27 stycznia 2016

Kreml nigdy nie bał się zamachów na przeciwników politycznych. Ta niechlubna tradycja jest wciąż obecna i swoista rzeź oponentów obecnej rosyjskiej władzy jest prowadzona od roku 1999. Raport opublikowany ostatnio przez Brytyjczyków w sprawie zabójstwa podwójnego agenta Aleksandra Litwinienki, który pomagał m.in. Hiszpanom, obnaża coś jeszcze. Secret Intelligence Service nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim ludziom, a rząd brytyjski – wskutek silnych powiązań ekonomicznych z rosyjskim biznesem – nie zamierza ryzykować starcia z Rosją. Po prostu boi się – twierdzi magazyn „Foregin Affairs”.

 

Lista likwidowanych przez Kreml „zdrajców” jest bardzo długa. Jednym z bardziej spektakularnych zabójstw było uśmiercenie w 1940 r. w Mexico City Lwa Trockiego. W latach 50. XX wieku w Monachium sowieccy agenci zamordowali lidera ukraińskich nacjonalistów Stepana Banderę oraz Łwa Rebeta. W 1978 roku bułgarski dysydent Georgi Markow został zabity trucizną wystrzeloną z parasola na Waterloo Bridge w centrum Londynu. Nowe badania archiwalne wskazują, że zabójstwo zleciło sowiecka.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Za Władimira Putina, ta tradycja jest kontynuowana. Po oskarżeniach rzuconych przez wielu dysydentów rosyjskich, zarzucających służbom bezpieczeństwa celowe przeprowadzenie zamachów bombowych w 1999 roku w Moskwie, w wyniku których zginęło ponad 300 osób, nasiliły się przypadki tajemniczych zgonów.

 

Najbardziej znanym było zamordowanie dziennikarza śledczego Jurija Szczekoczichina w 2003 roku. Zmarł on na tajemniczą chorobę. Natomiast liberalny polityk Siergiej Juszenkow został zastrzelony. Obaj dowodzili, że rosyjskie służby bezpieczeństwa FSB upozorowały zamachy terrorystyczne w Moskowie, by zwiększyć poparcie dla silnych rządów Putina i wszcząć wojnę w Czeczenii.

 

Tuż przed i po dojściu do władzy Władimira Putina śmierć poniosło kilku petersburskich liberałów, którzy wiedzieli o jego „przekrętach” podczas pracy w administracji samorządowej (chodzi o nielegalny import i eksport, obrót nieruchomościami oraz udzielanie licencji itp.).

 

Liberalna deputowana Galina Starowojtowa została zastrzelona w listopadzie 1998 roku, a Anatolij Sobczak, były mer Petersburga, niespodziewanie zmarł tuż po wyborze Putina na prezydenta.

 

Nawet Rosjanie mieszkający za granicą nie mogą czuć się bezpiecznie. Emigrant i czeczeński przywódca Zelimchan Jandarbijew został wysadzony w Katarze w 2004 roku. Dwóch sprawców – rosyjscy oficerowie wywiadu wojskowego – przejęci przez Katarczyków, po zabiegach dyplomatycznych zostali wydani rosyjskim władzom i wrócili do Moskwy jako bohaterowie. Prawo rosyjskie wyraźnie dopuszcza zabójstwo „ekstremistów”. Kogo określa się tym mianem zależy od swobodnej interpretacji Kremla. Rosjanie przypominają, że podobnie robią Amerykanie, którzy zabijają domniemanych terrorystów poza swoim krajem za pomocą dronów.

 

Jednak zabójstwo Aleksandra Litwinienki, który został otruty polonem i zmarł w wyniku choroby popromiennej w listopadzie 2006 roku, to coś innego niż unicestwienie „ekstremisty”. Litwinienko co prawda współpracował w Londynie z czeczeńskim liderem Ahmedem Zakajewem, o ekstradycję którego Rosja od dawna zabiegała, prawdziwa jednak „zbrodnia” byłego oficera FSB polegała na zdradzie.

 

Uciekł on do Londynu w 2000 roku, a w 2006 r. uzyskał obywatelstwo brytyjskie. Prowadził kampanię przeciwko reżimowi Putina, podkreślając, że zamachy na zwykłych Rosjan, o których napisał kilka książek, są efektem współpracy przestępczości zorganizowanej i rosyjskich przywódców.

 

Litwinienko współpracował także z inną postacią znienawidzoną na Kremlu – z oligarchą Borysem Bieriezowskim, który uciekł z Moskwy po sprzeczce z Putinem. Sam Bieriezowski, zanim zmarł w Londynie w 2013 r., wcześniej, w 2007 r. uszedł z życiem, wskutek nieudanego zamachu rosyjskich służb w Wielkiej Brytanii. Sprawę wyciszono, bo władze brytyjskie chciały uniknąć konfrontacji dyplomatycznej z Rosją.

 

Nie wiadomo czy Rosjanie wiedzieli, iż Litwinienko w ramach swojej pracy dla głównej brytyjskiej agencji wywiadu zagranicznego MI6, prowadził rozległe dochodzenie w sprawie rosyjskiej przestępczości zorganizowanej w Hiszpanii.

 

Hiszpańskie służby tuż po dojściu do władzy Putina rozpoczęły śledztwo pod kryptonimem „Operacja Vespa”. Początkowo Hiszpanie próbowali zaangażować do współpracy rosyjską FSB, zakładając niesłusznie, że pomoże ona w rozpracowaniu rosyjskiej siatki przestępczej. Wkrótce okazało się, że wyniki współpracy były mierne, a gangsterzy rosyjscy świetnie orientowali się w działaniach śledczych. Dlatego Madryt zwrócił się o pomoc do Brytyjczyków, prosząc o umożliwienie współpracy z uciekinierem FSB, który schronił się w Londynie.

 

Litwinienko został zatrudniony jako konsultant z miesięczną pensją w wysokości 2 tys. funtów. Śledztwo szybko posunęło się naprzód. Stwierdzono, że rosyjska siatka przestępcza działająca w Hiszpanii jest ściśle powiązana z władzami Kremla.

 

Możliwe – domniemywa magazyn „Foreign Affairs” – że Putin zlecił zabójstwo Litwinienki, nie wiedząc, iż współpracuje on z Hiszpanami. Byłemu szpiegowi rosyjskiemu pomagał brytyjski oficer wywiadu Gareth Williams. Jego zadaniem było rozpracowanie powiązań rządu rosyjskiego z międzynarodowymi siatkami handlu narkotykami. W sierpniu 2010 r. rozkładające się ciało Williamsa znaleziono w plastikowym worku w wannie jednego z „bezpiecznych domów MI6” w Londynie. Oficjalne śledztwo w sprawie jego śmierci zaprowadziło donikąd.

 

Także innego rosyjskiego biznesmena, Aleksandra Pierieplicznyja, współpracownika szwajcarskiej prokuratury, który uzyskał azyl polityczny w Wielkiej Brytanii, znaleziono martwego w listopadzie 2012 r. na ulicy nieopodal swojego domu w miejscowości Weybridge w hrabstwie Surrey, w południowo-wschodniej Anglii. W jego żołądku wykryto ślady rzadkiej trucizny.

 

Pierepilicznyj był informatorem Siergieja Magnickiego, adwokata i księgowego zastrzelonego w 2012 r., który wykrył aferę związaną z praniem brudnych pieniędzy w Moskwie.

 

Wszystkie trzy przypadki tajemniczych zgonów wskazują na zaangażowanie Rosji. I we wszystkich trzech przypadkach brytyjskie władze niechętnie przyznawały, co się dzieje.

 

Amerykański magazyn sugeruje, że nie dziwi fakt, iż Rosja zabija swoich wrogów umiejętnie i bezlitośnie. Dziwi jednak reakcja Brytyjczyków. Brytyjskie służby znajdują się w sytuacji patowej. Przyznanie się do tego, że rosyjskie służby działają bezkarnie na terenie Wielkiej Brytanii, byłoby katastrofalne. Oznaczałoby to, że władze brytyjskie nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim ludziom. Wymagałoby także pełnego naruszenia stosunków dyplomatycznych z Rosją: nie tylko wycofania ambasadora brytyjskiego, ale potraktowania Rosji jako państwa wrogiego, na wzór Korei Północnej.

 

Brytyjczycy – zdaniem „Foreign Affairs” – nie są na to gotowi. Największy koncern energetyczny BP ma lukratywny układ z Rosnieftem, rosyjską spółką zbliżoną do Kremla. Londyńskie „City” z kolei zapewnia eufemistycznie nazywane szerokie „usługi finansowe” dla bogatych Rosjan. To dzięki nim dobrze funkcjonuje londyński rynek nieruchomości.

 

Zbyt wiele osób korzysta z tego swoistego „układu”, dlatego rząd brytyjski prowadzi „realpolitik”, by utrzymać stosunki z Kremlem. Rosja jest istotnym partnerem w syryjskich rozmowach pokojowych, które wkrótce ruszą. Zdaniem brytyjskich urzędników byłoby głupotą zagrozić rozwiązaniu największych problemów, mających miejsce u progu Europy, wskutek podjęcia określonych kroków dyplomatycznych w następstwie śledztwa w sprawie zabójstwa Litwinienki.

 

Amerykańskie pismo podkreśla, że pomimo zintensyfikowania wysiłków zmierzających do wykrycia rosyjskich „brudnych pieniędzy”, rozbicia rosyjskiej przestępczości zorganizowanej powiązanej bezpośrednio z władzą Kremla, przeciwdziałaniu propagandzie i zwiększenia bezpieczeństwa państw frontowych (w szczególności Polski), nic więcej nie można zrobić, by zminimalizować szkody wyrządzane przez reżim rosyjski.

 

Niemożność zapewnienia przez MI6 bezpieczeństwa „krytykom Kremla” i ignorowanie przez władze brytyjskie przypadków zabójstw byłych rosyjskich agentów oraz dysydentów, którzy uzyskali azyl polityczny w Wielkiej Brytanii, oznacza poważne trudności w pozyskiwania cennych informacji wywiadowczych. Strach i brak zaufania do MI6 może mieć z kolei konsekwencje dla innych państw.

 

Źródło: foreignaffairs.com

Agnieszka Stelmach

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 665 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram