12 lutego 2019

Bliski Wschód – kluczowy rejon świata. Co ma do niego Polska?

(fot. REUTERS/Francois Lenoir/FORUM)

Narzucony Polsce antyirański sojusz nosi wszelkie znamiona sojuszu urojonego. A cena, jaką przyjdzie za niego zapłacić, będzie ogromna.

 

Bliski Wschód jest tyglem etnicznym i kulturowym. Pomimo to, istnieją w tym regionie cztery główne ośrodki, wokół których skupia się na przestrzeni ostatnich co najmniej kilku dekad, życie intelektualne, polityczne i ekonomiczne. Tymi ośrodkami są Rijad (i Mekka), będący centrum sunnickiego islamu. Tel Awiw (i Jerozolima), będący żydowskim centrum politycznym. Ankara (i Stambuł), będąca centrum mieszanki sunnickiego islamu z tureckim nacjonalizmem. Oraz Teheran (i Kum) będący centrum islamu w wydaniu szyickim. Każdy z nich ma swoją tradycję, swoją ideologię. Swoje cele i źródła siły. I, tak się składa, że przywódcy każdego z nich doszli do przekonania, że nadszedł czas, by podkreślić swoją obecność i nie pozwolić się dłużej spychać na margines oponentom. Jedni korzystają w tym celu ze wsparcia Waszyngtonu, inni przeciwnie, robią, co w ich mocy, by jankeskie wpływy w regionie osłabić. Brutalna gra trwa już od jakiegoś czasu. Na stole – czyli na polach Mezopotamii i w dolinach Jemenu – leżą zgrane karty. Masakry cywilów. Gazy bojowe. Biały fosfor. Bomby kasetowe. Pasy szahidów. Porwania. Egzekucje.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ośrodki, o których mowa podzielić możemy na dwie grupy. Pierwsza, skupiająca Rijad i Tel Awiw, to ośrodki całkowicie zależne od Waszyngtonu. Od poparcia Waszyngtonu zależeć wydaje się w ogóle istnienie państwa Izrael. W przypadku Arabii Saudyjskiej, poparcie USA to gwarancja trwania przy władzy obecnej elity rządzącej, pozbawionej autorytetu zarówno we własnym kraju, jak i w regionie. To właśnie głęboki autorytet władzy sprawia, że przywódcy Turcji prowadzą dziś politykę wyraźnie zmierzającą do poluźnienia amerykańskiego gorsetu i powrotu do mocarstwowej roli Ankary przynajmniej w dolinie Eufratu i Tygrysu. Te cele łączą w pewien sposób Turcję z Iranem przypisując te państwa do grupy krajów prowadzących politykę coraz wyraźniej stojącą w opozycji do amerykańskich interesów w regionie. 

 

Spośród powyżej wyliczonych ośrodków najrzadziej w Polsce mówi się, a przynamniej do niedawna mówiło się najrzadziej o Iranie. To błąd, bo jego rola, znaczenie, pozycja, w niczym nie ustępują roli, znaczeniu, pozycji pozostałych graczy w regionie. Przeciwnie, irańska cywilizacja kwitła na długo zanim pozostałe ośrodki powstały do życia, kwitnie dziś i daje wszelkie oznaki swej żywotności.

Czym właściwie jest Iran? Wiadomo, że na jego terytorium znajdują się gigantyczne złoża ropy i gazu. Ale błąd popełni ten, kto kraj ten sprowadzi do roli dostawcy nośników energii. Wiadomo, że jest państwem religijnym, ale nie będzie miał racji ten, kto spróbuje wepchnąć go do szufladki z feudalnymi państwami wyznaniowymi. Wiadomo, że państwo to ma długą i bogatą historię, ale zbłądzi, kto uzna, że Iran żyje wyłącznie przeszłością.

 

Jeśli wskazać jakiś odłam islamu produkujący system wartości zbliżony jakkolwiek do polskiego systemu wartości, to będzie to irańska szkoła szyicka. Podam kilka przykładów. Przede wszystkim, rzuca się w oczy perska skłonność do cierpiętniczej egzaltacji. Gdzie u nas miesza się cierpienie Chrystusa z martyrologią powstańców, tam w Iranie historia Persji przeplata się ze śmiercią kolejnych szyickich Imamów. Polskie poczucie zamknięcia pomiędzy zaborczymi wrogami dość dobrze koresponduje z szyicką walką z sunnicką przytłaczającą większością. Stąd też wyraźny akcent w irańskiej mentalności kładziony na kwestię niepodległości. Iran, choć słaby dzisiaj, ma za sobą karty wielkiej potęgi. Świetna przeszłość nie pozwala do dzisiaj znieść upokorzenia poddaństwa, a anglosaski okres panowania wspominany jest ze wstydem. Szyici czczą swoich zmarłych, a groby imamów i ważnych duchownych przekształcane są w mauzolea, które przyciągają pątników. Kult imamów szyickich przypomina w jakimś stopniu kult katolickich świętych, a pielgrzymki do świętych miast szyickich przypominają pielgrzymki wiernych Kościoła. Ponadto, w szyizmie rozmyciu uległ bardzo kategoryczny w sunnizmie zakaz przedstawiania postaci ludzkich. Szyizm ma charakter pokojowy. Nikomu nie przychodzi do głowy szerzenie szyizmu siłą, ani zastraszanie wrogów pasami szahidów. Dużą rolę w lokalnych społecznościach odgrywa stan duchowny, bo szyizm, w przeciwieństwie do sunnizmu wytwarza osobną, zhierarchizowaną i karną ideologicznie względem przełożonych klasę duchowieństwa. Stan duchowny jest częścią irańskiego społeczeństwa, a religijni szyici mają obowiązek posłuszeństwa stanowi duchownemu w kwestiach religijnych. Czoło irańskiego duchowieństwa stanowią ajatollahowie, których status w społeczeństwie zbliżony jest do statusu najważniejszych duchownych katolickich w Polsce, a ich przemówienia, urodziny pogrzeby bywają ważnymi uroczystościami. Dziś, w porewolucyjnym Iranie, cieszą się oni dodatkowo niebagatelną władzą polityczną. Trudno oprzeć się wrażeniu, że estetyka irańskiego szyizmu w jakiś odległy sposób koresponduje z najważniejszym z tego, co polskie. Dlatego w codziennej rozmowie Polakowi łatwiej się porozumieć z Persem, niż z Niemcem.  

 

Tyle teorii. Bywa jednak, że nie bliskość duchowa stanowi o bliskości kontaktów politycznych, a tzw. „względy praktyczne”. Co praktycznego niosą ze sobą dla Polski relacje z Iranem? W zasadzie jedną rzecz – wymianę handlową, biznes. Trudno wszak o bardziej praktyczne miejsce do robienia biznesu, niż Iran. Z uwagi na kwestie natury politycznej Iran jest rynkiem o drastycznie stłumionym potencjale gospodarczym. Blokowanie irańskich możliwości eksportowych przekłada się na wyraźnie nienaturalne skarłowacenie irańskich agregatów ekonomicznych. Warto wspomnieć, że Iran ma populację ponad dwukrotnie większą od ludności Polski, jego siła robocza należy do najlepiej wykształconych, najbardziej kompetentnych w regionie, a na jego terytorium znajdują jedne z najważniejszych złóż gazu ziemnego na świecie. Pomimo to, Iran wykazuje PKB w wydaniu nominalnym na poziomie niższym niż Polska (pamiętajmy o mocno zaniżonej wartości irańskiej waluty), a PKB mierzony według parytetu siły nabywczej jest co prawda wyższy od polskiego, ale już istotnie niższy od saudyjskiego. W roku kalendarzowym 2017/2018 łączny eksport Iranu (MFW) wyniósł 109,5 mld USD. W tym samym czasie Arabia Saudyjska (MFW – rok 2017) wyeksportowała ropę naftową o łącznej wartości 416 mld USD. Powyższe fakty pokazują, jak gigantyczny potencjał rozwojowy drzemie w irańskiej gospodarce. Próbkę owego potencjału w praktyce mieliśmy na przełomie roku 2016/2017 (w roku następującym po wprowadzeniu w życie umowy – Joint Comprehensive Plan of Action – JCPOA, na mocy której Iran w zamian za rezygnację z planu atomowego został przywrócony do roli aktywnego gracza na światowym rynku eksporterów surowców energetycznych), kiedy to irańska dynamika PKB (rzeczywistego, wyrażonego w cenach czynników produkcji) eksplodowała do poziomu 12,5% (MFW), co wielu poczytywało jako początek trendu, nie jako jednorazowy wyskok. Gdyby nie amerykańskie wycofanie się z międzynarodowej umowy JCPOA i powrót do tłumienia perskiej gospodarki, to Iran byłby prawdopodobnie gospodarczym hot-spotem w perspektywie najbliższej dekady.   

 

Dlaczego właściwie USA wycofały się z porozumienia z Iranem? Przede wszystkim, podpisanie umowy i pojawienie się na rynku irańskiej ropy natychmiast zaczęło przekładać się na znaczącą obniżkę cen tego surowca na rynkach światowych. W styczniu 2016 roku cena baryłki ropy WTI Crude osiągała pułapy poniżej 30 USD. Prowadziło to do bardzo istotnych perturbacji, zwłaszcza wokół gospodarek znaczących eksporterów ropy naftowej, z reguły uzależnionych gospodarczo od cen sprzedaży swojego najważniejszego surowca. Koronnym przykładem takiego państwa była Arabia Saudyjska, ważny amerykański sojusznik. Ponadto, niskie ceny ropy naftowej doprowadziły w perspektywie kilku miesięcy do zapaści cały amerykański sektor produkcji ropy i gazu z łupków, w który wcześniej zainwestowano miliardy dolarów. Sytuacja rekordowo niskich cen ropy powodowała też zaniepokojenie wielu zadłużonych po uszy gospodarek, dla których obniżki cen ropy naftowej oznaczały w krótkiej perspektywie po prostu niższe wpływy budżetowe. Paradoksalnie, ekstremalnie niskie ceny ropy naftowej, mogące znacznie ułatwić ponowne rozruszanie światowej gospodarki, dały wszelkie powody do nerwowego niepokoju światowym elitom biznesowym i politycznym.

 

Warto wspomnieć o jeszcze jednym niuansie sytuacji, w której „the Iranian deal had to go”. Otóż wycofanie się USA z umowy JCPOA wpisuje się w trend znikania z Bliskiego Wschodu wszelkich przejawów państwowości mogących zagrozić izraelskiej supremacji militarnej w regionie. Po tym, jak Irak i Syria stanęły w ogniu, a Egipt wraz z Jordanią i Libanem na krawędzi bankructwa, niepomiernie wzrosła presja ekonomiczna i polityczna na Turcję i właśnie Iran. W trakcie kampanii prezydenckiej w USA, podczas konferencji organizacji AIPAC (ważnej żydowskiej organizacji lobbystycznej w USA) można było oglądać kolejnych kandydatów, w tym urzędującego prezydenta, potępiających w ostrych słowach „the horrible Iranian deal”. Jakkolwiek prezentuje się wytłumaczenie tych faktów, to trzeba przyznać, że władze Izraela do perfekcji opanowały przyrządzanie swoich pieczeni przy cudzych ogniskach.

 

Usuwając Iran z rynku światowych dostawców surowców energetycznych Amerykanie spowodowali jeszcze jeden skutek. Postawili mianowicie na nogi gospodarkę rosyjską, uzależnioną przecież od cen eksportu ropy i gazu i znajdującą się w trakcie kosztownych reform wewnętrznych, w tym modernizacji armii. Trudno się dziwić, że dla Rosji podwojenie cen ropy na światowych rynkach było prawdziwą manną z nieba. Działanie prezydenta Trumpa, usuwającego Iran z grona legalnych dostawców surowców energetycznych pokazuje wyraźnie, że osłabienie Rosji nie należy do głównych amerykańskich priorytetów, a nawet, że wzmocnienie jej, wcale z tymi priorytetami nie musi się kłócić. Dla części polskich elit – osobistych wrogów Wladimira Putina – powinna to być ważna lekcja. 

 

Skutkiem powyższego, świat zachodni, w ślad za wytycznymi USA na powrót wtłacza Iran w stan międzynarodowej izolacji gospodarczej. Trudno oczekiwać, by polski rząd zachował się tutaj inaczej niż rządy państw europejskich, które – niechętnie – ale jednak zamrażają oficjalne kanały biznesowe łączące je z Iranem. Dzieje się tak jednak w sytuacji wyraźnej wstrzemięźliwości wobec politycznych zamiarów Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników względem pozostałych państw regionu. Polska postępuje inaczej, jednoznacznie opowiadając się w rysującym się na horyzoncie konflikcie po jednej ze stron. Wchodzi w ten sposób w oczywisty, choć niepotrzebny spór z Iranem (dzisiaj) i z Turcją (w przyszłości), krajami, z którymi relacje mamy poprawne i nie posiadamy żadnych realnych konfliktów interesów.

 

Nawet jeśli przyjąć, że Polska musiałaby zrezygnować z polityki neutralności w regionie, to tak się składa, że ekonomicznie Żydzi i Saudowie – przy całym ich bogactwie – mają Polsce do zaoferowania znacznie mniej, niż ich regionalni adwersarze. Z drugiej strony, choć Turków czy Persów trudno uznać za przyjaciół katolicyzmu, to żydzi czy sunniccy wahabici – przynajmniej na gruncie ideologicznym – stanowią wobec katolicyzmu grupę otwarcie nastawioną wrogo. Wreszcie, osłabianie Iranu i ekonomiczne izolowanie go na arenie międzynarodowej wprost przekłada się na wzmocnienie gospodarcze Rosji, co niepokojące jest zwłaszcza dziś, w dobie gwałtownej remilitaryzacji tego państwa. W związku z powyższym, narzucony Polsce regionalny sojusz nie wydaje się posiadać niezbędnych ekonomicznych ani ideologicznych podstaw i stąd, nosi wszelkie znamiona sojuszu urojonego.

 

Polskie społeczeństwo, nie mając wyboru, musi zakładać, że cena, jaką polskie władze każą sobie płacić za ograniczanie swojego pola manewru w kluczowym dla świata regionie jest dostatecznie wysoka. Znacznie, znacznie wyższa niż ta, zażądana za zakup amerykańskich myśliwców i offset, którego nie było. Za udział polskich wojsk w ataku na Afganistan i Irak. I za udział w okupacji tych krajów. Za więzienia amerykańskiej bezpieki na polskim terytorium. I za amerykański reset w stosunkach z Rosją, za który pewnemu polskiemu prezydentowi przyszło zapłacić życiem.    

 

Ksawery Jankowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie