3 grudnia 2013

Boży pomazańcy i „droga rozumu”

(Dawid z głową Goliata przed Saulem (1 księga Samuela 17:57-58), Rembrandt 1627)

Zakochani w republikanizmie lewicowi prześmiewcy uwielbiają ironizować na temat władców z „Bożej Łaski” i „Bożych pomazańców” – oczywiście nie zadając sobie nawet trudu wyjaśnienia tych terminów. Tymczasem to fundamenty porządku, który przetrwał ponad tysiąc lat kształtując kulturową tożsamość Europy.

 

Władza z „Bożej Łaski” sprawowana przez „Bożych pomazańców” ma swe źródło w starotestamentalnych dziejach Izraela. Po wyjściu z niewoli egipskiej Żydzi, osiedliwszy się w Ziemi Obiecanej, zorganizowali swoją państwowość wedle porządku, który współcześnie określono by mianem republikańskiego. Ponieważ ich prawdziwym władcą był Najwyższy, przeto początkowo każdy bardziej ambitny przywódca z grona sędziów traktowany mógł być jako potencjalny uzurpator.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Sytuacja uległa zmianie w obliczu zagrożenia ze strony Filistynów. Wtedy – pomimo przestróg ostatniego z sędziów, Samuela – Żydzi zadecydowali o powołaniu monarchii. Saul jako pierwszy władca został przez niego uroczyście namaszczony na króla (1 Sm 9-10;25-27), zgodnie z regułami wyłożonymi w Księdze Powtórzonego Prawa (Pwt 17;14-20). Równocześnie w wykonywaniu władzy monarszej Saul stał się związany prawem Bożym. Nie popełnimy błędu mówiąc, że monarchia starotestamentalnego Izraela była pierwszą w dziejach ludzkości konstytucyjną formą ustroju. Wystarczy porównać prerogatywy władców Izraela z uprawnieniami egipskiego faraona bądź władcy Babilonii. Monarcha panujący nad narodem wybranym był związany prawem, pełnił rolę ziemskiego depozytariusza władzy Najwyższego, a w wypadku nadużycia władzy musiał liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Osobiście doświadczył tego sam król Dawid (2 Sm, 11-12). „Boży pomazaniec” i „władca z Bożej łaski” to tytuły posiadają podstawy prawno-teologiczne sięgające Starego Testamentu, które zostały w pełni przejęte przez tradycję łacińskiego Zachodu. Na wschodzie bowiem, w Bizancjum i wśród ludów, które przyjęły chrześcijaństwo z Konstantynopola, władca miał status równy Apostołom (jako Izapostolis). Obowiązującą doktryną stał się cezaropapizm, bizantyjski monarcha dzierżył w swym ręku miecz i pastorał.

 

W łacińskim kręgu kulturowym nigdy do tego nie doszło. W szczególności św. Tomasz z Akwinu uwydatnił pozytywny rozdział funkcji politycznych i duchownych. Państwo i władca stali wedle Akwinaty niżej od Kościoła uosabiając to, co cielesne, w przeciwieństwie do papiestwa, wskazującego na Chrystusa i władzę udzieloną następcom św. Piotra. Średniowieczny władca – wbrew pozorom – nie był absolutystycznym suwerenem. Ograniczało go prawo Boże, a jego przekroczenie mogło skutkować detronizacją, a nawet śmiercią. Nie była to sankcja wyłącznie hipotetyczna, przekonali się o tym Bolesław Śmiały, czy władca Anglii Edward II. Pierwszy z nich utracił koronę, drugi także swoje życie. Inni monarchowie nadużywający swojej władzy byli zmuszani do publicznej pokuty – tak było m. in. w przypadku króla Henryka II, który zainspirował zabójstwo (późniejszego świętego) arcybiskupa Tomasza Becketta.

 

Stan ten utrzymywał się aż do początku XVI stulecia, choć zdarzały się próby intelektualnej kontestacji. Można w tym miejscu wspomnieć Marsyliusza z Padwy (I połowa XIV w. p.Ch.), twórcę teorii tzw. suwerenności ludu. Myśliciel ów dowodził, że lud chętniej gotów jest słuchać praw, które sam stanowi, a w samej kreacji prawa pozytywnego nie powinien być niczym ograniczany czy krępowany. Złośliwie można dodać, że dotyczy to także zdrowego rozsądku.

 

Dopóki władcy kontrolowani byli przez niezależną instytucją Kościoła, pomimo ludzkich niedoskonałości skłonność do jawnego łamania Dekalogu była dość skutecznie hamowana. Zdecydowana większość władców naprawdę wierzyła w to, że ze swych rządów odpowiedzialność zda przed Najwyższym Sędzią. Autorytet, którym dysponowali niejako dzięki nadaniu z „wysoka”, spotykał się z szacunkiem, co zmieniało się w momencie, w którym król łamał wiążące go prawo.

 

Władcy doby reformacji, którzy decydowali się ją przyjąć we własnych państwach i zmuszać do tego poddanych, nie podejmowali takich decyzji z pobudek religijnych. Wyraźnie widać to na przykładzie Henryka VIII, który początkowo tak zdecydowanie zwalczał tezy Lutra, iż Ojciec Święty Ojciec Św. Leon X w dowód uznania przyznał mu tytuł „Fidei Defensor”. Gdy w grę weszły sprawy osobiste, monarcha szybko z „Obrońcy Wiary” przeistoczył się w krwawego tyrana łamiącego sumienia własnych poddanych, mordującego tych, którzy nie zaakceptowali „nowego porządku”. Ciągłe spory teologiczne, w które angażował się Henryk VIII, niszczyły przekonanie o sprawowaniu władzy z „Bożej łaski”, czego konsekwencje odczuli już jego następcy. Prawnuk siostry Henryka – Karol I – został w majestacie prawa zamordowany przez własnych poddanych.

 

Pełna „suwerenność” protestanckich władców okazała się ułudą, wpływ tej doktryny nie ograniczał się jednak tylko do nich. Wystarczy przywołać przykład króla Ludwika XIII, którego pierwszy minister, a na dodatek kardynał (sic!), ks. biskup Armand-Jean du Plesssis, książę Richelieu, popierał protestantów w trakcie wojny trzydziestoletniej. Z kolei Ludwik XIV – chlubiący się nielicującym z godnością katolickiego władcy tytułem „króla słońce” – uznając się za suwerena totalnego położył fundamenty pod szturm Bastylii i okropieństwa rewolucji. Choć uważał się za Bożego pomazańca, wątpliwe, by przejmował się wiążącym go Bożym prawem. Oparta o idee absolutyzmu potęga nowożytnych monarchów okazała się krucha i nietrwała. Przyniosło to opłakane konsekwencje, także w przypadku ich poddanych, których serca wkrótce zostały owładnięte przez „potęgę rozumu”.

 

Prof. Roman Kochnowski

mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie