23 października 2020

Chile: Chrystianofobia i budowa nowego państwa

(Fotograf: IVAN ALVARADO/Archiwum: Reuters)

Spalenie dwóch kościołów w stolicy Chile – na tydzień przed kluczowym dla tego kraju referendum konstytucyjnym – jest wyrazem chrystianofobii radykałów „nowej lewicy,” ale także frustracji większości społeczeństwa, które chce odejść od neoliberalnej spuścizny gen. Pinocheta i „zrównoważonego rozwoju” wdrażanego przez rządzącą elitę.

 

Chilijczycy mają zagłosować 25 października w sprawie zmiany konstytucji, która pochodzi jeszcze z czasów dyktatury gen. Augusto Pinocheta. W październiku 2019 roku w związku ze wzrostem opłat za bilety na metro ludzie masowo wyszli na ulice. Obywatele skarżyli się już nie tylko na kolejną w ciągu 15 lat podwyżkę biletów na transport publiczny, od którego uzależnionych jest wielu, ale także na niskie emerytury, niski poziom edukacji publicznej, kiepską publiczną opiekę zdrowotną i zabetonowany system władzy politycznej, sprzyjający odrealnieniu elity rządzącej. Wśród protestujących znaleźli się członkowie radykalnej lewicy, oskarżanej o wszczynanie burd i eskalację napięcia społecznego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Po brutalnym stłumieniu zamieszek i dalszej eskalacji nastrojów ostatecznie 15 listopada 2019 roku rząd prezydenta Sebastiána Piñery doszedł z opozycją do porozumienia. Zgodzono się na referendum w sprawie potencjalnego stworzenia nowej konstytucji. Referendum początkowo zaplanowano na kwiecień 2020 r., ale ze względu na pandemię przełożono je o kolejnych kilka miesięcy – na 25 października. W niedzielnym głosowaniu Chilijczycy zadecydują o tym, czy konstytucja powinna być na nowo napisana i kto ma to zrobić: czy nowe Zgromadzenie Konstytucyjne, czy też komisja złożona z obecnych członków Kongresu i nowych delegatów, którzy zostaną wybrani w kwietniu przyszłego roku. Komisja miałaby rok na stworzenie ustawy zasadniczej, wymagającej – zgodnie ze spuścizną z epoki Pinocheta – zatwierdzenia każdego jej artykułu przez dwie trzecie kongresmenów. Ratyfikacja ustawy zasadniczej miałaby nastąpić w kolejnym referendum na początku 2022 r.

 

Bój jednak toczy się o to, by konstytucja została napisana na nowo przez Zgromadzenie Konstytucyjne złożone nie tyle z kongresmenów, co z szerszej grupy obywateli. Obecna ustawa zasadnicza została zatwierdzona w referendum w 1980 roku, u szczytu władzy generała Pinocheta obarczanego odpowiedzialnością za tysiące porwań i zgonów przeciwników dyktatury. Nowelizowano ją w 1989 i 2005 roku, ale krytycy uważają, że duża większość w Kongresie potrzebna do zmiany prawa sprawia, że małe, skrajne partie zbyt łatwo stają na drodze żądaniom obywateli. Dodatkowo krytycy podnoszą argument, że większy nacisk kładzie się w ustawie zasadniczej na ochronę własności prywatnej i interesów biznesowych niż na kwestie takie jak zdrowie publiczne, edukacja i zabezpieczenie emerytalne. Przeciwnicy zmian wskazują, że to właśnie obecna konstytucja gwarantowała trzy dekady stabilnego wzrostu gospodarczego, czyniąc Chile – jak się wyraził prezydent Piñera – „oazą” Ameryki Łacińskiej.

 

Sondaże sugerują, że około 70 proc. obywateli chce nowej ustawy zasadniczej, gwarantującej bezpłatny dostęp do wysokiej jakości edukacji i opieki zdrowotnej wszystkim obywatelom. Oderwanie od rzeczywistości elity rządzącej, korzystającej z prywatnych usług, spowodowało gwałtowną erozję zaufania obywateli, mających dość stale pogarszającej się jakości usług publicznych, drożyzny i brutalności policji. Niecały miesiąc przed głosowaniem służby wewnętrzne brutalnie stłumiły demonstracje w stolicy kraju. W piątek przed eskalacją protestów i podpaleniem kościołów carabineros użyli gazu łzawiącego i strumieni wody pod wysokim ciśnieniem, aby rozproszyć ludzi gromadzących się na Plaza Italia. Na forach społecznościowych zawrzało po opublikowaniu filmików z udziałem m.in. 16-letniego chłopca wyrzuconego przez balustradę mostu przez policjanta. Chłopiec wpadł do brudnego, betonowego kanału rzeki Mapocho, gdzie leżał nieruchomo, twarzą w dół, w płytkiej wodzie. Trafił on później do szpitala, a obecnie jego stan jest stabilny. Odnosząc się do incydentu w przemówieniu telewizyjnym, generał Enrique Monrás, rzecznik Carabineros, nie wykluczył pociągnięcia do odpowiedzialności funkcjonariuszy, chociaż jego zdaniem chłopiec „stracił równowagę i upadł” podczas aresztowania.

 

Politycy opozycji wezwali generała Mario Rozasa, szefa Carabineros, do rezygnacji po serii domniemanych naruszeń praw człowieka. Po ubiegłorocznych demonstracjach i zamieszkach z udziałem policji, w wyniku których ponad 300 osób straciło przynajmniej jedno oko, a 30 osób zginęło, władze ukarały 16 policjantów. Od początku demonstracji w zeszłym roku do chwili obecnej szefostwo MSW zmieniało się trzykrotnie. Kilka misji międzynarodowych, w tym delegacja wysłana przez wysoką komisarz ONZ ds. praw człowieka Michelle Bachelet, byłą prezydent Chile, oskarżyło policję o liczne naruszenia, w tym o tortury i wykorzystywanie seksualne.

 

Chrystianofobia jako skutek skandalu homo-pedofilskiego?

Część uczestników zgromadzenia z 18 października br. w centrum Santiago – protestujących w rocznicę wybuchu zeszłorocznych masowych demonstracji – zaczęła wieczorem grabić i niszczyć mienie prywatne, a także podpaliła dwa katolickie kościoły. Świątynie pod wezwaniem św. Franciszka Borgii i Matki Bożej Wniebowziętej zostały doszczętnie zniszczone. Gdy upadała iglica jednego z kościołów, tłum wiwatował. Według przedstawiciela Kościoła, skradziono również kilka przedmiotów religijnych. Kościół pw. św. Franciszka Borgia jest miejscem, w którym odbywają się uroczystości organizowane przez policję.

 

Chilijska Konferencja Biskupów wydała oświadczenie, obarczając radykałów odpowiedzialnością za podpalenia. „Te brutalne grupy kontrastują z wieloma innymi, którzy pokojowo demonstrowali. Zdecydowana większość Chilijczyków tęskni za sprawiedliwością i skutecznymi środkami, które pomogą przezwyciężyć nierówności. Nie chcą więcej korupcji ani nadużyć; oczekują godnego, pełnego szacunku i uczciwego traktowania ” – stwierdzili biskupi. Katolickie media nie mają wątpliwości, że podpalenie świątyń to nie tylko wyraz wyjątkowej wrogości wobec Kościoła ze strony pewnych grup, ale są to także skutki trwającego od wielu lat skandalu, który w zeszłym roku spowodował, że papież Franciszek zmusił 34 biskupów tego kraju do rezygnacji. Śledczy przesłuchali 167 kościelnych urzędników i pracowników w sprawie zarzutów o nadużycia i systematyczne tuszowanie skandali homo-pedofilskich. W 2018 r., podczas pielgrzymki papieża Franciszka do Chile, doszło do brutalnych zamieszek i podpalenia 11 świątyń. Przywódca Kościoła katolickiego spotkał się wówczas z wyjątkową wrogością. Niektóre z demonstracji policja rozbijała przy użyciu gazu łzawiącego. Agresywni napastnicy rozpowszechniali napastliwe ulotki z pogróżkami.

 

Chile zmieniło się radykalnie w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat, a wpływ na to jedno z najbardziej religijnych społeczeństw miał właśnie m.in. skandal z udziałem ważnego duchownego, któremu udowodniono czyny pedofilskie. Liczni komentatorzy twierdzą, że odejście Chilijczyków od wiary nastąpiło właśnie wskutek nieadekwatnej odpowiedzi, jakiej Kościół udzielił na problem molestowania seksualnego. Pogorszenie atmosfery towarzyszącej wizycie papieża Franciszka wiązało się także z mianowaniem (w styczniu 2015 r.) biskupa Juan de la Cruz Barros Madrid na stanowisko ordynariusza diecezji Osorno (900 km na południe od Santiago). Hierarcha ten był oskarżany o ukrywanie wielokrotnych przypadków molestowania seksualnego nieletnich przez swego przyjaciela (wcześniej wychowawcę i duchowego nauczyciela), ks. Fernando Karadimę. Sprawy te były tak przerażające i skandaliczne, że Kościół stracił wiarygodność. Watykan konsekwentnie bronił charyzmatycznego duchownego. O jego przypadkach molestowania wiedział już w 2004 roku, jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II. Dopiero po ujawnieniu przez media szczegółów molestowania i wzburzeniu opinii publicznej, Stolica Apostolska wszczęła postępowanie zakończone w 2011 roku uznaniem ks. Karadima za winnego zarzucanych mu czynów. Otrzymał karę suspensy, dożywotniej pokuty, a także zakaz publicznej celebracji liturgii. Zakaz ten nagminnie łamał.

 

Franciszek – jak wynika z dokumentów – mianując biskupa Barrosa ordynariuszem diecezji Osorno wiedział o jego kontaktach z ks. Karadimą i o kontrowersji wokół jego osoby. Co więcej, w ujawnionym nagraniu, papież ganił Chilijczyków za to, że bezpodstawnie oskarżali biskupa, co wywołało jeszcze większą konsternację i społeczne oburzenie, a także wzrost antykościelnych nastrojów. Podczas pielgrzymki Franciszek bronił biskupa i zarzucał innym, że go oczerniają.

 

Wzrost cen energii i drożyzna z powodu dekarbonizacji

Ubiegłoroczne protesty w Chile miały znacznie większy wpływ na gospodarkę niż wielkie trzęsienie ziemi i tsunami, które nawiedziło kraj w 2010 roku. Południowoamerykańskie państwo jest przedstawiane jako wzór dla innych pragnących walczyć ze zmianami klimatycznymi. Chile to prymus w zakresie wdrażania polityki „zrównoważonego rozwoju”. Gwałtowne protesty, które wybuchły 18 października 2019 r., zmusiły właścicieli do zamknięcia sklepów i sparaliżowały większość systemu transportu publicznego. Budząc się rano Chilijczycy niemal codziennie dowiadywali się o nowych splądrowanych lub spalonych obiektach.

 

Przez wiele lat gospodarka Chile – kraju oferującego jedne z najbardziej różnorodnych i zapierających dech w piersiach krajobrazów – opierała się na rolniczym modelu eksportowym. Handlowano pszenicą, azotanami i miedzią. W ostatnich latach decydenci uznali, że „nie mogą przegapić historycznej okazji do udziału w nowym skoku technologicznym” i włączyli się w realizację projektów związanych z tzw. zrównoważonym rozwojem. Wszczęto proces wdrażania gospodarki o obiegu zamkniętym, koncentrującej się na recyklingu i budowaniu „odporności klimatycznej”. W 2015 r, kraj podpisał międzynarodowe porozumienie klimatyczne w Paryżu, zobowiązując się do dekarbonizacji gospodarki. Chile jest uważane za globalny wzór przechodzenia na energię odnawialną – jak podaje bank IDB, na ten kraj przypada 55,8 proc. całkowitej mocy słonecznej pozyskiwanej w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach. Jest to także jedno z pierwszych państw latynoskich, które wprowadziło całkowity zakaz dostarczania toreb plastikowych na swoje terytorium.

 

Według Carbon Brief, Chile jest odpowiedzialne za mniej niż 0,1 proc. światowej emisji dwutlenku węgla, ale ze względu na swoje zaangażowanie w walkę z „globalnym ociepleniem” przygotowało nową ustawę o zmianie klimatu, promując dalszą dekarbonizację. Eksperci od „zrównoważonego rozwoju” przekonują, że podobnie jak większość krajów Ameryki Łacińskiej, przeoczyło trzy poprzednie rewolucje przemysłowe, stając się krajem o wielkich deficytach pod względem rozwoju przemysłowego, innowacji i technologii. Oparcie zaś gospodarki na eksploatacji surowców naturalnych – głównie miedzi i litu – jeszcze bardziej utrudniałoby odgrywanie ważnej roli w gospodarce światowej. Dlatego władze postawiły na model gospodarki o obiegu zamkniętym i czwartą rewolucję przemysłową. Zabieg ten miał na celu stworzenie nowej elity przedsiębiorców i innowatorów, którzy będą wykorzystywać technologie, takie jak Internet rzeczy, big data, zaawansowane technologie produkcyjne, drukarki 3D, sztuczną inteligencję i blockchain, umożliwiając powstanie nowych firm oraz lokalnej światowej klasy przedsiębiorstw opartych na przełomowych modelach biznesowych, walczącymi z domniemanymi zmianami klimatycznymi i teoretycznie mającymi tworzyć tysiące nowych miejsc pracy wysokiej jakości.

 

Taki model miałby pozwolić Chilijczykom na zerwanie po ponad 200 latach z rozwojem opartym na eksploatacji zasobów naturalnych. Promował go właśnie prezydent Sebastián Piñera, który został z tego powodu nagrodzony w ub. roku przez Atlantic Council w Nowym Jorku. Chilijski przywódca obiecał, że pozbędzie się paliw kopalnych, zastępując system transportu komunikacją publiczną i ustanawiając wyższe standardy wydajności energetycznej dla wszystkich sektorów gospodarki. Chile stało się pierwszym krajem w Ameryce Południowej, który wprowadził podatek od emisji dwutlenku węgla, za co było chwalone przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Podatek został nałożony na wszystkie elektrownie korzystające z paliw kopalnych o zainstalowanej mocy co najmniej 50 megawatów. Jeszcze w 2015 r., według doniesień Reutersa, około 80 procent zapotrzebowania na energię pokrywały paliwa kopalne, takie jak importowana ropa naftowa i węgiel. Dzięki nowemu ustawodawstwu rząd miał nadzieję, że producenci energii przestawią się na odnawialne źródła energii, pomagając krajowi osiągnąć dobrowolny cel ograniczenia do 20 proc. emisji gazów cieplarnianych do 2020 r. w porównaniu z rokiem 2007.

 

Jednak ta ekspansywna polityka klimatyczna, zwłaszcza zaś nałożenie podatku od dwutlenku węgla – za które prezydent i jego ekipa zbierali pochwały na forach międzynarodowych – odbiła się czkawką większości społeczeństwa. Protesty wybuchły właśnie z powodu wysokich cen energii. Zmusiło to ONZ do przeniesienia obrad klimatycznych do Hiszpanii. Gdy w października ub. Roku w odpowiedzi na podwyżki cen biletów na metro ludzie w całym Santiago wyszli na ulice, protesty wkrótce rozszerzyły się na inne miasta i doprowadziły do burd, a nawet i ofiar śmiertelnych. Rząd i media głównego nurtu tłumaczyli, że podwyżki wynikają z rosnących cen ropy. Ale to nie była prawda. Globalne ceny ropy były wówczas o około 25 procent niższe niż w 2018 r. i o 37 procent niższe niż przed sześcioma laty. Ceny biletów na metro w stolicy kraju wzrosły, ponieważ urzędnicy w 2018 roku zdecydowali o zastąpieniu zasilania opartego na paliwach kopalnych niestabilną energię wiatrową i słoneczną. Rząd uderzył także w zakłady energetyczne nowymi podatkami od dwutlenku węgla.

 

W tej sytuacji Chilijczycy zostali obecnie obciążeni wyższymi opłatami za metro. Wyższe są rachunki za prąd, a co za tym idzie – inne opłaty. Rosną koszty utrzymania i obniża się poziom życia większości społeczeństwa. Chilijskie protesty, podobnie jak strajki żółtych kamizelek, które przetaczały się przez Francję, aż nadto wskazują na to, że politykom i klimatycznym aktywistom brakuje kontaktu z rzeczywistością. Twierdzą, że promują „społeczną spójność”, ale de facto sieją zamęt i wprowadzają chaos.

 

Lewica wzmacnia się w Ameryce Południowej

Chile nie jest samotną wyspą. W ciągu ostatnich dwudziestu lat w Ameryce Łacińskiej istotne zmiany zaszły od Meksyku po Brazylię, decydujących się na politykę redystrybucji bogactwa. Presja ze strony innych krajów, realizujących lewicową agendę, zbiera swoje żniwo. Chilijskie feministki, komuniści i tzw. nowa lewica eskalują napięcie. W ub. roku spalono lub zrujnowano 11 stacji metra w stolicy. Policja strzelała do demonstrantów gumowymi kulami. Obecnie przewodniczący Partii Komunistycznej Chile, Gillermo Teillier, wzywa do uspokojenia nastrojów. Zapewnił, że zrobi wszystko, co możliwe, aby referendum w niedzielę zakończyło się sukcesem i można było stworzyć nową konstytucję. Teillier wskazał, że „należy dokładnie zbadać sytuacje” i ukarać winnych. Zasugerował, że podpaleń świątyń mogli dokonać sami policjanci.

 

Na miesiąc przed głosowaniem partie i organizacje lewicowe zawiązały sojusz I Approve Chile Digno, którego celem jest promowanie porozumienia w sprawie nowej konstytucji, domagając się m.in. prawa wyborczego dla młodzieży od 16. roku życia. Prezydent Sebastián Piñera potępił spalenie dwóch kościołów i inne akty przemocy, które szkodzą przygotowaniom do przełomowego głosowania. Policja podała, że aresztowała prawie 600 osób. Piñera powiedział, że dziesiątki tysięcy ludzi demonstrowało pokojowo, obwiniając „mniejszość przestępców, którzy wywołali falę przemocy, grabieży i wandalizmu, w tym podpalając dwa kościoły o dużej wartości historycznej i religijnej”. – Ta zbrodnicza akcja musi zostać potępiona przez nas wszystkich, którzy wierzymy w demokrację i chcemy żyć w pokoju – mówił chilijski przywódca, uważany za konserwatystę. – I musimy potępić nie tylko tych, którzy bezpośrednio dokonują przestępczej przemocy, ale także tych, którzy w taki czy inny sposób ją promują, chronią lub usprawiedliwiają – dodał.

 

Lewicowa opozycja wskazuje, że nowa konstytucja umożliwi ustanowienie nowego i bardziej sprawiedliwego porządku społecznego w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej charakteryzujących się największym nierównościami. W ciągu ostatnich 120 lat obalono 163 rządy w Ameryce Łacińskiej. W Boliwii zmiana władzy odbywała się średnio co trzy lata. Lewica sugeruje, że teraz Chile może ustanowić nowy model przejmowania władzy, by doprowadzić do zawarcia nowego kontraktu społecznego, odchodząc od neoliberalnej spuścizny gen. Pinocheta w kierunku demokracji uczestniczącej. – Chilijski neoliberalizm to nie tylko polityka gospodarcza. To pewien sposób życia, stosunków społecznych, organizacji miast, demokracji, społeczeństwa i gospodarki – tłumaczy gwiazda „nowej lewicy” Jorge Sharp, który odniósł wielkie zwycięstwo w wyborach w 2016 roku, zostając burmistrzem Valparaiso, nadmorskiego miasta dwie godziny drogi od Santiago. 35-latek jest obecnie jednym z najbardziej uznanych postępowych głosów w Chile. – Napisanie konstytucji to nasza szansa, aby położyć podwaliny pod nowe społeczeństwo, nowe państwo i nowy kraj – podkreśla.

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie