13 listopada 2014

Jak upada samorząd

(fot. Bartlomiej Kudowicz/FORUM )

Polityka w Polsce tabloidyzuje się w sposób coraz bardziej nieznośny. Dotyka to także polityki samorządowej z wielką dla niej szkodą. To jednak tylko jeden z przejawów jej degrengolady.

 

Polityka samorządowa – jak każda – ma swoje blaski i cienie. Tych pierwszych, wziąwszy pod uwagę jej cele – wydaje się być jednak więcej. Dlaczego? Bo samorząd jest pewną formą organizacji wspólnoty nie w wymiarze globalnym, ale tym mikro. Władze samorządowe – tu nie brzmi to jak wytarty komunał – są więc autentycznie blisko ludzi, mając realną szansę penetrowania problemów lokalnych wspólnot i ich rozwiązywania. Stąd autentyczna władza polityczna, rozumiana jako organizator życia wspólnoty zamieszkującej dane terytorium, powinna być zogniskowana przede wszystkim w samorządach. Tymczasem te, topione w powodzi biurokracji i nawarstwienia kompetencji (gmina-powiat) gubią nierzadko swój zasadniczy cel. Do tego dochodzi zupełnie nowe zjawisko w samorządowej polityce – coraz bardziej dominujące w kampaniach wyborczych przekonanie, że im więcej będą o kandydacie mówić, tym lepiej. Nie ważne jak, ważne, że mówią.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nad niskim poziomem kampanii…

 

…w wyborach samorządowych można załamać ręce. Co w ostatnich dniach stało się główną jej osią? Spór Ewy Kopacz z Jarosławem Kaczyńskim o ewentualne spotkanie szefa rządu z liderem PiS. Doprawdy, trudno pojąć co to ma wspólnego z polityką samorządową. Gdy jednak spojrzeć na polityczną mapę ostatnich kilku lat, to jasno widać, że zarówno PiS jak i PO są żywotnie zainteresowane w medialnym podgrzewaniu jałowego już zupełnie sporu, nawet jeśli jego ofiarą – cóż dla polityka znaczy jedna ofiara? – miałoby paść dobro polskiego samorządu.

 

Jaki interes mają Kopacz i Kaczyński w personalizowaniu sporu politycznego? Gra toczy się od dawna o wyeliminowanie z niej innych ugrupowań, by emocje Polaków mogły być przejęte przez PiS i PO. Porozumienie tych dwóch partii nie jest wcale teorią spiskową, ani luźnym konceptem publicystycznym. To zupełnie normalny w demokratycznych warunkach kontrakt dwóch sił politycznych. I – dodajmy – nie jest to pomysł nowy. W okresie rządów AWS podobną ofertę pod adresem koalicji wystosowało opozycyjne SLD, o czym mówił swego czasu jego szef Leszek Miller. Problem w tym, że solidarnościowcy nie byli wówczas zdyscyplinowaną organizacją partyjną, ale dość swobodną grupą zespajaną zdobytą władzą i parlamentarnymi krzesłami. Warto mimo to zwrócić uwagę, że Miller nie cofnąłby się przed zawarciem takiej umowy, mimo iż sam ostro atakował rządzącą AWS-UW prezentując tym samym namiastkę twardej, zdecydowanej opozycyjności, znanej nam z obecnej postawy PiS, a wcześniej PO.

 

Kopacz i Kaczyński świetnie zdają sobie sprawę z problemu jakim jest ucieczka Tuska do Brukseli. Oto bowiem jeden z sygnatariuszy umowy zawartej w 2005 roku na de facto dwupartyjny system między opozycją a władzą udał się na wyprawę po unijne złote runo, co zmienia wymiar zawartego nieformalnie paktu. Premier i szef PiS muszą więc rozgrzewać konflikt do białości, by ustawić nowego szefa rządu w należytych pozycjach: „tego złego” – z punktu widzenia wyborców PiS i „wybawcy od rządów prawicy” – z punktu widzenia głosujących na PO.

 

Wybory samorządowe stały się więc świetną okazją, by kliknąć przycisk „odśwież” i zaprezentować wyborcom zmiany, dokonane w polskiej polityce w ostatnich tygodniach. Oczywiście tej centralnej, nie samorządowej. Wybory zaplanowane na 16 listopada nie są więc okazją do przedyskutowania kształtu samorządu i jakości władz w poszczególnych regionach, ale przede wszystkim stanowią preludium przed przyszłoroczną kampanią wyborczą.

 

Dochodzi do tego tabloidyzacja…

 

                …wyborów, co dziwi wszak nie wymagają one od kandydata zdobywania wielkiej i nierzadko – przyznajmy – niezbyt chlubnej medialnej sławy. Samorząd stanowi bowiem bardzo konkretną płaszczyznę polityczną. Tutaj – jak nigdzie indziej – ma znaczenie kto i co chce zrobić dla wspólnoty. Te obietnice wydają się nierzadko banalne (np. chodnik, kwestia ścieżek rowerowych, poprawa jakości świadczeń edukacyjnych), ale za to łatwo można je rozliczyć, bo są widoczne gołym okiem. Stąd oględne zrozumienie problemów polityki samorządowej nie jest zbyt skomplikowane – wystarczy chcieć. Tym bardziej dziwne wydaje się, że tak wielu kandydatów do ciał samorządowych usilnie stara się zaistnieć tylko po to, by… zaistnieć. A to pani Półbratek filuternie otoczy swoją twarz na plakacie płatkami bratka, a to jakiś mężczyzna pokaże się w podomce i żelazkiem w ręku, by dowieść, że „żadnej pracy się nie boi”. Warto zaznaczyć, że te dwa przypadki to jedynie promil w zalewie kampanijnej głupoty.

 

Degrengolada i absolutny upadek kampanijnych pomysłów ma widocznie swoją krzywą, bo jeszcze nie dalej jak pół roku temu mogliśmy obserwować zalew tandety i banialuk przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, gdy w internecie co i rusz można było znaleźć spoty – przepraszam za wyrażenie – po prostu durne, urągające przeciętnej ludzkiej inteligencji. Zrozumiałe, że bezwzględna logika demokracji nakazuje zabieganym za głosem wyborcy politykom maksymalnie upraszczać i banalizować przekaz, trudno jednak zrozumieć, skąd ten odstręczający prymitywizm powoli przenoszący się z wyborów europejskich do samorządowych. Czy gra toczy się o to, by zaistnieć w internecie, gdzie krąży całe spektrum kpiarskich czy ironicznych materiałów, nierzadko wulgarnych i celujących w bardzo niski poziom estetyki? Trudno powiedzieć. Przeraża jednak wizja, że za cztery lata polityka samorządowa może stać się obsesją dla chcących „wejść w krąg władzy” kompletnych wariatów potrafiących przede wszystkim epatować prymitywizmem, albo – to jeszcze ogrzej – wyszkolonych niczym roboty speców od PR-u umiejących modelować przekaz niczym plastelinę, odcedziwszy go uprzednio z jakiejkolwiek politycznej idei.

 

A jest się o co bić…

 

                …bo samorządowa polityka to wcale przyzwoite pieniądze i mnóstwo stanowisk do obsadzenia. Dominacja PO w samorządach wojewódzkich czy silna pozycja PSL w gminach, pozwala budować tym partiom potężne zaplecze utuczone na państwowych pieniądzach. To ludzie nie tyle gotowi organizować życie partyjne, ile popierać w wyborach tę rękę, która karmi do sytości.

 

Największe wrażenie robią zarobki – i majątki – prezydentów miast. Wielu z nich, jak na polskie warunki, to niemal bajecznie bogaci ludzie. I wcale nie jest tak, że ich zasoby zgromadzone w ich sejfach to w lwiej części to, co udało im się zarobić wówczas, gdy nie zasiadali jeszcze w prezydenckim fotelu. Na przykład konto Hanny Gronkiewicz-Waltz zmieniło się nie do poznania w ciągu dwóch kadencji prezydenckich w Warszawie, bo wzrosło o cały milion złotych. W ubiegłym roku, z tytułu prezydenckich obowiązków, pani prezydent zarobiła dobrze ponad 150 tys. zł. Z kolei krakowskiemu prezydentowi, Jackowi Majchrowskiemu po dwóch kadencjach udało się odłożyć na koncie oszczędnościowym dwa miliony złotych! W obydwu przypadkach prezydenci zarabiali nie tylko jako samorządowcy, ale także wykładowcy.

 

Część samorządowców – obok pobierania pensji – ma też szansę na pieniądze „ekstra” w postaci wynagrodzenia z tytułu zasiadania np. w radach nadzorczych. Pogoń za pieniądzem, obsadzanie kolejnych stanowisk musi psuć pracę samorządowca, sprowadzając ją do roli bezwzględnego populisty. Skala owego zepsucia wydaje się być zresztą niebagatelna, skoro podczas trwającej kampanii padły już dwie propozycje… wprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej. Takie cudo obiecali kandydat PiS na prezydenta Warszawy, Jacek Sasin i ubiegający się o prezydencki fotel w Krakowie niezależny Łukasz Gibała. Nie ma nic za darmo – odpowiecie państwo. Czy można więc powiedzieć, że postulat ten brzmi śmiesznie? Nie, raczej strasznie, bo uzmysławia jak nisko upada polityka samorządowa. Czy można niżej?

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie