26 maja 2020

Bogna Białecka: Lękowi rodzice, czyli sterylne wychowywanie dzieci [OPINIA]

Marzec 2017. Ministerstwo  Edukacji  Narodowej wydaje ostrzeżenie przed śmiertelnym niebezpieczeństwem zagrażającym każdemu dziecku. Media huczą od budzących grozę historii, eksperci załamują ręce. Pewna pani profesor psychologii udziela wywiadu, gdzie z rozpaczą podkreśla, że żadne dziecko nie jest bezpieczne.

 

Pamiętamy to jeszcze? Chodzi o aferę „Błękitnego Wieloryba”, nieistniejącej gry online, która miała zabijać dzieci. Pamiętam jak ogromne zdumienie wzbudziła we mnie skala histerii, podczas gdy wystarczyło zrobić niewymagającą kwerendę po danych w Internecie, by odkryć zarówno istotę jak i korzenie tej czarnej legendy. A jednak media a nawet instytucje rządowe na całym świecie przez dobry miesiąc siały grozę.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Piszę o tym teraz, bo historia Błękitnego Wieloryba pokazuje jak łatwo całe społeczeństwa ulegają nieracjonalnym lękom. Medialna histeria z biegiem czasu wygasła, może temat się przejadł, nie wiem do tej pory, co wyciszyło panikę. Na pewno nie to, że prawda stała się powszechnie znana. Od trzech lat pytam słuchaczy podczas wykładów czy istnieją gry takie jak wspomniany wieloryb, które mogą zabić dzieci i sporo osób okazuje się przekonanych, że to wszystko prawda.

 

Trzy lata temu dzieci, których rodzice zauważyli samookaleczenia zyskały łatwe wytłumaczenie, skąd się wzięły nacięcia: „gra mi kazała”. Zajęto się poszukiwaniem gry, zamiast prawdziwych przyczyn samookaleczania. Mimo to straty zamknęły się w niewielkiej grupie osób.

 

Dziś oparta na medialnych doniesieniach (i poczynaniach rządów) histeria może zaszkodzić znacznie szerszemu gronu dzieci. Kilka dni temu internet obiegło zdjęcie francuskiego dziennikarza pokazującego „nową normalność” we francuskim przedszkolu. Dzieci siedziały apatycznie w wyrysowanych kredą na asfalcie kwadratach dwa na dwa metry, umieszczonych w „bezpiecznej” odległości. A polskie wskazówki „nowego” funkcjonowania przedszkoli i klas 1-3  mówią m.in. o nakazie utrzymywania dystansu między dziećmi, stanowczego zakazu wspólnej zabawy i dzielenia się zabawkami, konieczności natychmiastowej dezynfekcji przedmiotów, których dotykało dziecko itp.

 

Innymi słowy – tworzymy dzieciom wrogie środowisko karzące za próby socjalizacji i  zbliżanie się do innych ludzi. Za to bombardujemy je komunikatem „nie podchodź do kolegi, bo może cię zarazić i umrzesz”.  Czy to będzie skuteczne? Oczywiście.  W wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym wiele dzieci przeżywa rozwojowy lęk przed chorobą i uszkodzeniami fizycznymi. W normalnych warunkach lęk ten z czasem zanika. Jednak wystarczy ten lęk podtrzymać i spotęgować, by uzyskać efekt dziecka panicznie stroniącego od innych ludzi.

 

Podam przykład z życia wzięty. Poszliśmy na rodzinny spacer do lasu (oczywiście bez masek na twarzy) i mijaliśmy drugą rodzinę – chłopiec – na oko 4-5 lat (w maseczce), mama (w maseczce), tata (maseczka z lekka opuszczona, ale jest). Chłopiec popatrzył na nas z wyraźnym przestrachem i  zakomunikował mamie: „Oni nie mają maseczek!” na co mu mama poradziła: „nie patrz na nich”. Chłopczyk posłusznie zamknął oczy, a mama przeprowadziła go za rękę koło niebezpiecznych siewców wirusa.

 

Wszystko to dzieje się w momencie, gdy narasta liczba badań naukowych pokazujących, że dzieci nie są nosicielami covid-19, ani z nawet (poza promilem dzieci o szczególnie słabym zdrowiu i chorobach współwystępujących) nie chorują z jego powodu.

 

Wydawałoby się, że przecież to informacje, które nawet przebijają się do mediów, (powinny tym bardziej być wzięte pod uwagę przez ministerialnych ekspertów), więc młodzi rodzice to słyszą,  jednak chyba nie doceniam siły lęku.

 

Znajomy lekarz podsumował współczesne pokolenie rodziców, mówiąc o wychowaniu opartym o sterylność. Jeszcze moje pokolenie bawiło się w beztroski sposób w kałużach, ganiając po brudnych piwnicach i „dając gryza” jedzonego akurat smakołyku. Gdy ktoś załapał ospę wietrzną lub odrę znajome mamy oddychały  z ulgą, bo było duże prawdopodobieństwo, że wszyscy to przechorujemy razem i nabędziemy odporności na całe życie.

 

Dziś mamy do czynienia z pokoleniem rodziców, którzy są przekonani, że choroby można całkowicie wyeliminować. Na przykład dzięki szczepionkom. Zaszczepimy dzieci przeciw wszystkiemu, co możliwe i ufamy, że dzięki temu uda się wyeliminować chorobę z życia. Coraz więcej dzieci przebywa w sterylnych niemal warunkach, a swobodna zabawa w kałuży (tężec!!!) czy nadgryzanie nawzajem kanapek (próchnica!!!) budzi u mam paraliżujący przestrach.

 

Stąd nierzadki widok zupełnie małych dzieci  otukanych maseczkami, mimo iż do lat czterech dzieci nie mają narzuconego przez Ministerstwo Zdrowia obowiązku zasłaniania twarzy i ust, a lekarze wprost ostrzegają, że nakładanie małym dzieciom maseczek może być niebezpieczne dla zdrowia.

 

Gdy na lęki rodziców nałożymy medialny obraz koronawirusa, który czai się wszędzie i stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla każdego, mamy gotową receptę na pielęgnowanie zaburzeń lękowych u dzieci. 

 

Widziałam ostatnio videoklip, na którym chłopiec śpiewa skomponowaną przez siebie piosenkę:

 

„Jestem na dworze sam, maseczkę mam na twarzy, bo muszę nosić ją. I boję się, i boję się, i boję się o zdrowie, ręce dokładnie myję i dezynfekuję.  I boję się, i boję się, i boję się o zdrowie.”  Komentarz osób, które ją upubliczniły brzmiał: „Miło nam, że  rośnie nam tak rozsądna młodzież.”

 

Doprawdy?

 

Bogna Białecka, psycholog

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 413 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram