W zeszły czwartek tysiące belgijskich uczniów po raz kolejny wyszło na ulice protestując przeciwko niedostatecznej, ich zdaniem, polityce klimatycznej rządu. Od ponad czterech tygodni nastolatkowie chodzą na wagary, by protestować. Część polityków twierdzi, że cały ruch jest sterowany.
To już czwarty czwartek z rzędu, kiedy nastolatkowie z Belgii wyszli na ulice, by zmusić obecny rząd do podjęcia stanowczych kroków wobec szybszego wdrażania założeń polityki klimatycznej. Dwa tygodnie temu ponad 35 tys. uczniów protestowało na ulicach Brukseli, a w zeszły czwartek kolejne 10 tys. wyszło na ulice Leuven.
Wesprzyj nas już teraz!
Chadecki polityk Wouter Beke wskazuje, że ruch nie ma charakteru spontanicznego. Co więcej, przekonuje że całość jest odgórnie sterowana. Działania głównej inicjatorki marszów, Anunie de Wever, zdaniem konserwatywnego polityka są kierowane przez Greenpeace. Dodatkowo wskazał, że młodzież jest zmanipulowana przez skrajną lewicę, a szkoły często dają ciche przyzwolenie dla osobliwych wagarów.
Z kolei flamandzka minister ds. klimatu Joke Schauvliege podała się do dymisji po tym jak przyznała się do kłamstwa w sprawie organizacji marszów. Powołując się na informacje rzekomo przekazane jej przez służby specjalne, oznajmiła, że uczniowska inicjatywa ma na celu odwołanie jej ze stanowiska. Minister tłumacząc powody swojego odejścia przyznała się, że cała historia została zmyślona. Jej zdaniem, nastąpiło to w wyniku przemęczenia i natłoku medialnych informacji.
Do uczniowskich protestów odniósł się także jeden z flamandzkich polityków wchodzących w skład Nowego Sojuszu Famandzkiego (N-VA). Zwracając się do uczniów poradził by „nie wierzyli w apokalipsę” tylko wrócili do książek i „mieli ufność w przyszłość i potęgę innowacji”.
Źródło: rmf24.pl / apnews.com / theguardian.com
PR