18 stycznia 2019

Chleba i … kina!

(Źródło: miramax.com)

Jakże często słyszymy głosy oburzenia na krzewiącą się w mediach i filmach przemoc… Padają gromy na pokazywanie scen walki; pogardliwie odnosi się do tzw. filmów „akcji” o jakichś samotnych, bohaterach, szlachetnych bojownikach prawdy, dozgonnie wiernych zasadom. Przemoc i kropka. Przeciwstawia się temu konwencje romansowe i melodramaty, a nawet o zgrozo erotykę, jako coś miękkiego, bez przemocy i już przez to dopuszczalnego. Taki „soft”, nawet wyuzdany, może służyć za terapię, pod warunkiem, że jest wypłukany z przemocy. Tymczasem przemoc, nie zawsze jest tą przemocą. Generalnie, nic to pięknego. Esteci mają rację. Ale czy można poprzestać na ich werdykcie? Czy zamykają temat?

 

Bohaterski bohater

Wesprzyj nas już teraz!

Zresztą, walka czasem bywa piękna, a na pewno bywa pięknie pokazana na ekranie; wyestetyzowana go granic (jak np. u chińskiego reżysera Zhang Yimou„Hero” z 2002 r.). Jednak trudno już o efektowność gdy zabijani są słabsi, gdy krzywdzi się dzieci, bo tracą rodziców, gdy pojawia się okrucieństwo i sadyzm, etc. Przemoc niesprawiedliwa, niesłuszna, krzywdząca niewinnych, popełniana w imię złej woli, złego gniewu czy zemsty, domaga się właściwej oceny i naświetlenia. Wymaga odpowiedniego kontekstu, pokazania jej tak, jak na to zasługuje. Uczciwość żąda, aby ją nazwać złem, aby plugawość wybrzmiała jak nieprawość i nie miała przypiętej nutki, czy aureolii dobra, bo wówczas zło staje się dobrem. A dobro – złem.

 

Tak więc, pokazywane na ekranie zło domaga się takiej melodii i aury, które przynależą złu; wartościowania zgodnego z pułapem jaki dany czyn – bezczynność, słowo – milczenie, czy też intencja, zajmują w hierarchii wartości. Prawidłowa ocena musi wybrzmieć, gdyż w przeciwnym razie autor, scenarzysta i reżyser stają się współautorami zła. Także wtedy, gdy nic nie mówią, gdy zostawiają to zło bez komentarza. Samo tylko kreowanie czy odtwarzanie jakiegoś zła, faktycznego czy fikcyjnego bez wyraźnego celu, który byłby szczytny czy chociażby jakoś pożyteczny, jest po prostu reklamą zła, poszerzaniem jego wpływu;  jest współuczestniczeniem w nim.

 

„Summa” gwałtu

Myślę tu o różnych filmach, nieraz najbardziej kasowych i wziętych, obecnej i wcześniejszych dekad. Problem nie omija też innych gałęzi kultury i pop kultury, jak muzyka, plastyka czy teatr. Chciałbym jednak skupić się na kinie, które zrodziło na początku lat 90. „talent” w osobie Quentina Tarantino. Napisałem – w cudzysłowie, lecz nie można kwestionować wybitnych zdolności tego reżysera na polu techniki i estetyki filmowej. Nie da się nie docenić aluzyjności tych jego filmów i prób podsumowania powojennej kinematografii; roszczeń do stworzenia swoistej „summy” ogarniającej ludzką mądrość filmową. W każdym razie – „summy” filmowej sensacji.  

 

Jak Quentin Tarantino dokonuje tego skaningu – przeglądu wcześniejszych dokonań ekranowych? Czy jego wizja, to dobra i miarodajna synteza? Jednymi z najczęstszych, są w jego filmach odniesienia do dzieł włoskiego reżysera – twórcy m.in. tzw. „spaghetti westernów” (kręconych w Europie i w USA od lat 60. po lata 70.) – Sergio Leone. Tarantino dostrzega w filmach włoskiego giganta, realizm mający źródło zapewne we włoskim neorealizmie i spowinowacony z nim sceptycyzm, obcy amerykańskim westernom pełnym oczywistych moralnych przesłań. U Sergio Leone nie ma bezpośrednich przesłań, a jest jakaś powściągliwość w etycznych sądach. Możnaby rzec – nie ma tu naiwności amerykańskiego kina tamtego czasu; za to – szczególny realizm i głębia. Sceny niezwykle liryczne i wzniosłe przeplatają akty o dużej dawce przemocy, co jest pochodną właśnie realizmu. To zapewnia głębię i równocześnie orli lot ponad szczytami. Nie ma fałszu; mydlenia i lukrowania sztucznością.

 

Jakie życie, taka śmierć

Jednakże, odnoszę wrażenie, iż Quentin Tarantino nie tak zinterpretował dorobek Sergio Leone. On zobaczył głównie – poza wspaniałą wizją artystyczną, mistrzostwem realizacyjnym, drobiazgowością i genialną symbiozą obrazu i muzyki (bo wiele z tego umiejętnie przejął) – przede wszystkim przemoc. Nie, ukazywaną jako naturalna pochodna realizmu i skutek wierności prawdzie o świecie – ale uważam – jako przemoc dla przemocy. U Tarantino mamy bowiem wręcz kult przemocy. Nie jest ona logiczną składową obrazu i podejmowanych tematów, nieuniknioną w uczciwej wizji całości, ale czymś nieraz nieuzasadnionym i niezdrowo ekscytującym. Nie widać bardzo często u Tarantino sensu i celu tej ekspozycji brutalności. Nie służy niczemu, a funkcjonuje jakby dla niej samej. U Sergio Leone, chociaż nie ma moralizatorstwa, to ukazywaniu zła jak i dobra towarzyszy powaga; autentyczna świadomość ich wagi. One, dobro i zło – wartości – mają swoją ważkość i ważność. Honor, godność, swoista wierność zasadom i pewien romantyczny idealizm, nie są tak obecne u Tarantino, a nawet całkiem znikają zastąpione np. samą tylko motywacją zemsty, albo czymś jeszcze niższym. Dobro i zło tracą swoją masywność i zostają do gruntu strywializowane. Mamy tu przeogromną i szokującą banalizację spraw najważniejszych, żeby nie powiedzieć – ostatecznych. Śmierć u Leone, jest bez upiększeń, ale u Tarantino zostaje ona ściągnięta do czynności fizjologicznej jak jedzenie czy wydalanie.

 

Główni bohaterowie Tarantino, z filmów jak: „Pulp Fiction” (1994 r.) czy „Kill Bill” (2003 r.) to płatni zabójcy, zawodowi mordercy, którzy nie zastanawiają się nad winą, czy niewinnością swoich ofiar. Widz przez większość filmu śledzi ich „przygody”, bardziej lub mniej zbrodnicze działania i siłą rzeczy identyfikuje się z nimi, bo nie ma tu innych, lepszych postaci; nie ma dobrych. Są tylko cwani źli oraz mniej cwani – frajerzy; ci „na poziomie” – elita – albo motłoch. Ewentualnie, pojawia się ktoś „neutralny”, ale i on nie opowiada się czytelnie po stronie dobra. Nie ma przesłań moralnych, ani zgoła takich motywacji. Żadnych takich rozróżnień, kwalifikowania postępków. Raczej zło mieni się dobrem, a jakieś możliwe, potencjalne dobro – złem, tj. tylko słabością, frajerstwem; w całkowicie „nietzscheańskim” kluczu. Problemem nie jest tu ukazywanie wysokiej dawki przemocy. Chodzi o obecne na ekranie jej wartościowanie („przewartościowanie wszystkich wartości” – F. Nietzsche); o kontekst i relatywizowanie tej przemocy. Zło jest zmiksowane z dobrem w całkowicie nierealny, niemożliwy i szalony sposób. Tak, tu nie ma realizmu Sergia Leone, tu jest choroba i szaleństwo. Zło nie zostaje ukarane należycie, pozostaje często górą, tak, że nie przeżyjemy „katharsis”, ani satysfakcji z tryumfu dobra. Za to tępy czarnokomediowy rechot.

 

Igrzyska. Opium dla mas

Nie, nie jest problemem sama przemoc, ale manipulacja rzeczywistością, której dokonuje reżyser. Pokazuje on bowiem zło w taki sposób, który je „promuje”. Jest menadżerem od marketingu tego, co chore i upadłe, przy pomocy olśniewającej strony wizualnej i muzycznej; bodźców, które głęboko zapadają zwłaszcza w jaźń młodych. Rzesze młodych oklaskiwały to kino i masy dzisiejszych (bezkrytycznych) krytyków z festiwalowych jury. Oliver Stone za film „Urodzeni Mordercy” (wyjściowy scenariusz: Quentin Tarantino) otrzymał Nagrodę Specjalną Jury na Festiwalu MFF w Wenecji. Poza tym nominacje do Złotego Lwa i do Złotego Globu. Quentin Tarantino za scenariusz „Pulp Fiction” dostał Oscara, Złoty Glob; w Cannes Złotą Palmę za najlepszy film i Cezara za najlepszy film zagraniczny. Wystarczy tyle.

 

W rozmowie z młodym, umiarkowanym jeszcze miłośnikiem tych filmów, usłyszałem, że to bez znaczenia – ten cały wydźwięk (o którym piszę) bo to tylko film, fikcja, etc. Fikcja, tak owacyjnie brana, że bez mała ubóstwiona, zaczyna jednak  pretendować nawet do religii; bywa substytutem religii, zwłaszcza dla niewierzących; w społeczeństwach programowo dechrystianizowanych. W Sowietach poezja, malarstwo, film służyły „inżynierii dusz”, „ nowego człowieka”. Podobnie w hitleryzmie. A artyści (dopóki nie podpadli władzy) byli hołubieni. Kultura, sztuka i właśnie popkultura są wszechwładne i niezastąpione w ideowej kuźni (kaźni?) ludu.

 

Od początku lat 90 mieliśmy wysyp takich filmów, tak analogicznie jak u Tarantino, lekkomyślnie traktujących sprawy największej wagi, trywializujących dobro, zło, życie i śmierć. Wspomniany film „Urodzeni mordercy” („Natural Born Killers”) z 1994 r., w reżyserii Olivera Stone, robi z pary kochanków – seryjnych zabójców – gwiazdy mediów, których „przygody” śledzą miliony. Ktoś powie, że to metafora, czy hiperbola naszych realiów, taka forma ich krytyki. Kto ma jednak głowę na swoim miejscu, postawi znak równości pomiędzy patologią ekranowej fikcji a tym, co realnie powodują twórcy tego filmu.

 

Patologia ekranowa staje się bowiem rzeczywistością; zostaje urzeczywistniona w milionach pełnych sal kinowych w których ludzie (głównie młodzi) kibicują parze zwyrodnialców. Oliver Stone zwykle nie robi takich filmów, ale tu, po przeróbkach użył scenariusza właśnie Quentina Tarantino. Film ten bardzo przypomina inne filmy Tarantino, jak chociażby „Django” („Django Unchained”) western z końcówki 2012 roku. Dwaj główni bohaterowie przypuszczalnie mają uchodzić tu za lepszych od innych, lecz nie są w niczym lepsi od tych których zabijają, pomijając, iż są sprytniejsi lub bardziej zdyscyplinowani i zdeterminowani. To jednak nie znaczy, że mają rację.

 

 W tym nurcie odnajduje się też m.in. „Mechanik” („The Mechanic”) z 2011 roku z Jasonem Stathamem, w reżyserii mniej znanego Simona Westa. Znów bohaterami, z którymi automatycznie utożsamia sie widz, są tutaj zawodowi mordercy. Statham gra starszego, profesjonalistę i wciąga do „branży” dużo młodszego (Bena Fostera) którego ojca wcześniej sam zabił. Patologia.

 

Nie chcę już wymieniać więcej przykładów. Dla mnie podobna działalność reżyserów, scenarzystów, producentów i aktorów jest niesłychanie destrukcyjna. Tacy ludzie mogliby wnosić niezwykle wiele dobra w życie ludzi. Sprzeniewierzają się jednak sobie samym i robią symetrycznie dużo zła. A skala tego zła jest dziś globalna.

 

Jarosław Kleban

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie