12 grudnia 2019

Stan wojenny – zbrodnia, która nie była zbrodnią?

(Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, Wojskowa Agencja Fotograficzna [Public domain] + Adrian Grycuk [CC BY-SA 3.0 pl (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.en)])

Odtajniono archiwa, udostępniono dokumenty, zaprezentowano stenogramy rozmów, opisano na wszystkie możliwe sposoby zakrojone na niespotykaną dotąd skale działania o charakterze terrorystycznym, a mimo to 39 lat po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego około 40 proc. Polaków uważa, że towarzysze komuniści z Wojciechem Jaruzelskim na czele postąpili słusznie. Czy może być jednak inaczej biorąc pod uwagę fakt, że „złamanie k 9ręgosłupa Solidarności”, jak często określa się decyzję z 13 grudnia 1981 roku, popierają politycy, naukowcy, celebryci etc.?

 

Od sowieckiej interwencji do wojny domowej

Wesprzyj nas już teraz!

Przeglądając narrację, jaka towarzyszyła nam przez ostatnich 30 lat tzw. wolnej Polski widać jak ważną sprawę dla obrońców „architektów stanu wojennego” jest kwestia wytłumaczenia działań realizowanych od 13 grudnia 1981 roku. Najpierw karmiono nas bajkami, że wprowadzenie stanu wojennego uchroniło Polskę przed inwazją sowiecką i powtórzeniem scenariusza z Węgier (1956) i Czechosłowacji (1968). Narracja ta dość szybko została obalona, m.in. poprzez opublikowanie w książce „Moskiewski proces” autorstwa Władimira Bukowskiego stenogramów rozmów między towarzyszem Jaruzelskim a przedstawicielami Kremla. Wynika z nich jasno, że to I sekretarz KC PZPR błagał sowieckich komunistów o interwencję, a ci za każdym razem odpowiadali mu, że ten sam musi rozwiązać problem „Solidarności”.

 

Obrońcy stanu wojennego postanowili w związku z tym zmienić wykładnię i rozpoczęli operację wmawiania opinii publicznej, że Sowieci w ogóle nie musieli wchodzić do Polski, ponieważ… już w niej byli! Zgodnie bowiem z podpisaną 17 grudnia 1956 r. „Umową między rządem PRL i rządem ZSRR o statucie prawnym wojsk radzieckich czasowo stacjonujących w Polsce” w naszej ojczyźnie stacjonowało (do 1993 roku!) ponad 60 tys. żołnierzy radzieckich. Armia zza Bugu użytkowała ogółem 70 tys. ha różnych terenów, m.in: gruntów ornych – 563 ha, łąk i pastwisk – 5 tys. ha, lasów – 35 tys. ha, wód (stawów i jezior) 63 ha. Na terenach tych rozmieszczonych było 13 lotnisk oraz 4 poligony zajmujące ok. 60 tys. ha. Użytkowała też bocznice kolejowe o długości 64 km oraz 3 km nabrzeży w dwóch basenach portowych.

 

Kiedy i powyższa – mająca nas przestraszyć – narracja została obalona, wówczas zastosowano nową taktykę polegającą na powtarzaniu, że wprowadzenie stanu wojennego uchroniło Polskę przed… wojną domową, którą przygotowywała, jakżeby inaczej, „Solidarność”. Co gorsza – właśnie tego typu opowiastki niemające nic wspólnego z prawdą najmocniej działają na społeczeństwo III RP, czego dowodzą kolejne sondaże dotyczące 13 grudnia 1981 roku.

 

Na celowniku bezpieki…

Przeglądając różne teczki bezpieki natrafiłem na teczkę sprawy operacyjnego rozpracowania działaczy „Solidarności” regionu lubelskiego, trwającej od lipca 1980 po grudzień 1981. W teczce tej znalazłem pierwszą listę osób przewidzianych do internowania. Lista była niezwykle precyzyjna. Było na niej ponad 100 nazwisk. Przy każdym z nich znajdowały się nazwiska co najmniej czterech funkcjonariuszy aparatu represji, którzy mieli dokonać jego zatrzymania. Precyzyjnie określono, czy zatrzymanie ma zostać dokonane w mundurach czy po cywilnemu. Mało tego! Zapisano, jakim samochodem będą się poruszać bezpieczniacy w celu zatrzymania łącznie z numerami rejestracyjnymi pojazdu! – powiedział portalowi PCh24.pl prof. Tomasz Panfil (KUL, IPN).

 

Nie to jest jednak najciekawsze, a data wyznaczona na początek operacji – a był to… luty 1981! Oznacza to, że co najmniej 10 miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego w lubelskim WSW powstała już lista ludzi przeznaczonych do internowania. Nie jest więc prawdą, że decyzja o „złamaniu kręgosłupa Solidarności” zapadała w grudniu 1981 roku!

 

Trzeba powiedzieć wprost: kiedy towarzysz Jaruzelski błagalnie prosił „Solidarność” o 100 dni spokoju, kiedy apelował on o to, żeby spróbować działać razem, dialogować i rozwiązywać wspólne problemy Polaków, to wszystko był to zwykły pic na wodę fotomontaż! Teczka, na którą natrafiłem jest dowodem na to, że zanim Jaruzelski objął władzę i rozpoczął swoje propagandowe zagrywki komuniści już doskonale wiedzieli, co chcą zrobić i jak chcą to zrobić. Wszystko było przygotowane i czekano na sygnał – podkreślił nasz rozmówca.

 

Dokumenty, o których mówi prof. Tomasz Panfil obalają bajki mające ugruntować w nas przekonanie o uratowaniu Polski przed wojną domową, ale nie tylko! Można bowiem śmiało postawić tezę, że jeżeli ktoś chciał wojny domowej, to byli to komuniści! To oni przygotowywali się do kolejnego po poznańskim Czerwcu 1956 czy masakry na Wybrzeżu 1970 rozwiązania siłowego. To komuniści chcieli zniszczyć za pomocą brutalnej przemocy jakikolwiek ruch oporu. To czerwoni aparatczycy wiedzieli, że tylko w ten sposób uda im się obronić swoje interesy i zadowolić kremlowskich mocodawców!

 

Fakty są nie do podważenia! Dlaczego więc 40 proc. Polaków nadal uważa wprowadzenie stanu wojennego za słuszną decyzję?

 

Jak zbrodniarz został bohaterem

Cały problem z oceną stanu wojennego polega na tym, że żyjemy w III RP założonej 30 lat temu przy okrągłym stole, czyli – jak głoszą podręczniki szkolne – w wyniku porozumienia Polaków z różnych stron historycznego podziału. Jak głosi mit założycielski III RP, w Magdalence spotkali się Polak z Polakiem by na nowo ułożyć dobre relacje w ojczyźnie. Jest to perfidne kłamstwo! Kłamstwo, które do dzisiaj determinuje niemal wszystko co dzieje się w Polsce, ponieważ od samego początku władzę w naszym kraju mniej lub bardziej sprawują ludzie, którzy wywodzą się z tradycji komunistycznej bądź ludzie, którzy z komunistami się dogadali!

 

Zakrojoną na szeroką skalę i wciąż trwająca akcja obrony „ludzi honoru” rozpoczęła, jakżeby inaczej, „Gazeta Wyborcza”, a w szczególności redaktor naczelny tego pisma Adam Michnik. To właśnie syn Ozjasza Szechtera jako jeden z pierwszych zażądał ustawowej abolicji dla „architektów stanu wojennego”, nazywając to co rozpoczęło się 13 grudnia 1981 roku jedynym bezkrwawym wyjściem. „Opowiadam się przeciwko tak instrumentalnemu traktowaniu prawdy historycznej. Należę do formacji, która na własne oczy zobaczyła cud: Oto twórcy stanu wojennego przeobrazili się w architektów Okrągłego Stołu”, pisał Michnik w 1992 roku.

 

Do kolejnych działań i wypowiedzi Adama Michnika mających na celu wybielenie towarzysza Jaruzelskiego i innych „architektów stanu wojennego” wrócimy za kilka wersów. Warto w tym miejscy przytoczyć kilka artykułów, jakie „Gazeta Wyborcza” opublikowała w kolejne rocznice wprowadzenia w Polsce stanu wojennego w latach 1989 – 2005.

 

1989 – wywiad z Wojciechem Jaruzelskim.

1991 – sążnisty apel o ustawową abolicję dla „architektów stanu wojennego”.

1995 – wywiad z Andrzejem Werblanem, byłym członkiem Biura Politycznego KC PZPR.

1996 – wypowiedź Wojciecha Jaruzelskiego.

1997 – wywiad ze Stanisławem Kanią.

1998 – list Wojciecha Jaruzelskiego pt. „Nie wszystko jest czarne, nie wszystko jest białe”.

2001 – kolejny apel Adama Michnika o ustawową abolicję dla „architektów stanu wojennego”

2002 – w dodatku „Duży Format” wywiad z Jerzym Urbanem.

2003 – w dodatku „Duży Format” wywiad z Michałem Jagiełłą, w roku 1981 członkiem Biura Politycznego KC PZPR

2004 – w dodatku „Duży Format” wywiad z Wojciechem Jaruzelskim

2005 – tekst rocznicowego wykładu wygłoszonego przez Adama Michnika w Audytorium Maksimum Uniwersytetu Warszawskiego. Pointą wystąpienia jest ponowienie apelu o formalną, ustawową abolicję dla „architektów stanu wojennego”.

 

Redaktorzy z ulicy Czerskiej zdawali sobie sprawę, że niektórym czytelnikom ich gazety może nie spodobać się udzielanie komunistom łamów dziennika, który do pewnego momentu miał na swej pierwszej stronie logo „Solidarności”. Wyjaśnili więc z zarezerwowaną dla siebie gracją, że „Gazeta Wyborcza” jest pismem udzielającym swych łamów racjom, z którymi całe lata redakcja gazety walczyła i z którymi się nie zgadzała, ale „racje te trzeba znać, a istotą demokracji i pluralizmu jest dialog sprzecznych racji”.

 

Wróćmy jednak do redaktora naczelnego „GW”. Michnik nie tylko pisał i mówił, że „do głodu sprawiedliwości, który jest obecny w żądaniach potępienia stanu wojennego, dołącza się także jakiś osobliwy antykomunizm, który przestał być duchową i społeczną walką o wolność, a stał się jedynie negatywnym spoiwem obozu politycznego, który określa siebie jako centroprawicę”, ale również wykonał wiele gestów na arenie międzynarodowej stawiających towarzysza Jaruzelskiego w pozytywnym świetle. Oprócz słynnych słów, aby parafrazując „zostawić w spokoju generała” redaktor naczelny „GW” podczas uroczystej kolacji, w obecności królowej Zofii dokonał symbolicznego aktu przejścia z Jaruzelskim „na ty”. Widząc i słuchając to wszystko czytelnicy „GW” – przez lata najpotężniejszego organu medialnego w Polsce, nie mogli krytykować ani stanu wojennego, ani jego „architektów”. Skoro bowiem Adam Michnik – były więzień totalitarnego reżimu – przechodzi „na ty” z człowiekiem uosabiającym całe zło tamtego systemy towarzyszem generałem Wojciechem Jaruzelskim, to jak ktokolwiek mógłby mieć jakiekolwiek wątpliwości, gdzie leży prawda?

 

Gwoli sprawiedliwości: Adam Michnik nie jest rzecz jasna jedynym obrońcą wprowadzenia stanu wojennego. Oto najdobitniejszy przykład: 6 grudnia 1991 roku grupa 51 posłów z Klubu Parlamentarnego Konfederacji Polski Niepodległej złożyła do Marszałka Sejmu wstępny wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej oraz do odpowiedzialności karnej osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego. Wniosek obejmował 26 osób: wszystkich członków Rady Państwa (która z naruszeniem postanowień art. 31. ust. 1 Konstytucji PRL podjęła uchwałę o wprowadzeniu tego stanu) oraz wszystkich członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (która administrowała krajem w okresie stanu wojennego). I co? Andrzej Szczypiorski (autorytet moralny pierwszego sortu) nazwał ten pomysł „głupim i absurdalnym”. Jan Rulewski (działacz „Solidarności”) mówił wówczas: „Interesuje nas przede wszystkim los ofiar stanu wojennego, sprawa katów jest mniej ważna”, zaś ks. Bronisław Dembowski (uczestnik obrad okrągłego stołu): „Posłowie powinni zająć się formowaniem rządu, nową konstytucją. Po rozwiązaniu tego problemu Sejm może powołać komisję prawno-historyczną, która zajęłaby się oceną moralną stanu wojennego”.

 

Zapomnijmy o ofiarach?

Według oficjalnych danych w czasie stanu wojennego od 13 grudnia 1981 do 22 lipca 1983 życie straciło około 40 osób, w tym 9 górników zamordowanych podczas masakry w kopalni „Wujek”. Większość ofiar poniosła śmierć na skutek tłumienia przez jednostki LWP, MO, ZOMO, NOMO, ROMO, ORMO, funkcjonariuszy WSW i SB pokojowych demonstracji ulicznych ludności, sprzeciwiających się władzy WRON.

 

W rzeczywistości ofiar było co najmniej kilkukrotnie więcej. Prawdopodobnie jednak nigdy nie poznamy ich dokładnej liczby. Nie wiemy bowiem, do ilu osób nie udało się np. wezwać karetki na skutek odłączenia przez ekipę Jaruzelskiego telefonów w nocy z 12 na 13 grudnia 1981. Nie wiemy również, ile osób zginęło z rąk tzw. nieznanych sprawców. Utworzona przez sejm kontraktowy w 1989 Sejmowa Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW pod przewodnictwem Jana Rokity, stwierdziła wprawdzie, że w czasie stanu wojennego miały miejsce 122 niewyjaśnione przypadków zgonów działaczy opozycji, ale nie wiadomo czy to wszystkie „efekty” działań „nieznanych sprawców”. Co gorsza żaden z opisanych w „Raporcie Rokity” przykładów nie został w PRL do końca wyjaśniony, nie mówiąc już o skazaniu przed 1989 rokiem sprawców tych zbrodni.

 

Jedną z ofiar „nieznanych sprawców” był Jan Samsonowicz, którego znaleziono powieszonego na płocie Stoczni Gdańskiej.

Tadeusz Wądołowski zmarł na komisariacie kolejowym MO w Gdyni, a w akcie zgonu wpisano mu „śmierć z przyczyn chorobowych”, mimo licznych na ciele śladów pobicia, których nie miał przed pojawieniem się na komisariacie.

Józef Kucia został znaleziony martwy w lesie po uprzednim zatrzymaniu przez milicję.

Krzysztof Skrzypczak według oficjalnych ustaleń komunistycznej prokuratury, będąc pijanym do nieprzytomności i skrępowanym skórzanymi pasami, zdołał wstać z łóżka i się powiesić.

Janusz Sierocki w ocenie peerelowskiej prokuratury miał wyskoczyć z okna i nikogo nie zdziwiło, że według świadków został z niego wypchnięty.

Marek Pawlak również wyskoczył z okna swego mieszkania i zrobił to akurat, kiedy jego mieszkanie przeszukiwała bezpieka.

Bogdan Włosik został zamordowany z zimną krwią przez kpt. Andrzeja Augustyna. PRL-owski morderca nie został jednak skazany, ponieważ zdaniem sądu „działał w ramach obrony koniecznej”.

Stanisława Królika przejechała „niezidentyfikowana milicyjna nysa”, a następnie skatowali „nieznani sprawcy działających na tle rabunkowym”.

Władysław Durda był systematycznie podtruwany przez milicjantów w areszcie śledczym. W dodatku odmówiono pomocy lekarskiej.

Nastoletnią Edytkę Hnat zastrzelił „funkcjonariusz” MO, Krzysztof Mołoń. Milicjant tak po prostu zaczął sobie strzelać w kierunku placu zabaw, w którym bawiło się około 150 dzieci…

 

W kwestii formalnej: żadnego z morderców wyżej wymienionych osób i wszystkich innych ofiar stanu wojennego nigdy nie dosięgnęła ręka sprawiedliwości, no chyba, że za stosowną karę uważamy pogrożenie palcem w bucie czy tym podobne represje…

 

To tylko kropelka w morzu komunistycznych zbrodni. Morderstwa były dla peerelowskiej bezpieki rutyną…

 

„Dobra zmiana” i dekomunizacja reglamentowana

W pierwszej połowie 2018 roku polski parlament przyjął tzw. ustawę degradacyjną, zgodnie z którą stopni wojskowych mieli zostać pozbawieni członkowie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, a także generałowie i admirałowie albo ewentualnie inni żołnierze, którzy w latach 1943-1990 „sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu”. Zdegradowani mieli zostać m.in. Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Florian Siwicki czy Mirosław Hermaszewski.

 

Komunistyczni aparatczycy nie zostali zdegradowani, ponieważ ustawę zawetował prezydent Andrzej Duda. „To rozwiązanie, które zostało przyjęte w ustawie, które powoduje, że wszyscy członkowie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, oczywiście z tymi podpułkownikami i pułkownikami, a więc także z gen. Hermaszewskim włącznie, nie mają możliwości złożenia żadnych wyjaśnień, chociaż większość z nich żyje do dzisiaj, i nie mają możliwości złożenia żadnego środka odwoławczego, po obwieszczeniu przez prezydenta listy członków WRON tracą swoje stopnie wojskowe, jest czymś, z czym jako prezydent zgodzić się nie mogę. Bo jest to z całą pewnością po pierwsze naruszenie standardów demokratycznego państwa – brak możliwości jakiegokolwiek środka odwoławczego w sytuacji utraty prawa. A dwa, patrząc logicznie, dlaczego tak ma się stać z tymi ludźmi, skoro w lepszej sytuacji niż oni są chociażby stalinowscy oprawcy w wojskowych mundurach, których sprawy będą zgodnie z tą ustawą rozpatrywane przez ministra za zgodą prezydenta i będą mieli możliwość – oni, ich rodziny – wniesienia środka odwoławczego do sądu”, argumentował. Warto podkreślić, że prezydent użył tych samych uzasadnień, co „Gazeta Wyborcza” oraz ideowi spadkobiercy towarzyszy oficerów.

 

Co gorsza, przedstawiciele obozu rządzącego powiedzieli, że weto Andrzeja Dudy zamyka sprawę i więcej wracać do niej nie będą.

 

Jeśli 30 lat po rzekomym upadku komunizmu Rzeczypospolitej Polskiej nie stać na choćby symboliczne ukaranie zbrodniarzy, to czy mamy do czynienia z niepodległym państwem czy z jego parodią? Z drugiej jednak strony nie ma się czemu dziwić. Jeżeli stwierdzimy, że Jaruzelski, Kiszczak i inni komuniści byli zbrodniarzami, to oznaczałoby, że Kuroń, Mazowiecki, Geremek, Michnik, Wałęsa ale także Lech Kaczyński – nauczyciel prezydenta Andrzeja Dudy – dogadali przy okrągłym stole właśnie ze zbrodniarzami. Czy takiej wizji historii szczerze chciałaby którakolwiek z głównych sił dzisiejszego politycznego sporu?

 

Tomasz D. Kolanek

 

Źródło: Stanisław Murzański „Sojusz Nieczystych Sumień”, Rafał Ziemkiewicz „Michnikowszczyzna”, Jan Rokita/Antoni Dudek „Raport Rokity”, „Gazeta Wyborcza”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie