17 sierpnia 2012

Słony rachunek za olimpijski blamaż

(Fot. T. Adamowicz/Forum)

Największą powojenną klęskę sportowców na igrzyskach w Londynie sfinansowali podatnicy. Żądajmy rozliczenia publicznych pieniędzy wydanych na olimpijskie przygotowania!

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Igrzyska Olimpijskie w Londynie to największy blamaż polskiego sportu po wojnie. Przy około trzykrotnie większej ilości dyscyplin nasi sportowcy przywieźli tyle samo medali, co z Melbourne w 1956 roku. Tymczasem przez cztery lata większość polskich reprezentantów żyła i trenowała „za nasze, podatników pieniądze”. Na dziesięć medali z Londynu 2012 Polacy wydali około 1,5 miliarda złotych!

 

Cztery lata temu redakcja tygodnika „Najwyższy CZAS!” zleciła mi zbadanie, ile kosztowała nas klęska na olimpiadzie w Pekinie (też 10 medali) i jak w ogóle odbywa się w Polsce finansowanie olimpijskiego sportu. Dość dokładnie wgryzłem się w temat. Przeczytałem ustawy, rozporządzenia. Wgłębiłem się w finanse państwa, samorządów, związków sportowych. Wyszło mi, że na sportowców, przygotowujących się do igrzysk w Państwie Środka wydaliśmy co najmniej miliard złotych. Po tamtej katastrofie ówczesny minister sportu z PO, Mirosław Drzewiecki zapowiedział podwojenie środków na sport i zmianę systemu jego finansowania. Słowa dotrzymał. Pieniądze na sport popłynęły, system nie tyle zmieniono, co zmodyfikowano tak, że większy strumień kasy płynął do medalowych „pewniaków”. Na trenerów, sztaby szkoleniowe, przygotowania, siłownie i całe zaplecze. Spokojnie można przyjąć więc, że na treningi sportowców przygotowujących się do Londynu 2012 wydaliśmy jako podatnicy przez cztery ostatnie lata co najmniej 1,5 miliarda złotych, jeśli nie więcej! Te 130 mln, którym szermują dziennikarze to jedynie wartość samych stypendiów, czyli pensji zawodników i ich sztabów trenerskich i nie zalicza się do niej m.in. kosztów utrzymania ośrodków sportowych, w których trenują sportowcy, stadionów i całej infrastruktury sportowej, z której korzystali uczestnicy igrzysk. Polscy olimpijczycy mają specjalne stypendia wypłacane prosto z budżetu państwa. To po prostu urzędowa pensja, zwana dla niepoznaki stypendium. Do tego dochodzą jeszcze stypendia z samorządów: wojewódzkich, miejskich, powiatowych za to, że „olimpijczycy” przygotowują się właśnie w ich miastach, województwach, powiatach. Całe zaplecze też opłacane z podatków: siłownie, treningi, korzystanie z infrastruktury sportowej, dojazdy na zgrupowania, noclegi na zgrupowaniach, wyżywienie, ubiór, przyrządy sportowe, wszystko, co potrzebne do treningów sportowcy dostają z pieniędzy podatników. Z własnej kasy niewiele kupują lub wcale. Mamy więc prawo pytać: dlaczego nie zdobywacie medali? Dlaczego swoje klęski przyjmujecie z uśmiechem na ustach? Tym bardziej, że między jednym zgrupowaniem, a drugim, finansowanym przez nas, podatników, sportowcy występują na prywatnych mitingach, memoriałach, zawodach pokazowych, biorąc pieniądze od organizatorów już za sam start na takim „evencie”. Przed olimpiadą w Pekinie, stawki polskich lekkoatletów wynosiły ok. 10-15  tysięcy złotych za „udział”.

 

Sylwia Gruchała, której ostatnim sukcesem był występ w teledysku kapeli Feel, po odpadnięciu z rywalizacji w Londynie już po pierwszym pojedynku mówiła z uśmiechem na ustach, że jest zadowolona, bo dała z siebie wszystko. Ja nie jestem zadowolony z siebie, że moje podatki poszły na taką reprezentantkę. Lecz mam niewielki wpływ na to, jak wydają moje podatki, za to pani Gruchała ma większy wpływ na to, jak walczy i pali się ze wstydu za swój występ.

 

Rozbrajająco szczera, jak na zawodowców, była para naszych siatkarzy plażowych. Po tym jak poznali, z kim będą walczyć w ćwierćfinale, odpowiadali dziennikarzowi TVP na pytanie, czy oglądali pojedynek swoich najbliższych rywali? – Na początku. Potem zgłodnieliśmy i poszliśmy na miasto coś zjeść – padła odpowiedź „zawodowców” (cytuję dosłownie). Oczywiście, odpadli, przegrywając z kretesem.

 

Najjaskrawszym przykładem wyłudzenia pieniędzy na igrzyskach popisał się płotkarz Noga. Pojechał sobie do Londynu, pozwiedzał, zawieziono go w końcu na stadion, włożył stopy w bloki startowe. Padł strzał, zawodnik wstał, chwycił się za udo, powiedział: „aałłaaa” i zszedł z bieżni. Ale w listę dokonań sportowych ma już wpisane: „Olimpiada”. Może więc śmiało słać do samorządów wojewódzkich, miejskich, powiatowych pisma z prośbą o kasę na przygotowania. Przecież jest olimpijczykiem! Śmiałby ktoś nie dać mu kasy, będzie robił raban, że olimpijczykowi nie pozwalają trenować. A przecież wiedział, że ma kontuzję, że nie jest przygotowany, że nic z tego nie będzie, że nie wystartuje. Wolał jednak kłamać, oszukiwać. Czy to sportowiec, reprezentant Polski?

 

Najbardziej zawiedli jednak faworyci, medalowi pewniacy. I to już obarcza rządy PO, bowiem to właśnie „pod nich” minister Drzewiecki, a potem minister Giersz stworzyli system finansowania przygotowań. „Klub Polska”, czyli sportowcy już wcześniej zdobywający laury na mistrzostwach świata, czy Europy dostają dodatkowe pieniądze nie tylko w ramach stypendiów, ale na zbudowanie całego sztabu szkoleniowego i profesjonalne przygotowania. Mają wszystko, co zechcą. Finansuje ich rząd z naszych pieniędzy. Na żywo więc oglądaliśmy, jak owi pewniacy dostają baty od konkurencji, marnując wydane na nich pieniądze. Jedynie Tomasz Majewski i Anita Włodarczyk nie zawiedli. Zresztą nasz złoty kulomiot przyznał, że nie tylko niczego mu nie brakowało, ale jeszcze czasami miał nawet ponad miarę środków. Reszta z osławionego „Klubu Polska” nie miała na tyle honoru, by przeprosić swoich kibiców-podatników, od których brali co miesiąc pieniądze.

 

Trzeba bowiem sobie jasno powiedzieć: już nie liczy się sam udział w IO. Odkąd Komitet Olimpijski spieniężył ideę i kasuje niemałe pieniądze za swoje pięć kółek, liczy się sukces, a nie rewia mody dresowej. Jeśli londyński rzeźnik dostał słony mandat do zapłaty za kradzież własności, bo ze swoich kiełbas zrobił na witrynie sklepowej pięć olimpijskich kółek, to przestańmy płacić sportowcom za to, że się na IO tylko pokażą! Żądajmy od nich sukcesów, a jeśli nie, to walki do upadłego, do wyczerpania organizmu. Żądajmy tego, co pokazał nasz maratończyk – przybiegł dopiero dziewiąty, ale tylko on z Europejczyków podjął walkę z afrykańską koalicją i był pośród uczestników ze Starego Kontynentu najlepszy. On pokazał walkę. Nasza kajakowa sprinterka też walczyła do wyczerpania sił. Sportowcy, którzy odpadają po pierwszym pojedynku, po pierwszym starciu, nie zaliczają wysokości, przybiegają ostatni albo wprost schodzą z bieżni i z uśmiechem mówią, że dali z siebie wszystko, nie są godni by stanąć w jednym szeregu z naszym maratończykiem.

 

Żądajmy rozliczenia się z pieniędzy wydanych przez budżetu samorządowe i państwową kasę na tych, którzy pojechali do Londynu jak na wycieczkę, letnie wczasy. Rozliczmy tych, którzy im te pieniądze przyznali.

 

Dariusz Kos

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie