15 kwietnia 2015

Benedykt XVI – obcy na niemieckiej ziemi

(fot. CAP/EPS ©EPS/Capital Pictures/FORUM)

We wrześniu 2011 roku, na krótko przed początkiem apostolskiej podróży Benedykta XVI do jego ojczyzny, liberalny tygodnik „Der Spiegel” opublikował sążnisty, odredakcyjny artykuł zatytułowany „Obcy” (Der Fremde). W ten sposób liberalny niemiecki mainstream witał przybywającego nad Ren z pierwszą oficjalną wizytą papieża – Niemca.

 

Artykuł prezentował typowy katalog oskarżeń pod adresem Benedykta XVI, który „jako jeden z ostatnich na tej ziemi władców absolutnych spotyka się [w Niemczech] z nowoczesnym społeczeństwem i jego nowoczesnymi reprezentantami”. Spotkanie – jak z góry deklarował liberalny tygodnik – będzie jałowe – „bo odpowiedzi, jakich udziela Kościół Benedykta XVI już nie pasują do niemieckiego społeczeństwa dwudziestego pierwszego wieku”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na zawsze skończył się – jak twierdził w 2011 roku „opiniotwórczy” niemiecki periodyk – nastrój uniesienia z 2005 roku, który kazał wybijać na czołówki tabloidów („Bild”) słynne „Wir sind Papst” (My jesteśmy papieżem). Swoją drogą także w tym mylił się „Der Spiegel”, bowiem Niemcy w dniu 20 kwietnia 2005 roku (dzień po wyborze Benedykta XVI) dalekie były od euforii. Były i takie periodyki (jak lewicowa „Die Tageszeitung”), które rozstrzygnięcie konklawe witało stroną tytułową całą na czarno.

 

Benedykt XVI „okazał się jednak – jak pisał „Spiegel” we wrześniu 2011 – bardziej konserwatywny niż z początku sądzili Niemcy. Nigdy nie wyrósł on z roli Wielkiego Inkwizytora, szefa watykańskiego urzędu ds. wiary. Zamiast otwierać się w wierze, wycofał się do swojej twierdzy, stał się Niepouczalnym. […] Jego Kościół wznosi nowe mury, ponieważ chce tego Benedykt. Właśnie w Niemczech, kraju reformacji, jego zwolennicy tworzą z katolickiej wspólnoty narzędzie klerykalnego posłuszeństwa”. Krótko mówiąc, „Benedykt wiedzie swój Kościół nie ku otwartej na świat przyszłości, ale wstecz, do wąsko pojętej przeszłości”.

 

Jak powiedziano, typowy katalog żalów liberalnego mainstreamu. Aż nudny w tej typowości, z ciągłym nawoływaniem do „otwartości” i brakiem zrozumienia, że Kościół nie jest Kościołem Benedykta (czy Franciszka), ale Kościołem Chrystusowym. Jednak we wspomnianym artykule „Spiegla” znajduje się jeszcze inne kłamstwo, zawarte w następującej diagnozie: „Planowany przez Benedykta konserwatywny zwrot poprzez biskupów ogarnia w międzyczasie duże części niemieckiego katolicyzmu. Zwolennicy tradycji są najlepiej skomunikowani z sobą i dążą w całym kraju do odwrotu od liberalnego społeczeństwa, chcą więcej pobożności i bezkrytycznego posłuszeństwa względem rzymskiej hierarchii”. Rezygnując z komentowania obaw liberalnych dyktatorów relatywizmu przez „zwiększoną pobożnością”, należy jednak zauważyć, że diagnoza liberalnego medium o dokonującym się w niemieckim katolicyzmie „konserwatywnym zwrocie” była, niestety, wyraźnym mijaniem się ze stanem faktycznym.

 

Benedykt XVI, wcześniej kardynał Joseph Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, niejednokrotnie był konfrontowany z nieprzychylną (by rzec eufemistycznie) postawą większości niemieckiego episkopatu. W książce „Światłość świata” Benedykt XVI mówił Peterowi Seewaldowi, że „jest faktem, iż w katolicyzmie w Niemczech istnieje znaczna grupa, która tylko czeka na to, aby móc zaatakować papieża. To należy do kolorytu katolicyzmu naszych czasów”.

 

Ten „koloryt” niemieckiego katolicyzmu w dużej mierze był i ciągle jest warunkowany antyrzymskim syndromem, który całkiem niedawno wychynął z wypowiedzi przewodniczącego Konferencji Episkopatu Niemiec, kardynała R. Marxa, w jego słynnej deklaracji, że „nie jesteśmy filią Watykanu”. Ta fronda, by nie powiedzieć schizma, niemieckiego Kościoła trwa, co najmniej, od końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku (kontestowania nauczania Kościoła zawartego w encyklice „Humanae vitae” z 1968 roku) i nabrała nowego wigoru w czasie pontyfikatu św. Jana Pawła II. Kardynał Ratzinger, powołany przez polskiego papieża na kluczowe stanowisku prefekta Kongregacji Nauki Wiary, ściągał na siebie całe odium „rzymskiej nieustępliwości”, „rzymskiego centralizmu”, etc. W ten sposób w coraz szerszych kręgach niemieckiego katolicyzmu (czyt. w obecnych w duchowieństwie i laikacie prądach modernistycznych) komentowano egzekwowanie przez kardynała Ratzingera elementarnego posłuszeństwa Kościoła niemieckiego wobec Urzędu Nauczycielskiego Kościoła.

 

Tak było w przypadku reakcji Rzymu na list trzech biskupów niemieckich z 1993 roku (wśród sygnatariuszy był arcybiskup Moguncji Karl Lehmann, ówczesny przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec oraz biskup Stuttgartu, późniejszy kardynał Walter Kasper) będący deklaracją o udzielaniu komunii świętej rozwodnikom żyjącym w cywilnych związkach. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary z 1994 roku, zatwierdzona przez papieża, potwierdzająca nauczanie Kościoła o nierozerwalności małżeństwa, została przyjęta nad Renem jako kolejny dowód „apodyktyczności Rzymu” i „nieliczenia się z nowymi wyzwaniami duszpasterskimi”. Mówiono Rzym, myślano Ratzinger.

 

Podobne zjawisko można było zaobserwować podczas ciągnącej się w latach 1995 – 1999 kontrowersji wokół tzw. poradnictwa przedaborcyjnego. Cztery lata zabrało większości niemieckich biskupów dostosowanie się do ponagleń Jana Pawła II, by wycofać katolickie placówki poradnictwa rodzinnego z procederu wydawania zaświadczeń o odbytych konsultacjach, które (bez względu na wynik tych konsultacji) dawały prawne podstawy do przeprowadzenia aborcji. Kardynał Ratzinger również w tym przypadku zasłużył sobie na miano „wiernego wykonawcy poleceń Rzymu”, co wśród dominujących w niemieckim episkopacie zwolenników „otwartego” Kościoła było traktowane niemal jak obelga.

 

Dobrze usadowieni w rozmaitych instytucjach niemieckiego Kościoła moderniści nie mogli wybaczyć kardynałowi Ratzingerowi jego krytycznego stanowiska wobec rozmaitych, „oddolnych” inicjatyw pojawiających się w Niemczech, a zmierzających do „odnowienia” Kościoła poprzez zniesienie celibatu, dopuszczenie do wyświęcania kobiet czy komunii świętej dla rozwodników.  W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku takie postulaty zgłaszała inicjatywa „Wir sind die Kirche” (Jesteśmy Kościołem), pod którą w 1995 roku podpisało się niemal półtora miliona osób określających się jako katolicy.

 

Jednocześnie trwał nieustający bunt niemieckich teologów przeciw katolickiemu Magisterium. Na początku 1989 roku ponad stu wykładowców teologii katolickiej (z ogólnej liczby 450) na niemieckich uniwersytetach podpisało „Kolońskie Oświadczenie” zatytułowane „Przeciw ubezwłasnowolnieniu – za otwartym katolicyzmem”. Tytuł właściwie mówił wszystko. Chodziło o otwarcie Kościoła na wszystko, co nie jest zgodne z doktryną katolicką. Obok najbardziej nurtujących teologów niemieckich kwestii dotyczących seksualności (celibat, antykoncepcja, homoseksualiści), pojawiło się rytualne inkryminowanie „rzymskiego centralizmu”.

 

W listopadzie 1989 roku kardynał Ratzinger nazwał koloński dokument „wyrazem zakłóceń istniejących między papieskim Urzędem Nauczycielskim a teologią obszaru niemieckojęzycznego”. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary zauważał dalej, że „istnieje trend [ w niemieckim Kościele], by oddzielić teologię od Kościoła, względnie tendencja by pojmować teologię jako czynnik do wykorzystania przeciw Kościołowi”.

 

Wstąpienie kardynała Ratzingera 19 kwietnia 2005 roku na Stolicę św. Piotra otworzyło nowy rozdział w relacjach teraz już Benedykta XVI z jego niemieckimi braćmi w biskupstwie. Zamiast kontestacji przyjęto inna taktykę – odwracania się do papieża plecami. Całkiem dosłownie, jak podczas ceremonii przywitania na berlińskim lotnisku w 2011 roku i w przenośni jako brak wsparcia dla papieża w momencie szczególnie nasilonych ataków na jego osobę i jego nauczanie. Tak było w 2006 roku podczas słynnego wykładu Benedykta XVI w Ratyzbonie o islamie i w 2009 roku podczas tzw. afery Williamsona (biskup – negacjonista). Prawdę powiedziawszy, głosów wsparcia dla papieża było mało w skali całego Kościoła powszechnego, ale milczenie ze strony Kościoła niemieckiego było szczególnie głośne.

 

W 2009 roku pojawiła się kolejna kwestia sporna, dotycząca występowania z Kościoła w Niemczech w sensie deklaracji odmawiającej uiszczania tzw. podatku kościelnego. Deklaracja ta, którą przecież trudno traktować jako formalną apostazję, była i ciągle jest traktowana przez Konferencję Episkopatu Niemiec jako przeszkoda w dostępie do sakramentów, np. do sakramentu małżeństwa. W grudniu 2009 roku zostało jednak opublikowane papieskie motu proprio „Omnium in mentem”, które postanawiało, że odtąd dla ważności małżeństwa jest bez znaczenia, czy dana osoba wystąpiła z Kościoła dla celów podatkowych. Na pytanie P. Seewalda odnośnie tej kwestii papież w książce „Światłość świata” mówił: „Nie podejmuję się rozwiązania teraz tego problemu. To rzeczywiście wielka dyskusja pomiędzy Niemcami a Rzymem: w jakiej mierze przynależność do zewnętrznych struktur prawnych, które ściągają podatki, jest czymś identycznym z przynależnością do Mistycznego Ciała Chrystusa, którym jest Kościół? […] System niemiecki jest bardzo szczególny, a dysputa pomiędzy Stolicą Apostolską a Konferencją Episkopatu Niemiec jest, jak myślę, czymś bardzo ważnym i potrzebnym. Nie chciałbym tu nic uprzedzać”.

 

Do kwestii tej Benedykt XVI powrócił podczas swojej pielgrzymki do Niemiec, gdy we Freiburgu (25 września 2011) przynaglał niemiecki Kościół do odcięcia się od nadmiernego przywiązania do dóbr tego świata: „Historia pokazuje, że misyjne świadectwo Kościoła oderwanego od świata jest lepiej widoczne. Kiedy Kościół jest wolny od obciążeń oraz materialnych i politycznych przywilejów, może skuteczniej i prawdziwie po chrześcijańsku docierać do całego świata, może naprawdę otwierać się na świat”.

 

Opublikowane w 2012 roku przez Konferencję Episkopatu Niemiec wskazania duszpasterskie przewidywały (i ciągle przewidują) odmowę posługi sakramentalnej dla osób składających deklarację o wycofaniu się z płacenia podatku kościelnego. Kościół niemiecki od dawna przywykł traktować jako zdezaktualizowaną maksymę „Roma locuta, causa finita”. W książce „Światłość świata” Benedykt XVI stwierdzał, że w Niemczech „owczarnia jest w trudnym położeniu”. Te słowa są pośrednim oskarżeniem pod adresem pasterzy Kościoła niemieckiego, którzy dopuścili do tego stanu rzeczy.

 

Grzegorz Kucharczyk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie