16 lipca 2019

Co dalej z niepodległością Białorusi? Już w środę spotkanie Putina i Łukaszenki

(Putin i Łukaszenka. Kremlin.ru [CC BY 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by/4.0)])

Na środę 17 lipca zaplanowane zostało spotkanie Władimira Putina z Alaksandrem Łukaszenką. Odbędzie się na wyspie Wałaam. Pierwotnie rozmowa dwóch przywódców owiana była nimbem tajemnicy, jednak dywagacje dotyczące głębszej integracji Rosji i Białorusi stały się tematem z pierwszych stron gazet, a służby prasowe Mińska i Moskwy już nie ukrywają, że realizacja zapisów o Państwie Związkowym Rosji i Białorusi oraz zacieśnieniu dwustronnej współpracy będą ważną pozycją w agendzie rozmów „w cztery oczy”.

 

Pretekstem do spotkania liderów Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi jest VI Forum Regionów, które w dniach 17-18 lipca odbędzie się w Petersburgu. Program forum przewiduje czas na dwustronne spotkania polityków, a rozmowy Putina i Łukaszenki zaplanowano na wyspie Wałaam, w północnej części wielkiego jeziora Ładoga, położonego na wschód od Petersburga.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W niektórych rosyjskich mediach w doborze miejsca dwustronnego spotkania dopatrywano się chęci stworzenia przez Putina atmosfery jedności Rosji i Białorusi. Na wyspie położony jest bowiem Monastyr Wałaamski, znajdujący się w jurysdykcji Patriarchy Moskwy i Wszechrusi, którego historia zaczyna się w XIV wieku, a jego zwierzchność uznają także prawosławni z Białorusi.

 

Zabieg ten może okazać się chybiony, ponieważ – jak podkreśla rosyjski portal dni.ru – na Białorusi z roku na rok rośnie liczba katolików i unitów, a prawosławie znajduje się w odwrocie. Próba nadania rozmowom politycznym religijnego tła może zaszkodzić Putinowi w przypadku dalszego zwlekania przez Łukaszenkę z wypełnieniem zapisów o Państwie Związkowym Rosji i Białorusi. Prawosławni Rosjanie już teraz mają negatywną opinię o zapraszaniu „schizmatyka” Łukaszenki do miejsca będącego ważnym centrum religijnym prawosławia.

 

Zachowanie Łukaszenki wobec Putina i zwlekanie z pogłębieniem integracji w ramach Państwa Związkowego Rosjanie nazywają wprost „grą na dwa fronty”, oczekując od prezydenta Rosji zastosowania bardziej zdecydowanych form nacisku na Białoruś.

 

Czy więc podczas spotkania prezydentów Białorusi i Rosji zostanie ogłoszona treść dokumentu o głębszej integracji obydwu państw? Na co zgodzi się Alaksandr Łukaszenka, którego jesienią tego roku czekają wybory parlamentarne, zaś w przyszłym roku prezydenckie? Czy Władimir Putin pogrąży prezydenta Białorusi rezygnując z udzielania pomocy gospodarczej mniejszemu sąsiadowi? Te pytania zadawane są w wielu europejskich stolicach z uwagą obserwujących zabiegi Moskwy o faktyczną inkorporację Białorusi.

 

Z pozycji autokraty

Sprawujący funkcję prezydenta Białorusi od 10 lipca 1994 roku Łukaszenka wywalczył sobie pozycję władcy autokratycznego wygrywając bitwę z parlamentem w roku 1995. Opozycja zasiadająca w parlamencie nie godziła się wówczas na referendum w sprawach zmiany symboliki państwowej (rezygnację z historycznego herbu Pogoni), nadania językowi rosyjskiemu statusu języka państwowego, przyznania prezydentowi prawa do rozwiązania parlamentu i pogłębieniu współpracy gospodarczej z Rosją. Sprzeciwiający się pomysłom Łukaszenki posłowie opozycyjnego Białoruskiego Frontu Narodowego rozpoczęli głodówkę i okupację sali posiedzeń Rady Najwyższej.

 

Za „przejście Rubikonu” przez Łukaszenkę uznaje się datę 12 kwietnia 1995 roku, gdy prezydent wprowadził do parlamentu oddziały OMON-u, którego funkcjonariusze z użyciem pałek przerwali protest posłów, a opornych wyrzucili na ulicę. Do osiągnięcia „standardów” komunistycznych brakowało tylko ofiar śmiertelnych. Miesiąc po tych wydarzeniach Łukaszenka wygrał referendum, uzyskując nad przeciwnikami miażdżącą przewagę. Od tego momentu zwyczaj wygrywania wszystkich wyborów stała się immanentną cechą białoruskiego modelu politycznego. Natomiast dla europejskiej i światowej opinii publicznej stało się jasne, że po upadku Związku Sowieckiego klimat posowiecki będzie na Białorusi podtrzymywany.

 

Ograniczona suwerenność

Przez ostatnie 25 lat obserwowano sinusoidalne zmiany w werbalnych relacjach między Moskwą a Mińskiem oraz między Mińskiem a pozostałymi państwami europejskimi. Alaksandr Łukaszenka raz ocieplał swój wizerunek i pokazywał się jako niezależny od Moskwy polityk, innym razem ściskał się z Putinem i wygłaszał peany na cześć przyjaźni z Federacją Rosyjską.

 

Ćwierć wieku ukłonów raz w kierunku wschodnim, a raz w zachodnim, pozwalało białoruskiemu liderowi balansować między UE a Rosją, osiągając w ten sposób pewne korzyści ekonomiczne oraz zapewniając swojemu społeczeństwu względny spokój polityczny i społeczny. Na eksponowanie suwerenności Białorusi Łukaszence przyzwalał Kreml, wiedząc, że władze w Mińsku mogą być przydatne w roli pośrednika w trudnych negocjacjach, w rodzaju tych, jakie rozpoczęto z Ukrainą po wybuchu konfliktu w Donbasie. Wypełnienie podpisanych 12 lutego 2015 roku przez prezydentów Ukrainy, Rosji, Francji oraz kanclerz Niemiec i mających doprowadzić do rozwiązania konfliktu zbrojnego na wschodzie Ukrainy porozumień mińskich okazało się równie „skuteczne”, jak umowa rosyjsko-białoruska z 26 stycznia 2000 roku o utworzeniu Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Od początku tego wieku sytuacja w Europie i w świecie jednak znacząco się zmieniła.

 

Rosyjski bilans

Angażująca się w kolejne konflikty w świecie i podejmująca próby wypchnięcia Stanów Zjednoczonych z ważnych dla Kremla regionów (Syria, Turcja, Azja Środkowa, Wenezuela) Rosja zdaje się teraz robić bilans prawdziwych sojuszników i oddzielania ich od niepewnych przyjaciół.

 

Dlatego też Władimir Putin od dłuższego czasu sygnalizuje Alaksandrowi Łukaszence, że nadchodzi chwila, gdy powie „sprawdzam”, a okazją będzie ocena zaawansowania integracji państwowej, na którą obydwie strony zgodziły się dziewiętnaście lat temu. Łukaszenka ewidentnie stara się odwlekać nadejście chwili prawdy, gdy nie będzie już mógł udawać przed Kremlem, że jest jego stuprocentowo pewnym ogniwem w międzynarodowej układance. Dla Putina – grającego o wpływy na Bliskim Wschodzie i w Azji – partnerzy tacy jak Turcja, Chiny czy Iran są bardziej znaczący, ale polityczny patronat nad obszarem Białorusi jest niezbędny do zachowania wpływów w Europie. Tymczasem w Moskwie zapamiętano, że w ramach okazywania suwerenności Białoruś uznała niepodległość Kosowa, zdradzając tym samym Serbię, którą Rosja uznaje za swój ostatni już bastion na Bałkanach.

 

Kreml traci cierpliwość

Z wyczerpywania się cierpliwości Władimira Putina wyciągają wnioski białoruscy ekonomiści. Wiedzą, że narzędzia ekonomiczne Kremla mogą przeważyć o być albo nie być Łukaszenki, a może i samego państwa białoruskiego.

 

W niedzielę 14 lipca białoruski portal udf.by opublikował materiał, w którym ekonomista Leonid Złotnikow podkreśla, że Białoruś nie tylko nie jest w stanie zwrócić już zaciągniętych długów (wobec Rosji to ponad 20 mld dolarów), ale nawet może nie przetrwać bez bieżącej pomocy Rosji, ocenianej rocznie na 5 mld dolarów. Zagrożenie dla Łukaszenki sygnalizują też rosyjskie media, a portal dni.ru prognozuje, że rozpoczęty już proces ograniczania pomocy Moskwy dla Mińska będzie skutkować spadkiem kursu rubla białoruskiego z 2,0-2,5 rubla za amerykańskiego dolara do poziomu nawet 8-10 rubli.

 

Już dzisiaj Białorusini zarabiają 2-3 krotnie mniej niż ich sąsiedzi – Polacy i Litwini. Dewaluacja białoruskiego rubla i spadek siły nabywczej, a tym samym pauperyzacja obywateli Białorusi, wytrąci Łukaszence i tak już słabnący argument spokoju ekonomicznego. Łukaszenka, jak każdy władca autorytarny, ma powody, by obawiać się kryzysu gospodarczego połączonego z brakiem swobód politycznych. Mając perspektywę jesiennych wyborów parlamentarnych, prezydent Białorusi nie ma dużego pola manewru w negocjacjach z Władimirem Putinem. Decydujące rozmowy mogą co prawda nie odbyć się 17-19 lipca w Sankt Petersburgu, ale ich data raczej nie powinna być odległa. Jeżeli Putinowi uda się dokonać przełomu w integracji z Białorusią, to w roku 2024 może być on kandydatem już nie na prezydenta Federacji Rosyjskiej, ale na głowę nowego państwa związkowego, które będzie miało z Polską granicę długości 628 km.

 

 

Źródło: belsat.eu / tsargrad.tv / dni.ru / news.ru

Jan Bereza

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 063 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram