31 grudnia 2020

Bogdan Dobosz: Walka rządu Francji z islamizmem wyhamowała

(źródło: pixabay.com)

Po brutalnym zamordowaniu nauczyciela Samuela Patty i zamachu na wiernych w katedrze w Nicei, francuski rząd gromko zapowiadał regulacje prawne, które miały zwalczyć islamizm, zbudować łagodną wersję islamu francuskiego i zwalczyć zjawisko gettoizacji i powstawania stref bezprawia, określanych tu bardziej poprawnie politycznie jako separatyzmem islamistycznym. Prezydent Macron wygłaszał nawet pod adresem islamistów bojowy okrzyk hiszpańskich republikanów; „No pasarn!”.

 

Im dalej od zamachów, tym o nowych reformach i działaniach robi się ciszej. Z dużej i chmury pada coraz mniejszy deszcz. Okazuje się, że rząd trafił na przeszkody zarówno zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. W tym pierwszym przypadku dotyczy to działających we Francji organizacji muzułmanów. Wspierane przez prezydenta i rząd tworzenie wersji „francuskiego islamu” paraliżują wewnętrzne tarcia wyznawców Mahometa.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z prac wycofał się rektor Wielkiego Meczetu w Paryżu. Stwierdził nawet, że Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego (CFCM) jest zinfiltrowana przez islamistów. CFCM to organ mający w zamyśle reprezentować różne nurty islamu we Francji. Od początku było to jednak ciało mocno fasadowe. Oświadczenie rektora Wielkiego Meczetu Paryża Chems-Eddine’a Hafiza pojawiło się 28 grudnia. Odmówił on nieodwołalnie dalszego udziału w pracach zespołu na rzecz reformy islamu i uzasadnił to tym, że w składzie Francuskiej Rady Kultu Muzułmańskiego (CFCM) są osoby głoszące poglądy wrogich Francji reżimów innych państw. Jego zdaniem te „złe kręgi” przekształcają „islam z pokojowej religii w walczącą ideologię”.

 

Poszło o tzw. „kartę wartości”. Jej pomysł popiera dziewięć muzułmańskich federacji wchodzących w skład CFCM. Miała być podstawą do utworzenia bardziej reprezentatywnej Krajowej Rady Imamów. Przedstawiono ją  jeszcze w październiku, ale według rektora paryskiego meczetu, obecnie nie ma nic wspólnego z pierwotną wersją przedstawioną przez Mohammeda Moussaoui, szefa CFCM. W dodatku prace nad dokumentem ma blokować nurt „islamistów”, którzy jego zdaniem, nie chcą podporządkować islamu prawom Republiki. Miały nawet z ich strony padać groźby śmierci.

 

Problem ze zjednoczeniem muzułmanów nie jest prosty. Czasy się zmieniły. Na początku XIX wieku podobne problemy, ale z wyznawcami podzielonego judaizmu miał Napoleon. Cesarz zwołał jednak w paryskim Hotel de Ville Wielki Sanhedryn, do którego weszli rabini i najważniejsi przedstawiciele społeczności żydowskiej i wyznaczył im czas na uzgodnienia stanowisk. Zebrani otrzymali tuzin zagadnień dotyczących takich tematów jak wierność ojczyźnie, przestrzeganie prawa i zasad obowiązujących w życiu zawodowym oraz małżeństw. Tak powstała Najwyższa Rada, która w pewien sposób działa do dziś dnia, a republika z żydami nie ma problemów.

 

W przypadku muzułmanów sprawa jest bardziej skomplikowana. Mamy nie tylko różne odłamy wewnątrzreligijne islamu, ale i podziały narodowościowe jego wyznawców, często wzajemnie zwaśnionych. W grę wchodzą także względu ambicjonalne wielu imamów. Wydaje się też, że duża część mahometan po prostu nie chce żadnego „islamu francuskiego”, a jest im bliżej do… „islamskiej Francji”.

 

Wielu specjalistów podkreśla, że islam to nie tylko religia, ale i doktryna, kodeks życia i organizacji społeczeństwa, który pozostaje zasadniczo nie do pogodzenia z systemem laickiej Republiki. Rząd powierzył misję tworzenia „francuskiego islamu” Muzułmańskiemu Stowarzyszeniu na rzecz Islamu we Francji (Amif), założonemu na początku 2019 roku przez Hakima El Karoui. El Karoui podbił serca rządzących polityków tezą: „Nie zostawiaj islamu islamistom”. Jak jednak pogodzić akurat we Francji wyznawców Mahometa, którzy na świecie prowadzą między sobą nadal religijne wojny. Czy taki „francuski” islam byłby dla wielu wyznawców nadal ich religią?

 

Mniejszość islamska nie jest groźna w krajach o silnej tożsamości historycznej i mocnych tradycjach i więziach społecznych. W przypadku laickiej republiki, która sam sobie pewne tradycje amputuje, istnieje groźba społecznej ekspansji islamu. Tak już się stało we Francji, gdzie laicyzm wprost koliduje z islamem. Znacznie lepiej radzą tu sobie kraje o tradycji anglosaskiej, które nie wyrzucają wszystkich religii poza przestrzeń publiczną. Republika Francuska jest radykalnie laicka i chociaż udało się jej wepchnąć w swoje standardy chrześcijaństwo, czy judaizm, w przypadku islamu, właśnie ze względu na jego wymiar społeczny, operacja jest trudna. Problem islamu to także demografia i liczba wyznawców, która przekroczyła pewien punkt krytyczny. Zjawisko imigracji tylko ten problem powiększa. Dodajmy, że 45 proc. młodych muzułmanów uważa, że ​​„islam jest niezgodny z wartościami francuskiego społeczeństwa”.

 

Kolejny czynnik utrudniający narzucanie muzułmanom we Francji zjednoczenia w „miękkiej” wersji tej religii, to powiązania wielu meczetów z państwami islamskimi. Paryż jest mocno atakowany przez te kraje za rzekome próby wiktymizacji muzułmanów i atakowanie islamu. Na Bliskim Wschodzie, w Bangladeszu, Pakistanie, czy w Afryce Północnej, miały miejsce próby bojkotu francuskich towarów, odbywały się antyfrancuskie demonstracje, ale też krytyczny głos zabierali arabscy politycy. To kolejny powód do tego, by rząd działał w rękawiczkach.

 

Warto przypomnieć, że nawet ustawa mająca dotyczyć separatyzmu islamistycznego, ostatecznie otrzymała ostatecznie dziwną nazwę o „konsolidacji zasad republikańskich”. Gniew społeczny minął, zostanie po staremu?

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Zatrzymaj ideologiczną rewolucję. Twoje wsparcie to głos za Polską chrześcijańską!

mamy: 163 330 zł cel: 500 000 zł
33%
wybierz kwotę:
Wspieram