3 sierpnia 2016

Biało-czerwona nad Berezyną i Dnieprem

Polska nie ma dostatecznej nagrody, którą winna by wypłacić za bohaterskie czyny dokonane przez Iwaszkiewicza, Rodziewicza, Maciejewskiego, Plisowskiego, Waraksiewicza, Jaźwińskiego i wielu innych. Niestety, czyny ich są mało znane. Nie woziliśmy ze sobą korespondentów, poetów ani fotografów – zapisał we wspomnieniach generał Józef Dowbor-Muśnicki, dowódca I Korpusu Polskiego w Rosji w latach 1917–1918.

 

Jego żołnierze i oficerowie nie tylko jako pierwsi byli świadkami niszczycielskiej siły bolszewizmu, ale też podjęli z nim bezpardonową walkę. Było w tych bojach nad Berezyną i Dnieprem coś z sienkiewiczowskiej tradycji podjazdów, nocnych wypadów, zasadzek. Saperzy przebrani za chłopów wysadzający tory kolejowe; rajdy pociągu pancernego „Związek Broni” porucznika Stanisława Małagowskiego…

Wesprzyj nas już teraz!

Zaimprowizowany ze zwykłej lokomotywy i kilku wagonów skład prowadził stary maszynista Dreczkowski. Miał on na tendrze cały magazyn sztucerów krótkich, długich, rozmaitych modeli. Kiedy pokazywała się bolszewicka tyraliera, stary zatrzymywał maszynę, krzyczał tryumfalnie: „Uny! uny!”, pakował pośpiesznie niezgaszoną fajkę do kieszonki od kamizelki, wyskakiwał na tor, przyklękał na jedno kolano i grzał w bolszewików, starannie mierząc. Potem, kiedy tyraliera bolszewicka pierzchała, a z towarowych wagonów spadały specjalnie sporządzone pomosty, którymi zjeżdżał w pełnym ekwipunku oddział „konnych saperów pancernych” i ruszał na rekonesans, stary wracał, mrucząc, do swoich oliwiarek – pisał żołnierz I Korpusu Melchior Wańkowicz.

 

Najgorszy sort z Biełgorodu

Kilka miesięcy po wybuchu rewolucji lutowej w Rosji, latem 1917 roku, generał Józef Dowbor‑Muśnicki przystąpił do formowania I Korpusu Polskiego w Rosji. Zaciągali się do niego żołnierze służący wcześniej w armii rosyjskiej bądź walczący u jej boku w polskich jednostkach: Legionie Puławskim, Brygadzie Strzelców Polskich, a następnie Dywizji Strzelców Polskich. Wkrótce bolszewicki przewrót doprowadził do powszechnej anarchii i chaosu. Większość rosyjskiej armii uległa rozkładowi – całe jednostki zamieniały się w żądną krwi tłuszczę – żołnierze mordowali oficerów i rabowali majątki, wódka lała się strumieniami, a uzbrojony motłoch siał zniszczenie i przerażenie. Opętańczej orgii ulegały całe wsie zachęcone przez czerwonych agitatorów i dezerterów, wyruszając na krwawe rabunki dworów i pałaców.

W morzu anarchii jedynie nieliczne jednostki wojska zachowały karność i nie poddały się bolszewickiej agitacji. Generał Dowbor‑Muśnicki czynił wszystko, aby czerwona zaraza nie przeniknęła do podległych mu oddziałów I Korpusu Polskiego rozrzuconych na ogromnych przestrzeniach – między Starym Bychowem nad Dnieprem koło Mohylewa, Zubcowem dwieście kilometrów na zachód od Moskwy, Jelnią na wschód od Smoleńska i Dukorą pod Mińskiem (gdzie stacjonował 1 Pułk Ułanów – słynni zwycięzcy spod Krechowiec).

Nie wszędzie jednak udało się utrzymać karność. Niechlubną sławą okrył się pułk z Biełgorodu, w którym skupił się najgorszy sort żołnierzy. Składał się z tchórzów, warchołów, szulerów, pijaków zespolonych w jedną zgodną rodzinę i scementowanych myślą – żeby wynieść do kraju całą skórę. W Polskę, jej przyszłość nikt tam nie wierzył. Wszyscy niemal spędzali czas na zabawie, hulaniu, wiecowaniu, politykowaniu, w czym widzieli urzeczywistnienie zasad demokratycznych. Roiło się tam od adeptów nauk socjalistycznych. Gdym posłał do pułku rozkaz o wysłaniu uzupełnień, zgodziło się go spełnić zaledwie czterystu – wspominał dowódca I Korpusu. Większość poszła na służbę Moskwie, przyjmując nazwę 1 Polskiego Pułku Rewolucyjnego – antenata „ludowego” Wojska Polskiego.

 

Niech żyje trzecia dywizja!

Tymczasem, wobec rozlewającej się bolszewickiej pożogi, generał Dowbor‑Muśnicki wydał rozkaz koncentracji Korpusu i skupienia jego sił pomiędzy Żłobinem i Rohaczewem nad Dnieprem a Bobrujskiem nad Berezyną. Dla trwającej na tej ziemi od wieków polskiej ludności, która mimo prześladowań od roku 1772 przez pokolenia nie wyrzekła się wiary i narodowości przodków, zaświtała nadzieja, że wraca Rzeczpospolita aż po Dniepr. Nadzieję tę przynosili polscy żołnierze broniący ich przed czerwoną pożogą. Gdy nie zdążyli na czas, zastawali już zgliszcza zaścianków, dworów, pałaców…

Bolszewicy traktowali polskie oddziały jako „pańskie wojsko”, a kontrolując większe węzły kolejowe i stacje, rozbrajali, aresztowali, a nierzadko mordowali Polaków zmierzających do Bobrujska. Ściągali coraz to nowe siły, aby pokonać nędzną garstkę synków obywatelskich i wzywali okolicznych chłopów do walki przeciwko gnębicielom i rabusiom odbierającym wam chleb. Nie brakło takich, którzy chwycili za karabiny i widły pod hasłami: Precz z Polską!, Precz z polskimi panami!, Niech żyje wolność! (sic!), Niech żyje rewolucja!

Ich ofiarą padł – nie poległy w szarży ani na polu bitwy, ale w zasadzce, w leśnej głuszy pod Łunińcem, przedzierający się w wieśniaczym przebraniu do Warszawy na rozmowy z Radą Regencyjną – legendarny dowódca 1 Pułku Ułanów, bohater spod Krechowiec, pułkownik Bolesław Mościcki. Nie powtórzył sienkiewiczowskiego czynu Jana Skrzetuskiego wymykającego się ze Zbaraża…

Dowborczykom udało się już wcześniej – nocą bez jednego wystrzału, pomimo wielokrotnej przewagi bolszewików – zająć bobrujską twierdzę z ogromnymi zapasami amunicji i kilkudziesięcioma działami. Bobrujsk w lutym 1918 roku zamienił się w całkowicie polskie miasto. Mowa polska, nie kresowa rozbrzmiewała naokoło (…) pełno oficerów polskich (…) wszystko Polacy w zawadiackich rogatywkach z różnobarwnymi otokami – zapamiętał porucznik Leon Mitkiewicz z Oddziału Partyzanckiego I Polskiego Korpusu. Wkrótce zajęto Mińsk Litewski. Toczono boje pod Jasieniem, Tatarką, Osipowiczami, Kalenkowiczami…

W lutym 1918 roku zagrożona w Jelni okrążeniem 3 Dywizja Strzelców Polskich pod dowództwem generała Wacława Iwaszkiewicza wyruszyła w stronę oddalonego o prawie czterysta kilometrów Bobrujska. Wyszli po Mszy Świętej błogosławieni krzyżem przez księdza Antoniego Niewiarowskiego. Bolszewicy zaatakowali już pierwszego dnia. Do obrony wyznaczono wydzielone oddziały – maszerującym pułkom towarzyszyły tabory: dwa tysiące wozów. Czerwoni wkrótce podciągnęli armaty i zaczęli ostrzał. Nie było dnia bez walki, codziennie ginęli okrutnie mordowani pojmani zwiadowcy. Wielokrotnie okrążana dywizja przebijała się jednak dalej, by 2 marca 1918 roku dotrzeć do celu, po szesnastu dniach w śniegu i mrozie, i w ciągłej walce, pozdrawiani okrzykami: Niech żyje trzecia dywizja!, na co piechurzy odpowiadali: Niech żyje Polska!

 

Rotmistrza Plisowskiego droga do Polski

Nazajutrz w Bobrujsku witano rotmistrza Konstantego Plisowskiego, który ze swymi ułanami dokonał niemal niemożliwego. W Ananiewie na północ od Odessy utworzył polski szwadron – stu pięćdziesięciu siedmiu ułanów i dziesięciu oficerów (wśród nich brat rotmistrza, Kazimierz). Za własne oszczędności kupili wyposażenie i furaż. Mieli przed sobą tysiąc czterysta kilometrów i ziemie opanowane przez zbrojne bandy wrogo nastawione do Polaków i ich „burżujskiego” wojska. Rotmistrz Plisowski wysłał naprzód liczne podjazdy, które rozpowszechniały fałszywe wiadomości, iż z południa maszeruje kilka dywizji, a nawet cały korpus. Okazało się to skuteczną taktyką.

Na Polesiu dopadła ich szczęśliwie ostra zima – zamarzły poleskie błota i mokradła. Przy forsowaniu rzeki Teterew pod jednym z patroli załamał się lód, ale pozostałym udało się przeprawić; po lodzie przeszli także Usz i Prypeć. Rotmistrz Plisowski ruszył pierwszy – lód trzeszczał niebezpiecznie, ale wytrzymał. Pod wsią Babczyk zaatakowało ich dwa tysiące bolszewików. Dzięki pomocy miejscowych Polaków szwadron podzielono – część z taborami wysłano lasami, pozostali przygotowali zasadzkę. Idących traktem czerwonoarmistów ze wszystkich stron przywitały serie karabinów maszynowych – zaskoczeni rozpierzchli się.

I tak, po pokonaniu bez mała półtora tysiąca kilometrów w ciągu czterdziestu dni, szwadron Plisowskiego wkroczył do Bobrujska z bronią i zaopatrzeniem, prowadząc ze sobą sześćdziesiąt pięć zdobycznych koni.

Niespełna trzy miesiące później I Korpus Polski bez walki poddał się Niemcom i został przez nich rozbrojony, ale jego żołnierze i oficerowie nigdy nie odstąpili od służby Polsce. Rotmistrz Plisowski przedostał się na Kubań, szarżował w słynnej bitwie pod Jazłowcem, biorąc do niewoli tysiąc Ukraińców, a w roku 1920 na czele VI Brygady Jazdy bił bolszewików pod Komarowem. Dosłużył się stopnia generała (podobnie jak jego brat Józef – artylerzysta, oficer Armii Krajowej; drugi brat, Kazimierz pozostał „tylko” pułkownikiem). We wrześniu 1939 roku z rozkazu generała Andersa (też dowborczyka) Konstanty Plisowski stanął na czele Nowogródzkiej Brygady Kawalerii. Pojmany przez Sowietów trafił do Starobielska, by wiosną 1940 roku dosięgła go kula enkawudzisty…

 

Jarosław Szarek – prezes IPN.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie