4 kwietnia 2019

Cios dla Erdogana. AKP traci duże miasta. Presja USA wzmaga się

(Fot. Reuters / Huseyin Aldemir / Forum)

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan i jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) otrzymali poważny cios w wyborach samorządowych, tracąc władzę w niektórych dużych miastach, w tym w stolicy kraju. Erdogan obecnie jest pod silną presją tak ze strony USA, jak i UE.

 

Po raz pierwszy od 25 lat Ankara, licząca 4,6 mln ludności, nie będzie już administrowana przez partię Erdogana ani jej islamskich prekursorów, ale przez opozycyjną Republikańską Partię Ludową (CHP), której kandydat wygrał o włos (niewiele ponad pół punktu procentowego). AKP kwestionuje wynik, wskazując na „nieważne głosy i nieprawidłowości”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

CHP zachowała również kontrolę nad trzecim co do wielkości miastem Turcji, Izmirem (2,8 mln mieszkańców).

 

W Stambule (14 mln mieszkańców), chociaż ostateczne ogłoszenie wyników spoczywa w rękach Najwyższej Rady Wyborczej kraju, kandydat CHP obecnie prowadzi po podliczeniu większości głosów.

 

Obecny prezydent Turcji był niegdyś burmistrzem Stambułu (w latach 1994-1998). Utrata największego i najbardziej historycznego miasta w Turcji, także po 25 latach rządów AKP, byłaby szczególnym ciosem dla przywódcy tureckiego.

 

Erdogan jeszcze w trakcie kampanii przed wyborami lokalnymi podkreślał, że będą one „osobistym referendum” i kwestią „przetrwania” partii oraz kraju, doświadczającego kryzysu gospodarczego.

 

Kandydaci AKP zdobyli 44,3 proc. głosów w porównaniu z 30,1 proc. CHP. Sojusz AKP i Partii Ruchu Nacjonalistycznego (MHP) ma łącznie ponad 51 procent głosów w całym kraju.

 

Erdogan, który jest u władzy nieprzerwanie od 25 lat, najpierw jako premier, a następnie prezydent (przez ostatnie 16 lat) przyzwyczaił się do wygrywania elekcji.

 

Komentując wstępne wyniki przywódca Turcji podkreślił, że AKP wygrała 15 kolejnych wyborów krajowych i podziękował wyborcom za „okazanie wrażliwości na kwestię przetrwania”. Odnosząc się do porażki w niektórych ważnych miastach, zaznaczył, że partia od zaraz bierze się do pracy, by uporać się z „brakami”. Prezydent zapowiedział, że teraz AKP skupi się na sprawach ekonomicznych.

 

Następne wybory zaplanowane są na 2023 r., czyli w setną rocznicę założenia  Republiki Tureckiej przez Kemala Ataturka. Erdogan może jednak pozostać u władzy aż do 2028 r., wskutek noweli konstytucji, rozszerzającej uprawnienia prezydenta, która weszła w życie w 2018 r., o ile wygra wybory w 2023 r.

 

W poniedziałek turecki przywódca otrzymał wiadomości gratulacyjne od sojuszników, w tym prezydenta Rosji Władimira Putina, premiera Pakistanu Imrana Khana i przewodniczącego Autonomii Palestyńskiej, Mahmuda Abbasa.

 

Jeszcze podczas kampanii, AKP atakowała partie opozycyjne, wskazując, że są narzędziami dwóch wrogów – separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) i Fethullaha Gulena, duchownego, przebywającego w USA. Ten dawny sojusznik Erdogana jest oskarżany o próbę nieudanego zamachu stanu w połowie 2016 roku.

 

Liberalne media, komentując wyniki wyborów określiły je mianem „trzęsienia ziemi”.  Niektórzy analitycy zaczęli się zastanawiać, czy prezydent zaryzykuje rozpętanie fali protestów ludowych. Zauważają jednak, że jeszcze bardziej zdestabilizowałyby one gospodarkę, której pogarszający się stan – presja USA i podmiotów międzynarodowych także przyczyniły się do tego), to główny czynnik napędzający potężne zyski opozycji.

 

Erdogan zobowiązał się uczynić gospodarkę priorytetem dzięki nowym reformom strukturalnym. Nawiązał do błędów swojej partii i mówił o zmianach w gabinecie, mających na celu przywrócenie zaufania rynku.

 

Jednocześnie prezydent przysiągł, że poprowadzi ofensywę przeciwko wspieranym przez USA kurdyjskim bojownikom, kontrolującym północną granicę Syrii z Turcją na wschód od Eufratu.

 

Obecna ekipa rządząca przeżywa oblężenie. Turcja opiera się naciskom USA, które chcą ją zmusić do rezygnacji z zakupu najnowocześniejszego rosyjskiego systemu obrony przeciwrakietowej S-400.

 

Pentagon w ramach presji zawiesił dostawy sprzętu związanego z produkcją myśliwców F-35. Spadła również po raz kolejny wartość liry tureckiej.

 

W środę w Waszyngtonie w rocznicę 70-lecia powstania Sojuszu Północnoatlantyckiego amerykański wiceprezydent Mike Pence i sekretarz stanu Mike Pompeo wydali silne ostrzeżenia w sprawie zakupu przez Turcję systemu  S-400 i planowanej ofensywy w Syrii.

 

Pence, przemawiając podczas konferencji „NATO Engages” ostrzegł Ankarę przed próbą zakupu rosyjskiej „tarczy”. – Pentagon to już wyjaśnił na początku tego tygodnia i powtarzam dzisiaj: jeśli Turcja doprowadzi do końca zakup rosyjskiego systemu rakietowego S-400, ryzykuje wydaleniem ze wspólnego programu F-35 – mówił Pence.

 

To „zaszkodzi nie tylko zdolnościom obronnym Turcji”, ostrzegł, „ale może sparaliżować wielu tureckich producentów komponentów, którzy są dostawcami dla tego programu”.

 

„Turcja musi wybrać”, kontynuował wiceprezydent USA, „czy chce pozostać krytycznym partnerem w najbardziej udanym sojuszu wojskowym w historii, czy też chce zaryzykować bezpieczeństwo tego partnerstwa, podejmując lekkomyślne decyzje, które podważają nasz sojusz?”.

 

Szef tureckiej dyplomacji, Mewlut Cavusoglu stanowczo zareagował, stwierdzając, że proces zakupu S-400 jest już ukończony. – Nie cofniemy się. Turcja nie musi wybierać między Rosją a innymi – odparł.

 

W środę wieczorem po spotkaniu Cavusoglu z sekretarzem stanu, Mike Pompeo złagodził ton wypowiedzi. Wyraził „poparcie dla trwających negocjacji w sprawie północno-wschodniej Syrii”. Mniej dosadnie wyraził „swoje obawy” na temat „potencjalnego zakupu”  przez Turcję systemu S-400. Jednocześnie apelował o wypuszczenie „niesłusznie zatrzymanych w Ankarze obywateli USA”.

 

Z szefem tureckiego MSZ spotkali się także przewodniczący komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów Eliot Engel (D, Nowy Jork) i starszy członek komisji, republikanin Michael McCaul (R, Teksas). Podobnie jak Pence i Pompeo, kongresmeni ostrzegali Cavusoglu przed skutkami zakupu  systemu S-400, grożąc utratą statusu w NATO.

 

Portal kurdistan24.net., powołując się na komentarz dr Aykan Erdemira, byłego parlamentarzysty tureckiego, obecnie związanego z Fundacją Obrony Demokracji zwraca uwagę, że wątpliwości wobec zakupu S-400 podnosi także Polska. Jako pierwszy publicznie tę kwestię miał podnieść polski attache wojskowy, który zapytał, czy w tureckiej współpracy obronnej są jakieś „czerwone linie” z Rosją.

 

– Myślę, że pytanie pokazuje, iż wśród innych państw NATO rosną obawy o pogłębiającą się współpracę Turcji z Rosją w dziedzinie obronności – stwierdził Erdemir.

 

Tureccy urzędnicy oskarżają USA o upolitycznienie zakupu tarczy rosyjskiej. Murat Aslan, turecki analityk obrony i były oficer wojskowy, mówi, że arsenały obronne państw bałtyckich i wschodnioeuropejskich składają się zarówno z systemów rosyjskich, jak i NATO, w tym obejmują one radary i mechanizmy wsparcia. Zakwestionował sprzeciw USA wobec zakupu S-400 .

 

Wyjaśnił też, dlaczego Ankara nie chce amerykańskich Patriotów. – Turcja zaczęła kupować amerykański system obrony powietrznej, ale to strona amerykańska zażądała bardzo wysokiej ceny, warunkowości i pojawiły się obawy związane z prawdopodobnym wetem Kongresu USA – mówił Al Jazeerze.

 

Jego zdaniem, argumenty dot. obaw o „interoperacyjność” między zachodnimi i wschodnimi systemami obronnymi są bezpodstawne. – Umowa z rosyjskim rządem nie zakazuje żadnego dodatkowego oprogramowania, które Turcja może modyfikować, zgodnie ze standardami krajowymi i NATO – przekonywał.

 

Niektórzy inżynierowie obrony twierdzą, że Turcja może przeprojektować oprogramowanie tylko dla części, do których Rosja zapewnia dostęp, a zbudowanie całkowicie „lokalnego” oprogramowania do sterowania S-400 jest niemożliwe.

 

Aslan ocenił, że hegemonia USA w przemyśle obronnym kończy się, rosyjskie systemy obrony powietrznej są bardziej wykwalifikowane. – Ostatecznym celem Stanów Zjednoczonych jest uzależnienie każdego kraju, obecnie Turcji, od amerykańskich zasobów wojskowych, aby określić, co robić lub czego nie robić – mówił, wyrzucając Waszyngtonowi, że popiera Kurdów.

 

Źródło: cnsnews.com / al.-monitor.com / kurdistan24.net / aljazeera.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram