30 października 2019

Brytyjczycy do urn – a brexit dalej czeka…

(fot. pixabay)

Zawirowania wokół brexitu uparcie nie chcą się zakończyć. Mamy za sobą parę tygodni bardzo bogatych w wydarzenia, których kulminacją było… ponowne odroczenie definitywnego zamknięcia sprawy. Brexit został odroczony, a umowa o wyjściu zawisła w próżni w oczekiwaniu na wybory. Co dalej… i na co właściwie oni wszyscy liczą?

 

A więc, po kolei. Gdy ostatnio podejmowałem temat brexitu – trudno uwierzyć, że było to nawet nie dwa tygodnie temu – czekaliśmy na odpowiedź w dwóch kwestiach. Primo – czy parlament brytyjski zatwierdzi przedłożoną umowę wyjścia. I secundo – jeśli nie, to jak zachowa się Unia wobec prośby o odroczenie terminu wyjścia?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Parlament dalej za… i dalej przeciw

Teoretycznie, w parlamencie istniała większość gotowa poprzeć ustawę – ale tak się nie stało. Ustawę wyjścia dopuszczono do dalszych prac, ale odrzucono proponowany przez rząd błyskawiczny harmonogram prac mający na celu doprowadzenie procesu legislacyjnego do końca przed upływem terminu, w którym – przy braku umowy – premier byłby zobowiązany prawnie do zwrócenia się do Unii o odroczenie brexitu. Inaczej mówiąc: parlament odmówił podjęcia w ogóle prac nad zatwierdzeniem umowy, po to, aby wymusić na premierze podjęcie działań zaplanowanych wyłącznie na wypadek, gdyby nie udało się zatwierdzić umowy.

 

Jeśli taki obrót spraw wygląda jak gra na zwłokę, aby za wszelką cenę wymusić odroczenie brexitu, to słusznie, bo tym to właśnie jest. Oczywiście: jest również pewna grupa parlamentarzystów, których motywacja była bardziej prostolinijna. Przecież faktycznie, mając przed sobą ustawę liczącą ponad sto stron, odpowiedzialny poseł powinien się oburzać, gdy nakazuje mu się przeczytać, przemyśleć i przegłosować tę ustawę w przeciągu paru dni (nota bene, nasi właśni posłowie mogliby tu się wiele nauczyć, i chociaż czasem postawić się „naczelnikowi”, odmawiając poparcia ustaw forsowanych w ciągu jednej nocy). Są też oczywiście ci, którzy jawnie sprzeciwiają się brexitowi – głównie wśród liberałów i szkockich nacjonalistów – i będą głosować przeciw każdej umowie. Jednak to również jest zdecydowanie mniejszościowe stanowisko. Toteż większość sprzeciwu wobec harmonogramu wynikało ze zgoła innej kalkulacji: aby pod płaszczykiem troski o dopracowanie ustawy, doprowadzić do odroczenia brexitu w nadziei na przesilenie w brytyjskiej polityce. Po prostu: większość przeciwników brexitu w Partii Pracy nadal znajduje się w trudnej sytuacji, gdzie nie wolno im wprost powiedzieć co myślą, ponieważ ich właśni wyborcy popierają brexit. Dla nich więc gra na zwłokę jest faktycznie jedyną dostępną grą.

 

Fascynujący w tym wszystkim jest fakt, że według kalkulacji rozmaitych komentatorów, rząd autentycznie dysponował stosowną większość, aby doprowadzić ustawę do końca, gdyby tylko zgodził się na wolniejsze tempo procedowania – na przykład, tak aby ustawę doprowadzić do końca tydzień później. W takim wariancie, premier nadal byłby zmuszony przedłożyć prośbę o odroczenie momentu brexitu, ale Unia miałaby powód, aby albo odmówić odroczenia, albo zaproponować zaledwie dodatkowy tydzień czy dwa. Tymczasem, rząd nie zdecydował się na dalsze procedowanie, koncentrując swój przekaz medialny na twierdzeniu, że parlament znowu zepsuł brexit, i trzeba ich w końcu wymienić drogą wyborów (które wcześniej, przypomnijmy, rządzący konserwatyści zaproponowali natychmiast, gdy utracili większość parlamentarną – jednak laburzyści odmówili).

 

Nie ulega wątpliwości, że rząd Borisa Johnsona autentycznie dąży do brexitu – ale nie ulega też wątpliwości, że są gotowi przełknąć, a nawet skrycie poprzeć, opóźnienie tego procesu, po to, aby w nadchodzącej kampanii wyborczej móc atakować swoich adwersarzy za blokowanie brexitu.

Jakkolwiek by nie było, Johnson, po części przez własne działania, zachęcił Unię do spełnienia w pełni prośby parlamentu o trzymiesięczne odroczenie. Unia przez chwilę się wahała, gdyż Francja coraz głośniej daje do zrozumienia, że mają dosyć tego wszystkiego (pamiętajmy: to Francja swego czasu dwukrotnie zablokowała brytyjski akces do przed-unijnych struktur Wspólnoty Gospodarczej). Ostatecznie jednak Francja nie zdecydowała się na samotne blokowanie sprawy, aby nie trwonić w ten sposób swojego prestiżu (Polska coś niecoś wie o reakcji własnych mediów, gdy osamotniony w Unii rząd musi w końcu się poddać naciskom reszty).

 

Więc mamy odroczenie… i wybory

I co dalej? Trudno nie zauważyć z pewną złośliwością, iż słowa eurokratów, wyrażających nadzieję, że Brytyjczycy nie zmarnują tych kolejnych trzech miesięcy, brzmiały jak déjà vu, bo dokładnie to samo mówiono jeszcze w kwietniu. I choć Donald Tusk na pożegnanie napisał Brytyjczykom – na Twitterze, a jakże – że to może być ostatnie odroczenie, nie będzie na tym etapie jakimś skrajnym cynizmem podejrzewać, że za trzy miesiące, zobaczymy ponowną powtórkę. Ale jednak: wybory dają szansę na bardziej konkretny obrót sprawy.

 

Idą wybory. Parlament brytyjski już przegłosował stosowną ustawę. Może to się wydawać dziwne – wszak, zaledwie dzień wcześniej, rząd przegrał głosowanie nad przedterminowymi wyborami! A jednak. Nie mogąc skrócić kadencji jak przewiduje to ustawa o kadencyjności parlamentu, która wymaga poparcia dwóch trzecich izby, ostatecznie rząd przedłożył odrębną ustawę, która bezpośrednio zmienia ustawę o kadencyjności, umożliwiając wyjątkowo skrócenie obecnej kadencji i – paradoksalnie – wymagała zaledwie zwykłą większość. No i szczyt paradoksów: po zastosowaniu tej osobliwej sztuczki, mającej na celu pominięcie wymogu poparcia dwóch trzecich izby, ostatecznie dla swojej ustawy rząd uzyskał poparcie… dwóch trzecich izby.

 

Jak to się stało? Cóż, wszystko wskazywało, że rząd osiągnie swoje, uzyskując minimalną większość. W tej sytuacji, laburzyści nie mogli pozwolić sobie, aby przystępować do kampanii wyborczej z odium bycia jedyną partią opozycyjną która odmawia podjęcia walki o władzę. Zmienili więc swoje stanowisko, i to właśnie ich głosy przeważyły szalę.

 

Co po wyborach?

Więc Brytyjczycy zagłosują 12 grudnia. Co dalej? Co do jednego nie ma wątpliwości. Wybory doprowadzą do ogromnych przetasowań w brytyjskim parlamencie. Przede wszystkim, Partia Konserwatywna, z której w trakcie kadencji odeszło kilkunastu posłów „remainerów”, a kolejnych dwudziestu mniej zdecydowanych zostało wyrzuconych (choć obecnie dziesięciu przywrócono do łask), będzie w tych wyborach siłą zdecydowanie pro-brexitową. Na drugim krańcu, liberałowie teraz postulują zupełne odstąpienie od Brexitu (nawet bez ponownego referendum), prezentując się jako główna siła anty-brexitowa.

 

Wydaje się prawdopodobne, że to konserwatyści i liberałowie stoczą ze sobą najbardziej widowiskowe batalie. Nie oznacza to jednak, że liberałowie wybiją się na drugą siłę w parlamencie. Na arenie narodowej brexit, choć jest tematem wiodącym, mimo wszystko pozostaje jednym z wielu tematów. Tu nie będzie tak dramatycznych przepływów wyborców jak można było zaobserwować w eurowyborach; wielu wyborców zagłosuje czy to na laburzystów, czy na konserwatystów, ze względu na tradycyjną, nieraz wielopokoleniową lojalność, pomimo że zasadniczo nie zgadzają się ze swoją partią w sprawie brexitu.

 

Mimo to, wybory ostatecznie wygrywają najbardziej zmienni wyborcy, ci którzy nie są lojalistami tej czy innej partii, a dla nich brexit będzie niezmiernie ważnym tematem. W tym kontekście, osobiście stawiałbym na zwycięstwo konserwatystów, co oznaczałoby brexit, być może przyspieszony na koniec grudnia. Jest tu jednak parę istotnych wątpliwości, zarówno co do wyniku wyborów, jak i co do dalszych konsekwencji.

 

Po pierwsze – w wyborach będzie startować Partia Brexit Nigela Farage’a, która w majowych wyborach do europarlamentu zmiażdżyła konserwatystów. W tych wyborach raczej takiego wyniku nie osiągną (umowa wyjściowa Johnsona wytrąciła im z rąk główny argument), ale zdobędą niemałą grupę najbardziej brexitowych wyborców. To, w systemie jednomandatowym, oznacza niebezpieczny podział głosów. Będą okręgi, gdzie większość popiera brexit, ale ich głosy są podzielone na dwa ugrupowania – przez co zwyciężą antybrexitowi liberałowie bądź laburzyści.

 

Po drugie – wielką niewiadomą są wyniki Partii Pracy. Ich sytuacja w sondażach jest fatalna. Ale tak też było w 2017 r., a tymczasem wynik wyborów okazał się wprost odwrotny. Niemniej, laburzyści przystępują do tych wyborów z bardzo słabej pozycji. Ich lider jest toksyczny dla centrowych wyborców. Ich stanowisko wobec Brexitu jest najbardziej mętne (raczej referendum, ale…), co sprawia, że część ich umiarkowanego elektoratu może poprzeć liberałów lub konserwatystów. Do tego, dwa miesiące blokowania wyborów, co miało wzmocnić ich pozycję, dramatycznie ją osłabiło – ponieważ Johnsonowi jednak udało się wynegocjować umowę wyjściową, opozycja utraciła argument jakoby Johnson był niezdolny do skutecznego przeprowadzenia brexitu, a co gorsza – zaprezentowała się jako ci, którzy bezustannie knują i blokują. Niechęć do parlamentu wśród wyborców brytyjskich jest obecnie chyba wyższa niż kiedykolwiek – i to się może skrupić właśnie na laburzystach.

 

Ostatecznie, mamy właściwie trzy scenariusze – w przypadku zwycięstwa konserwatystów, sprawa jest prosta: następuje brexit. W przypadku (mało prawdopodobnego) zwycięstwa laburzystów… niepewność. Być może nadal brexit, ale najpierw kolejna próba renegocjacji umowy, a być może ponowne referendum, które być może doprowadziłoby do odwołania brexitu. A trzeci scenariusz? Nie jest nim, bynajmniej, zwycięstwo liberałów i odwołanie brexitu. Jest nim powtórka z rozrywki – równowaga w parlamencie i dalszy bałagan.

 

A więc: dalej wiemy, że nic nie wiemy. No, niezupełnie nic: wiemy, że prawdopodobnie po wyborach coś się dowiemy. Postępującą kampanię wyborczą oczywiście będziemy śledzić. Tymczasem jednak, o dalszej przyszłości Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, do trzynastego grudnia nie ma nawet co spekulować.

 

Jakub Majewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie