5 września 2017

„Znak” jednoznacznie stawia na walkę z nauką Kościoła

(fot. woblink.com, wikimedia.org)

Rok temu środowisko „Znaku” zostało pośrednio potępione przez ówczesnego metropolitę krakowskiego za zaangażowanie w akcję środowisk homoseksualnych nazwaną przewrotnie „przekażmy sobie znak pokoju”. Po roku miesięcznik potwierdza, że bliżej mu do środowisk siejących homo-propagandę, niż do nauki Kościoła. Zupełnie, jakby redakcja chciała „przetestować” nowego ordynariusza.


Wrześniowy numer miesięcznika „Znak” włącza się w ofensywę homo-propagandzistów niczym niepohamowany taran. Już na okładce periodyku widzimy prowokujący rysunek leśnej kapliczki z przymocowanymi do Chrystusowego krzyża wstążkami w kolorach tęczowej flagi – symbolu zawłaszczonego przez środowiska promujące dewiacje. Tytuł numeru brzmi zaś: „Wiara bez uprzedzeń. Homoseksualność a Kościół”.

Wesprzyj nas już teraz!

Już z okładki dowiemy się o celach takiej prowokacji. Na stronie tytułowej zapisano bowiem pytanie: „jak dokonać zmiany wśród polskich katolików?”. Zmiany na rzecz czego? Stosunku do osób „nieheteroseksualnych” – rzecz jasna.

Wszelkie wątpliwości rozwiewa redaktor naczelna „Znaku”. Dominika Kozłowska opublikowała bowiem tekst okraszony tytułem jednoznacznie wskazującym na niewyciągnięcie wniosków z upomnienia kardynała Dziwisza: „Przekazujmy sobie znak pokoju”. Nie jest to zwykły cytat z rubryk liturgicznych, ale kolejna prowokacja – wprost odnosząca się do gorszącej akcji sprzed roku. Przypomnijmy, że ówczesny biskup krakowski pisał wówczas: „Z ubolewaniem stwierdzam, że w fałszowanie niezmiennej nauki Kościoła włączyły się również niektóre środowiska katolickie, których wypowiedzi i publikacje odeszły od Magisterium. Powołując się wybiórczo na wypowiedzi papieża Franciszka, przemilcza się te, w których Ojciec Święty tłumaczy, że w sprawie homoseksualizmu „powtarza tylko naukę zawartą w Katechizmie”.

Tak jest i tym razem. W tekście Kozłowskiej (ale i wielokrotnie na kolejnych stronicach) pojawia się bowiem legendarny już cytat z samolotowej wypowiedzi papieża Franciszka. Osadzony przez redakcję oczywiście w kontekście konieczności zmiany podejścia Kościoła do homoseksualistów. Mimo zgorszenia wywołanego zeszłoroczną akcją i krytyki biskupa, redaktor naczelna „Znaku” pisze o pozytywnych efektach tamtej akcji, nie okazując ani krzty żalu z udziału w kampanii promującej homoseksualizm.

To jednak nie wszystko. We wrześniowym numerze znaku znajdziemy ankietę przeprowadzoną wśród kapłanów, spośród których jeden na łamach „Gazety Wyborczej” krytykował biskupów za negatywną ocenę ideologii gender (identyczną zresztą do tej głoszonej przez papieża Franciszka), a inny był tajnym współpracownikiem peerelowskich służb specjalnych. Od ankietowanych kapłanów dowiadujemy się zatem, że „polski Kościół nie odróżnia grzechu od grzesznika”, że brakuje „duszpasterstwa gejów” bo księża i sami zainteresowani boją się ostracyzmu, że homoseksualistów nie zadowala katechizmowy opis ich „tożsamości” (więc należałoby go zmienić), że Kościół nie proponuje żadnego pozytywnego spojrzenia na homoseksualizm, że w trwałych relacjach homoseksualnych istnieje dobro – np. wierność, i wreszcie: że „życiowe doświadczenie LGBTQ zderza się z wyidealizowaną nauką Kościoła”…

W numerze opublikowano także teksty mające wzbudzić współczucie wobec czynnych homoseksualistów (ale nie współczucie wobec uzależnienia od grzechu, a współczucie wobec życia na polskiej katolickiej prowincji) np. o nierozumianych na polskiej wsi lesbijkach. Przeczytać można także wywiad z artystą zafascynowanym teologią wyzwolenia, mesjanizmem i zasypianiem w Duchu Świętym, który „polską homofobię” łączy z przedwojennym polskim… antysemityzmem.

Najnowszy numer „Znaku” wygląda niczym wyzwanie rzucone nowemu krakowskiemu metropolicie. Kardynał Dziwisz przeszedł bowiem na emeryturę w styczniu i po dość ogólnym upomnieniu pozostawił decyzję o tym, co dalej uczynić ze środowiskami podkrakowskiej kato-lewicy swojemu następcy. Nie zdążył zatem odpowiedzieć na apel kilku tysięcy osób, które podpisały się pod listem zatytułowanym „Zabierzmy wilkom owczą skórę” prosząc biskupa o odebranie „Znakowi” (oraz „Tygodnikowi Powszechnemu”) oficjalnego statusu czasopisma katolickiego.

Do tej pory, w trakcie pasterskiej posługi w Krakowie arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, „Znak” nie przekroczył jeszcze czerwonej linii w sposób tak jawny jak w tej chwili. Co teraz zrobi biskup? Nie wiadomo.

Wiadomo jednak, co krakowski metropolita sądzi o idei tak zwanego „Kościoła otwartego”. Dwa lata temu pisał o nim następująco: „W realizacji tego zamiaru [budowie tzw. społeczeństwa otwartego – przyp. KK] kluczowym jest stworzenie w naszym kraju tak zwanego Kościoła otwartego, który by istniał i działał, a równocześnie który by odrzucał prawdę objawioną, a przez to absolutną. Sama wiara powinna być, według niego, bardziej kwestią wolnego wyboru ze strony poszczególnego człowieka niż poznania przez niego prawdy i konsekwentnego budowania na jej fundamencie własnego życia. Od końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku dokonuje się zatem u nas budowa Kościoła otwartego przy pomocy usłużnych, wpływowych mediów, a także niektórych partii politycznych, stowarzyszeń międzynarodowych i tzw. otwartych katolików. Dlatego też lansuje się tych duchownych i świeckich, którzy mają ambiwalentny stosunek do oficjalnego nauczania Kościoła i do jego dyscypliny”.

Arcybiskup pisząc te słowa wiedział też, co może spotkać tych pasterzy, którzy zechcą ukrócić karygodne występki „katolików otwartych”. Opisując ten problem dodawał bowiem: „równocześnie publicznie i nieubłaganie dyskredytuje się tych, którzy stoją w obronie prawdy, stając się prawdziwym znakiem sprzeciwu dla relatywizmu”.

Nietrudno więc przewidzieć, że gdyby arcybiskup Jędraszewski podjął zdecydowane kroki wobec „Znaku”, z pewnością spadłaby na niego fala krytyki ze strony środowisk liberalnych, zarówno w Kościele jak i poza nim. A redaktorzy miesięcznika występowaliby w antykatolickich mediach w roli męczenników, okrutnie prześladowanych za walkę „o tolerancję i Kościół otwarty”.

Na razie wystąpili jednak wyłącznie na łamach swojego miesięcznika i to jako prowokatorzy lekce sobie ważąc nauczanie Kościoła. Po raz kolejny.

 

 

Krystian Kratiuk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie