19 maja 2016

Dylemat Niemców: islam udomowiony czy islam w kaftanie bezpieczeństwa?

(© Emmanuele Contini/NurPhoto via ZUMA Press / Forum)

Islam należy do Niemiec – przekonuje kanclerz Angela Merkel. Nie, jest tu ciałem obcym – odparowuje antyimigrancka AfD. Opinia większości wyborców sytuuje się gdzieś pośrodku. Jaki będzie islam za Odrą?

 

Niemiecka lewica i chadecja chcą stworzyć nową religię: islam środkowoeuropejski. Miałby on cechować się poszanowaniem dla demokracji i praw człowieka, a poprzez nasiąknięcie niemieckością uodpornić się na radykalną ideologizację. Nie wszyscy jednak Niemcy wierzą w powodzenie tego projektu. Ich głosem stała się Alternatywa dla Niemiec, wskazująca na roszczenia polityczne wpisane w samą naturę islamu. AfD zamiast tworzenia rodzimej wersji islamu proponuje narzucenie muzułmanom ścisłego kaftana bezpieczeństwa. Niezależnie od tego, która koncepcja przeważy, jedno jest pewne: niemieckich muzułmanów czekają zmiany.

Wesprzyj nas już teraz!


Propozycja Alternatywy


Zacząć wypada od propozycji Alternatywy dla Niemiec, choćby dlatego, że z krytyki islamu czyni ona oś swojego programu politycznego. Ponadto, jako jedyna niemiecka partia prezentuje podejście całościowe i w niewielkim tylko stopniu spętane więzami poprawności politycznej. AfD, stawiając się w opozycji do wszystkich ustabilizowanych partii politycznych, może pozwolić sobie na specyficzną retorykę, która odzwierciedla mało wprawdzie poprawne, ale za to szeroko rozpowszechnione wśród Niemców poglądy. Choć w RFN o miejscu islamu w społeczeństwie mówi się od lat, to dopiero koncepcja przedstawiona przez to właśnie ugrupowanie – nieoficjalnie w marcu, a oficjalnie 1 maja tego roku – postawiła sprawę na ostrzu noża. Zmusiła bowiem starsze partie polityczne do wypracowania bardziej wyrazistego stosunku wobec islamu.

W obszarze konkretnych rozwiązań Alternatywa nie zaproponowała w zasadzie niczego oryginalnego. Jednak już samo podjęcie tematu w taki sposób spowodowało przyrównywanie tej partii do NSDAP. Tak uczynił Aiman Mazyek, przewodniczący Centralnej Rady Muzułmanów w Niemczech. Na antenie jednej z telewizji bez cienia zażenowania powiedział, że wyznawcy Allaha stali są dla AfD tym, czym Żydzi byli kiedyś dla NSDAP. A przecież to tylko jedna z wielu niezwykle ostrych wypowiedzi, zarzucających Alternatywie ksenofobię, rasizm czy faszyzm. Co tak właściwie budzi te skrajne reakcje?

Islam nie należy do Niemiec


Nie chodzi bynajmniej o radykalizm żadnego z praktycznych postulatów ugrupowania. Zakaz zakrywania twarzy? Funkcjonuje przecież już we Francji. „Koniec z minaretami”? Nie można wznosić ich w Szwajcarii. Chęć zabronienia uboju rytualnego? Też nie, był on przecież przez pewien czas zabroniony w różnych krajach. Nie chodzi także o pomysł zakazu finansowania islamskich organizacji i meczetów przez podmioty zagraniczne, bo zgadza się z nim duża część nie tylko CDU/CSU, ale także lewicowych polityków SPD i Zielonych. Problem leży gdzie indziej: Alternatywa jest jedną z nielicznych partii, która stwierdza jednoznacznie, że islam nie należy do Niemiec (to robi jeszcze część CSU/CDU) – i całkowicie jedyną, która w islamie upatruje immanentnego zagrożenia politycznego. AfD sądzi, iż roszczenie do narzucenia całemu społeczeństwu prawa szariatu jest nieodłączną cechą islamu, a zatem religię tę trzeba traktować w sposób szczególny. Tak postawić sprawy w Niemczech, zamieszkanych obecnie przez około 7 milionów muzułmanów, nie odważył się postawić jeszcze nikt. W swoim programie AfD pisze tymczasem:

 

 

„Islam nie należy do Niemiec. W jego rozpowszechnianiu i w obecności wciąż rosnącej liczby muzułmanów AfD dostrzega wielkie wyzwanie dla państwa. Ortodoksyjny islam, który nie respektuje naszego porządku prawnego, a nawet go zwalcza oraz podnosi żądanie panowania jako jedyna dopuszczalna religia, jest niezgodny z naszym porządkiem prawnym oraz kulturą. Wielu muzułmanów żyje w zgodzie z prawem, to zintegrowani i normalni członkowie naszego społeczeństwa. AfD domaga się jednak powstrzymania tworzenia się paralelnych islamskich społeczeństw z sędziami szariatu. [AfD] Nie chce dopuścić, by muzułmanie radykalizowali się religijnie w kierunku gotowego do przemocy salafizmu i terroru”.


Finansowanie meczetów


Takie postawienie sprawy wprost przeraża przedstawicieli pozostałych niemieckich partii. W większości deklarują oni wiarę w możliwość powołania życia islamu stonowanego, wolnego od roszczeń politycznych, który można byłoby nazwać islamem niemieckim. CDU/CSU, SPD, Zieloni, Lewica, FDP – poza drobnymi wyjątkami politycy tych ugrupowań bardziej lub mniej gorliwie akceptują polityczną deklarację kanclerz Angeli Merkel, która stwierdziła w ubiegłym roku, cytując prezydenta Wulffa: „Islam należy do Niemiec”. Owszem, wszyscy przyznają, że istnieje ryzyko radykalizacji i gorąco chcą mu przeciwdziałać.

 

Najpopularniejszym postulatem jest ten mówiący o odcięciu niemieckich muzułmanów od finansowych wpływów zagranicznych. Właściwie nie wiadomo, ile meczetów i domów modlitw istnieje w kraju za Odrą, bo część z nich funkcjonuje nieoficjalnie. W ubiegłym roku znanych było 3 tysiące takich placówek, z tego niemal trzecia część zarządzana jest z Turcji przez organizację Ditib, silnie powiązaną z rządem w Ankarze. Pracuje tam około tysiąca imamów wysłanych do Niemiec znad Bosforu. Nieznana liczba podobnych instytucji działa wyłącznie dzięki pieniądzom i innym formom wsparcia Arabii Saudyjskiej oraz innych bogatych państw arabskich. Niemieckie służby mają z meczetami pełne ręce roboty: obecnie 90 z nich objętych jest stałą kontrolą jako potencjalne rozsadniki terroryzmu. Infiltracja jest niełatwa, bo w większości meczetów naucza się po arabsku lub turecku, nie po niemiecku. Szereg meczetów ma charakter otwarcie salaficki i wysyła młodych Niemców – tak rodowitych jak i posiadających korzenie imigranckie – na dżihad, do Syrii czy Iraku.

Przeszkoda polityczno-ekonomiczna


Ten stan rzeczy nie podoba się niemal nikomu. O konieczności zakazu utrzymywania meczetów przez ośrodki zagraniczne oraz nakazie nauczania po niemiecku mówią nie tylko politycy AfD, ale także działacze CSU, CDU, SPD i Zielonych. Plany zmian są coraz poważniejsze; pod koniec kwietnia projekt ustawy przedstawiła grupa polityków CDU, wzorując się na prawodawstwie austriackim, zakazującym finansowania meczetów zza granicy oraz forsującym niemiecki jako język nauczania wiary mahometańskiej. Jak na razie zmianom przeciwny jest jednak Urząd Kanclerski. Pytany w kwietniu o sprawę tysiąca tureckich imamów stwierdził on lakonicznie, że współpraca z organizacją Ditib jest dobra. Nic dziwnego: Angela Merkel swoją przyszłość polityczną uzależniła od powodzenia umowy unijno-tureckiej o zwalczaniu kryzysu imigracyjnego. Nie chce więc drażnić prezydenta Erdogana, który z Ditib ma – według niemieckich mediów – bliskie związki.

 

Wbrew deklaracjom, kłopoty mogą pojawić się także w relacjach z Arabią Saudyjską. Po pierwsze, trudno uchwalić ustawę zakazującą finansowania przez jeden tylko kraj. Po drugie, Saudowie są trzecim największym odbiorcą niemieckiej broni. Choć sprzedaż zbrojeń do krajów arabskich i afrykańskich jest w Niemczech od dawna krytykowana, w roku 2015 znacząco wzrosła względem roku poprzedniego. Odpowiadają za to politycy kierowanej przez wicekanclerza Sigmara Gabriela SPD. W tym kontekście apelu o zaprzestanie finansowania meczetów, jaki Gabriel wystosował w ubiegłym roku do Saudów, nie można chyba traktować szczególnie poważnie.

Wyborcy domagają się zmian


Nawet jeżeli po następnych wyborach do Bundestagu AfD pozostanie bez wpływu na rząd, jest bardzo prawdopodobne, że jakieś zmiany w obszarze podejścia do islamu zostaną podjęte. Domaga się tego znaczna liczba wyborców. Większości bliżej jest raczej do konceptów AfD czy CSU niż do linii kanclerz Merkel, nie wychodzącej poza ogólnikowe slogany o konieczności walki z ekstremizmem. Według najnowszych sondaży, aż 60 procent Niemców uważa, że islam „nie należy do Niemiec”, tyle samo jest zdania, iż po prostu nie pasuje on do zachodniej kultury.  57 proc. obywateli RFN twierdzi, że stanowi on po prostu groźne zjawisko. 40 procent nie ukrywa, iż ze względu na muzułmanów czuje się w swoim kraju obco. Co czwarty Niemiec chciałby zakazać muzułmanom możliwości migracji do RFN. 41 proc. uważa, że większość wyznawców Allaha nie akceptuje niemieckiej konstytucji. 49 proc. sądzi, że islam ma na społeczeństwo zbyt duży wpływ. Co czwarty obywatel czuje się osobiście zagrożony przez muzułmanów.

Udomowienie islamu?


Islam już jest ważnym tematem wyborczym – a bez wątpienia będzie nim coraz bardziej.  Obecność wyznawców Allaha w niemieckim życiu społecznym zwiększa się z każdym miesiącem, do czego walnie przyczynia się masowa imigracja. Sami zresztą muzułmanie stają się bardzo znaczącą grupą wyborców. Według statystyk z roku 2008, islam wyznawało aż 1,8 mln obywateli RFN, co stanowiło 2,5 proc. społeczeństwa (wszystkich muzułmanów było wówczas w Niemczech prawie 4 mln, dziś ich liczbę można szacować na około 7 mln). Jak pokazują badania przeprowadzane przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, muzułmańscy imigranci głosują przede wszystkim na lewicę: SPD oraz Zielonych (razem 87 proc.).

Wyborcy muzułmańscy stanowią więc bardzo ważną część tradycyjnych wyborców lewicy. SPD i Zieloni nie mogą pozwolić sobie na zbyt ostrą retorykę względem islamu. To oznacza, że zagospodarować rosnący antyislamski elektorat musi CDU, jeżeli tylko nie chce całkowicie oddawać pola AfD. Partia Merkel już ogromnie traci na rzecz Alternatywy. By to zmienić nie wystarczą już tylko slogany o walce z ekstremizmem; potrzeba zupełnie konkretnych i dość spektakularnych działań. Można spodziewać się zatem, że postulaty odcięcia niemieckich muzułmanów od finansowego wsparcia z zagranicy oraz zwiększenia udziału języka niemieckiego w meczetach zostaną zrealizowane jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami. Obecność AfD tak ostro stawiającej temat islamu po prostu to wymusza. Jeżeli zatem nie wydarzy się żaden kataklizm, islam będzie w Niemczech oswajany. Z jakim skutkiem?

 

 

Paweł Chmielewski




  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie