5 stycznia 2018

Cel: zabić Jana Pawła II.Morderczy plan islamistów

(fot: Krzysztof Wojcik/FORUM)

Tajemniczy pożar, jaki wybuchł w pewnym manilskim mieszkaniu w dniu święta Trzech Króli 1995 roku, zapoczątkował ciąg zdarzeń, dzięki którym ocalono życie tysięcy ludzi, w tym papieża Jana Pawła II.

 

W dniach od 10 do 15 styczniu 1995 roku pięć milionów pielgrzymów z całego świata stawiło się w Manili, by wziąć udział w X Światowych Dniach Młodzieży. Do stolicy Filipin przybył również sam papież Jan Paweł II. Tematem przewodnim Dni były słowa: Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam (J 20, 21).

Wesprzyj nas już teraz!

 

W tym samym czasie, z dala od oczu ciekawskich, w mrocznym świecie tajnych służb toczyła się cicha, bezlitosna wojna. Filipińskie siły bezpieczeństwa prowadziły wytężone działania przeciw konspiracji muzułmańskich ekstremistów. Stawką było życie Namiestnika Chrystusa, jak i tysięcy cywilów.

 

Wojna na archipelagu

Ogromna większość ponad stumilionowej społeczności Filipin deklaruje się jako katolicy. Jednakże na południowych wybrzeżach wyspy Mindanao, również na wyspie Palawan oraz na Archipelagu Sulu żyje dość znaczna liczba muzułmanów, wedle różnych szacunków od 5 do 10 proc. mieszkańców kraju.

 

Islam pojawił się tu już w XIV wieku, na pokładach okrętów muzułmańskich kupców i zdobywców. W następnych stuleciach jego wyznawcom przyszło toczyć zażarte boje zarówno z rdzennymi mieszkańcami, jak i innymi pretendentami do panowania nad tym wyspiarskim krajem – Hiszpanami, Amerykanami i Japończykami.

 

Po uzyskaniu niepodległości w roku 1946 Republiką Filipin wstrząsały różnorakie niepokoje. Pod koniec lat 60. wybuchła rebelia mniejszości muzułmańskiej. Buntownicy domagali się oderwania od Filipin Mindanao, Sulu i Palawanu, i utworzenia tam własnego państwa. Uzyskali pomoc z zagranicy, głównie od rewolucyjnej Libii rządzonej wtedy przez pułkownika Muammara Kaddafiego, również od Malezji, dzięki czemu wystawili kilkudziesięciotysięczną armię partyzancką. Okrutna wojna pochłonęła tysiące ofiar.

 

Na początku lat 90. sytuacja zdawała się powoli stabilizować. Część buntowników po wynegocjowaniu obietnicy autonomii zaczęła składać broń. Nieprzejednani walczyli dalej, wchodząc w konszachty z islamskimi międzynarodówkami terrorystycznymi. Lokalny konflikt na południowych Filipinach stał się frontem globalnego dżihadu.

 

Szatański plan

Wizyta papieża Jana Pawła II na Filipinach, zapowiedziana z okazji X Światowych Dni Młodzieży, stała się dla ekstremistów okazją do zorganizowania zakrojonej na szeroką skalę kampanii zamachów.

 

Architektem  operacji był Pakistańczyk Chalid Szajch Muhammad. W latach 80. zdobył on duże doświadczenie wojskowe, walcząc jako ochotnik w szeregach mudżahedinów (Bożych wojowników) przeciwstawiających się sowieckiej okupacji Afganistanu. Teraz jego akcję zdecydowały się sfinansować tuzy międzynarodowej islamskiej ekstremy – Afgańczyk Wali Khan Amin Shah, Indonezyjczyk Riduan Isamuddin, wreszcie wschodząca gwiazda tego półświatka, Saudyjczyk Osama bin Laden, posiłkowany w owym dziele przez szwagra, Mohammeda Jamala Khalifę.

Początkiem kampanii miało być zamordowanie papieża wizytującego Manilę. Plan zakładał, że do Ojca Świętego zbliży się terrorysta-samobójca przebrany za księdza, który w odpowiedniej chwili zdetonuje ukrytą pod sutanną bombę.

 

Po sześciu dniach miała rozpocząć się druga faza morderczego projektu. Polegałaby na podłożeniu bomb zegarowych w jedenastu samolotach pasażerskich zmierzających z Azji do USA. Przewidywano, że na pokładach tych maszyn znajdować się będzie 4000 osób. Samoloty miały eksplodować w chwili, gdy będą znajdować się nad Oceanem Spokojnym i Morzem Południowochińskim. Powodzenie tej fazy operacji sparaliżowałby komunikację lotniczą na wiele dni w tej części świata, a przypuszczalnie na całym globie.

 

W ramach trzeciego etapu działań terroryści zaplanowali samobójcze ataki lotnicze na wybrane cele w USA. Początkowo zamierzali uprowadzić tuzin samolotów pasażerskich i uderzyć nimi m.in. w nowojorskie wieże WTC, gmachy Kapitolu i Białego Domu w Waszyngtonie, Pentagon, wieżowiec US Bank Tower w Los Angeles oraz najwyższy podówczas budynek świata, drapacz chmur Sears Tower w Chicago. Jednakże rzeczywistość zmusiła spiskowców do odłożenia na przyszłość tak ambitnych planów. W owym czasie dysponowali bowiem ledwo jednym wyszkolonym pilotem o samobójczych inklinacjach (był nim Kuwejtczyk Abdul Hakim Murad). Zdecydowali się więc na wynajęcie niewielkiego samolotu Cessna, który obciążony materiałami wybuchowymi, uderzyłby w kwaterę główną CIA w Langley.

 

Chalid Szajch Muhammad był mózgiem operacji. Rolę dowódcy polowego i głównego wykonawcy powierzył swemu siostrzeńcowi,  inżynierowi Ramziemu Yousefowi. Jego wybraniec miał za sobą specjalistyczne szkolenie w obozie dla terrorystów w Peszawarze (Pakistan), a swoich niepospolitych umiejętności dowiódł uczestnicząc w zamachu na nowojorskie WTC w 1993 roku, kiedy to sporządzona przez niego bomba uśmierciła 6 osób, a z górą 1000 raniła.

 

Bożeńka

Chalid Szajch Muhammad nadał swej operacji kryptonim, którego angielski zapis – Bojinka – stał się przyczyną dezinformacji.

 

Długo spekulowano o możliwym serbsko-chorwackim pochodzeniu tego wyrazu, mającego rzekomo oznaczać głośną detonację. Po latach sprawę wyjaśnił sam autor przedsięwzięcia. Wspomniał on Bojinkę jako „rosyjskie bezsensowne słowo”, zasłyszane przezeń podczas pobytu na froncie w Afganistanie. Zdaniem specjalistów najprawdopodobniej chodzi o zwrot Bożeńka (Боженька), zdrobniałą formę określenia Boga (Бог) – odpowiednik familiarnych określeń Bozia czy Pon Bócek, występujących w naszej ludowej pobożności.

 

Zapewne w Afganistanie wezwanie to wielokrotnie padało z ust rosyjskojęzycznych Szurawich (Sowietów), na potwierdzenie prawdy, że w okopach nie ma ateistów. Mając w pamięci okrucieństwo wojny afgańskiej, szczególnie zaś sposób traktowania jeńców praktykowany przez obie strony konfliktu, skóra cierpnie na myśl, w jakich okolicznościach imć Chalid Szajch Muhammad mógł usłyszeć ów akt strzelisty.

 

Krwawa rozgrzewka

W grudniu 1994 roku dwaj terroryści, wspomniani już Ramzi Yousef i Abdul Hakim Murad wynajęli pokój w apartamencie Doña Josefa w manilskiej dzielnicy Malate. Okna ich lokum wychodziły wprost na ulicę, którą miała poruszać się kawalkada papieska.

 

Uczestnicy operacji byli profesjonalistami; nie pozostawiali niczego przypadkowi. Przeprowadzili makabryczne próby przygotowanych ładunków wybuchowych, atakując wybrane obiekty cywilne. Celem tych działań było przetestowanie zarówno mechanizmów bomb, jak i czujności służb ochrony na azjatyckich lotniskach.

 

Ładunki podłożone w centrum handlowym w Cebu oraz w manilskim teatrze eksplodowały planowo, siejąc zniszczenie i raniąc kilka przypadkowych osób. Następnie Yousef dokonał zamachu na wybrany samolot pasażerski. 11 grudnia 1994 roku wsiadł w Manili na pokład maszyny Boeing 747 Filipińskich Linii Lotniczych. Wcześniej przygotował płynną bombę na bazie nitrogliceryny, uzupełnionej o kilka składników chemicznych. Terrorysta przemycił materiał wybuchowy na pokład samolotu w buteleczce przeznaczonej na płyn do czyszczenia soczewek kontaktowych. Na przegubie miał zegarek elektroniczny Casio, a w wydrążonych obcasach butów dwie baterie 9 V oraz żarówki, z których wkrótce zmontował mechanizm inicjujący eksplozję.

 

Samolot zmierzał do Japonii. Podczas międzylądowania na lotnisku w Cebu terrorysta opuścił maszynę, pozostawiając w niej bombę z mechanizmem zegarowym ustawionym na czterogodzinną zwłokę. Boeing kontynuował lot. W rejonie Okinawy nastąpiła eksplozja, w wyniku której zginął jeden z podróżnych, japoński biznesmen Haruki Ikegami, a kolejnych 10 osób odniosło rany. Wybuch wyrwał pokaźnych rozmiarów dziurę w podłodze kabiny pasażerskiej, co gorsza, uszkodzone zostały również przewody sterujące. Żniwo zamachu mogło być potworne, jako że w momencie detonacji na pokładzie Boeinga znajdowało się 273 pasażerów oraz 20 członków załogi. Na szczęście pilot zdołał posadzić pokiereszowaną maszynę na lotnisku Naha na Okinawie.

Terroryści wyciągnęli wnioski z akcji, zwiększając dziesięciokrotnie ilość materiałów wybuchowych w bombach, które zamierzali umieścić w samolotach.

 

Zbawcze płomienie

Wieczorem 6 stycznia 1995 roku, na cztery dni przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży, w pokoju wynajmowanym przez terrorystów wybuchł pożar.

Wedle oficjalnej wersji przypadkowo zapaliły się chemikalia użyte do produkcji bomb, choć po latach pojawiły się sugestie, iż ogień celowo podłożyła policja, by mieć pretekst do przeprowadzenia rewizji. Istotnie, dokładne przeszukanie mieszkania dało imponujące rezultaty. Znaleziono elementy składowe bomb, gotowe ładunki wybuchowe, podręczniki chemii oraz sporządzony w języku arabskim instruktaż produkcji bomb płynnych. Był też tuzin fałszywych paszportów, plany Manili, księżowska sutanna, różaniec, a przede wszystkim osobisty komputer Yousefa, w nim zaś bogate archiwum operacji „Bojinka”, łącznie z nazwiskami kilkudziesięciu konspiratorów.

 

Wkrótce w mieszkaniu pojawił się Murad. Na widok policjantów rzucił się do ucieczki. Pojmany warczał, że chciał zniszczyć dwóch „szatanów” – papieża i Amerykę. Następnie został poddany wielotygodniowemu morderczemu „przesłuchaniu taktycznemu”, mówiąc wprost – torturom. Zdobyte informacje pozwoliły ustalić miejsca pobytu innych terrorystów. Yousef zdołał wprawdzie zbiec do Pakistanu, gdzie jednak aresztowała go miejscowa służba bezpieczeństwa. Waliego Khana Amina Shaha pojmano w Malezji. Trzech ujętych zamachowców wydano Stanom Zjednoczonym, wraz z pełnym dossier operacji „Bojinka”. Dodatkowo Yousefa czekał tam proces za krwawy zamach na WTC w 1993 roku. Skazany na dożywotni pobyt w więzieniu, usłyszał od sędziego: Panie Yousef, jesteś wirusem, który musi być izolowany.

 

Pokłosie

Starania filipińskich stróżów prawa zneutralizowały groźbę wiszącą nad osobą papieża Jana Pawła II, jak i tysiącami pozostałych potencjalnych ofiar operacji „Bojinka”. Niestety, Amerykanie nie wykazali się równą skutecznością, jak Filipińczycy.

 

Mózg spisku, Chalid Szajch Muhammad na razie uszedł przed pościgiem. Związał się blisko z Osamą bin Ladenem, którego zaznajomił z koncepcją zaatakowania celów w USA przy pomocy uprowadzonych samolotów pasażerskich. Przygotowania do nowej operacji zajęły mu kilka lat. 11 września 2001 roku świat zamarł, obserwując na ekranach telewizorów samoloty wbijające się w nowojorskie wieże. Chalida Szajcha Muhammada aresztowano w Pakistanie dopiero w 2003 roku. Przeszedł przez tajne więzienia CIA w Afganistanie, Polsce i Rumunii, a śledczy zaaplikowali mu „zaawansowane techniki przesłuchań”, co wywołało oburzenie nadwrażliwych humanitarystów, zawsze skorych do litowania się nad masowymi mordercami. Stwierdził z dumą: Byłem odpowiedzialny za operację z 11 września od A do Z.

 

Źródło ufności

Na Filipinach nie ustaje wojna z islamistami. Kiedy rząd zdołał wynegocjować warunki pokojowe z umiarkowanymi frakcjami rebeliantów, powstałą próżnię natychmiast wypełnili radykałowie z Abu Sajjaf i grupy braci Maute.

Ekstremiści przez długi czas ściśle współpracowali z Al-Kaidą i Dżama’a Islamijja, zaś w 2014 roku uznali zwierzchnictwo Państwa Islamskiego. Przeprowadzają zamachy terrorystyczne, jak i duże operacje wojskowe. Na wiosnę 2017 roku rebelianci atakujący pod czarnymi flagami Da’isz omal nie zdobyli 200-tysięcznego miasta Marawi. Odparto ich po  pięciomiesięcznej batalii, a wśród zabitych wówczas terrorystów, poza tubylcami, zidentyfikowano również mudżahedinów z Indonezji, Malezji, Arabii Saudyjskiej, Jemenu i Czeczenii.

 

Filipiny wciąż pozostają jednym z najgorętszych frontów globalnego dżihadu, jednakże tamtejsi katolicy dzielnie opierają się islamskiemu naporowi. Mają w pamięci słowa, jakie skierował do nich Namiestnik Chrystusa podczas pamiętnej wizyty w styczniu 1995 roku, w trakcie czuwania modlitewnego w manilskim Rizal Park:

 

Pójście za Chrystusem zawsze wymagało odwagi. Apostołowie, męczennicy, całe pokolenia misjonarzy, świętych i wyznawców – znanych i nieznanych, żyjących we wszystkich częściach świata – potrafili znaleźć moc, aby nie zachwiać się w obliczu niezrozumienia i przeciwności. Dzieje się tak również tutaj, w Azji. Pośród wszystkich narodów tego kontynentu chrześcijanie zapłacili cenę swojej wierności – i to jest dla Kościoła źródłem ufności.

 

 

Andrzej Solak

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie