6 maja 2020

Br. Tadeusz Ruciński FSC: Hiobowe wieści

(źródło: pixabay.com)

Zła wiadomość może nawet zabić – mawiano kiedyś – a nieustanne złe wiadomości zabijają powoli… wrażliwość, rozeznanie, sumienie, poczucie rzeczywistości i pokój duszy.

 

Kilkadziesiąt lat temu przychodzący telegram kojarzył się ze zwiastunem śmierci. Niektórzy królowie zabijali posłańca przynoszącego złe wieści. Teraz, to chyba można byłoby zobaczyć  tylko na filmie lub w teatrze… Złych wiadomości mamy przecież tak wiele, że trzeba byłoby umierać co najmniej kilkadziesiąt razy dziennie, choć ostatnio widzowie umierają wciąż ze strachu przed jeszcze gorszą. A dziennikarze mają takie powiedzenie: „Zła wiadomość, to  dobra  wiadomość”, czyli dobrze się sprzeda, utrzyma się dłużej w gazetach, na antenach, w rozmowach odbiorców.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Dziennikarska nowina: Abel zabił Kaina” – jak mówi pewna fraszka. Kiedyś ktoś eksperymentalnie spróbował  nadać w jednym serwisie same tylko dobre wiadomości. Po pierwsze więc nie bardzo potrafiono ich szukać i dobierać, a poza tym zdaniem nadawców, były tak nudne, że widz zrezygnowałby z oglądania po 2-3 pierwszych. Jak bardzo więc zła  musi być teraz wiadomość, żeby telewidzowie przestali nagle jeść, rozmawiać, zmieniać kanały, ziewać…? A to jest chyba zły objaw! Wobec niepokojących czy alarmujących komunikatów, widz czy słuchacz, zachowuje coraz częściej znudzoną obojętność, bo któż może się czymś bardzo przejmować kilkanaście razy w ciągu kwadransa?

 

*

Ta staruszka długo żyła w jakiejś nędznej norze. Kiedyś jakieś dzieciaki wytropiły ją tam, a że właśnie zmarła im babcia, uprosiły rodziców, aby ona mogła u nich zamieszkać, bo mieszkanie mieli duże. A poza tym ta babcia bardzo ciekawie opowiadała. Przywieziono więc jej ubożuchny dobytek, na który składało się kilka ubrań, przyborów i kilkadziesiąt książek, które namiętnie czytała. Kiedy usiadła w fotelu pod lampą z abażurem w swoim pokoju i ujrzała sporą biblioteczkę z książkami Conrada, Dostojewskiego, Hugo, Balzaka, Szekspira… nie mogła uwierzyć, że tyle przed nią szczęścia z czytania.

 

Wieczorem zaproszono ją na kolację i wspólne obejrzenie „Wiadomości”. Ekran telewizora był wielki, więc staruszka wpatrywała się weń, jak urzeczona. Powiedziała, że chyba 30 lat nie widziała telewizora na oczy. Zaczęła uważnie słuchać i ku zdumieniu domowników, wydawać z siebie to jęk, to prawie krzyk, to westchnienie współczucia – po niektórych komunikatach, relacjach i obrazach.

 

Pani domu patrzyła na nią z niepokojem, bo staruszka coraz bardziej kurczyła się w sobie, twarz jej bladła, dwa razy chwyciła się za serce…W pewnym momencie pociekły jej łzy, wstała i powiedziała: „Państwo wybaczą, ale ja już nie mogę. Za dużo tych okropieństw. Wolę swoje książki. Tam nie ma sielanek, ale jest jakaś prawda, jakiś sens… jak w życiu. A tu jest gorzej niż w Księdze Hioba!” I poszła do swojego pokoju, bardziej przygarbiona niż gdy przyszła. Jedno z dzieci mruknęło: „Nienormalna, czy co?” Pani domu powiedziała: „Może to właśnie ona jest jeszcze normalna?”…

 

*

Nie często oglądam owe telewizyjne „Hiobowe wieści”, ale niepokoi mnie nasycenie ich złymi nowinami oraz to, że ostatnio przemieniają się one w mantrę grozy. Gdybyśmy się teraz zwyczajnie jak kiedyś spotykali, to może trzeba byłoby zamienić tradycyjne: „Co nowego”, na „Co strasznego?”. A „Co u ciebie dobrego?”, na „Co tam słychać złego?”. Albo to zwyczajne: „Jak żyjesz?”, na „Jak umierasz ze strachu?” Bo jeśli się ogląda prawie bez przerwy złe wieści (ostatnio na jeden temat), to cała ogromna część rzeczywistości przestaje dla nas istnieć. Jeśli poprzez zwyczajne znużenie ogląda się i słucha coraz bardziej  beznamiętnie, to co jeszcze może nami naprawdę wstrząsnąć, przerazić do głębi, ale i przemienić? Czy stać nas wtedy na modlitwę w intencji tej i innej sprawy przed chwilą zakomunikowanej, gdy już następne Hiobowe wieści nastąpią po „zostańcie państwo z nami”?  

 

Jak można będzie zwrócić uwagę na mniej spektakularne, nie tak skandaliczne, czy krwawe… dramaty w tym samym domu, w życiu bliskiego człowieka, rodziny, sąsiadów, Kościoła?

 

Czy będzie możliwe zakomunikowanie komuś mającemu wskutek tego taką pancerną wrażliwość – swojej refleksji, smutku, niepokoju, bólu, rozterki? 

 

Czy któregoś dnia wszyscy nie przyjmiemy komunikatu o końcu świata, jak ci, którzy ryczeli ze śmiechu na widok klauna, co krzyczał, że miasto się pali?

 

Br. Tadeusz Ruciński FSC

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie