1 kwietnia 2019

Ukraina: sukces Zełeńskiego. To zwiastun nadchodzących zmian w parlamencie?

(Ярослав Бурдовицин [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)])

Sondaże powyborcze na Ukrainie dają zwycięstwo w pierwszej turze Wołodymyrowi Zełeńskiemu (ponad 30 proc. poparcia), urzędujący prezydent Petro Poroszenko z ok. 18 proc. wynikiem niewiele wyprzedza była premier Julię Tymoszenko, która zdobyła ok. 14 proc. głosów.

 

Jeżeli nie dojdzie nadzwyczajnego tąpnięcia popularności Zełeńskiego, Petro Poroszenko straci fotel prezydenta, a jesienią prawdopodobnie także wpływy w parlamencie. Wyniki wyborów już negują sztaby niektórych kandydatów i apelują o kontrolowanie wyników w obwodowych komisjach oraz frekwencji, sugerując, że część głosów może być sfałszowanych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Już w niedzielny wieczór w relacjach z siedzib sztabów wyborczych padły pierwsze deklaracje o gotowości do rozpoczęcia rozmów z prawdopodobnymi uczestnikami drugiej tury, przeprowadzenia debaty Zełeński – Poroszenko i walki o głosy kandydatów, którzy w dogrywce nie będą uczestniczyć. A pula, o którą teraz powalczą Poroszenko z Zełeńskim jest bardzo duża – to około 50 proc. głosów, których nie pozyskali obydwaj liderzy niedzielnego głosowania. Według danych z sondaży, na czwartym miejscu znalazł się kandydat Opozycyjnego Bloku Jurij Bojko (ok. 10 proc.), za nim Anatolij Hrycenko (ok. 7 proc. proc.), Ihor Smeczko (6,4 proc.), i nacjonalista Ołeh Laszko (4,8 proc.). Druga tura wyborów prezydenckich na Ukrainie zaplanowana jest na 21 kwietnia.

 

Interesy wielkich graczy

39 kandydatów w pierwszej turze wyborów prezydenckich utrudniała prowadzenie kampanii obecnej głowie państwa ukraińskiego, przeciw któremu stanęła nie tylko rekordowa liczba konkurentów, ale także oligarchowie, obawiający się, że kolejnych pięciu lat poszerzania imperium Poroszenki mogą nie przetrwać. Finansowi imperatorzy zza Buga stracili nadzieję, że Poroszenko dotrzyma umowy zawartej w 2014 roku w Wiedniu i zmobilizowali działania ukierunkowane na detronizację „króla czekolady”.

 

Żeby lepiej zrozumieć polityczne zawirowania wokół obecnego prezydenta warto przypomnieć ustalenia Poroszenki z oligarchami i politykami, którzy współtworzyli Euromajdan w 2014 roku. W marcu 2014 roku do Wiednia przybyli oligarchowie trzymający potężną część ukraińskiej gospodarki w swoich rękach – Dmitro Firtasz i Serhij Lowoczkin. Po tym spotkaniu popularny bokser – polityk Witali Kliczko zrezygnował z ubiegania się o stanowisko prezydenta a grupy medialne Firtasza i Lowoczkina ruszyły z kampanią poparcia dla Poroszenki. W przedterminowych wyborach w maju 2014 roku „król czekolady” wygrał wówczas już w pierwszej turze z wynikiem 54,7 proc., dystansując Julię Tymoszenko (12,8 proc.), która odważyła się stanąć pięć lat temu przeciw Petro Poroszence.

 

Z zgromadzonego pięć lat temu kapitału dzisiaj zostało jednak Poroszence niewiele. Odsunięcie od władzy w kwietniu 2016 roku Arsenija Jaceniuka z założonej przez Julię Tymoszenko w 1999 roku partii Batkiwszczyna (potem Jaceniuk reprezentował Front Ludowy) odczytano jako dążenie do centralizowania władzy w kraju w ręku Poroszenki i jego partii. Nowy premier Wołodymyr Hrojsman z Bloku Petra Poroszenki podejmował trudne decyzje, uderzające w poziom życia osób biednych i średniozamożnych, częściowo pod dyktando międzynarodowych instytucji finansowych, oczekujących prawdziwych reform ekonomicznych.

 

Pogoda dla bogaczy

Dla przeciwników Poroszenki prowadzenie kampanii negatywnej nie było więc problemem, tym bardziej, że do  mediów wrogich prezydentowi dołączył m.in. kanał „1+1” Ihora Kołomojskiego, którego „PrywatBank” w grudniu 2016 roku rząd przejął za symboliczną 1 hrywnę. Wydaje się, że była to kropla, która przelała czarę goryczy i Kołomojski postanowił przyczynić się do strącenia z tronu Poroszenki w 2019 roku.

 

Co ciekawe, sztab wyborczy Petra Poroszenki oskarżył niedawno Kołomojskiego o wspieranie i koordynowanie akcji wyborczej oraz krytyki prezydenta, prowadzone przez Julię Tymoszenko i Wołodymyra Zełeńskiego. W tej kampanii kandydaci wykazali się wielką determinacją nie tylko w walce na argumenty i czarny „PR”, ale także w wydatkach na swoją promocję i pozyskiwanie wyborców. Obywatelski ruch „Uczciwość” wyliczył, że wydatki Petra Poroszenki na kampanię wyniosły 415,5 mln hrywien (4,3 razy więcej niż w 2014 roku), a Julii Tymoszenko 164 mln hrywien (2,5 raza więcej).

 

Dla Poroszenki wejście do drugiej tury Zełeńskiego z wysokim wynikiem i stosunkowo duże poparcie Julii Tymoszenko stawiają go w pozycji niemal straconej. Jeśli do tego doliczy się głosy równie sceptycznego do „króla czekolady” Jurija Bojko, to obecny prezydent ma niewielkie pole manewru w pozyskaniu nowych wyborców do drugiej tury. Nie mając innego wyjścia Petro Poroszenko spróbował więc „ucieczki do przodu” i już podczas wieczoru wyborczego wyraźnie zdenerwowany stwierdził: „Kołomojskiemu nie damy żadnej szansy”. Za to szanse Poroszenki w starciu z Zełeńskim jeden z gości w niedzielnym studiu wyborczym na kanale „112.ua” podsumował wyliczeniem, że 83 proc. wyborców nie wierzy Poroszence skoro zagłosowali na innych kandydatów.

 

Nacjonalizm, sceptycyzm, wojna

Pierwsze sondażowe wyniki badań exit pol odczytywać też można jako utrzymywanie się tendencji podziału mentalnego Ukraińców, którego nie udało się zmienić po „rewolucji godności” 2014 roku. Główną przyczyną zabetonowania podziałów była polityka władz w Kijowie, które w krótkim czasie próbowały formować naród ukraiński przez nachalną politykę historyczną, edukację odwołującą się do „dokonań OUN – UPA”, przeforsowanie autokefalii cerkwi prawosławnej i przejmowanie cerkwi przez nacjonalistycznie nastawionych aktywistów oraz spychanie języków mniejszości narodowych na margines, wbrew zaleceniom Komisji Weneckiej Rady Europy.

 

Nic więc dziwnego, że w niektórych obwodach rosyjskojęzycznej wschodniej Ukrainy wygrywał Jurij Bojko, a Poroszenko dostawał tam ok. 10 proc. głosów. To cena jaką płaci obecny prezydent również za konflikt w Donbasie i niespełnienie obietnic zakończenia wojny z „krajem – agresorem”, czyli z Rosją.

 

Na południu Ukrainy Zełeński przekroczył 40 proc. poparcia, na wschodzie zyskał ok. 31 proc. Zachodnia Ukraina wybierała najczęściej Poroszenkę, choć i tam wynik Zełeńskiego był niewiele gorszy od notowań obecnego prezydenta. Poroszence na Podolu, Wołyniu i Małopolsce Wschodniej mogły pomóc liczne działania wspierające ruchy nacjonalistyczne. O tym, że to najprawdopodobniej Poroszenko przejął elektorat narodowców świadczy wyrównany poziom poparcia dla Ołeha Laszki, który tylko w zachodniej części państwa zbliżył się do 6 proc. pozyskanych głosów. Ewenementem w tych wyborach okazało się Zakarpacie gdzie do urn poszło średnio o znacznie mniej wyborców (ok. 47 proc. frekwencja)  niż w całym kraju (63,5 proc.), podczas  gdy w pobliskim obwodzie lwowskim 69 proc.

 

Od wiosny do jesieni

Pierwsza tura wyborów prezydenckich pokazała, jak zmienia się scena polityczna u naszego sąsiada. Ostateczny wynik w drugiej turze wzmocni zwycięzcę i szeroko otworzy jego partii drogę do parlamentu w październiku tego roku. Według ostatniego sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii, w przypadku głosowaniu w marcu tego roku ok. 24,4 proc. głosów zdobyłaby partia Wołodymyra Zełeńskiego „Sługa Narodu”. Drugim wynikiem cieszyłaby się partia Julii Tymoszenko „Batkiwszczyna”(16,5 proc.), a na podium znalazłaby się też Blok Petra Poroszenki „Solidarność” (14,1 proc.). 5-procentowy próg wyborczy przeszłyby jeszcze cztery partie: Opozycyjna Platforma „Za Życiem” (12 proc.), Pozycja Obywatelska (8,3 proc.), Partia Radyklana Ołeha Laszki (5,3 proc.) i „Opozycyjny Blok” Jurija Bojko (5,1 proc.). Pod progiem plasowałaby się nacjonalistyczna „Swoboda” (3,4 proc.).

 

Z obecnego rozkładu sympatii politycznych Ukraińców widać więc, że nowy prezydent będzie musiał dołożyć wielu starań, by dobrze ułożyć swoje relacje z parlamentem i rządem. Jeśli 21 kwietnia wygra Zełeński, to do jesieni będzie zmuszony współpracować z większością parlamentarną, tworzoną przez koalicję skupioną wokół Poroszenki, która może skonfliktować się z nowym prezydentem, aby zbić jego popularność. Natomiast wygrana Poroszenki to status quo do jesieni, ale potem zagrożenie eskalacji napięcia z nowym parlamentem, w którym Blok Petra Poroszenki będzie zbyt słaby, by rozdawać karty. W obydwu sytuacjach rośnie znaczenie Julii Tymoszenko i jej „Batkiwszczyny”, nie kryjącej, że powrót po latach na stanowisko premiera byłoby dla niej sukcesem po utracie teki szefa rządu w marcu 2010 roku.

 

JB

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 624 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram