19 grudnia 2017

Boże Narodzenie w okopach. Poznaj niezwykłe historie!

(Kadr z filmu "Boże Narodzenie")

Podczas I wojny światowej Boże Narodzenie wypadło cztery razy, podczas drugiej pięć razy, a kilkanaście razy podczas misji polskich żołnierzy w Afganistanie i Iraku. Niezależnie od intensywności walk, dramatycznych scen, wszechobecnej śmierci, obchodzono święta, które były wspomnieniem domu rodzinnego, pokoju i bliskich, za którymi tak bardzo tęsknili szczególnie zwykli żołnierze, trafiający do wojennego piekła z poboru, wbrew własnej woli. Boże Narodzenie było także czasem, w którym objawiała się obecność Boga, w którą tak wielu zdążyło zwątpić.

 

Rozejm bożonarodzeniowy

Wesprzyj nas już teraz!

Wigilia, 24 grudnia 1914 roku. Zbliża się południe. Porucznik Dougan Chater z brytyjskiego drugiego pułku Gordon Highlanders tkwi ze swoimi żołnierzami w okopie. Jest potwornie zimno, ręce grabieją w oczekiwaniu na kolejne wezwanie do ataku, na gwizdek, który poderwie żołnierzy do biegu prosto pod koszący ogień karabinów maszynowych. Ale tego dnia gwizdka nie było.

 

Widziałem dziś, jak myślę, coś, czego jeszcze nikt nie widział. Około dziesiątej rano zerknąłem ponad okop i nagle ujrzałem dwóch Niemców machających w naszą stronę. Dwóch z nich wyskoczyło z okopu i szło ku nam. Właśnie do nich mierzyliśmy, gdy spostrzegliśmy, że są nieuzbrojeni. Jeden z naszych wyszedł im naprzeciw, a po kilku minutach cały obszar pomiędzy okopami był pełen żołnierzy i oficerów, którzy podawali sobie ręce i składali życzenia szczęśliwych świąt – pisał Dougan Chater w liście do matki.


Cesarz niemiecki Wilhelm II, wysyłając swoje wojska na front I wojny światowej, obiecywał żołnierzom, że wrócą do domów, zanim nastanie Boże Narodzenie. Jednak grudzień powitał ich w okopach, które rozciągnęły się na linii odługości 720 kilometrów. Pisała o tym amerykańska dziennikarka Barbara Tuchman w książce Sierpniowe salwy, nagrodzonej Pulitzerem:

 

Okopy, przebiegając jak zgangrenowana rana od Szwajcarii po Kanał, przez terytoria francuskie i belgijskie, narzuciły wojnę pozycyjną obliczoną na wyczerpanie przeciwnika, brutalny, przesiąknięty błotem morderczy obłęd, znany jako front zachodni, który miał jeszcze trwać cztery lata.

 

Jednak w tym morderczym obłędzie nastąpiła przerwa – rozejm bożonarodzeniowy. Nawoływał do niego wcześniej papież Benedykt XV, ale dowódcy zignorowali apel. Prawie na całej długości frontu dochodziło do spontanicznego bratania się walczących ze sobą żołnierzy. Ogromna tęsknota do rodzinnego domu, cudownej, błogosławionej atmosfery świąt i człowieczeństwo okazały się silniejsze niż propaganda wojenna. Dobro zwyciężało. Porucznik Chater pisał w liście do swojej matki:

 

Nie wiem jak długo to potrwa – chyba miało się to skończyć wczoraj, ale na całym odcinku frontu nie słychać strzałów poza jakimiś odgłosami z daleka. My w każdym razie będziemy mieli kolejny rozejm na Nowy Rok, bo Niemcy chcą zobaczyć jak wyszły nasze wspólne zdjęcia.

 

Murdoch M. Wood, inny żołnierz z oddziału Gordon Higlanders, a późniejszy polityk, podczas przemówienia przed brytyjskim parlamentem w 1930 roku stwierdził, że oddolny rozejm wpłynął na walczących w tak znacznym stopniu, że jeśli by to od nich zależało, to na froncie Wielkiej Wojny nie padłby już ani jeden strzał.

 

Dowódcy prędko ukrócili pokojowe inicjatywy. Często zmieniali położenie oddziałów, by żołnierze nie zdążyli się zaprzyjaźnić z wrogiem, wzmacniali propagandę i wmówili rekrutom, że za ich nieszczęśliwą rozłąkę z domem odpowiada wyłącznie przeciwnik. Jeden z dowódców, brytyjski kapitan Billy Congreve napisał w swoim pamiętniku:

 

Wydaliśmy surowe rozkazy, aby nie pozwolić na jakiekolwiek próby rozejmu, gdyż słyszeliśmy pogłoski, że Niemcy będą próbowali zawieszenia broni. I przyszli do nas śpiewając. Więc otworzyliśmy szybki ogień w ich kierunku, gdyż tylko na taki rozejm zasługiwali.

 

Madonna Stalingradzka

29 lat po tych wydarzeniach, ponad 3 tys. kilometrów na wschód od linii frontu poprzedniej wojny rozegrał się jeden z najstraszniejszych dramatów II wojny światowej – 6. Armia Wehrmachtu pod dowództwem generała Friedricha Paulusa została zamknięta w mroźnym kotle Stalingradu.

 

Kochana Helgo! Wiesz dobrze, że bałem się Wschodu. Padamy tu jak muchy. Nikogo to nie obchodzi, poległych się nie grzebie. Bez rąk, bez nóg, bez oczu, z rozwalonymi brzuchami, leżą wszędzie wokoło – pisał w liście jeden z niemieckich żołnierzy.

 

Grudzień 1942 roku był przedostatnim miesiącem walk. Żołnierzom niemieckim, skazanym na walkę „do ostatniego naboju” (którego już nie mieli) brakowało dosłownie wszystkiego. Racja żywnościowa wynosiła 10-20 dag chleba dziennie, wielu walczyło w letnich mundurach, nie było lekarstw i warunków do leczenia.

 

Mimo to Niemcy próbowali przygotować jakąś namiastkę Świąt. W batalionie zaopatrzenia 16. dywizji pancernej służył lekarz, a jednocześnie pastor ewangelicki, Kurt Reuber, który trafił na Ostfront prawdopodobnie z powodu głoszonych kazań. Chcąc sprawić towarzyszom broni niespodziankę, na odwrocie rosyjskiej mapy wojskowej namalował węglem wizerunek Maryi jako dziewczyny, otulonej za krótkim kocem, zziębniętej, z gołymi stopami, próbującej ochronić przed mrozem Boże Dziecię. Reuber pisał:

 

Starym zwyczajem otworzyłem drewniane drzwi naszego bunkra, zapraszając kolegów do wnętrza. Weszli i milcząco stanęli, jakby skrępowani w nabożnym zachwyceniu przed obrazem na glinianej ścianie. Pod obrazem na wbitym w nią polanie płonęło światełko. Żołnierze w zamyśleniu czytali słowa umieszczone na obrazie: światło – życie – miłość.

 

Oprócz tego na obrazie Reuber napisał: „Boże Narodzenie w kotle. Twierdza Stalingrad”. Wizerunek udało się uratować – opuścił stalingradzką zakrwawioną ziemię ostatnim samolotem. To pokazuje jak wielką czcią i szacunkiem musiał cieszyć się pośród żołnierzy i jak wielkie miał znaczenie. Jego autor trafił do niewoli i zmarł w 1944 roku w obozie jenieckim Jełabuga nad rzeką Kamą. Tam namalował drugi wizerunek Maryi – Madonnę Jeniecką. Wierzył do samego końca, że miłość i wiara pokona mroczne wojenne dni.

 

Na misjach

Od chwili, gdy pod Stalingradem umilkły działa, do dziś minęło blisko 75 lat. II wojna światowa wielu jawi się już tylko w czarno-białych barwach, a w oczach najmłodszego pokolenia pokrywa się coraz grubszą warstwą kurzu – już niemal tak grubą, jak czasy Mieszka I.

 

Na świecie jednak działa nie umilkły i wojny toczą się nadal, niezależnie od kalendarza, w którym zawsze 24 grudnia wypada Wigilia. Wiedzą o tym wszyscy polscy żołnierze walczący na misjach w Afganistanie i Iraku.

 

Jeśli zakładasz mundur i jedziesz na misje, musisz się liczyć z tym, że możesz zginąć – mówił w jednym z wywiadów Robert Polak, autor książki Raport Borsuka. ISAF – nie dla Idiotów. – jeśli się boisz, to lepiej nie jedź. Choć warunki panujące w obozach polskich żołnierzy są daleko lepsze niż te z okopów I lub II wojny światowej, to pod względem trudnych, a często tragicznych doświadczeń polscy żołnierze mogliby sobie podać ręce z tymi sprzed blisko wieku. Na oczach wielu z nich ginęli ich koledzy – najczęściej od strzału snajpera lub zdalnie odpalanego ładunku wybuchowego.

 

Wspólna jest  także tęsknota za bliskimi, której nie może ukoić żaden telefon, ani laptop z kamerą, pozwalający na wideo-rozmowy na odległość (tak jak dawniej nie mogły tego zrobić listy i telegramy). To tęsknota, którą w okresie świąt odczuwa się kilkakrotnie mocniej, niż na co dzień.

 

Święta na misjach to czas, gdy żołnierze próbują odtworzyć atmosferę rodzinnych domów. Przygotowuje się świąteczne potrawy – bigos, barszcz z uszkami, krokiety, organizuje choinki lub ich namiastkę z papieru, wręcza się prezenty i spędza czas z towarzyszami broni. Zamiast Mikołaja pojawia się urzędujący w danym roku minister obrony.

 

Polscy wojskowi podkreślają, że szczególnie w Iraku zrozumieli, co znaczą słowa kolędy „Mizerna, licha stajenka cicha” – wspominał o tym ks. Zygmunt Kazimierak, szczególnie zasłużony dla wojska emerytowany kapelan misji w Iraku z 2005 roku. Nie tylko wszechobecna nędza przywoływała czasy Nowego Testamentu. To także cierpienie wielu chrześcijan prześladowanych przez zbrodnicze Państwo Islamskie. Z tym wrogiem nie można było podać sobie ręki w Wigilię, jak podczas rozejmu w 1914 roku.

 

We wszystkich życzeniach, które składają sobie podczas świąt żołnierze na misjach często powtarza się jedno – „szczęśliwego powrotu do domu”. Ten szczęśliwy powrót nie każdemu był dany. Z Afganistanu nie wróciło 44 Polaków, a z Iraku 28. Łącznie rannych, w tym także bardzo dotkliwie, zostało 411 żołnierzy.

 

***

 

Niedługo zasiądziemy do stołów wigilijnych zapełnionych przysmakami, w ogrzanych domach z pięknie przystrojonymi choinkami i prezentami. Udamy się na pasterkę ciepło ubrani, zaśpiewamy kolędy, witając Boże Dziecię. Powinniśmy w tym cudownym czasie złożyć ręce do modlitwy i podziękować Bogu, jak tylko najlepiej potrafimy, że zachowuje nas od powietrza, głodu, ognia i wojny. Niech z mrocznych, minionych dni pozostanie nadzieja, która towarzyszyła walczącym, że Bóg nie zapomniał o swoich dzieciach, przelewających krew na wszystkich frontach świata:

 

W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.(J 1,4-5)

 

Mateusz Ciupka

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie