9 maja 2016

Worek religijnego fundamentalizmu

(REUTERS / FORUM)

Relatywizm religijny wiąże się zatem z kardynalnym błędem w rozumowaniu zakładającym, że nie to w co ludzie wierzą, ale głębia ich przekonania jest głównym źródłem wszelkich niebezpieczeństw fundamentalizmu religijnego.

We wrześniu 2015 roku papież Franciszek ostrzegł na falach protestanckiego radia FM Milenium 106.7, że żadna religia nie może się uznać za odporną na fundamentalizm: Każde wyznanie ma swoich fundamentalistów – powiedział argentyńskiej rozgłośni – którzy oddalają ludzi od Boga i zmieniają Go w ideologię. W imię tej ideologii zabijają, niszczą i zniesławiają. Lawinowo rosnące zjawisko prześladowań chrześcijan w krajach islamskich w najlepszym przypadku czyni taką moralistykę porównawczą niebezpiecznie nieostrą. W najgorszym, stawia ją niedaleko od kłamstwa. Bowiem aż chciałoby się zapytać gdzie są ci współcześni chrześcijańscy fundamentaliści, którzy „zabijają niszczą i zniesławiają”? Gdzie są ekstremiści linczujący niewinnych za rzekome świętokradztwo wobec Chrystusa, jak to się dzieje w wielu państwach muzułmańskich przy choćby podejrzeniu obrazy Mahometa? Gdzie są Jezusowi fanatycy zmieniający meczety w kościoły? Gdzie radykałowie kościelni zmuszający inne wyznania do płacenia specjalnego podatku?

Wesprzyj nas już teraz!

Wrzucanie wszystkich wyznań do jednego worka “fundamentalizmu” neguje podstawowy fakt różnic pomiędzy radykalizmem w poszczególnych religiach. Radykalny chrześcijanin jest gotowy oddać swoje życie doczesne za to, że Jezus jest Zbawicielem świata. Może to uczynić na sposób krwawy, dochowując wierności Chrystusowi nawet za cenę śmierci – wtedy staje się męczennikiem za wiarę lub w sposób bezkrwawy, całkowicie poświęcając się Bogu w ramach swojego powołania, czego najbardziej „radykalnym” przejawem jest konsekrowanie swojego życia w ramach zakonu kontemplacyjnego. Fundamentalizm islamski, zarówno w swoim wydaniu historycznym, jak i współczesnym, wygląda jednak nieco inaczej, jakby na złość Ojcu Świętemu, który z takim zapałem przekonuje w Evangelii Gaudium (253), że „prawdziwy islam i poprawna interpretacja Koranu sprzeciwiają się wszelkiej przemocy”.

W słowach papieża Franciszka echem odbijają się jednocześnie dwie perspektywy, kluczowe  w kształtowaniu opinii publicznej na temat islamu i jej podejścia do religii Mahometa. Są nimi uniwersalizm oraz relatywizm. Relatywizm naucza, że nie ma jednej prawdziwej religii, ale że przy zachowaniu różnic pomiędzy nimi, które należy uszanować, każda z nich jest prawdziwa w takim samym stopniu. Z kolei uniwersalizm głosi, że wszystkie religie świata wyznają jeden i ten sam zestaw wartości etycznych i moralnych, które są wspólne dla całej ludzkości i dla ludzi wszelkich wyznań. Papież Franciszek dał tego wyraz we wspomnianej już adhortacji pisząc, że „[p]isma święte islamu zachowują część nauczania chrześcijańskiego”. Przez okulary uniwersalistyczne okulary oprócz papieża Franciszka patrzy także prezydent Barack Obama. Wystarczy przypomnieć jego przemówienie wygłoszone w Kairze w 2009 r., kiedy to stwierdził, że wartości islamu i Ameryki „pokrywają się i mają wspólne zasady – zasady sprawiedliwości i postępu; tolerancji i godności wszystkich istnień ludzkich”.

U wielu ludzi oba te podejścia są tak głęboko wplecione w ich sposób postrzegania świata, że nie potrafią analizować zjawiska polityczno-religijnego jakim jest islam w oderwaniu od nich. To oznacza, że ich ocena islamu jest ograniczona do ram, na które zezwalają uniwersalizm i relatywizm. Nie postrzegają islamu obiektywnie, ale przez okulary własnych przekonań i w zgodzie z nimi. Cały świat jest różowy jeśli popatrzeć nań przez różowe okulary w kształcie serduszek. W rzeczywistości jednak zarówno uniwersalizm jak i relatywizm religijny są dysfunkcyjne poznawczo ponieważ nie mają nic wspólnego z prawdziwym światem. Religie świata, by użyć weberowskiego określenia, nie promują tych samych wartości, wprost przeciwnie, ich systemy moralne często są ze sobą sprzeczne, niektóre z proponowanych przez nie wartości są trudne do zaakceptowania, niektóre idee zaś z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać za fałszywe.

Uniwersalizm i relatywizm religijny są propagowane przez elity intelektualne, forsowane przez polityków, sączą się z mediów a nieraz także z kościelnych ambon. Doskonałym przykładem religijnego relatywizmu jest wystąpienie Hilary Clinton z 2012 roku w Carnegie Endowment for International peace. W swoim przemówieniu pani Clinton wyraziła przekonanie, że ludzie, którzy uważają się za posiadaczy prawdy ostatecznej stanowią największe zagrożenie dla wolności religijnej: “Pierwszy [argument używany do blokowania wolności religijnej] głosi, że tylko niektórzy ludzie powinni praktykować swoją wiarę – tylko ci, którzy są odpowiedniego wyznania. Oni [fundamentaliści] definiują religię w taki sposób, że (…) tylko oni są w posiadaniu ostatecznej prawdy”. Zaś „posiadanie ostatecznej prawdy” i nienawiść według Clinton są ze sobą nieodłącznie powiązane, bowiem relatywizm jest conditio sine qua non tolerancji religijnej, zaś ta tolerancja jest conditio sine qua non wolności religijnej. Relatywizm religijny sprawia, że wszystkie zasadne różnice religijne są uprawomocnione i powinny być „tolerowane, szanowane i chronione”. Zgodnie z tym tokiem rozumowania można wierzyć w co się chce i nie powinno to nikogo obchodzić, ale jeśli tylko czyjeś przekonania religijne aspirują do bycia jedyną prawdą, natychmiast zmieniają człowieka w ekstremistę, fundamentalistę i radykała, którego religijność traci swoją prawomocność.

Relatywizm religijny wiąże się zatem z kardynalnym błędem w rozumowaniu zakładającym, że nie to w co ludzie wierzą, ale głębia ich przekonania jest głównym źródłem wszelkich niebezpieczeństw fundamentalizmu religijnego. A przecież radykalny kwakier nie prezentuje takiego samego zagrożenia jak radykalny wahabita. Oboje mogą być jednakowo przekonani o prawdziwości swojej religii, ale cała różnica zasadza się właśnie na tym, w co wierzą i co uznają za prawdę. Jeden fundamentalista traci życie pomagając trędowatym jak św. Józef de Veuster, inny rozbijając samolot o wieżowiec w centrum Nowego Jorku jak Mahomet Ata – obaj wierzą jednakowo mocno; nie rzecz jednak w intensywności ich przekonań, ale w tym, że obaj wierzą w różne rzeczy. Właśnie ta różnica sprawia, że nie można stawiać znaku równości pomiędzy fundamentalizmami, które prowadzą do zupełnie innych zachowań.

W tym kontekście szczególnie wymowne jest dramatyczne położenie mniejszości religijnych poddawanych systemowej dyskryminacji w państwach islamskich. Zresztą zarówno uniwersalizm, jak i relatywizm religijny cierpią z powodu presji wywieranej na nie przez dysonans poznawczy spowodowany przez to, że świat rzeczywisty nie przystaje do żadnej z tych wyidealizowanych teorii. Utrzymanie przekonań nie dających się tak łatwo pogodzić z przeczącą im rzeczywistością wiąże się z kosztami. Dlatego właśnie relatywiści i uniwersaliści religijni muszą stosować cała gamę mechanizmów, które pomogą im utrzymać rzeczywistość w sitach dziurawych perspektyw.

Podstawową strategią jest unikanie ekspozycji na niewygodną wiedzę, która tylko pogarszałaby dysonans poznawczy. Trudno przypuszczać by jakikolwiek apologeta islamu spędzał swój czas na czytaniu hadisów opisujących życie proroka Mahometa; ich kanały informacyjne filtrują wiedzę z osadu niepotrzebnych wiadomości. Kolejną taktyką jest demonizowanie tego, kto takie złe wiadomości przekazuje i odebranie mu wiarygodności poprzez stosowanie argumentów ad personam. Nie ma nic bardziej pocieszającego i uspokajającego, niż nazwanie Marine Le Pen rasistką a Miriam Shaded islamofobką, chyba że będzie to określenie wszelkich partii antyimigranckich mianem „skrajnej prawicy”. Z taktyką tą powiązany jest także mechanizm przenoszenia winy na drugą stronę. Wielokrotnie kiedy mówiłam o koranicznych korzeniach przemocy islamskiej, moje argument zbywano triumfalnym przypomnieniem krucjat: przecież chrześcijanie także używali przemocy! Poniekąd prawda, ale jest to zupełnie nieistotne wobec wyzwania jakim jest zrozumienie natury doktryn koranicznych. Takie retoryczne „odwrócenie kota ogonem” pełni jedynie funkcję emocjonalną ponieważ ma zredukować dysonans poznawczy poprzez odwrócenie uwagi od niewygodnych informacji na temat islamu. Pomaga uniknąć odpowiedzialności i konieczności moralnej oceny islamu co miałoby druzgocące rezultaty dla dotychczasowego światopoglądu. Czasem przerzucanie winy przyjmuje nieco inną formę – na przykład winą za brutalne mordy jakich Boko Haram dopuszcza się na nigeryjskich chrześcijanach obarcza się „biedę”, „nierówności społeczne” oraz „spiralę przemocy”. Bardzo podobny jest ostatni ze sposobów uprawiania gimnastyki poznawczej, który polega na ukryciu bądź podważeniu religijnej tożsamości i motywacji sprawców przemocy. Stosując tę dialektykę politycy i różnego rodzaju autorytety zazwyczaj prześcigają się w zapewnieniach, że Państwo Islamskie z islamem nie ma nic wspólnego, zaś kalif al Bagdadi nie ma pojęcia o głębi nauk Mahometa (przy czym jego doktorat w tej dziedzinie jest skrupulatnie ignorowany).

Stłumienie dysonansu poznawczego nie jest procesem, który odbywa się wyłącznie na poziomie jednostki. Jest replikowane także na poziomie społecznym a nawet państwowym, ponieważ wszystkie mechanizmy omówione powyżej są powielane w mediach, na uczelniach, w gabinetach politycznych, na forach internetowych i podczas spotkań rodzinnych. Zazwyczaj mechanizmy radzenia sobie z dysonansem poznawczym zaczynają się na najwyższych szczeblach władzy, są wdrażane przy pomocy przemyślanych decyzji politycznych, potem zaś wspomagane przez przekaz medialny spływają kaskadowo na coraz niższe poziomy zataczając jednocześnie coraz szersze kręgi i zmieniają sposoby myślenia o pewnych sprawach. Kiedy administracja amerykańska zakazała urzędnikom używać słów „dżihad” oraz „ekstremizm muzułmański” w dokumentach omawiających zagrożenie terrorystyczne w USA, zastosowała instytucjonalną formę ukrywania i podważania religijnych motywacji terrorystów. Kiedy niemiecka policja odmawia publicznego informowania o przestępstwach popełnianych przez uchodźców i migrantów, a władze i media krajowe bagatelizują problem, z rozmysłem stosują pierwszą omawianą przeze mnie strategię, wprowadzając reżim informacyjny mający podtrzymać konkretną wizję świata.

Wyparcie pewnych zjawisk ze świadomości może przynieść chwilową ulgę. Pozwala uniknąć zmierzenia się z rzeczywistością, która nie przystaje do naszych o niej wyobrażeń. Czy nasi uniwersalistyczni i relatywistyczni przywódcy, których słowa i gest naśladuje tak wielu ludzi, mają do zaoferowania długofalowe rozwiązania? W obliczu wyzwań jakie stawia przed nami islam nie można wrzucać wszystkich fundamentalizmów do jednego worka, twierdzić że wszystkie religie głoszą to samo oraz określać każdego, kto ośmiela się nie podzielać takiego zdania mianem fundamentalistycznego ideologia i bigota. Perspektywa relatywistyczna i uniwersalistyczna nie są wiarygodne, czego dowodzi fakt, że wymagają nieustannego stosowania rozmaitych narzędzi, które pozwalają niwelować dysonans poznawczy. Pierwszą ofiarą działania takich mechanizmów jest zawsze prawda.

Dr Monika Gabriela Bartoszewicz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie