Kilka dni temu w czeskiej Pradze nieznani sprawcy oblali twarz pomnika sowieckiego marszałka różową farbą, zaś kolorem czerwonym napisali: „nie dla krwawego marszałka”.
Mimo że od Aksamitnej Rewolucji roku 1989 minęło już 30 lat, w Pradze wciąż stoi wielki pomnik Iwana Koniewa. Utrzymanie pomnika sowieckiego marszałka w dzielnicy Praha 6 kosztuje. Prażenie przypominają sobie o jego istnieniu w czasie rocznic związanych z II wojną światową – tak jest najczęściej w okolicach 9 maja.
Wesprzyj nas już teraz!
Wydatki lokalnych władz wzrastają właśnie przed i po tzw. Dniu Zwycięstwa, a także w przeddzień rocznic takich jak 1 czy 17 września. Tak też było kilka dni temu, kiedy nieznani sprawcy oblali twarz marszałka różową farbą, a czerwoną dopisali „nie dla krwawego marszałka!”.
Za każdym razem zarówno ambasada Rosji, jak i wciąż liczni czescy komuniści protestują. Lokalni radni, którzy mają do pomnika stosunek dość obojętny, muszą szukać coraz to nowszych środków na jego utrzymanie i czyszczenie.
Tegoroczne „rocznicowe zdewastowanie” pomnika miało jednak nieco inny przebieg. Tak jak nieznani sprawcy pomalowali pomnik czerwoną farbą i umieścili na nim antysowieckie hasło, tak ktoś na drugi dzień wszystko starannie – bez wiedzy Ratusza – wyczyścił.
Na nietypowy rozwój sytuacji natychmiast zareagował burmistrz dzielnicy Praha 6, Ondřej Kolář (TOP 09).
– Nie wiem, kto zajmuje się pomnikiem, komu na nim tak zależy. Ja w każdym razie przestaję się nim zajmować! Prażanie chyba w końcu zdadzą sobie sprawę, że Koniew to sowiecki generał, który tłumił węgierskie powstanie w 1956, a także nasz zryw w sierpniu 1968 roku – oznajmił, zaskakując wielu swoich rodaków, burmistrz Kolář.
Źródło: „Lidove noviny”
ChS