25 lipca 2018

Od buntu wobec Humanae vitae do apologii Amoris laetitia

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Rewolucja Maja’68 i wewnątrzkościelna rewolta przeciw encyklice Humanae Vitae stanowią początek gorszącego procesu, którego tragicznym wykwitem jest obecna sytuacja w Kościele. Przedstawiamy zapis wykładu profesora Roberto de Mattei na ten temat.

 

Rok 2018, podobnie jak rok poprzedni, obfituje w ważne i znaczące rocznice, o których musimy pamiętać – ponieważ korzenie teraźniejszości zawsze sięgają przeszłości. Najbardziej znaną z tych rocznic jest rocznica Maja’68 – wybuchu rewolucji studenckiej i jej rozprzestrzenienia się po całej Europie. Tamta rewolucja nie była rewolucją polityczną, ale kulturalną. Roger Kimball poświęcił jej długiemu marszowi przez instytucje interesującą książkę, zatytułowaną „Jak zmieniła się Ameryka w wyniku rewolucji kulturalnej lat sześćdziesiątych XX wieku”. Autor zauważa, że owa rewolucja, niezależnie od politycznych ambicji poszczególnych architektów, doprowadziła przede wszystkim do metamorfozy wartości i stylu życia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ale 1968 rok należy zapamiętać również z innego powodu. 25 lipca tego samego roku została bowiem ogłoszona encyklika Pawła VI Humanae vitae, która w pewien sposób stanowi antytezę rewolucyjnego ducha ’68. 

 

Istota rewolucji studenckiej wyrażała się w haśle „zakazane jest zakazywać”. Hasło to wyraża odrzucenie wszelkiej władzy i każdego prawa, w imię wyzwolenia instynktów, potrzeb i pragnień. Zakaz zakazywania oznacza bowiem, że wszystko jest dozwolone. Nadużywanie „wolności seksualnej” i narkotyków stało się częściami składowymi potwierdzającymi tę nową filozofię życia.

 

Encyklika Humanae vitae zaś, potępiając aborcję i antykoncepcję, przypomniała, że nie wszystko jest dozwolone, gdyż istnieją absolutne i niezmienne prawa moralne i najwyższy autorytet – Kościół, który ma prawo i obowiązek proponowania tego, co dobre i zakazywania tego co złe. To znaczy tego, co przeciwne prawu boskiemu i naturalnemu.

 

Jednak korzenie procesu zaprzeczania prawu naturalnemu sięgają jeszcze dalej. Chciałbym zatem przypomnieć o kolejnym wydarzeniu, którego rocznica wprawdzie nie jest obchodzona, ale które jest początkiem rocznic, o których wspomnieliśmy. Chodzi o wydarzenie, które miało miejsce w Kościele podczas Soboru Watykańskiego II. Doszło do tego w Rzymie, na soborowym spotkaniu 29 października 1964 roku. Przypominam to, abyśmy lepiej zrozumieli istnienie związku między dwoma równoległymi rewolucjami: rewolucją kulturalną z ’68 roku i rewolucją w Kościele, która wybuchła w tym samym roku, w formie sprzeciwu wobec Humanae vitae.

 

W tym momencie musimy przypomnieć, co było i nadal pozostaje, doktryną Kościoła o małżeństwie.

Małżeństwo, według Magisterium Kościoła, jest wyjątkową i nierozerwalną instytucją, przeznaczoną przez Boga do poszerzania rodzaju ludzkiego. Zgodnie z doktryną Kościoła istnieją trzy cele małżeństwa: i to nie na tym samym poziomie, ale uporządkowane.

 

Pierwszym z nich jest prokreacja, która nie oznacza tylko sprowadzenia dzieci na świat, ale także ich intelektualne, moralne i przede wszystkim duchowe kształtowanie, aby poprowadzić je ku wiecznemu przeznaczeniu, jakim jest Niebo.

 

Drugim celem jest wzajemna pomoc małżonków, która nie jest jedynie pomocą materialną i która jest nie tylko rozumieniem seksualnym czy romantycznym, ale przede wszystkim pomocą duchową i takimż zrozumieniem.

 

Trzecim celem małżeństwa, jest bezgrzeszne lekarstwo na pożądanie. Pożądanie jest konsekwencją grzechu pierworodnego, ale nie powinno być mylone z samym grzechem. Luter utrzymywał, że pożądanie samo w sobie jest grzeszne i nie możliwe do pokonania. Ale to nie prawda – Sobór Trydencki rozróżnił grzech pierworodny, który dotknął wszystkich ludzi, od pożądliwości, która pozostaje w człowieku po chrzcie, a nie jest grzechem samym w sobie, ale tylko skłonnością do grzechu, którą człowiek pokonać może dobrą wolą i z pomocą łaski Bożej.

 

O tym, że właściwym celem małżeństwa jest rozmnażanie się rasy ludzkiej, świadczy fragment z Księgi Rodzaju (1, 28): „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię”.

 

Wizja Kościoła w kwestii regulacji narodzin zawsze była restrykcyjna, ponieważ Pismo Święte mówi:  „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Don Pietro Leone słusznie zauważa, że „rozmnażanie, w zdrowym tego słowa znaczeniu, oznacza mnożenie jednego mnożnika przez więcej niż jeden, co wyklucza utrzymanie status quo, co byłoby możliwe, gdybyśmy mieli tylko dwoje dzieci”. Praktycznie oznacza to, że w rodzinie normalnie powinno być co najmniej troje dzieci.

 

Profesor Ettore Gotti Tedeschi w wielu pismach wykazał, że jedną z przyczyn obecnego kryzysu gospodarczego jest zapaść demograficzna, a zapaść demograficzna wynika właśnie z faktu, że średnia liczba urodzeń jest niższa niż dwa na rodzinę, co jest jedynym wskaźnikiem, który umożliwiłby wzrost liczby ludności. Średnio dwójka dzieci lub mniej na parę oznacza, że populacja zmniejszy się i zacznie wymierać. Gotti Tedeschi wskazuje, że wzrost gospodarczy odpowiada wzrostowi demograficznemu, ale dodałbym, że ma wówczas miejsce również wzrost duchowy, ponieważ istnienie rodzin wielodzietnych oznacza istnienie ducha poświęcenia, a duch poświęcenia jest czynnikiem rozwoju duchowego i moralnego, ponieważ oznacza istnienie zasad i wartości, dla których się żyje, a w razie potrzeby umiera.

 

Jednym z ostatnich przemówień Piusa XII było przemówienie dla rodzin wielodzietnych, wygłoszone 20 stycznia 1958 roku:

 

Jedynie Boskie i wieczne światło chrześcijaństwa oświeca i ożywia rodzinę w taki sposób, że zarówno w jej pochodzeniu, jak i rozwoju, rodziny wielodzietne były często uważane za synonim rodzin chrześcijańskich.

 

Poszanowanie Boskiego prawa uczyniło ich obfitymi w życie; wiara w Boga daje rodzicom siłę i wigor, którego potrzebują, aby stawić czoła ofierze i samozaparciu wymaganemu do wychowania dzieci; chrześcijańskie zasady kierują nimi i pomagają im w ciężkiej pracy wychowawczej; chrześcijański duch miłości czuwa nad ich pokojem i dobrym porządkiem i zdaje się czerpać z natury i dawać najgłębsze radości rodzinne, które należą do rodziców, do dzieci. Nawet na zewnątrz duża, uporządkowana rodzina jest rodzajem widocznego sanktuarium: sakrament chrztu nie jest dla nich wydarzeniem wyjątkowym, ale czymś, co nieustannie odnawia radość i łaskę Pana. Cykl szczęśliwych pielgrzymek do chrzcielnicy nie dobiegł jeszcze końca, gdy rozpoczyna się nowa pielgrzymka do bierzmowania i Pierwszej Komunii, olśniewająca tą samą niewinnością. Najmłodsze z dzieci z trudem odłożyły swój mały biały garnitur wśród najdroższych wspomnień z życia, kiedy już pierwsza zasłona ślubna wydaje się łączyć rodziców, dzieci i nowych krewnych pod ołtarzem. Więcej małżeństw, więcej chrztów, więcej pierwszych komunii, które w pewnym sensie sprawiają, że wizyty Boga i Jego łaski w domu stają się niekończące.

 

Doktryna ta została wyrażona w schemacie małżeństwa i rodziny zatwierdzonym przez Jana XXIII w lipcu 1962 r., w przededniu otwarcia Soboru Watykańskiego II. Schemat ten został później odrzucony przez Ojców soborowych. Ale nowa filozofia życia poczyniła postępy w kręgach katolickich pod wpływem nowych świeckich prądów intelektualnych, takich jak Szkoła Frankfurcka, w której połączył się marksizm i psychoanaliza. Ta nowa katolicka filozofia życia usuwała ideę absolutnego i obiektywnego prawa naturalnego i przeciwstawiała się wartości osoby ludzkiej, przypisując wartość normatywną indywidualnemu sumieniu. Sumienie straciło swój punkt odniesienia, którym było naturalne i boskie prawo, samemu przejmując rolę ustalonej normy ludzkiego działania.

 

W 1960 r. w Ameryce wprowadzono na rynek słynną pigułkę doktora Gregory’ego Pincusa. Od lat trzydziestych ów medyk pracował nad procedurą in-vitro i został usunięty z Uniwersytetu Harvarda za brak skrupułów w tych badaniach (zyskał przydomek doktora Frankensteina), ale jego pomysły zaczęły przynosić owoce w latach pięćdziesiątych, dzięki zdecydowanemu wsparciu feministycznej działaczki Margaret Sanger. Wprowadzenie na rynek pierwszej doustnej antykoncepcji, Enovidu, stanowiło historyczny przełom. W książce The Birth of the Pill: How Four Cruaders Reinvented Sex and Launched a Revolution, Jonathan Eig przypisuje narodziny i rozpowszechnienie pigułki czwórce „krzyżowców”: feministycznej gwieździe Margaret Sanger, ikonoklastycznemu naukowcowi Gregory’emu Pinkusowi (1903-1967), katolickiemu lekarzowi Johnowi Rockowi oraz Katharine McCormick.

 

Wtedy to właśnie nauka umożliwiła sztuczną kontrolę narodzin i w tych samych latach grupa postępowych teologów widziała w tej naukowej innowacji okazję do zmiany katolickiej moralności małżeńskiej. Jednym z ośrodków nowej postępowej moralności był Uniwersytet w Louvain, którego rektorem był Prymas kardynał Belgii, Leon Joseph Suenens.

 

Mowa kardynała Suenensa

Warto przypomnieć, że wśród tzw. periti, czyli ekspertów pomagających ojcom soborowym, znalazło się bardzo wielu postępowych teologów. 29 października 1964 r. wszyscy oni czekali na przemówienie kardynała Suenensa. Był on już wówczas niekwestionowanym bohaterem Soboru Watykańskiego II wśród modernistów. Był bowiem młodym kardynałem z Brukseli, który zaraz po podniesieniu do rangi kardynała udał się do Rzymu, aby wezwać Jana XXIII do nadania Soborowi charakteru duszpasterskiego, przystosowania Kościoła do współczesnego świata i umożliwienia współpracy z Kościołami protestanckimi i prawosławnymi. To właśnie kard. Suenens na początku Soboru zawarł żelazny pakt z biskupem Helderem Câmarą, biskupem pomocniczym Rio, późniejszym arcybiskupem Recife, który komunikował się z nim za pomocą tajnego kodu, nazywając go „Ojcem Migulem”.

 

Kardynał Suenens został wybrany, aby kierować czterema „moderatorami” Soboru – jest to kluczowe stanowisko, które będzie zajmował przez trzy lata.

 

W tym czasie dwie komisje w Kościele pracowały nad tematem rodziny i małżeństwa. Pierwszą z nich była komisja, która przygotowała konstytucję Gaudium et Spes. Drugim była komisja powołana ad hoc. Kard. Suenens zaproponował Janowi XXIII, aby ta komisja przestudiowała problem kontroli urodzeń. Komisja, potajemnie utworzona w 1963 r. i podana do wiadomości publicznej przez Pawła VI w 1964 r., składała się z teologów posłusznych przede wszystkim kard. Suenensowi, który utrzymywał z nim bliski kontakt.

 

Gdy Suenens zabrał głos, odnosząc się do komisji ad hoc, powiedział:

 

Pierwszym zadaniem tej komisji jest sprawdzenie, czy wystarczająco uwypukliliśmy wszystkie aspekty nauczania Kościoła o małżeństwie. (…) Być może nadużyliśmy słów Pisma Świętego: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” do tego stopnia, że w cieniu zostawiliśmy pozostałe Boskie słowa: „staną się jednym ciałem”. (…) Komisja wskaże nam, czy nie położyliśmy zbyt dużego nacisku na główny cel, jakim jest prokreacja, kosztem równie nadrzędnego celu, jakim jest wzrost jedności małżeńskiej. Podobnie do Komisji należy zareagowanie na ogromny problem spowodowany obecną eksplozją demograficzną i przeludnieniem w wielu częściach świata. (…) Drugim zadaniem Komisji jest postęp naukowy i pogłębienie wiedzy na temat etyki przyrodniczej. Komisja będzie musiała zbadać, czy tradycyjna doktryna, zwłaszcza zawarta w podręcznikach, w wystarczającym stopniu uwzględnia nowe dane pochodzące z dzisiejszej nauki. Od Arystotelesa dokonaliśmy postępu i odkryliśmy złożoność rzeczywistości, w której biologia ingeruje w psychologię, świadomość z podświadomością. W człowieku ciągle odkrywane są nowe możliwości, w jego mocy kierowania biegiem natury (…) Kto nie widzi, byśmy w ten sposób mogli być może doprowadzić do dalszych badań nad problemem tego, co jest za, a co przeciw przyrodzie”? Śledźmy postęp nauki. Błagam was, bracia, abyście uniknęli nowej „procesu Galileusza”. Tego już wystarczy Kościołowi.

 

Po ostatnich słowach kardynała Suenensa w sali wybuchły gromkie oklaski. Biskup Helder Câmara wspomniał w swojej korespondencji, że sam kard. Suenens zlecił mu zorganizowanie „klaki”. „Powiedział wszystko, o czym można było marzyć, na temat kontroli urodzeń, a nawet miał odwagę potwierdzenia – on, kardynał Kościoła świętego, moderator Soboru – powiedział „Nie powtarzajmy procesu Galileusza” – wspominał entuzjastycznie bp Camara.

 

Słuchając tego przemówienia, kardynał Ruffini nie mógł się opanować i z oburzenia aż wywrócił stół, a dwa dni później udał się do kardynała Cicognani, sekretarza stanu, nazywając słowa Suenensa „horrendalnymi” i prosząc o jego usunięcie z funkcji moderatora.

 

Paweł VI, który nie podzielał progresywnych stanowisk w kwestiach moralnych, był oszołomiony i miał odbyć surową rozmowę z belgijskim hierarchą.

 

Co takiego powiedział Suenens, że zostało to odebrane jako akt rewolucyjny?

 

Otóż zaatakował tradycyjną koncepcję małżeństwa, według której pierwszym celem małżeństwa jest prokreacja, twierdząc, że podstawowym celem jest, aby małżonkowie stanowili „jedno ciało”. Małżeństwo nie było zatem przedstawione jako więź, czy też zobowiązanie zakorzenione w naturze i poświęcone rozwojowi rodzaju ludzkiego, ale jako intymna jedność małżonków, mająca za główny cel ich wzajemną miłość.

 

Tak oto od definicji teologiczno-filozoficznej przechodzimy do psychologicznej definicji małżeństwa. Jeśli jednak małżeństwo sprowadza się do komunii miłości, to kontrola narodzin – naturalna lub sztuczna – jest postrzegana jako coś dobrego i w imię „odpowiedzialnego rodzicielstwa” powinna być wspierana, ponieważ przyczynia się do wzmocnienia związku małżeńskiego. Oczywiste jest, że gdy ta intymna komunia zawodzi, małżeństwo musi… się rozpaść.

 

Temu odwróceniu celów towarzyszy też odwrócenie ról w małżeństwie. Rodziny wielodzietne implikują pojęcie wartości ofiary, ale teraz koncepcja ofiary zostaje usunięta. Psychofizyczne samopoczucie kobiety zastępuje jej misję macierzyństwa. Urodzenie dziecka jest postrzegane jako coś, co zakłóca równowagę w rodzinie. Dziecko jest postrzegane jako niesprawiedliwy agresor, przed którym należy bronić się za pomocą środków antykoncepcyjnych, a w skrajnych przypadkach za pomocą aborcji. Zamiast „wzrastać i rozmnażać się”, kard. Suenens proponuje: zmniejszyć liczbę urodzeń w imię nauki, ponieważ nauka oferuje na to środki. Jaki jest na to sposób? Pigułka antykoncepcyjna, która doprowadziła do innej pigułki: pigułki aborcyjnej, która wciąż jest przedstawiana jako środek antykoncepcyjny, mimo że pozostaje formą chemicznej aborcji.

 

Co łączy te dwie tabletki? Nie tylko sprzeciw wobec urodzeniu dziecka, ale także rewolucja w sferze prywatnej. Są one wypełnieniem sloganu z 1968 r. „to co prywatne jest też polityczne”. Aborcja wymaga bowiem struktur publicznych, aprobaty i wsparcia państwa: a użycie tabletki antykoncepcyjnej i aborcyjnej jest pozostawione sumieniu jednostki. Fałszywemu sumieniu, które nie dostrzega prawa naturalnego.

 

Prace Komisji po Soborze

Sobór Watykański II zakończył się, ale duża część ojców soborowych, biskupów, którzy powrócili do swoich diecezji, podążała za ideami kardynała Suenensa, które były promowane przez środki masowego przekazu na całym świecie. W międzyczasie kościelna komisja zajmująca się badaniem tabletek antykoncepcyjnych kontynuowała swoją pracę. Paweł VI miał poglądy progresywne na płaszczyźnie liturgicznej i polityczno-socjalnej, ale nie na płaszczyźnie moralnej, i nie podzielał stanowiska progresywnych teologów, opowiadających się za antykoncepcją. Aby to jednak wymusić i wywrzeć presję mediów na papieża, w kwietniu 1967 r. lobby progresistów kolportowało do mediów plotkę, jakoby komisja postanowiła zezwolić na antykoncepcję. Przekonanie, że Paweł VI zmienił doktrynę Kościoła o kontroli urodzeń, rozszerzyło się na opinię publiczną. Częściowo stało się tak dlatego, że prawie wszędzie „planowanie rodziny” było przedstawiane jako konieczność dla współczesnego świata, a pigułka antykoncepcyjna była przedstawiana jako narzędzie „wyzwolenia” kobiet.

 

Po kilku miesiącach męczącego niezdecydowania, 25 lipca 1968 roku Paweł VI opublikował encyklikę Humanae vitae. W dokumencie tym – w przeciwieństwie do opinii większości ekspertów, z którymi się konsultował – Papież potwierdził za pomocą tych jasnych słów tradycyjne stanowisko Kościoła w sprawie sztucznej antykoncepcji:

 

Podobnie – jak to już Nauczycielski Urząd Kościoła wielokrotnie oświadczył – odrzucić należy bezpośrednie ubezpłodnienie czy to stałe, czy czasowe, zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Odrzucić również należy wszelkie działanie, które – bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełniania, czy w rozwoju jego naturalnych skutków – miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego. Nie można też dla usprawiedliwienia stosunków małżeńskich z rozmysłem pozbawionych płodności odwoływać się do następujących, rzekomo przekonywujących racji: że mianowicie z dwojga złego należy wybierać to, które wydaje się mniejsze; albo że takie stosunki płciowe tworzą pewną całość ze stosunkami płodnymi, które je poprzedziły lub po nich nastąpią, tak, że przejmują od nich tę samą wartość moralną (pkt 14).

 

Paweł VI wyraził się w Humanae vitae w taki sposób, że teologowie będą kwalifikować to nauczanie jako nieomylne, a zatem niezmienne, ponieważ Ojciec Święty potwierdził doktrynę odwiecznej nauki Magisterium Kościoła.

 

Protesty wobec Humanae vitae

Słowa Pawła VI nie były już jednak w stanie ugasić ognia, który rozprzestrzenił się miesiącami w Europie zapoczątkowanego przez pożar z maja 1968 roku. To właśnie w tej atmosferze rozwinął się protest przeciwko Humanae vitae.

 

Kilka dni później, 30 lipca 1968 r. „New York Times” wystosował apel podpisany przez ponad 200 teologów, którzy nawoływali katolików do nieposłuszeństwa encyklice Pawła VI. Tekst zatytułowano: „Przeciw encyklice Humanae vitae”. To wydarzenie bezprecedensowe w całej historii Kościoła. Wyjątkowym faktem jest również to, że spór toczył się nie tylko między teologami a kapłanami, ale także między niektórymi episkopatami, w tym przede wszystkim belgijskim, na czele z kardynałem Prymasem Leonem Suenensem. Deklaracja Episkopatu Belgii w sprawie encykliki Humanae vitae z 30 sierpnia 1968 r. była, wraz z deklaracją Episkopatu Niemiec, jednym z pierwszych tego typu dokumentów biskupich i posłużyła za swoisty „wzór na bunt” dla innych episkopatów.

 

Grupa przeciwników Soboru, sprzeciwiających się encyklice Pawła VI, w tym kardynałowie Suenens, Alfrink, Heenan, Döfner i Koenig, zebrała się w Essen, aby sprzeciwić się temu dokumentowi. Doszło do tego 9 września 1968 r., w czasie przeglądu Katholikentagu w Essen, w obecności legata papieskiego kardynała Gustavlmica Testa.

 

W kolejnym roku, w 1969, dziewięciu biskupów holenderskich, w tym kardynał Alfrink, głosowało za tak zwaną Deklaracją Niepodległości, w której wezwano wiernych do odrzucenia nauczania Humanae vitae. Z tej samej okazji Holenderska Rada Pastoralna, wstrzymując się od głosu biskupów, poparła Nowy Katechizm, odrzucając poprawki zaproponowane przez Rzym i wzywając Kościół do pozostania otwartym na „nowe radykalne podejścia” do kwestii moralnych, które nie zostały wspomniane w ostatecznym projekcie, ale które wyłoniły się z prac Soboru. O co chodziło? Otóż o stosunki przedmałżeńskie, związki homoseksualne, aborcję i eutanazję. Prośba ta była zgodna z uznaną przez teologię progresywizmu rolą seksualności: instynktu, który mężczyźni nie muszą tłumić poprzez ascezę, ale raczej „wyzwalać”, znajdując w seksie formę „realizacji” osoby ludzkiej.

„W 1968 r. – wspomina kardynał Franciszek J. Stafford – w Kościele wydarzyło się coś strasznego. W kapłaństwie, wśród przyjaciół, wszędzie dochodziło do poranień, które nigdy się nie uleczyły, i nadal dotykają cały Kościół”.

 

Paweł VI był niemal traumatycznie zaskoczony sporem, który wyłonił się z najbliższych mu współpracowników – głównych bohaterów Soboru. Przez kolejne dziesięć lat swego pontyfikatu nie opublikował już żadnych innych encyklik, mimo iż był pod tym względem bardzo aktywny, gdyż w latach 1964-1968 opublikował aż siedem encyklik!

 

Również w 1968 r. Paweł VI, w przemówieniu do seminarium w Lombardii 7 grudnia, mówił o samospaleniu Kościoła, czyli o procesie, który wstrząsnął Kościołem i zniszczył go od wewnątrz. Istnieje zatem związek między samozniszczeniem się społeczeństwa wywołanym protestami studenckimi a samozniszczeniem się Kościoła wywołanym protestami w jego łonie.

 

Świat katolicki

Encyklika Humanae vitae nie była w stanie położyć kresu konsekwencjom roku ’68. We Włoszech ruch feministyczny i partia radykalna, przy wsparciu środków masowego przekazu, zdołały narzucić legalizację rozwodów, aborcji i nowych praw rodzinnych. Prawa o związkach cywilnych i „testamentach życia”, czyli homoseksualne tzw. małżeństwo i otwarcie na eutanazję, są najnowszymi wyrazami tej drogi do unicestwienia prawa moralnego, jakim jest samookaleczenie, samobójstwo społeczeństwa.

 

Ustawy te zatwierdziła katolicka klasa rządząca, na wyraźne życzenie lewicy laickiej. Ustawa o rozwodach została ogłoszona 1 grudnia 1970 roku przez chrześcijańskich demokratów pod przewodnictwem katolika Emilia Colombo; ustawa o aborcji z 22 maja 1978 roku została podpisana przez przewodniczącego parlamentu Giulio Andreottiego; podobnie i związki cywilne zostały zalegalizowane we włoskim państwie 20 maja 2016 roku przez rząd „katolicki” Matteo Renziego. Żaden z „katolickich” polityków nie odczuwał moralnej potrzeby rezygnacji, zamiast podpisywania się pod ustawami stojącymi w jawnej sprzeczności z zasadami prawa naturalnego.

 

Stało się tak dlatego, że rewolucji kulturalnej 1968 roku towarzyszył proces auto-rozbiórki Kościoła, który psychicznie rozbroił katolików, zmuszając ich do dialogu, do przyjęcia „światowości” i poddania się wypaczeniom moralnym.

 

Pierwszym uniwersytetem okupowanym przez studentów był Katolicki Uniwersytet Mediolański, 17 listopada 1967 roku. Mario Capanna z „Katolickiego” Uniwersytetu Mediolańskiego wspomniał: „Spędziliśmy noce studiując i rozmawiając o tych, których uważaliśmy za najnowocześniejszych teologów: Rahnera, Schillebeeckxa, Bultmanna (…) wraz z lekturą dokumentów Soboru”.

Inny wykładowca „ciągłej walki” tamtych lat, Paolo Sorbi, kluczowy gracz „Wielkiego Postu” na schodach Katedry Trydenckiej, napisał: „Byliśmy interpretatorami myśli ojca Mazzolari, o. Balducciego, o. Camillo Torresa. Osób, które przekazały nam marzenie o utopii, którą staraliśmy się zaprowadzić na ziemi. Słowa są jak kamienie. Traktowaliśmy te słowa poważnie, radykalizowaliśmy je”.

 

Miałem dwadzieścia lat w 1968 roku. Żyłem w tej atmosferze, walczyłem z nią, jestem świadkiem polityki poddawania się ludzi Kościoła, najpierw w kwestii rozwodu, a potem aborcji.

 

Wśród moich wspomnień jest spotkanie, które dzięki profesor Wandzie Półtawskiej, bardzo bliskiej Janowi Pawłowi II, odbyłem 22 maja 1980 r. wraz z Agostino Sanfratello i Giovannim Cantonim z biskupem Achille Silvestrini, sekretarzem Rady do Spraw Publicznych Kościoła. Hierarcha ów był „duchowym synem” biskupa Salvatore Baldassariego, arcybiskupa Rawenny, zdegradowanego przez Pawła VI za… ultra-progresywizm.

 

W trakcie spotkania wyraziliśmy pilną potrzebę przeprowadzenia referendum w sprawie uchylenia ustawy o aborcji, i wskazaliśmy na niezbędną ku temu współpracę przynajmniej odpowiedniej części biskupów włoskich, w celu zebrania 500 000 podpisów. Biskup Silvestrini w sarkastycznym tonie przeciwstawił się nam rozważając znaczenie takiego referendum antyaborcyjnego, ponieważ spowodowałoby to, posługując się jego wypowiedzią, szkodliwą „kontr-katechezę” aborcji w tym sensie, że reagując na antyaborcyjną postawę katolików, zwolennicy aborcji zwiększyliby swoje oddanie na rzecz aborcji. Ale czy świat katolicki – pytaliśmy biskupa – nie jest już poddany rosnącej agresji aborcyjnej? A jeśli obrona prawdy i czynienie dobra jest okazją do kontrkatechezy, to czy powinniśmy powstrzymać się od głoszenia prawdy i czynienia dobra? Biskup Silvestrini za drugą przyczynę swojej bezkarności uznał porażkę referendum przeciwko rozwodowi. Ale czyż nie było prawdą – odpowiedzieliśmy – że bitwa została przegrana, ponieważ nie była prowadzona we właściwy sposób? A gdyby pamięć o takiej klęsce była gorzka, to czy pamięć o bezwładności, której była przyczyną, nie musiałaby być jeszcze gorsza?

 

Biskup Silvestrini powiedział, że „partia, również” (odnosił się do Partii Chrześcijańskiej Demokracji) byłaby przeciwna idei referendum antyaborcyjnego. Podczas tego spotkania, i nie tylko, mówiliśmy z biskupem dwoma różnymi językami i nie było tam możliwości dialogu.

 

Kardynał Suenens przeszedł na emeryturę w 1979 roku, ale jego następcą został kardynał Godfried Danneels, który poszedł w jego ślady. Kardynał Danneels również chciał wskazać swojego następcę, ale wtedy głos zabrał papież Benedykt XVI i mianował arcybiskupem Bruxelles-Malines biskupa Andrè-Josephem Léonarda. „Mafia z St. Gallen” (dowodzona przez kard. Daneelsa) w skład której wchodzili spadkobiercy autorów protestów wobec „Humanae vitae”, poparła kandydaturę arcybiskupa Buenos Aires, Jorge Mario Bergoglio na dwóch konklawe. W 2005 roku nie odnieśli oni zwycięstwa, ale osiem lat później, w 2013 roku, odnieśli już sukces.  

 

Humanae vitae i Amoris laetitia

Post-synodalna adhortacja papieża Franciszka Amoris laetitia jest manifestem, w którym proponuje się idee potępione przez Pawła VI: prymat sumienia nad prawem i możliwość stosowania wyjątków od tego, co przedstawiane jest jako ideał moralny.

 

Strategią tych, którzy kwestionowali Humanae vitae, było ponowne czytanie encykliki Pawła VI w świetle Gaudium et spes. Spadkobiercy tego protestu proponują dziś „reinterpretację” Humanae vitae w świetle Amoris laetitia, przedstawianej jako dokument wprowadzający rewolucję duszpasterską w Kościele. Cel jest zawsze ten sam: zmienić nauczanie Ewangelii, aby dostosować je do zmieniających się potrzeb świata.

 

Dzisiaj moralność katolicka dostosowuje się do zsekularyzowanej etyki, co redukuje racjonalną miłość do miłości zmysłowej. Sugeruje się dziś, że głównym celem człowieka jest poszukiwanie przyjemności zmysłowej, dobrego samopoczucia i zdrowia psychofizycznego jednostki. Każdy ból, każdy smutek jest odrzucony, ponieważ jedynym złem na tym świecie nie jest grzech, ale cierpienie. Pozbawia się cierpienia wartości ekspiacyjnej i odkupieńczej.

 

Taka właśnie jest etyka relatywistyczna i hedonistyczna angielskich sędziów i lekarzy, którzy skazali Alfiego Evansa na śmierć. Ale ta kultura śmierci została zaaprobowana przez biskupów angielskich, którzy usprawiedliwiali szpital w Liverpoolu, zamiast wspierać walkę rodziców Alfiego.

Ta kultura śmierci została już teoretyzowana przez Herberta Marcusego, który w „Erosie i cywilizacji” wywyższa zasadę przyjemności i nihilistyczną zasadę nirwany jako dwie strony tej samej monety.

Aby zwalczyć tę mentalność, zmienić złe prawa, które ta mentalność wytworzyła, nie wystarczy wrócić do Humanae vitae, musimy powrócić do tradycyjnych koncepcji rodziny i małżeństwa. Musimy podziękować Pawłowi VI za Humanae vitae, który powtórzył zakaz antykoncepcji nałożony na Kościół, ale dzisiaj musimy wyjść poza Humanae vitae. Ludzkie bytowanie na ziemi trzeba ponownie przeczytać poprzez pryzmat Casti Connubii Piusa XI.

 

Światowej wizji dysydentów moralności musimy przeciwstawić filozofię życia, która wywodzi się z nauk naszego Pana, który powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Mt 24,35).

 

Nie ma stabilnej rodziny bez nierozerwalnego małżeństwa. I nie ma małżeństwa bez zdefiniowania hierarchii celów. Pierwszym zaś końcem małżeństwa jest prokreacja i wychowanie dzieci, które wraz z rodziną tworzą trinomię, którą Benedykt XVI określił mianem „wartości niezbywalnych”.

 

Odwracając słowa kardynała Suenensa, możemy powiedzieć, że być może w ostatnich dziesięcioleciach podkreślaliśmy słowa Boże: „I staną się jednym ciałem” do tego stopnia, że porzuciliśmy inne Boskie słowa: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. A musimy zrozumieć całe bogactwo tych słów Pisma Świętego.

 

Prokreacja i edukacja dzieci pociągają za sobą poświęcenie. Opatrzność Boża nie opuszcza jednak tych, którzy się jej powierzają. Nagrodą nadzwyczajną jest życie wieczne, a także na ziemi, które Ewangelia obiecuje tym, którzy się starają naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość (Mt 6, 33).

 

Bóg nie opuszcza tych, którzy są wierni Jego prawu. Bóg opuszcza i zaślepia tych, którzy odwracają się plecami do Jego prawa, twierdząc, że jest błędne lub niemożliwe do praktykowania.

Boskie prawo, które wywarło na naszych sumieniach wrażenie, nie jest ideałem przewyższającym lub nieosiągalnym. Jest to chrześcijaństwo, które z pomocą Boga jest możliwe do przestrzegania dla każdego ochrzczonego. Głęboka radość tych, którzy ją przeżywają, walcząc na ziemi, jest zapowiedzią wiecznego szczęścia, którym pewnego dnia przyjdą cieszyć się w niebie.

 

Roberto de Mattei

Tekst stanowi zapis wykładu, który profesor de Mattei wygłosił podczas rzymskiej konferencji zorganizowanej przez Akademię Życia Ludzkiego im. Jana Pawła II 21 maja 2018r.

 

 

Zobacz także:

 

Polonia Christiana nr 60 + DVD gratis

 

Polonia Christiana 60

 

Polonia Christiana 62

 

Polonia Christiana 62

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram