7 stycznia 2021

Bircza – niewygodne zwycięstwo Polaków nad mordercami z OUN/UPA?

Jedno jest pewne: sprawa ataków morderców z OUN/UPA na Birczę jest cały czas dość mocno żywa, o czym świadczy tajemnicza sytuacja z zamianą tablic upamiętniających walki o Birczę z Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Dlaczego tak się stało? Kto podjął decyzję i czym się kierował? Poza pokrętnymi tłumaczeniami, z których nic nie wynika tak naprawdę nikt nie wie, o co chodzi. Strona ukraińska jednak bardzo mocno interesuje się kwestią Birczy, więc może właśnie to zainteresowanie jest tutaj częścią odpowiedzi – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil (Biuro Edukacji Narodowej IPN).

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Styczeń roku 1946. II Wojna Światowa zakończona, a Polacy nadal są mordowani przez dwóch wrogów…

Przepraszam, ale kto Panu powiedział, że II Wojna Światowa wówczas się zakończyła?

 

Tak mnie uczono w szkole.

No tak… Może i się skończyła, ale nie dla Polaków, o czym świadczą lata 1946, 1947, 1948 i tak aż do 1963, kiedy poległ w walce ostatni członek podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego, ostatni żołnierz wyklęty-niezłomny Józef Franczak ps. Laluś.

 

Do kiedy trwa wojna z ukraińskimi mordercami z band OUN i UPA?

Kres walce zbrojnej kładzie Akcja „Wisła”, czyli lato 1947 r. Nie można jednak lekceważyć tych, którzy mówią, że ta wojna trwa nadal, już nie w formie działań militarnych, tylko jako wojna hybrydowa.

 

Odnoszę wrażenie, że panuje powszechne przekonanie, że ludobójstwo Polaków dokonane przez ukraińskich morderców z OUN i UPA jest ograniczane tylko do terytorium Wołynia, a przecież Ukraińcy mordowali Polaków również poza Wołyniem. Przykładem jest chociażby Bircza, na którą 75-76 lat temu przeprowadzono aż trzy ataki.

Takie skróty myślowe czy uproszczenia są powszechne. To samo tyczy się przecież zbrodni katyńskiej. W samym Katyniu zostało zamordowanych 4 404 polskich oficerów. W sumie NKWD zabiło prawie 22 tysiące polskich oficerów. Miejsc, w których byli oni mordowani jest znacznie więcej m. in. Charków i Twer, ale ujmujemy całość tego ludobójstwa mianem zbrodni katyńskiej. Pod tym pojęciem rozumiemy całość zbrodni dokonywanych przez NKWD w wielu różnych miejscach.

 

Tak samo pod pojęciem ludobójstwa wołyńskiego powinniśmy rozumieć całość akcji ludobójczej, antypolskiej wykonywanej przez morderców z OUN/UPA na terenach Wołynia, Małopolski Wschodniej, Lubelszczyzny i Rzeszowszczyzny.

 

Zgadzam się, ale w przypadku zbrodni katyńskiej mówimy jednak o prawie 22 tysiącach ofiar bestii z NKWD. W przypadku rzezi wołyńskiej bardzo często bilans ofiar zamyka się na 60 tysiącach Polaków zamordowanych właśnie na Wołyniu i zapominamy o co najmniej 60 tys. Polaków zamordowanych poza Wołyniem.

Nie zapominamy. Po prostu za słabo przypominamy, że ludobójstwo ukraińskie to tylko… Tylko! Boże Święty! 60 tysięcy Polaków zamordowanych na Wołyniu, ale również co najmniej drugie tyle zamordowanych na kolejnych terenach. Fala się przesuwała z Wołynia przez Małopolskę Wschodnią aż po San i Lubelszczyznę.

 

Ludobójstwo ukraińskie nie jest więc jedynie przeprowadzone na Wołyniu. Ono trwa i ciągnie się na zachód i musimy o tym nieustannie przypominać. Jeszcze raz: Wołyń, Małopolska Wschodnia, Lubelszczyzna i Rzeszowszczyzna – to są tereny objęte ludobójstwem ukraińskim, na których to w sumie z rąk ukraińskich morderców ginie około 120 tys. Polaków. Ginie z przyczyn etnicznych! Zbrodnia dokonana przez Ukraińców spełnia w całości definicję ludobójstwa sformułowaną przez Rafała Lemkina w 1944 roku i przyjętą przez społeczność międzynarodową. Obowiązuje ona do dzisiaj i mówi o pięciu czynnikach przy pomocy których definiuje się zbrodnię dokonaną przez Ukraińców na Polakach jako zbrodnię ludobójstwa.

 

To 120 tysięcy Polaków zamordowanych przez Ukraińców wydaje mi się taką „dolną granicą”. Spotykałem się z analizami mówiącymi o 150 tysiącach czy nawet 200 tysiącach zamordowanych…

Nie ma sensu się przerzucać liczbami, bo nigdy nie poznamy dokładnej liczby Polaków zamordowanych przez Ukraińców.

 

Dlaczego?

Wiemy, że Ukraińcy zniszczyli około 2 000 polskich wsi. Ile w rzeczywistości? Tego nie wiemy. Jak mamy podać dokładną liczbę ofiar skoro nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ile dokładnie wsi zostało zniszczonych, a nawet wskazać, gdzie one były?! Polskie wsie zostały starte z powierzchni ziemi przez Ukraińców! Powtórzę: nie wiemy gdzie były, więc skąd mamy wiedzieć, ile osób w nich mieszkało, ile się chroniło, więc ile zostało zamordowanych, a ile z Bożą pomocą uratowało się.

 

Powtórzę raz jeszcze, bo to również jest zbyt rzadko przypominane. Ludobójstwo ukraińskie nie było tylko masowym mordem. To było również wycinanie zasadzonych przez Polaków drzew, palenie zabudowań czy zasypywanie studni, żeby po Polakach nie pozostał nawet ślad. I w tak wielu przypadkach nie pozostał…

 

Przejdźmy teraz do wydarzenia, które jest przyczynkiem naszej rozmowy. 7 stycznia 1946 roku, czyli 75 lat temu bandy OUN i UPA dokonały trzeciego w bardzo krótkim czasie ataku na polską miejscowość Bircza. Dlaczego tak bardzo zależało im właśnie na tym miejscu?

Możliwość pierwsza: w planach OUN/UPA Bircza miała odegrać jakąś ważną rolę, być punktem strategicznym. Możliwość druga: Ukraińcy się zawzięli i chcieli już nie tylko przelać krew  niczemu niewinnych Polaków, ale odnieść zwycięstwo nad wojskiem polskim.

 

W przypadku Birczy nie mamy bowiem do czynienia z próbą dokonania masakry ludności cywilnej. Walki o Birczę to regularna wojna. W Birczy ścierają się siły Wojska Polskiego z siłami OUN/UPA. Do starć dochodziło również, – tyle że na dużo mniejszą skalę – we wsiach zlokalizowanych nieopodal Birczy. Atak na te miejscowości był dużo łatwiejszy i zginęło w nich wielu Polaków. Bircza z kolei była dość silnie obsadzona przez przyzwoite siły w skład których wchodzili żołnierze frontowi, mocno doświadczeni w boju. Część z tych oddziałów została stworzona z żołnierzy podziemia, którzy wcześniej brali udział w walkach czy to w szeregach AK, czy innych organizacji podziemnych.

 

Walki o Birczę były więc starciami czysto wojskowymi. Polscy żołnierze bronili polskiej miejscowości przed atakami Ukraińców, którzy chcieli polskiej krwi i amunicji propagandowej dla swego krwawego dzieła, a taką dałoby im zdobycie Birczy.

 

Podejrzewam, że prawdy o motywach ukraińskich działań nie poznamy nawet w ukraińskich dokumentach, o ile takie w ogóle istnieją.

 

Może po prostu pierwszy nieudany atak na Birczę był jakąś ujmą na honorze morderców OUN/ UPA, jeśli oczywiście użycie słowa honor nie jest tutaj nadużyciem?

I taką możliwość należy brać pod uwagę, zwłaszcza że wokół Birczy były słabiej bronione wsie, które Ukraińcy atakowali i niszczyli mordując przy tym wielu Polaków.

 

Powtórzę: Bircza to jeden z nielicznych przypadków, w którym mordercy OUN i UPA nie dokonują rzezi Polaków, ponieważ zostają pokonani przez polskich żołnierzy.

 

Do dzisiaj nie wiemy, ile osób zginęło z jednej i drugiej strony w wyniku walk o Birczę. Liczby zawarte w polskich dokumentach znacznie różnią się od tego, co podali Ukraińcy, a to z kolei jeszcze bardziej różni się od tego, co pokazały ekshumacje. Dlaczego?

Według Ukraińców w trzecim ataku na Birczę zginęło 23 żołnierzy UPA, a 22 zostało rannych. Czytamy w nim również, że straty polskie wyniosły 70 zabitych i nieznaną ilość rannych.

 

Polskie źródła podają zaś, że zginęło 140 żołnierzy UPA a 12 zostało wziętych do niewoli. Z kolei wśród Polaków rany odniosło 9 osób.

 

W 1999 roku przeprowadzono ekshumację w miejscu wskazanym jako teren pochówku ukraińskich agresorów i odnaleziono tam 28 szkieletów.

 

Tylko ta ostatnia liczba jest pewna, ale czy jest ostateczna? Tego nie wiemy, ponieważ odkopanie jednej mogiły nie daje nam konkretnej odpowiedzi na pytanie ilu poległo, tylko pozwala powiedzieć, że co najmniej tylu i tylu. Jeżeli nie wiemy, gdzie są kolejne mogiły, to oczywiście nie możemy powiedzieć, ile osób zginęło.

 

Źródła w tym wypadku są zupełnie niewiarygodne i poza tym nie mamy możliwości ich zweryfikowania. Jedynym, co mogłoby dać odpowiedź byłoby przekopanie ogromnego obszaru, na którym prowadzono walki o Birczę z nadzieją, że może gdzieś tam będą kolejne szkielety ukraińskich morderców – to zaś jest niemożliwe.

 

Ostrożność jest zatem wysoce wskazana. Możemy jedynie mówić, że w czasie ekshumacji odnaleziono tyle ciał, Polacy podają liczby takie, a Ukraińcy takie. Tylko tyle.

 

Strona ukraińska nie chce przeprowadzać dalszych ekshumacji w poszukiwaniu swoich „bohaterów”?

Proszę o to zapytać przedstawicieli strony ukraińskiej. Zapewne nie otrzyma Pan odpowiedzi, a nawet jeśli tak się stanie, to po niedługim czasie okaże się, że była ona niekoniecznie prawdziwa.

 

Jedno jest pewne: sprawa Birczy jest cały czas dość mocno żywa, o czym świadczy tajemnicza sytuacja z zamianą tablic upamiętniających walki o Birczę z Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Dlaczego tak się stało? Kto podjął decyzję i czym się kierował? Poza pokrętnymi tłumaczeniami, z których nic nie wynika tak naprawdę nikt nie wie, o co chodzi. Strona ukraińska jednak bardzo mocno interesuje się kwestią Birczy, więc może właśnie to zainteresowanie jest tutaj częścią odpowiedzi.

 

Bircza zostaje obroniona. Co dalej?

Ukraińcy nadal napadają na polskie wsie i nadal mordują Polaków. Dzieje się tak aż do końca akcji „Wisła”.

 

Ukraińcy nadal są tak bestialscy jak na Wołyniu?

Nie są aż tak bestialscy, ale nadal, gdy tylko mogą, próbują być maksymalnie krwawi.

 

Skąd ta „zmiana”?

Warunki się zmieniły. Polacy na Wołyniu byli kompletnie bezbronni i w dodatku totalnie zaskoczeni. W latach późniejszych 1946-1947 na atakowanych przez Ukraińców terenach stacjonowały już albo regularne oddziały wojska polskiego albo oddziały zbrojne podziemia niepodległościowego, które mogły skutecznie walczyć z bandami OUN-UPA.

 

 

Czy Wołyń został zdradzony przez dowódców AK? Czy można było uniknąć tej tragedii jak twierdzą niektórzy historycy? Czy pierwsze informacje o rzezi Polaków nie powinny wywołać kontrreakcji ze strony AK?

Jest to kwestia niezwykle skomplikowana.

 

 

Niektórzy twierdzą, że sprawa była niezwykle prosta. Wołyń został zdradzony i koniec dyskusji.

Po pierwsze nawet jeśli do polskich oficerów docierały informacje o ludobójstwie ukraińskim to trzeba było w nie uwierzyć. Nam dzisiaj jest trudno w nie uwierzyć, a polskim dowódcom było jeszcze trudniej. Trwała wojna – okrutna, brutalna i nie mająca nic wspólnego z dawnymi zasadami wojny cywilizowanej. Jesteśmy w samym środku Holocaustu, więc właściwie ci, do których docierają informacje z Wołynia powinni w nie uwierzyć, ale jak w takie coś uwierzyć?

 

Równie dobrze można powiedzieć, że prezydent Roosevelt powinien uwierzyć Karskiemu w to, ze żydzi są mordowani w Auschwitz, a nie uwierzył. Przypomnę tylko, że Karskiemu podpowiadano, żeby nie mówił, iż dziennie w komorach gazowych mordowanych jest kilkaset osób, tylko żeby powiedział o kilku, kilkunastu, bo nikt mu nie uwierzy. Według mnie w przypadku Wołynia mamy do czynienia z tym samym mechanizmem.

 

Ludziom z komendy głównej AK, rezydującym w Warszawie w Generalnej Guberni, przyzwyczajonym wprawdzie do codziennego terroru, mimo wszystko trudno było uwierzyć, że sąsiedzi powstają przeciwko sąsiadom, że mąż zabija żonę i dzieci tylko dlatego, że płynie w nich polska krew. Do dzisiaj nie mieści się nam to w głowach i to mimo że znamy fakty, że mamy zeznania świadków liczone w tysiącach etc.

 

Proszę się postawić na miejscu kogoś z komendy głównej AK, kto dostaje 2-3 takie głosy. Zareaguje jak Roosevelt i powie: to niemożliwe, przesadzacie, mąż i ojciec nie zabije własnej żony i dzieci, tak być nie może.

 

Możemy oczywiście dyskutować czy rzeczywiście sensowne było odciąganie z Wołynia 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty i czy rzeczywiście miało sens w tych warunkach wydanie rozkazu, aby żołnierze tego oddziału wykonywali plan akcji „Burza”, czyli walkę z Niemcami. To jest jednak zupełnie inna sprawa na dużo szerszą dyskusję.

 

Nie było kogokolwiek, kto mógłby zweryfikować te pogłoski?

Pewnie byli tacy, ale jak mieli to zrobić? Najpierw trzeba było się dostać do Wołynia, potem wrócić. Kraj nie był tak skomunikowany jak obecnie, trwała okupacja niemiecka i sowiecka. Misja wywiadowcza na Wołyń to ryzykowne, długotrwałe przedsięwzięcie bez pewności powodzenia.

 

A nie można tego było wykonać przy pomocy radiostacji?

Proszę pamiętać, że łączność radiowa utrzymywana przez jednostki AK szła przez Londyn. Proszę sobie wyobrazić, że w czasie Powstania na przykład Mokotów komunikuje się ze Śródmieściem przez Londyn. Trudno nam to sobie wyobrazić, ale tak właśnie było! Władze powstania warszawskiego wysyłały depeszę do Londynu, tam ją odszyfrowywano i przekazywano dalej. Ktoś jej się przyjrzał, potem zastanowił, o co chodzi, znowu szyfruje i wysyła do miejsca docelowego. Z Mokotowa do Śródmieścia taka depesza szła nawet 5 dni. Gdybyśmy dziś szli ulicami Warszawy zajęłoby to nam kilkanaście minut, to niewiele ponad kilometr.

 

Takie były realne warunki wojny. Nie można patrzeć na wojnę przez pryzmat amerykańskich filmów, bo wtedy może się nam wydawać, że wszystko było proste, łatwe, przyjemne i do załatwienia poprzez pstryknięcie palcami. Nie! W czasie wojny nic nie było proste i łatwe! Tego typu teorie mogą dzisiaj wysnuwać kanapowi historycy, wyposażeni w wiedzę, której nie mieli ówcześni decydenci, a przez to pozornie od nich mądrzejsi.

 

Powtórzę: nie jest tak jak w amerykańskim filmie, gdzie nad jakiś obszar wyśle się samolot zwiadowczy, którego pilot wszystko sfotografuje, a informacje drogą radiową w moment dotrą i do odpowiedniego dowódcy. Nie! W okupowanej Polsce, a zwłaszcza na Wołyniu wojna była zupełnie inna. Siły polskiego podziemia niepodległościowego zostały błyskawicznie zinfiltrowane  – przy pomocy sąsiadów Polaków – i rozbite przez Sowietów, setki tysięcy Polaków wywieziono na Syberię i uniemożliwiono w ten sposób tworzenie ruchu oporu. Inni, którzy mogli stworzyć ruch oporu od wiosny 1940 r. leżą w dołach śmierci w katyńskim lesie. A ci, którzy chcieli spokojnie żyć zostali zamordowani na kilkaset bestialskich sposobów przez ukraińskich zwyrodnialców.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 655 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram