23 stycznia 2013

Bł. Henryk Suzo – Sługa Mądrości Przedwiecznej

(Bł. Henryk Suzo)

Współczesny zsekularyzowany świat, który nie ma już tak za tak i nie za nie, z wielkim trudem daje się zamknąć w ramy rozumowych kategorii właściwych cywilizacji chrześcijańskiej, której intelektualne i normatywne podstawy rozświetlała pochodnia tomizmu i Magisterium Kościoła. Coraz więcej osób przeżywa niezrozumiałe rozterki psychiczne, a często nawet w konfesjonale łatwiej o poradę psychologiczną niż pobożne pouczenie. Czasami wydaje nam się, że kiedyś było inaczej, ale czy to na pewno prawda…?

Czytając najstarszy ze spisanych żywotów bł. Henryka Suzo, zwanego też Heinrich von Suzo, XIV-wiecznego mistyka z zakonu dominikanów, mamy nieodparte wrażenie, że jego duchowe przeżycia są bardzo podobne do tych, które znamy z doświadczenia własnego i naszych bliskich. Dowodzi to, iż natura ludzka nie zmienia się w swojej istocie, a jej przejawy w różnych momentach dziejów – choć przybierają inną postać – mogą nieść dla nas aktualną lekcję życia.

Historia tego pochodzącego ze zubożałej szlachty przedstawiciela nurtu mistyki nadreńskiej to przede wszystkim historia walki dobra ze złem. Mamy zatem do czynienia z elementem uniwersalnym. W wieku piętnastu lat wstąpił do nowicjatu w rodzinnej Konstancji, lecz żył we względnej oziębłości duchowej, którą przerwało mistyczne doświadczenie w osiemnastym roku życia. To z kolei historia dość typowa dla chrześcijańskiego średniowiecza. O jej wyjątkowości przekonamy się dopiero sięgając do dawnych dzieł hagiograficznych i pism samego Błogosławionego.

Wesprzyj nas już teraz!

Współczesna mu mistyczka Elisabeth Stapel, tłumaczka pism ojca Henryka, opisała jego losy w dziele Vita (czyli Życie, zaś po niemiecku Leben Seuses). Tak pisała o właściwych początkach jego duchowej drogi: „Duchowe dzieje Sługi zaczęły się w osiemnastym roku jego życia. Mimo iż wtedy od pięciu już lat nosił habit, jego duch był ciągle jeszcze rozproszony. Bóg ustrzegł go wprawdzie od występków, które by mogły pozostawić plamę na jego dobrym imieniu, ale jemu samemu wydawało się, że nie wzniósł się ponad przeciętność”.

Zaczęła się walka. Pan Bóg ukazał mu, jak wzniosłe jest powołanie chrześcijanina, którego cnoty, a przede wszystkim pokora i miłość Boga aż do zaparcia siebie, mają torować drogę do Nieba. Ale pojawiła się poważna przeszkoda… młody kleryk przekonał się, iż jego największą słabością jest niestałość serca – owa straszliwa w skutkach niemoc, która tyle dusz rozrywa w beznadziejnych rozterkach i zadaje tak wiele krzywdy bliźnim. Wydawało mu się, że szczęście czeka go gdzie indziej, co z kolei rodziło niepokój i chęć porzucenia duchownej sukni.

Wątpliwości te pokonał dzięki Bożemu oświeceniu, ale był to dopiero początek prób. Zaraz stanął bowiem wobec pokusy niekonsekwencji, sugerującej, iż to, co zamierzył – osiągnięcie zbawienia w surowym życiu zakonnym – jest wprawdzie rzeczą szlachetną, ale trudną i nie wiadomo, czy Bóg zechce mu dopomóc, a przecież nie ma sensu trwać w czymś, co go przerośnie i będzie źródłem frustracji… Takie myśli chodziły mu po głowie, lecz odgonił je wpisaną w istotę chrześcijaństwa pewnością Bożej pomocy, wyrażoną słowami Psalmisty – in Te, Domine speravi, non confundar in aeternum („w Tobie, Panie, zaufałem, nie będę zawstydzon na wieki”).

Następnie przewrotny nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia zadał mu pokusę o podłożu, można by rzecz, tożsamościowym. Wewnętrzne natchnienie łaski zachęcało go do doskonałości i odwrócenia się od światowego myślenia, zaś bojaźliwe lenistwo w chórze z głosami znajomych mu osób mówiło: „Popraw się – to niezły pomysł, ale nie bądź dla siebie zbyt surowy. Na początku wykaż dużo umiaru, byś mógł dojść do celu. Dobrze jedz i pij, nie odmawiaj sobie niczego, byleś tylko się wystrzegał grzechów. Bądź wewnątrz tak dobry, jak tylko chcesz, ale unikaj przesady, by nie przestraszyć kogoś z zewnątrz. Mówi się przecież: «Gdy dobre serce, takie też wszystko inne». Możesz przecież bawić się z drugimi, a mimo to być dobrym. Królestwo niebieskie jest otwarte także dla tych, którzy w tym życiu nie stosują tylu ćwiczeń”.

Widzimy więc dobrze znaną pokusę mierności, sprowadzającą się tak naprawdę do pytania zasadniczego: co to znaczy być chrześcijaninem – czy człowiekiem, który żyje tak jak wszyscy względnie przyzwoici ludzie, czy takim, który ma odwagę pójść na przekór światu, by zaskarbić łaskę Bożą i nagrodę wieczną? Od czasu swoistego nawrócenia w osiemnastym roku życia Henryk Suzo zaczął nazywać się sługą Mądrości Przedwiecznej. Ona właśnie podsunęła mu odpowiedź na powyższe pytanie, przypominając jednocześnie o specyfice drogi zakonnej: „Wymknęło się mu [diabłu] to, co uważał już za swoją zdobycz. Kto rozpieszczone i zbuntowane ciało usiłuje poskromić łagodnymi sposobami, ten musi się dobrze zastanowić. Kto nie chce się wyrzec świata, a równocześnie pragnie być doskonałym sługą Bożym, ten się porywa na rzeczy niemożliwe i fałszuje samą Bożą naukę. Dlatego, jeśli chcesz unikać umartwień, wyrzeknij się również marzeń o zbożności”.

W tych etapach walki z samym sobą o większe dobro odnajdujemy odbicie wszystkich bojów, jakie ludzie dobrej woli toczą ze światem, szatanem i własną naturą skażoną grzechem pierworodnym. W końcu bł. Henryk Suzo z tych wszystkich duchowych udręk wyszedł obronną ręką. Dojrzał bowiem, aby do końca wziąć odpowiedzialność za wybór, którego dokonał. Męska decyzja – skoro przyjął habit, musi porzucić świat. Dopiero gdy stała się ona w pełni konsekwentna, sługa Boży odczuł wielki pokój duszy, a jego życie duchowe zaczęło przynosić ogromny plon w postaci nawróconych dusz, pociąganych do Boga kazaniami, naukami, pismami i posługą sakramentalną Błogosławionego. Towarzyszyły mu odtąd nieustannie rozmaite doświadczenia mistyczne.

Dla dopełnienia tego krótkiego rysu sylwetki owego mnicha-archetypu duchowych zmagań warto wspomnieć pewną historię, świadczącą o jego głębokim nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, a co za tym idzie – prawdziwie dżentelmeńskim stosunku do niewiasty w ogóle. Otóż ojciec Henryk szedł pewnego razu przez pole i napotkał na wąskiej ścieżce ubogą kobietę. Na jej widok ustąpił na bok schodząc w błoto. Niewiasta zdziwiona zachowaniem duchownego zapytała: „Dlaczegóż to, czcigodny panie, w swojej pokorze ustępujesz miejsca mnie, ubogiej? Przecież jesteś kapłanem. To raczej ja powinnam ci ustąpić”. On zaś odpowiedział: „Wszystkim kobietom przywykłem okazywać zawsze cześć i szacunek, a to ze względu na Najświętszą Matkę Boga, Królową nieba”. Zachwycona kobieta skierowała doń takie oto życzenie: „Niech najwspanialsza Bogurodzica nie pozwoli ci zejść z tego świata bez swej szczególnej łaski, skoro Ją tak bardzo czcisz” – które potwierdził Błogosławiony – „Niech mi tego użyczy najjaśniejsza Władczyni nieba” – i rozeszli się chwaląc w duchu Pana Boga.

Tak przykładnego żywota dokończył Sługa Mądrości Przedwiecznej w klasztorze w Ulm, gdzie złożono jego doczesne szczątki. Nauki jego, pełne świętego zapału – często zrozumiałego dla współczesnych – nie zaskarbiły sobie od razu zaufania wśród hierarchii kościelnej. To zapewne stało się przyczyną odłożenia w czasie procesu beatyfikacyjnego, który został dopełniony dopiero za pontyfikatu Grzegorza XVI w 1831 roku.

 

Kościół wspomina bł. Henryka Suzo 25 stycznia.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 133 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram