25 stycznia 2021

Bogdan Dobosz: Stronniczy raport i przebudowa kolonialnej historii Francji

(źródło: pixabay.com)

60 lat po rezygnacji Francji z Algierii trwa wzmożony okres rewizji wzajemnych relacji. Ośmielony swoistą „uległością” i rozrachunkami za kolonialną przeszłość Francji, Algier wysuwa coraz mocniejsze żądania o rewindykację. Francuskie władze godzą się na rewizję historii, ale na „honorowych” warunkach. Dla wielu historyków jest to jednak „kapitulacja”. Protestują m.in. Algierczycy, którzy w tamtych latach Francji zaufali.

 

Rewindykacje

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nie tak dawno algierski prawnik Seddik Larkeche wystawił Francji „rachunek” za okres kolonizacji na kwotę 100 miliardów euro. Algier oficjalnie żąda też zwrotu „wszystkich archiwów” wspólnej przeszłości.  Metropolia otrzymuje także dodatkowe „rachunki”. Władze chciałyby z jednej strony zadośćuczynić pewnym rewindykacjom, a z drugiej totalna rewizja historii jest dla większości społeczeństwa nie do przyjęcia. Byłoby to przekreśleniem części historii, wymazywaniem wielu bohaterów, nawet zmianą i przeoraniem francuskiej tożsamości.

 

Dobrym przykładem jest tu decyzja Rady Konstytucyjnej, która jeszcze w 2018 roku przyznała „równe traktowanie ofiar wojny algierskiej”, w tym „prawo do emerytury dla algierskich ofiar cywilnych”. Odpowiedzialność za okres kolonialny została też uznana jeszcze przez socjalistycznego prezydenta Francois Hollande’a, a później przez prezydenta Emmanuela Macrona. Jeszcze jako kandydat na prezydenta w roku 2017 nazwał kolonizację „zbrodnią przeciwko ludzkości” i „prawdziwym barbarzyństwem”. Nic dziwnego, że wspomniany prawnik Larkeche doszedł do wniosku, że „nie można uznawać zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w Algierii przez Francję, a jednocześnie odwrócić się od zadośćuczynienia za doznane szkody”. Stąd zamiast mowy o cywilizacyjnej misji Francji w Algierii, pojawia się 130-letnia historia prześladowań i ów rachunek na 100 miliardów euro.

 

Tymczasem we wrześniu 1962, kiedy Paryż uznał niepodległość Algierii, tysiące jego mieszkańców poczuło się zdradzonych, bo to był także od pokoleń i ich kraj. Oran, Bône i Sidi-bel-Abbès straciły połowę mieszkańców. Urzędy, policja, sądy i sklepy w trzy miesiące przestały funkcjonować. Łączna liczba uchodźców, tylko do Francji, wyniosła 1,5 miliona osób i były to często osoby, które czuły się od urodzenia Algierczykami. Niewielka część Europejczyków, która tam pozostała, straciła majątki w wyniku nacjonalizacji rolnictwa i gospodarki w 1963 roku. Francuzi pozostawili tu infrastrukturę miejską, szpitale, szkoły, drogi i właściwie ten kraj stworzyli. Jednak jak się uznaje jednowymiarowo „misję cywilizacyjną” za  „zbrodnię przeciw ludzkości” to i pozycja przetargowa  jest wyjątkowo słaba. Tyle w kwestii wystawiania historycznych faktur.

 

Historycy idą na front walki o pamięć

Stąd wziął się pomysł powołania wspólnej komisji historyków, która oceniłaby relacje historyczne wojny domowej w Algierii. Prezydent Francji wybrał do tej delikatnej misji Benjamina Storę, historyka o poglądach lewicowych, w pewien sposób „adwokata” Algierii. Jego rodzice byli Żydami z Konstantyny, więc jest związany z Algierią osobiście. W młodości był przez 15 lat trockistą, zajmuje się historią Maghrebu. Znany jest z „empatycznego” stosunku do nacjonalizmu algierskiego. Teraz jego raport dotarł na biurko prezydenta Macrona i ma być podstawą do oceny „wspólnej pamięci”.

 

„Poprzez archiwa pisemne, relacje i obrazy starałem się zrozumieć motywacje nie tylko Algierczyków i muzułmanów, ale także Żydów i Europejczyków, czyli wszystkich społeczności konfliktu” – stwierdza Stora. Powołuje się także na własne doświadczenia i przeżycia. Problem w tym, że takie doświadczenia mają w swojej zbiorowej pamięci także sami Algierczycy, ale i miliony Francuzów, potomków Pieds-Noirs (francuskich mieszkańców Algierii), czy wygnanych także z ojczyzny harkisów (Arabowie na służbie Francji). Ci ludzie także mają emocjonalne więzi z Algierią.

 

Raport dla Macrona

Próba pisania na nowo historii ma miejsce w momencie, kiedy pokolenia bezpośrednio zaangażowane w konflikt powoli odchodzą i konflikty bezpośredniej pamięci, ustępując miejsca interpretacjom historyków. Benjamin Stora przekazał swój raport 20 stycznia. Nosi tytuł „Pamięć o kolonizacji i wojnie algierskiej”. Jest próbą pogodzenia różnych relacji związanych z francuską kolonizacją, co ma otworzyć drogę w budowie nowego partnerstwa, o którym mówią prezydenci Tebboune i Macron. Aprioryczny cel raportu w pewien sposób wpływa na jego treść. Dodatkowo Stora podaje w raporcie zalecenia mające na celu osiągnięcie „niezbędnego pojednania wspomnień”.

 

Nie chodzi o napisanie wspólnej historii Algierii, ale o rozważenie pewnych wspólnych działań, od kultury, po otwarcie i badania archiwów. Francja „musi spojrzeć na swoją przeszłość razem z historykami w bardzo realny sposób” – stwierdził Macroni Stora to zadanie wypełnił.

 

Raport wielu historyków uznaje jednak za mocno stronniczy i przyjmujący bardziej algierski punkt widzenia. Znany historyk Jean Sevilla krytykuje go za wycinkową wizję pamięci, chociaż dodaje, że „mogło być gorzej”.

 

Wersja algierska

Algierską wersję raportu składa prezydentowi tego kraju Tebbounowi, Abdelmadżid Chikhi, dyrektor generalny Narodowego Centrum Archiwów Algierii. Chikhi i Stora pracowali oddzielnie. W tym przypadku wielu obawia się, że raport algierski będzie służył bardziej niż pojednaniu, politycznej eskalacji haseł związanych z kolonialną przeszłością. Obydwa raporty mają być dopiero podstawą do dyskusji.

 

Algierski badacz uważa, że „historia dekolonizacji i kolonizacji tworzy nacjonalizm po obu stronach. Z jednej strony „imperialny, kolonialny nacjonalizm po stronie francuskiej” (…) i „naturalny nacjonalizm Frontu Wyzwolenia Narodowego po drugiej stronie Morza Śródziemnego”.

 

Historia stoi za podziałami politycznymi

Benjamin Stora w rozmowie z RFI (lipiec 2020) mówił z kolei, że „każdy kraj, każda grupa ma swoją pamięć, tworzy tożsamość z określonej pamięci (…). Nigdy nie można definitywnie pogodzić wspomnień. Uważam jednak, że musimy iść naprzód w kierunku względnego pogodzenia pamięci, aby sprostać wyzwaniom przyszłości, aby nie pozostawać więźniami przeszłości, ponieważ Algieria i Francja potrzebują siebie nawzajem”. Otocznie prezydenta mi z kolei o pomocniczości tez raportu w regulowaniu „kwestii tożsamości i integracji”. Dodają, że wydarzenia z 1962 roku mają wpływ na teraźniejszość. „Skrajna lewica”  czerpie idee z pomysłów amerykańskich kręgów akademickich dotyczących „dekolonizacji” i „rdzenności tubylców”. Dla prawicy jest to zamach na tożsamość.

 

Czy jednak rewizja historii pod dyktando bieżących potrzeb politycznych ma sens?  Stora mówi o odideologizowaniu historii, tymczasem sam tak czyni. W wywiadzie dla „Le Monde” dodawał zresztą, że praca, którą powierzył mu Emmanuel Macron „wpisuje się w kontekst globalny, w którym Francja i Algieria są zainteresowane zbliżeniem się, także w odniesieniu do międzynarodowej sytuacji politycznej”, czyli problemów np. „Libii, imigracji, islamu we Francji, terroryzmy, sytuacji na Sahelu”.

 

Obiektywna ocena raportu

Jean Sévillia przypomina, że Benjamin Stora jest „naznaczony politycznie” i „oddany lewicy”. Dodał jednak, że jego raport zawiera też ciekawe  i „rozsądne elementy”, które poruszają także „dramat Francuzów w Algierii”, a nawet masakry w Oranie z 5 lipca 1962. W raporcie nie ma też poparcia dla algierskich żądań przejęcie archiwów kolonialnych. Sevillia chwali też postulat wzajemności w dostępie historyków do archiwów. „Mogliśmy obawiać się najgorszego w raporcie Story, ale najgorszego uniknęliśmy” – trzeźwo ocenia Sevillia.

 

Wydaje się przy tym, że prezydent Macron zrozumiał swój błąd z 2017 roku, kiedy mówił o „kolonialnym ludobójstwie”. Takich stwierdzeń nie ma nawet w raporcie lewicowego historyka. Dokument liczy 150 stron i zawiera około trzydziestu zaleceń. Obejmują wiele spraw, od przeglądu treści podręczników szkolnych przedmiotów, dostępu do archiwów, ale np. wprowadzenia do panteonu szczątków Gisèle Halimi, feministki pochodzenia algierskiego, czy budowy pomnika hołdzie emirowi Abdelkaderowi (przywódca algierskich plemion w walce z kolonizacją francuską).

 

Podwójne ofiary historii

„Uległość” do udawania obiektywizmu zarzuciła jednak raportowi organizacja skupiająca algierskich współpracowników kolonialnej Francji, czyli Harkis (CNLH). Oskarżają wprost Benjamina Storę  o „minimalizowanie” zbrodni drugiej strony konfliktu. Raport postuluje co prawda, prawo Harkis do odwiedzania Algierii, bo są oni tam uznawani za „zdrajców”, ale żyje już niewielu z nich. Harkis czują się jednak zdradzeni po raz drugi. Na początku lat 60., kiedy de Gaulle wystawił dużą część algierskich pracowników administracji, policji i żołnierzy na rzeź ze strony Frontu Wyzwolenia (FLN) i teraz, kiedy to usuwa się ich z pamięci historycznej.

 

Mohamed Badi z CNLH w wywiadzie dla AFP mówi, że na ołtarzu chęci historycznego pojednania składa się część prawdy i „zniekształca historię”. Organizacja wzywa do „prawdy, uznania wkładu Harkis dla Francji, sprawiedliwości i zadośćuczynienia”. CNLH chce, by Francja przyznała się „do swojej odpowiedzialności i winy za rozbrojenie, porzucenie i masakrę Harkis po porozumieniach z Evian i zawieszeniu broni z 19 marca 1962 r.”. Tylko 42,5 tys. Harkis, zwolenników francuskiej Algierii znalazło schronienie w metropolii. Tuż przed dekolonizacją z władzami francuskimi współpracowało około 160 tys. Algierczyków, a razem ze służbami pomocniczymi i administracją od 200 do 400 tys. Harkis i ich potomkowie liczyli w 2012 roku od 500 tys. do 800 tys. mieszkańców Francji.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(3)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 413 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram