23 marca 2020

Globalizm szerzy się jak wirus [OPINIA]

(źródło: pixabay.com)

Jest niewiele rzeczy gorszych od dumy i uprzedzenia, arogancja tej pierwszej wywołuje niewiedzę tego drugiego. I jest niewielu ludzi bardziej dotkniętych dumą i uprzedzeniem niż postępowcy, u których ubóstwienie wyimaginowanej przyszłości oznacza, że traktują mądrość przeszłości z pogardą. Weźmy na przykład stare angielskie powiedzenie, że nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka. Taki zdrowy rozsądek, który uważano za aforyzm wyrażający odwieczną mądrość w zdrowszych czasach, jest teraz odrzucany przez postępowców, którzy poświęcają się wkładaniu wszystkich jajek do jednego globalnego koszyka.

 

Globalistyczną mantrą typu „wszystkie nasze jajka w jednym koszyku” zawsze było to, że narody są złe i że „globalna wspólnota” jest dobra. Mówi się nam, że granice państwowe stwarzają podziały i że osłabienie kontroli granic jest zatem rzeczą dobrą, która zjednoczony ludzi w jedną „ludzką rodzinę”. Ludzie powinni mieć możliwość poruszania się po świecie dobrowolnie, bez nacjonalistycznej biurokracji, która temu zapobiega. Migracja jest dobra, kontrola imigracji jest zła. A to, co jest prawdą w przypadku przemieszania się ludzi, jest równie prawdziwe w przypadku przemieszczania dóbr. Globalny handel nie powinien być utrudniany nacjonalistyczną biurokracją. Wszystkie bariery na drodze handlu, takie jak taryfy celne, powinny być zlikwidowane, aby globalne korporacje mogły robić biznes globalnie bez archaicznych państw narodowych, które stawiają przeszkody. Zglobalizowany handel jest dobry; ochrona lokalnych rynków jest zła.

Wesprzyj nas już teraz!

 

I oto nagle pojawił się brzydki koronawirus i odkryliśmy niebezpieczeństwo wkładania wszystkich jajek do jednego koszyka lub – mieszając metafory – niebezpieczeństwo łyżki dziegciu w beczce miodu. Te narody, które najwyraźniej zdały sobie z tego sprawę, uniknęły najgorszych konsekwencji globalnej pandemii.

 

W styczniu, niemal gdy tylko wiadomo było o wirusie, Rosja zamknęła swoją granicę z Chinami, która mając 2 600 mil jest dłuższa o 33 procent od granicy USA z Meksykiem. Nałożyła także tymczasowy zakaz na wstęp wszystkich chińskich obywateli na jej terytorium. Według danych z 17 marca Rosja miała 114 przypadków koronawirusa, co jest bardzo niskim wskaźnikiem infekcji, jeśli porównać do krajów Europy Zachodniej, które były niechętne kontroli imigracji. Podobnie Singapur także zamknął swoje granice z Chinami i mimo bliskości do najgorzej dotkniętych obszarów posiada tylko 266 potwierdzonych przypadków, z których niemal połowa wyzdrowiała, i żadnych przypadków śmiertelnych.

 

Singapur wyciągnął wartościową lekcję ze swoich poprzednich doświadczeń z SARS, który w 2003 roku miał poważny wpływ na gospodarkę, społeczeństwo, a w szczególności społeczność lekarską. Wyciągając wnioski ze swojego doświadczenia, rząd Singapuru konsekwentnie wprowadzał to, czego się nauczył o SARS, w swoje planowanie i przygotowania, czego świadectwem jest jego wczesna i nieustanna reakcja na obecny kryzys.

 

To znaczące, że Światowa Organizacja Zdrowia zareagowała na kryzys w typowo globalistyczny sposób, instruując państwa, by nie przedstawiały i nie wprowadzały żadnych środków kontroli granic, które mogłyby powstrzymać międzynarodowy przepływ ludzi, krzywiąc się w swojej ideologicznej poprawności na nacjonalistyczną reakcję takich krajów jak Rosja i Singapur.

 

Gdy już globalistyczne mleko się rozlało, kontynuując spożywczą metaforykę i wątek, zbyt łato byłoby poprzestać na triumfalnym: „a nie mówiliśmy”. Należy się oprzeć takiej pokusie, ponieważ możemy być pewni, że globaliści nie wyciągnęli żadnych wniosków z lekcji, jaką daje im ten kryzys. Zamiast tego powinniśmy przygotować się na reakcję, że wszystkie problemy wywołane globalizmem można jedynie rozwiązać przez jeszcze więcej globalizmu.

 

Taki zawsze był modus operandi politycznych centralistów. Ich rozumowanie jest takie, że jakiekolwiek problemy zostały wywołane państwem nadopiekuńczym, to można je jedynie rozwiązać jeszcze większą dawką państwa nadopiekuńczego. Możemy się na przykład spodziewać, że jedną z pierwszych rzeczy, jakich globaliści będą się domagać w następstwie obecnej pandemii, będzie to, by Światowa Organizacja Zdrowia miała więcej władzy w celu egzekwowania swojej polityki na rządach narodowych, usuwając albo osłabiając zdolność indywidualnych narodów do działania stanowczo lub jednostronnie w przypadku przyszłych globalnych nieszczęść.

 

Należy wyciągnąć nauczkę z szerzenia się tego globalnego wirusa, której niewyciągnięcie będzie na naszą zgubę. Jest to jednak nauczka, której najprawdopodobniej globaliści nie wyciągną. Poszczególne narody muszą zachować prawo do chronienia siebie przed zaraźliwymi globalnymi patologiami, zarówno fizycznymi, jak i finansowymi, co jest tylko możliwe przy przywróceniu i ożywieniu narodowej suwerenności. Taka konieczność nie wskazuje na egoizm typu „każdy sobie rzepkę skrobie” ze strony państw i narodów. Jest ona istotna po to, by narody mogły pozostać wystarczająco silne dla pomocy swoim dotkniętym sąsiadom.

 

Taka subsydiarność nie toczy wojny z solidarnością, ale jest nierozerwalnie z nią związana. Ci, którzy pracują w służbie zdrowia, muszą pozostać zdrowi, jeśli chcą zapewnić opiekę chorym. Silni i zdrowi sąsiedzi są dobrymi sąsiadami, których potrzebujemy. Alternatywą jest patologiczna „solidarność” globalizmu, która nie jest niczym innym, jak tylko kolektywnym i skolektywizowanym paktem samobójców.

 

Joseph Pearce

Źródło: theimaginativeconservative.org

Tłum. Jan J. Franczak

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie