9 stycznia 2013

Autorytety i marketing śmierci

(fot.STEFAN WERMUTH/REUTERS / FORUM )

Ponieważ znów powraca próba definiowania zabijania osób starszych, chorych, cierpiących jako „dobrej śmierci”, a tym razem w misję tę zaangażowały się osoby będące autorytetami dla wielu młodych ludzi, warto przypomnieć sobie, czym w rzeczywistości jest „dobra śmierć”.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Od kilku lat promuje się wizję eutanazji jako dobrej śmierci. Dobrej – bo skracającej cierpienie, szybkiej i bezbolesnej. Ta promocja jest, jak się okazuje, dość skuteczna. Badania przeprowadzone w roku 2000 wśród osób śmiertelnie chorych[1] wykazały, że 60 procent z nich uważało, iż eutanazja byłaby najlepszym rozwiązaniem ich problemów, choć tylko 10 procent osób w końcu z niej skorzystało. Jednak czy eutanazja to naprawdę ta „dobra”, szybka i bezbolesna śmierć?

Doświadczenia holenderskie pokazują, że wcale nierzadko eutanazja i śmierć z asystą lekarską (PAS)[2] zmienia się w trwającą wiele dni, bolesną agonię. Choć Holendrzy mają największe doświadczenie w przeprowadzaniu eutanazji (pierwszy kraj na świecie, który zalegalizował ten proceder) nadal zdarzają się nieprzewidziane skutki podania śmiertelnej dawki leków. W 18 proc. przypadków gdy pacjent dokonuje samobójstwa z asystą lekarską, lekarz musi interweniować i zabić pacjenta. Przyczyny bywają różne – człowiek budzi się ze śpiączki, ma problemy z połknięciem trucizny, wymiotuje po jej zażyciu lub zapada w sen zanim przyjmie pełną, śmiertelną dawkę. Co więcej, w niemal połowie przypadków pacjent nie umiera wystarczająco szybko i lekarz musi mu „pomóc” – czyli dobić. Choć zakłada się, że po zażyciu śmiertelnej dawki leków pacjent umrze w ciągu pół godziny, w co piątym przypadku umieranie trwa od 45 minut aż do siedmiu dni[3]! W przypadku eutanazji – tzn. gdy lekarz bierze śmierć pacjenta w swoje ręce, komplikacje zdarzają się rzadziej, jednak nadal u co dziesiątego pacjenta agonia trwa dłużej niż zamierzano – czasem nawet kilka dni. Zarówno w przypadku samobójstwa z asystą lekarską, jak i eutanazji pewna (choć niewielka) grupa pacjentów budzi się ze śpiączki i lekarz musi ich dobijać. Tak więc żaden zwolennik eutanazji nie może zagwarantować „dobrej” – w znaczeniu szybkiej i bezbolesnej – śmierci[4].

 

Kto pragnie eutanazji?

Ludzie decydujący się na śmierć zwykle jako motyw podają poczucie, że nic dobrego ich już nie może spotkać, a także cierpienie i chęć uniknięcia sytuacji, w której są ciężarem dla bliskich. Badania wykazują, że zwykle wola śmierci jest wynikiem depresji, bólu i słabej kontroli nad symptomami choroby. Życzenie śmierci często znika wskutek podjęcia leczenia choroby (a więc zwiększenia poczucia kontroli nad chorobą), podjęcia leczenia depresji i/lub załagodzenia bólu. W Oregonie (USA), gdzie legalne jest „samobójstwo z asystą lekarską”, niemal co drugi pacjent zmienił swe zdanie po rozpoczęciu leczenia. Poczucie zwiększonej kontroli nad chorobą, leki przeciwbólowe i antydepresyjne okazały się skutecznie zmieniać wizję świata[5].

Warto spojrzeć na badanie postaw osób śmiertelnie chorych – a więc takich, dla których „dobra” eutanazja została pierwotnie zalegalizowana. Wśród pacjentów śmiertelnie chorych około połowa okazjonalnie przeżywa pragnienie śmierci, jednak tylko 9 procent niezmiennie wyraża to pragnienie. Wola śmierci najsilniejsza jest wśród osób cierpiących dotkliwy ból, niemających wsparcia w rodzinie i cierpiących na zaburzenia depresyjne. Spośród osób stale pragnących umrzeć aż 60 procent cierpi na depresję.[6] Oznacza to, że w większości przypadków wskazana jest nie eutanazja, a leczenie psychiatryczne.

 

Dobrze żyć, dobrze umrzeć

Pisząc na ten temat, przeczytałam dziesiątki opisów „dobrej śmierci” – w artykułach, blogach, na forach dyskusyjnych. Mimo iż tworzyli je ludzie o różnych światopoglądach, mieszkający w różnych warunkach socjo-ekonomicznych, przebijała wspólna wizja: dobra śmierć to umieranie w domu, w otoczeniu kochającej rodziny, w pokoju serca i z poczuciem dobrze przeżytego życia. W Polsce, w wielu parafiach istnieją apostolstwa dobrej śmierci. Ich członkowie modlą się za siebie nawzajem, prosząc o łaskę dobrej śmierci. W mszale jest nawet specjalny formularz mszy świętej o dobrą śmierć. Z drugiej strony, pragnienie „nagłej a niespodziewanej śmierci” jest cechą człowieka współczesnego, zlaicyzowanego, który dom traktuje jak hotel, noclegownię, coraz częściej też świadomie wybiera pozbawione zobowiązań życie „singla”. Jednak uciekanie od myśli o śmierci, nadzieja, że nas „nagły szlag trafi” nie pomaga, a statystycznie rzecz biorąc, szybka a niespodziewana śmierć nie jest częsta. Na dobrą śmierć zapracowujemy już teraz, tak by nie stanąć kiedyś przed wynikającym z rozpaczy i depresji pragnieniem eutanazji.

 

Bogna Białecka

 

***

Chciałbym umrzeć w domu, we własnym łóżku, ze starości. Żeby czuwała przy mnie żona, a przyszło też grono dzieci i wnuków pożegnać się z dziadkiem. Żeby był ksiądz, przyjął ostatnią spowiedź, przyniósł białą hostię i pobłogosławił mnie na ostatnią drogę. Tak chciałbym umierać.

Paweł

 

Gdybym mogła wybrać rodzaj śmierci, to wolałabym nie wiedzieć. Chciałabym śmierci znienacka, szybkiej, bez cierpienia, tak, bym nie zdążyła się przestraszyć. Najbardziej boję się pełnej cierpienia wegetacji przez lata w łóżku szpitalnym. Gdyby w dodatku okazało się, że wskutek jakiegoś uszkodzenia mózgu jestem świadoma tego, co się dzieje dookoła mnie, ale nie mogę się skontaktować, byłby to najgorszy horror.

Antonina

 

Chciałbym umrzeć po katolicku, zanurzony w modlitwie, i żeby moim ostatnim słowem było „Amen”. Wiem, że na to trzeba zapracować, że muszę już teraz być najlepszym jak potrafię, ale to byłoby coś – umrzeć otoczony miłością i modlitwą.

Joachim

 

Śmierć powinna być szybka, bezbolesna. Nie zniosłabym trwającego nie wiadomo jak długo cierpienia. Nie zniosłabym tego obrzydliwego wyczekiwania rodziny: „Kiedy w końcu kipnie?” i szabrowania w moich rzeczach, póki jeszcze żyję, ale już nie mam siły zaprotestować.

Anna

 


[1] (Emanuel EJ i in. Attitudes and desires related to euthanasia and physician-assisted suicide among terminally ill patients and their caregivers. JAMA 2000; 284: 2460-8.)

[2] Praktyczna różnica między PAS a eutanazją polega na tym, że w przypadku PAS lekarz podaje pacjentowi trującą dawkę leku, którą pacjent samodzielnie zażywa, podczas gdy w eutanazji to lekarz aplikuje truciznę.

[3] (Groenewoud JH et al. Clinical problems with the performance of euthanasia and physician assisted suicide in the Netherlands. New England Journal of Medicine 2000; 342: 551-6.)

[4] (Groenewoud JH et al. New England Journal of Medicine 2000; 342: 551-6.)

[5] (Ganzini L i inni Physicians’experiences with the Oregon Death with Dignity Act. New England Journal of Medicine 2000; 342: 557-63.)

[6] (Chochinov HM i inni  Desire for death in the terminally ill. American Journal of Psychiatry. 1995; 152: 1185-91)

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie