1 sierpnia 2017

Barbarzyńca w technoutopii

(Spacer po księżycu w ramach misji Apollo 11. FOT.Space Exploration:Apollo Missio/Granger Collection/FORUM)

Człowiek wylądował na Księżycu. Ten moment uznano za symbol zwycięstwa człowieka nad ograniczeniami natury. Homo sapiens oderwał się bowiem od swojej planety i uczynił krok na powierzchni obcego ciała niebieskiego. Od tej pory ludzkość ujrzała jeszcze więcej cudów techniki. Niestety postęp technologiczny idzie w parze z moralnym regresem. Grozi to opłakanymi skutkami.

 

To mały krok człowieka, ale wielki skok dla ludzkości – powiedział Neil Armstrong, jeden z astronautów w swej pierwszej „księżycowej” wypowiedzi. Jego słowa i całe wydarzenie wywołały powszechny entuzjazm. Nie ominął on nawet Kościoła. Zewsząd płynęły peany pochwalne na cześć dokonań. Z rzadka odzywali się sceptycy. Jednym z nich okazał się pewien tradycjonalistycznie nastawiony ksiądz. – Lądowanie na księżycu nie odgrywa większej roli z w dramacie zbawienia, niż komar na moim abażurze – powiedział.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kolejne cuda techniki

 

Lot na Księżyc nie zakończył technologicznego postępu. Technika pędzi do przodu w niewyobrażalnym tempie. Moc procesorów podwaja się co 18 miesięcy. Darmowe rozmowy w czasie rzeczywistym między osobami z różnych kontynentów nie stanowią problemu. Ponadto ludzie potrafią klonować i dokonywać genetycznych manipulacji.

 

To wszystko przyczynia się do marzeń o nowych szczytach. Upojeni postępem zwolennicy transhumanizmu głoszą zatem potrzebę sztucznego przyspieszenia ewolucji. Wszystko po to, by homo sapiens przekształcił się w nowy gatunek. Ów „postczłowiek”, jak przekonują, okaże się niezwykle inteligentny. A także odporny na choroby i starość. Ta transformacja odsunie także widmo śmierci. O ile? O pięćset, może tysiąc lat.

 

Ba, niektórzy snują wręcz wizję nieśmiertelności. Weźmy tu przykład „Inicjatywy 2045”. W jej ramach rosyjscy miliarderzy współpracujący z naukowcami z MIT i Harvardu dążą do spełnienia odwiecznego marzenia o wiecznym życiu. Świadomość ludzka miałaby zostać przeniesiona do sztucznego mózgu. Pozwoliłoby to na wieczne, choć bezcielesne istnienie.

 

Inni techno-entuzjaści pokładają nadzieję w sztucznej inteligencji (SI). Już dziś komputery pokonują ludzi w szachy czy w bardziej złożone gry typu go. Pojawiają się informacje o zdolności maszyn do wzajemnego porozumiewania się. Rozwoju SI w zasadzie nie sposób powstrzymać. Jest on zbyt zyskowny. Zarówno dla państw jak i korporacji.

 

Skoro zaś moc procesorów podwaja się co 18 miesięcy, to niewykluczone, że wkrótce SI prześcignie człowieka. Co wtedy się stanie? Czy roboty wybiorą pokorną służbę ludziom? Czy raczej zdecydują się na zrzucenie jarzma dotychczasowych panów? Niewykluczone, że wizja rodem z „Terminatora” okaże się prawdziwa.

 

Jak zauważa naukowiec zajmujący się kwestiami SI, Nick Bostrom, zagrożenie niekoniecznie musi wypływać ze świadomej decyzji maszyn o zgładzeniu swych stwórców. Wyobraźmy sobie, proponuje, sztuczną inteligencję zaprogramowaną wyłącznie do wykonywania obliczeń matematycznych. Chodzi o robota dążącego do realizacji swego zadania za wszelką cenę i z ogromną skutecznością. Skutkiem byłoby…przerobienie ziemi na gigantyczną machinę obliczeniową. Przykład cokolwiek absurdalny, ale bynajmniej nie niemożliwy. Oczywiście można sobie wyobrazić multum innych katastroficznych scenariuszy.

 

Pokazuje to, że rozwój technologii niesie ze sobą nie tylko ogromne możliwości, ale i zagrożenia. Dopóki człowiek posiada przewagę nad maszyną, dopóty to od niego zależy, w jaki sposób zostanie ona wykorzystany. Wysoki poziom etyki i kultury, a także sprawny intelekt minimalizują ryzyko, że dzieła ludzkich umysłów wymkną się spod kontroli. Nadzwyczajnie rozwinięta technologia wymaga nadzwyczajnie rozwiniętej kultury i etyki.

 

Moralny regres

 

Zapytajmy zatem na jakim poziomie etycznym i kulturowym znajduje się człowiek Zachodu w XXI wieku? Pozwala on na zabijanie milionów nienarodzonych dzieci. Zamiast otaczania czcią starców, poddaje ich eutanazji. Niekoniecznie oficjalnej. Ta cicha dokonuje się także w niektórych szpitalach. Wyraża się w przedłużaniu w nieskończoność zgody na operacje czy w wołającym o pomstę do nieba traktowaniu wiekowych pacjentów.

 

Ponadto współczesna rodzina to blady cień dawnej familii. Między kuzynami, a często nawet między dziadkami, a wnukami, nie istnieje więź. Brakuje poczucia wspólnoty. W niektórych krajach połowa małżeństw kończy się rozwodem. Wychowywane w atmosferze wzajemnej nienawiści dzieci łatwiej cierpią na rozmaite psychiczne przypadłości. Odbija się to w dorosłym życiu. Warto się zastanowić czy ogromna popularność klinik psychiatrycznych, kolejki do psychoterapeutów i innych speców od głowy nie wynikają właśnie z rozpadu rodziny?

 

Co więcej, przeciętny człowiek współczesnego Zachodu to marksista. Nie dlatego, że podziela myśl Marksa. Zazwyczaj w ogólne się z nią zapoznawał. Po cóż wszak czytać opasłe tomiszcza, skoro wystarczy zerknąć na Twittera? Jego marksizm jest o wiele bardziej subtelny. Przejawia się, jak zauważył włoski filozof Augusto del Noce, w materializmie. Specjaliści od marketingu obiecują błyskawiczne zaspokojenie potrzeb i ludzie to kupują. Współczesnemu rynkowi brakuje jednak kulturowych podstaw. Brakuje też woli ciężkiej pracy, oszczędności, umiarkowania w konsumpcji. Ukazują to niskie, często zerowe, a nawet ujemne stopy procentowe. Służą one ułatwianiu życia kredytobiorcom. Życie w stanie permanentnego zadłużenia stało się bowiem wręcz istotą współczesnego myślenia o gospodarce.

 

Pod względem kulturowym także trudno mówić o rozwoju. Porównajmy gotyckie czy barokowe świątynie, ze współczesnymi „efektywnymi” kościołami. Albo dawne zamki i pałace z dzisiejszymi wieżowcami. Trudno tu się nie zgodzić z Richardem Weaverem, że upadek objął wszystkie dziedziny kultury i sztuki. W muzyce zapoczątkował go jazz (wykwit dzielnicy prostytutek), w malarstwie impresjonizm (odchodzący od tematyki antycznej i biblijnej), a w literaturze romantyzm (oparty na kulcie uczuć). Wprawdzie na tle współczesnej sztuki i muzyki, epatującej bluźnierstwem i wulgarnością, a niekiedy jawnym kultem Złego, nurty te jawią się jako piękne i dobre. Cóż, zdążyliśmy się już stoczyć na równi pochyłej.

 

Upadły duchowo i kulturowo człowiek staje zatem bezbronny w obliczu wymykającej mu się spod kontroli techniki. Owszem osiągnął on mistrzostwo pod względem środków: większej wydajności, większego rozwoju materialnego, wynajdywania nowych technik et cetera. Jednak nie potrafi wyznaczyć mądrych i etycznych celów, jakim te cuda mają służyć. W obliczu supernowoczesnej technologii jest jak dziki wyposażony w karabin.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie