozycjami ONZ i wizjami ekologicznych radykałów. Wielką niewiadomą była Brazylia, gdzie niedawno wybory prezydenckie wygrał Jair Bolsonaro, przeciwnik walki z klimatem. Jego przyszły minister spraw zagranicznych Ernest Araújo nazwał naukę o zmianach klimatu „dogmatem” i narzędziem tzw. marksizmu kulturowego, którego celem jest zduszenie zachodnich gospodarek. W związku z tym delegacja Brazylii domagała się korzystniejszych dla siebie rozwiązań w międzynarodowym mechanizmie rynkowym handlu emisjami gazów cieplarnianych. To groziło katastrofą COP24. Ostatecznie strony nie rozstrzygnęły tej kwestii i artykuł 6 Porozumienia paryskiego ma być dyskutowany podczas przyszłorocznego szczytu klimatycznego w Chile.

 

Z polskiej inicjatywy przyjęto na COP24 trzy deklaracje: o sprawiedliwej transformacji, co jest ważne dla regionów górniczych, takich jak Śląsk; o promocji elektromobilności oraz o roli lasów w redukcji CO2. Z punktu widzenia Polski jako kraju, w którym energetyka i ciepłownictwo oparte są o węgiel, fundamentalne znaczenie ma trzeci dokument, który mówi, że do sposobów redukcji emisji dwutlenku węgla wliczane będzie pochłanianie tego gazu przez lasy.

 

Leśne gospodarstwa węglowe to metoda na pokazanie, że jednak mamy alternatywę, ale prędzej czy później Polska i tak – żeby w bilansie emisji CO2 wykazać – będzie musiała zainwestować w energetykę jądrową. To poprawi bilans. Mówiąc wprost, nasz zachodni sąsiad emituje 2-3 razy więcej CO2 i zużywa potężne ilości węgla kamiennego i brunatnego, ale ze względu na to, że w bilansie końcowym ma także energię z odnawialnych źródeł energii i z energetyki atomowej, wygrywa w przedbiegach w kontekście kosztów emisji. Rozwój energetyki jądrowej i budowa farm wiatrowych na morzu plus nasadzenia lasów zgodnie z planem leśnych gospodarstw węglowych powinno w jakimś stopniu wesprzeć naszą elektroenergetykę konwencjonalną na 20-30 lat. To będzie czas na transformację i szukanie innych rozwiązań – mówi poseł Kukiz’15 Krzysztof Sitarski, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa.

 

Ponadto poseł Sitarski uważa, że deklaracja państw świata na COP24 dotycząca redukcji emisji gazów cieplarnianych będzie trudno weryfikowalna, ale wychodzi naprzeciw oczekiwaniom Polski. – Mamy szanse na własną drogę kierowania energetyką i naszymi zasobami. Uniknęliśmy bardzo radykalnych ruchów, które by pozbawiły nasz kraj możliwości rozwoju energetycznego, tylko bylibyśmy importerem energii z zewnątrz. Dalej jest trend dekarbonizacyjny. Dalej bilans energetyczny jest taki, że ceny emisji CO2 są na takim poziomie, który praktycznie bardzo mocno uderza w Polskę jako wytwórcę energii i musimy radzić sobie troszeczkę sposobem. Sposobem jest modernizacja bloków węglowych na o wiele bardziej wydajne i sprawniejsze niż dotychczas wychwytywanie wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń – ocenia poseł Sitarski.

 

Dramatyczne wyzwanie dla biznesu

Jak mówi dyrektor Kulczycka, ustalenia COP24 nie mają bezpośredniego wpływu na Polskę, bo to, co ma wpływ na Polskę, to są ustalenia Unii Europejskiej, która idzie dalej niż ONZ. Obawy biznesu budzi chęć Komisji Europejskiej zwiększenia ambicji na 2050 rok. Komisji chodzi o to, by Europa była zeroemisyjna netto.

 

To jest dramatyczne wyzwanie w przekonaniu biznesu, bo nawet ten cel, który teraz mamy – redukcja o 80-90 proc. – to już jest potężne wyzwanie, to redukcja na poziomie zero netto, to jest coś, do czego technologii w tej chwili jeszcze w ogóle nie mamy. I nawet ten mniejszy cel będzie – w ocenie ekspertów biznesowych niemieckich – bardzo kosztowny, a zrobienie czegoś ponadto to na razie w ogóle nikt nie wie jak. Może tak technologie się rozwiną, że pewne rzeczy do tej pory niewyobrażalne będzie można zrealizować, ale to na pewno będzie bardzo kosztowne – uważa dyrektor Kulczycka.

 

Jak podkreśla ekonomistka, chodzi o sprawy magazynowania dwutlenku węgla pod ziemią, ale także o rolnictwo czy budownictwo, które używa wysokoemisyjnego cementu. Niestety, jak zaznacza poseł Sitarski, Bruksela często nie bierze pod uwagę polskich uwarunkowań historycznych w tym zakresie.

 

Jeżeli przez 50 lat w Europie Zachodniej rozwija się różne formy produkcji energii elektrycznej, a w naszym państwie jesteśmy ukierunkowani i sprofilowani na wydobycie węgla, na energetykę konwencjonalną, to nie można później jedną miarą brać państw, gdzie była pomoc Marshalla i państw za żelazną kurtyną. I o tym Europa Zachodnia zapomina. W tym jest rola naszego rządu. W tym jest przewodnictwo w COP24. W tym też były słowa prezydenta, że nie możemy zapomnieć o węglu i koniec. Bo po prostu nie mamy alternatywy. Suwerenność energetyczna państwa polskiego jest tożsama z suwerennością i niepodległością. Państwo, które traci suwerenność energetyczną, w dalszej perspektywie traci suwerenność, albo bardzo mocno ją ogranicza – mówi Sitarski. – Te nowoczesne technologie energetyczne przyjdą, ale musimy to robić z poszanowaniem ludzi i przemysłu. Nie możemy sobie strzelać w kolano rozwiązaniami tak radykalnymi, jak to chce Europa. Duże koncerny energetyczne przejdą po prostu z Europy do Azji. My staniemy się słabszym gospodarczo rejonem świata, a państwa, które nie są tak radykalnie ograniczane, zwyciężą gospodarczo – podkreśla.

 

To jest gra interesów

Przede wszystkim jednak trzeba zdać sobie sprawę z tego, że w polityce klimatycznej chodzi głównie o biznes. Paweł Sałek, doradca prezydenta RP ds. ochrony środowiska, uważa, że konwencje ONZ ds. klimatu to porozumienia nie tylko klimatyczne, ale quasi-gospodarcze, które „w bezpośredni sposób wpływają na gospodarki krajów, regionów, ale także decydują o tym, kto, gdzie i w jaki sposób na świecie – mówiąc wprost – będzie mógł się rozwijać”. – Być może chodzi tylko o to, żeby dokonywać na siłę w stosunku do innych krajów transferu technologii – mówił Sałek w programie TVP „Warto rozmawiać”.

 

Potwierdza to poseł Sitarski. – To jest gra interesów. To nie jest tak, że wszyscy idą w jednym kierunku. Tu każdy w swoją stronę przeciąga tę linę i dlatego musimy też z poszanowaniem środowiska budować nowoczesną energetykę opartą na miksie energetycznym, ale nie możemy zapominać o tym, że energetyka konwencjonalna to bardzo ważna gałąź stabilizująca energetykę odnawialną – zaznacza poseł Sitarski.

 

Chodzi też o centralizację władzy i kontrolę społeczeństw na poziomie globalnym. – Były wiceprezydent Al Gore (…) przyznał, że raport naukowców ONZ został „podkręcony”, aby ONZ uzyskała więcej władzy regulacyjnej nad światem – mówił Marc Morano z CFACT, były polityk Partii Republikańskiej podczas konferencji na temat „Jaka polityka klimatyczna dla Polski?” zorganizowanej przez Instytut Globalizacji w Gliwicach. – Im chodzi o centralne sterowanie, aby regulować gospodarkę – dodał.

 

Ekologia – jak najbardziej, ale bez wtrącania się do tego państwa. To rynek powinien decydować, z czego opłaca się produkować energię, a z czego nie, a nie politycy, którzy wymuszają te decyzje z jednej strony karami w postaci np. obowiązku kupowania uprawnień do emisji dwutlenku węgla, a z drugiej strony – poprzez ulgi podatkowe i dotacje do tzw. odnawialnych źródeł energii. Nie na tym polega wolna i uczciwa konkurencja. Nie chodzi o to, by nie rozwijać technologii odnawialnych źródeł energii. Chodzi o to, by nie płacił za to podatnik, by zajmował się tym rynek, a nie państwo. – Kiedy pojawia się wolność i wzrost dobrobytu, poziom zanieczyszczeń zmniejsza się – podkreśla Craig Rucker z CFACT.

 

Za rozwiązaniem rynkowym opowiada się też europoseł Dobromir Sośnierz z Wolności, który uważa, że jeżeli ktoś wydala do środowiska określone ilości zanieczyszczeń, to powinien ponosić tego konsekwencje. – Nie powinno się narzucać rozwiązań typu: w ciągu roku macie zejść o 30 proc. z emisją, zabronimy silników diesla, stosujmy wiatraki itd. Bo te rozwiązania często będą złe i błędne. Urzędnicy nie są w stanie ocenić z góry, które rozwiązanie będzie właściwe i które się sprawdzi. To rynek zweryfikuje. Ci, którzy dzięki temu będą najmniej emitować zanieczyszczeń do środowiska, będą płacili mniejszy podatek i ich rozwiązania z biegiem czasu się sprawdzą. Będą jednocześnie ekonomiczne i ekologiczne – uważa europoseł Sośnierz.

 

Niestety, nie jest to sposób rozumowania ani ONZ, ani UE, co pokazała konferencja COP24 w Katowicach.

Tomasz Cukiernik

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie