25 kwietnia 2015

Karuzela z nieporozumieniami

( Fot. Anatol Chomicz / FORUM)

Za sprawą wypowiedzi szefa FBI znów głośno zrobiło się wokół pokutującego w Ameryce obrazu Polaków, jako współsprawców Holokaustu. Warto pamiętać, że do tej antypolskiej propagandy swoje trzy grosze dołożyli niektórzy wybitni twórcy, jak choćby Czesław Miłosz, ogłaszając piękny artystycznie (cóż z tego?) wiersz Campo di Fiori, opowiadający o karuzeli pod murami walczącego getta. Karuzeli, której sprawa okazuje się wcale nie tak jednoznaczna, jak na pozór się wydaje.


Wiersz Campo di Fiori ukazał się w pierwszym kwartale 1944 roku w warszawskiej antologii Z otchłani, wydanej w trzech tysiącach egzemplarzy przez Żydowski Komitet Narodowy w kooperatywie z „Żegotą” (Radą Pomocy Żydom). Gdy w roku następnym wspomniany wybór wierszy dotarł do Stanów Zjednoczonych i wyszedł w Nowym Jorku pod zmienionym tytułem Poezje getta. Z podziemia żydowskiego w Polsce, nie przysporzył Polakom przyjaciół.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Śmiały się tłumy wesołe”

 

Campo di Fiori Miłosza to arcydzieło – a przekaz tak klasyfikowanych tekstów trwa przez pokolenia i czasy, stają się swoistą świętością, nie dyskutuje się z nimi, nie narażając się na razy strażników geniuszu zaklętego w kształt raz na zawsze skończonego dzieła literackiego. Mimo że tak groźnie się rzeczy mają, musimy podnieść rękę na Campo di Fiori, na dwie strofy tego wiersza:

 

Wspomniałem Campo di Fiori

W Warszawie przy karuzeli,

W pogodny wieczór wiosenny,

Przy dźwiękach skocznej muzyki.

Salwy za murem getta

Głuszyła skoczna melodia

I wzlatywały pary

Wysoko w pogodne niebo.

 

Czasem wiatr z domów płonących

Przynosił czarne latawce,

Łapali płatki w powietrzu

Jadący na karuzeli.

Rozwiewał suknie dziewczynom

Ten wiatr od domów płonących,

Śmiały się tłumy wesołe

W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

 

Pewnik pierwszy: wybuch powstania w getcie warszawskim (19 IV 1943) zbiegł się w czasie z uruchomieniem wesołego miasteczka na placu Krasińskich przylegającym do muru żydowskiej dzielnicy. 19 IV rozpoczął się Wielki Tydzień, zbliżała się Wielkanoc, pojawiła się więc uświęcona tradycją okazja do świętowania, ale… Tomasz Szarota sugeruje (Czy „śmiały się tłumy wesołe”?, „Rzeczpospolita” 2004, nr 50), że planujący likwidację warszawskiego getta Niemcy z premedytacją zainstalowali w jego sąsiedztwie lunapark, by odwrócić uwagę mieszkańców aryjskiej części miasta (zagłuszyć strzały?) od planowanego horrendum. Wybór terminu wygarnięcia do gazu resztki warszawskich Żydów nie mógł zatem być przypadkowy.

 

Pewnik drugi: Miłosz był świadkiem wydarzeń, które przeniósł w sferę poezji: „Jechaliśmy z Janką [żona poety] w niedzielę wielkanocną na Bielany z wizytą do Jerzego Andrzejewskiego. Tramwaj na dość długo zatrzymał się przy placu Krasińskich i widziałem kręcącą się karuzelę łańcuchową i wzlatujące na niej pary” (fragm. relacji zamieszczonej w „Tygodniku Powszechnym” z 5 X 2003).

 

„bałagan z karuzelami”


To, co ujrzał Miłosz „w pogodny wieczór wiosenny”, należy do porządku historii, potwierdzonego choćby przez Ferdynanda Goetla – prawicowego pisarza, który miałby powody przemilczeć wypadki niekorzystne dla wizerunku Polaków, a jednak nie uczynił tego: „Jeżdżąc na Żoliborz wzdłuż murów getta, patrzyłem nieraz na osobliwych tych «wolontariuszy», którzy, zdumieni i ogłupiali, patrzyli na szczerby w kamienicach żydowskich, skąd odpowiadał ogień ostatnich obrońców dzielnicy. Pamiętam również i bałagan z karuzelami z tej strony murów, w bezpośrednim niemal sąsiedztwie getta, wciąż pełny żądnego zabawy motłochu. Było raz tak, że na poderwanym balkoniku jednej z kamienic getta pojawili się walczący Żydzi i wołali do bawiących się ludzi, aby odsunęli się, gdyż będą stąd strzelać. Mały ten i drobny, ale jakżeż wymowny epizod utkwił mi na zawsze w pamięci” (F. Goetel, Czasy wojny, Kraków 2005).

 

Dziś nie sposób zakwestionować brutalnych faktów, jakie miały miejsce 25 IV 1943 r. w pacyfikowanej przez Niemców od początku okupacji stolicy Polski. Tak, kiedy getto toczyło samotny, honorowy bój z ludobójcami, niektórzy z warszawian korzystali z atrakcji miasteczka rozrywki. Goetel wartościuje ich jednoznacznie negatywnie: „żądny zabawy motłoch”, Miłosz w Campo di Fiori bardziej subtelnie, ale też uderza w tony oskarżycielskie (złagodzi je w przywołanej już relacji opublikowanej w piśmie Turowicza: „Nie miałem przecież żadnej intencji wymierzonej przeciwko bawiącemu się tłumowi”), które dotknęły wielu przyzwoitych ludzi nad Wisłą i – co gorsza – poniosły w świat stereotyp Polaka jako zimnego antysemity.

 

„jadący na karuzeli”


Kim byli „jadący na karuzeli”, łapiący czarne „płatki w powietrzu”, przynoszone przez wiatr z płonącego getta? Kim byli amatorzy jarmarcznych uciech, bezmyślnie manifestowanych wobec toczących beznadziejną walkę żołnierzy ŻZW i ŻOB-owców? To były te świnie, co siedziały w kinie, gdzie wyświetlano nazistowskie propagandówki. Te, spośród których rekrutowali się zwalczani przez AK szmalcownicy. Te, które sięgały po gadzinowy „KurWar” („Nowy Kurier Warszawski”). Te, które zamiast strzelać do fryca, układały się z nim towarzysko, handlowo, politycznie. Te wreszcie, które zapadły w pamięć ukrywającego się po aryjskiej stronie Feliksa Tycha: „Przy rogu Świętojerskiej zobaczyłem działko niemieckie, a wokół niego grupę wyrostków, którzy z okrzykiem «Jude! Jude!» wskazywali artylerzystom jakieś prawdziwe lub domniemane postacie ukazujące się w oknach domów płonących za murem. (…). Zawróciłem szybko w kierunku postoju platform konnych (…). Kiedy wóz ruszył, jakiś niechlujnie ubrany, siedzący naprzeciw mnie mężczyzna powiedział: «Żydki się smażą», ale nikt nie podjął tematu” (wspomnienie ogłoszone w dodatku przygotowanym przez „Gazetę Wyborczą” na 60. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim).

 

Krótko mówiąc: gawiedź bawiąca się na oczach ginących bojowców w okresie Wielkiejnocy 1943 roku to szubrawcy, margines, chora tkanka narodu. Niestety: w podtekście tamtych wydarzeń są jeszcze antagonizmy religijne, to właśnie z nich czerpią inspiracje polonofobi, argumentując, że Polacy – jak wiadomo chrześcijanie – podczas powstania w getcie robiąc to, o czym przeczytamy w tłumaczonym na wiele języków Campo di Fiori, zachowali się niegodnie. Niegodnie dlatego, że bawili się, cieszyli, korzystali z uroków życia w nieodpowiednim momencie, to jest wtedy, kiedy Żydzi, paradoks – połączyli się w ofierze z Mesjaszem, którego odrzucili. Wychodzi więc na to, że chrześcijanie kręcący się na karuzeli, zainstalowanej 25 IV 1943 r. na placu Krasińskich, byli źli. W takim razie jacy byli, zapewne też ochrzczeni, esesmani szturmujący getto, czy niemieccy artylerzyści – w tym protestanci i katolicy – ostrzeliwujący jego zaułki? A niby co mieli zrobić warszawscy cywile? Pójść z gołymi rękami na hitlerowców? Zgoda, powinni wykazać się taktem i nie tańczyć na stypie. I w zasadzie matematycznie tak było: z blisko milionowej Warszawy z uciech wesołego miasteczka na pl. Krasińskich korzystało może kilkaset osób. Jaki to będzie  odsetek? Jaki ułamek jednego procenta?

 

Urządzenia lunaparku potrafią narobić wiele hałasu spotęgowanego ludzką wrzawą i przysłonić to, co w życiu ważne – panicznie obawiali się tego powstańcy żydowscy: „Widzieliśmy karuzelę, ludzi, słyszeliśmy muzykę i strasznie żeśmy się bali, że ta muzyka zagłuszy nas i ci ludzie niczego nie zauważą, że w ogóle nikt na świecie nie zauważy – nas, walki, poległych…” – wyznał Hannie Krall Marek Edelman w Zdążyć przed Panem Bogiem.

 

właz kanałowy w lunaparku

Lęk Edelmana był uzasadniony, typowy dla człowieka zamkniętego w impasie. Odcięty od świata nie mógł wiedzieć, że o bohaterskiej walce getta warszawskiego pisała polska praca konspiracyjna wszystkich odłamów politycznych, że pod wpływem kwietniowych wydarzeń w społeczeństwie polskim puszczały najtwardsze lody antysemityzmu: „Walki trwają w pełni i spotykają się z uznaniem ze strony nawet najbardziej antysemickich grup” (zapis z 27 IV 1943 w Kronice lat wojny i okupacji L. Landaua).

 

Legenda heroicznych żydowskich bojowców (i nieszczęsnej karuzeli) rozniesie się na cały świat za sprawą utworów literackich Czesława Miłosza, Ferdynanda Goetla, Hanny Krall, a także Aleksandra Maliszewskiego, który – podobnie jak Miłosz i Goetel – po wybuchu żydowskiego powstania znalazł się na pl. Krasińskich, gdzie ujrzał karuzelę („Na placu Krasińskich cwałują konie pstrej karuzeli, podcinane skrzekiem zdartej płyty z głośnika”), huśtawki, bawiącą się gawiedź, ale zobaczył też coś więcej: sztandary, pod jakimi bili się powstańcy w getcie, świadczące o tym, że nie tylko powstanie sierpniowe jest nasze, ale także kwietniowe: „Z najwyższego punktu ulicy Muranowskiej powiewają obok siebie dwie flagi – biało-czerwona i biało-niebieska” (A. Maliszewski, Na przekór nocy, Warszawa 1968). Zatknęli je żołnierze Żydowskiego Związku Wojskowego, podległego rządowi na uchodźstwie, świetnie wyszkoleni, dobrze uzbrojeni, dysponujący bronią maszynową, o których ani słowem nie zająknął się nigdy cywil Marek Edelman, reprezentant lewicowej Żydowskiej Organizacji Bojowej. Było to o tyle łatwe, że kompanie ŻZW niemal w całości zostały wybite w walkach o getto. Stojący na pl. Krasińskich zamienionym w wesołe miasteczko Maliszewski miał okazję zetknąć się z powstańcem najprawdopodobniej ŻZW: „– O, rany! Patrz! – O kilka kroków od nas poruszyła się klapa, zamykająca wejście do kanału. Klapa w górę, a za nią – bojowy hełm niemiecki z błękitną opaską i umorusana twarz mężczyzny. – Chłopaki! Szkopy daleko? – Wyłaź, nie gadaj. – Ja nie potrzebuję wyłazić, ale tu są Polki, pięć sztuk. – Wypychaj, zasłonimy. – Głowa żołnierza znika, a po chwili gramolą się jedna za drugą (…) i znowu ten w hełmie. – Wyłaź, prędko! – Ja nie potrzebuję, ja tu mogę i trzy lata siedzieć też. Serwus, chłopaki! – Serwus, trzymajcie się! – Już klapa zamknięta, chłopcy wrócili do huśtawek” (A. Maliszewski, dz. cyt.).

 

Niewiarygodne, ale rację może mieć Stanisław Soszyński, twierdzący, że „(…) karuzelę ustawiono wprawdzie wg planów okupanta, ale zgodnie z lokalizacją wskazaną przez władze Polski Podziemnej. Miała stać blisko (…) getta celem ułatwienia kontaktów” (fragm. listu ogłoszonego wiosną 1993 r. na łamach „Życia Warszawy”). W tym kontekście piętnowane przez Miłosza w Campo di Fiori „tłumy wesołe” były niezbędnym, oczywiście nieświadomym swojej roli, elementem scenariusza opracowanego przez speców z AK w celu niesienia pomocy walczącym Żydom.

 

Mariusz Solecki

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie