30 września 2020

Arcybiskup Vigano: kto nie staje pod sztandarem Chrystusa, pomaga złu

(fot. Forum)

Dopóki nie zrozumiemy, że z ludźmi, którzy dopuszczają się nieprawości nie ma dialogu (zob. Mt 7, 22), że nie ma żadnej zgodności między światłem Chrystusa a mrokiem szatana, dopóty nie będziemy w stanie zwyciężyć w tym starciu. Nie będziemy bowiem w stanie uznać, że toczymy walkę z siłami piekielnymi. Na tej wojnie zawsze istnieją dwie wrogie sobie strony, ci wszyscy, którzy nie chcą stanąć pod sztandarem Chrystusa nieuchronnie udzielą pomocy sługom Złego – mówi arcybiskup Carlo Maria Viganò w rozmowie z Marco Tosattim.

 

Arcybiskup Carlo Maria Viganò udzielił nowego wywiadu. W rozmowie z watykanistą Marco Tosattim odniósł się do szans na polepszenie kondycji Kościoła powszechnego, problemów Kościoła w Stanach Zjednoczonych, trwającej kampanii wyborczej i jego własnych nadziei w tym zakresie. Były nuncjusz apostolski wskazał także na istnienie „deep church” analogicznego do „deep state”, realizującego swoje własne – często wspólne – interesy. Źródeł problemów, jakie dziś obserwujemy, należy jednak szukać w latach 60-tych, duchu kontestacji hierarchii i tradycyjnych wartości, wyrażanym tak w trakcie obrad Drugiego Soboru Watykańskiego, jak i poprzez ruch studenckich protestów. Wywiad został udzielony Tosattiemu 12 września 2020 roku, we wspomnienie Najświętszego Imienia Maryi.

Wesprzyj nas już teraz!

 

 

W latach 2011-2016 Ekscelencja służył jako nuncjusz apostolski w Stanach Zjednoczonych, więc bardzo dobrze zna ten kraj. Kandydat demokratów Joe Biden twierdzi, że jest katolikiem, ale równocześnie popiera aborcję aż do dziewiątego miesiąca ciąży, jak i „małżeństwa” osób tej samej płci. Czy możliwe jest bycie katolikiem i oficjalnie, to jest publicznie i politycznie, popieranie wyborów w kwestiach zasadniczych sprzecznych z nauczaniem Kościoła?

 

Pytanie, które pan stawia, drogi panie Tosatti, wymaga przemyślanej odpowiedzi, a przede wszystkim poważnego namysłu i wyraźnego uznania tego, kto ponosi odpowiedzialność za stworzenie okoliczności, które doprowadziły do tej sytuacji.

 

Był 22 września 2015 roku, dzień przyjazdu papieża Franciszka do Waszyngtonu w związku z jego podróżą apostolską do Stanów Zjednoczonych. W trakcie obiadu w nuncjaturze, w którym brałem udział wraz z kilkoma osobami należącymi do świty papieskiej, wypowiedziałem do Franciszka następujące słowa: Uważam, że w historii Stanów Zjednoczonych nie było nigdy innej administracji, w której katolicy zajmowaliby tak wiele wysokich stanowisk: wiceprezydent Joe Biden, sekretarz stanu John Kerry czy spiker izby reprezentantów Nancy Pelosi. Cała trójka ostentacyjnie przyznaje się do bycia katolikami, popierając aborcję, homoseksualne małżeństwa i ideologię gender – sprzeciwiając się w ten sposób nauczaniu Kościoła. Jak Ojciec wyjaśni te sprzeczności? Dodałem też: Jezuita, ojciec Robert Frederick Drinan z Boston College, przez 10 lat pełnił w Waszyngtonie stanowisko deputowanego demokratów ze stanu Massachusetts, od 1971 aż do 1981 roku. Ojciec Dinan był jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników i promotorów aborcji! Papież Franciszek w najmniejszym nawet stopniu na to nie zareagował, tak jak i nie zareagował 23 czerwca 2013 roku, kiedy odpowiadając na jego konkretne pytania wyjawiłem mu to, kim tak naprawdę był kardynał McCarrick.

 

W roku 1967, dwa lata po zamknięciu Drugiego Soboru Watykańskiego, inny jezuita o. Vincent O’Keefe (jako prowincjał jezuitów Bergoglio musiał go wówczas znać, O’Keefe był wikariuszem generalnym ojca Pedro Arrupe) jako rektor Uniwersytetu Fordham wraz z ówczesnym rektorem Uniwersytetu Notre-Dame, o. Theodorem M. Hesburghiem, zorganizował w Stanach Zjednoczonych spotkanie rektorów wszystkich rektorów katolickich uniwersytetów Ameryki Północnej. To spotkanie odbyło się w Land O’ Lakes w Wisconsin. W trakcie spotkania uczestnicy przyjęli dokument znany jako Deklaracja z Land O’Lakes, jej sygnatariusze ogłosili niezależność ich katolickich uniwersytetów i koledży od wszelkich władz i więzi wierności względem Magisterium Kościoła. Dokument ten – który stanowczo potępiałem w raporcie przygotowanym dla Bergoglia i odpowiednich dykasterii rzymskich – przyniósł niszczycielskie skutki tak samemu Kościołowi, jak i społeczeństwu Stanów Zjednoczonych.

 

Nic więc dziwnego, że formacja setek tysięcy młodych katolików – a niektórzy z nich zostali później przywódcami politycznymi – doprowadziła do zdrady Ewangelii. Katastrofalne tego skutki dostrzegamy aż do dzisiaj. Nie powinno być też zaskoczeniem to, że wśród sygnatariuszy tego buntowniczego dokumentu znalazł się Theodore McCarrick, ówczesny rektor Katolickiego Uniwersytetu Papieskiego w Puerto Rico.

 

Analiza Ekscelencji nie poprzestaje na bieżących wydarzeniach, sięga ich odleglejszych przyczyn, za którymi kryje się długoterminowy zamiar.

 

Chcę podkreślić, że istnieje ścisły związek pomiędzy buntem progresywnego duchowieństwa (w którym przoduję jezuici) a formacją i edukacją całych pokoleń katolików w sposób zgodny z modernistyczną ideologią wpływającą na sobór. Ideologia ta dostarczała założeń nie tylko w sferze politycznej dla rewolucji roku ’68, ale także i dla rewolucji doktrynalnej i moralnej w przestrzeni kościelnej. Bez Drugiego Soboru Watykańskiego nie mielibyśmy studenckiej rewolucji, która radykalnie zmieniły życie Zachodu, obraz rodziny, rolę kobiet i samo rozumienie władzy.

 

W skrócie: odpowiedzialność za zdradę tych samozwańczych „katolickich” polityków ciąży w całości na niewiernym duchowieństwie, tak diecezjalnym jak i zakonnym, zniewolonym modernistyczną ideologią. Ciąży ona także na hierarchach, którzy nie wiedzieli, jak interweniować, ale też nie chcieli interweniować ze stanowczością konieczną w celu uniknięcia tak wielkich szkód zadawanych społeczeństwu. W tym sensie „deep state” i „deep church” działali wspólnie mając na celu zdestabilizowanie porządku społecznego i kościelnego. Mamy dziś okazję zrozumieć obecną sytuację, zadaniem władz kościelnych jest po raz wtóry uczynienie wszystkiego, co tylko możliwe, by powstrzymać ten bieg w stronę przepaści. Na Stolicy Apostolskiej oraz Katolickiej Konferencji Biskupów Stanów Zjednoczonych (USCCB) ciąży obowiązek wezwania do posłuszeństwa zbuntowanych duchownych i wiernych, których wciąż oszukują, a nawet udzielają publicznego poparcia.

 

Czy eminencja wierzy, że taka interwencja biskupów jest konieczna w celu wezwania ludzi do posłuszeństwa względem nienegocjowalnych zasad?

 

Kiedy Kongregacja Doktryny Wiary wydała bardzo jasne instrukcje dotyczące wykluczenia z dostępu do Komunii świętej katolickich polityków, którzy nie stosują się do nauczania Kościoła, to sam kardynał McCarrick wraz z arcybiskupem Wiltonem Gregory’m (ówczesnym przewodniczącym konferencji amerykańskiego episkopatu) działali na rzecz tego, by ta instrukcja nie została zastosowana na terenie Stanów Zjednoczonych. Zepsucie moralne jest nierozerwalnie związane z odejściem od doktryny, a więc aby skutecznie zaleczyć rany zadane Kościołowi, konieczne jest działanie na obydwu frontach. Jeśli do takiej sumiennej interwencji nie dojdzie, to biskupi i przywódcy Kościoła odpowiedzą przed Bogiem za zdradę swoich obowiązków duszpasterskich.

 

Jaki związek dostrzega Ekscelencja między II Soborem Watykańskim a protestami studenckimi z roku 1968?

 

Nie sposób zaprzeczyć (nawet w wymiarze historycznym bądź socjologicznym) temu, że między rokiem 1968 i rewolucją soborową istnieje bardzo ścisły związek. Przyznają to sami zwolennicy tego soboru. Wśród nich znajdował się Joseph Ratzinger, który pisał: Trzymanie się utopijnego anarchistycznego marksizmu (…) wspierane przez duszpasterzy uniwersyteckich i stowarzyszenia studenckie, dostrzegające w nim początek urzeczywistnienia się chrześcijańskich nadziei. Światło przewodnie odnaleźć można było w wydarzeniach z roku 1968 w Paryżu. Jezuici i dominikanie weszli na barykady. Za przełom w historii zbawienia uznano ekumeniczną Mszę sprawowaną na barykadach wraz z interkomunią. Miało to być czymś w rodzaju objawienia zwiastującego nową erę chrześcijaństwa.

 

Inni periti (ekspert teologiczny) soboru, o. René Laurentin, pisał następująco: Postulaty ruchu maja ’68 w znacznym stopniu zbiegały się z wielkimi ideami soboru, a zwłaszcza z Konstytucją o Kościele i świecie. W pewnym stopniu II Sobór Watykański był protestem przeciwko kurii rzymskiej, protestem ze strony kilku biskupów, którzy starali się stworzyć Kościół prefabrykowany instytucjonalnie (René Laurentin, Crisi della Chiesa e secondo Sinodo episcopale, Morcelliana, Brescia 1969, s. 16).

 

Potwierdzał to argentyński teolog o. Álvaro Calderón: Jeśli jest coś, co od razu wyróżnia się dla badaczy II Soboru Watykańskiego, to jest tym zmiana, rozumiana liberalnie, w zakresie rozumienia władzy. Papież pozbawił się swojej najwyższej władzy na rzecz biskupów (kolegialności), biskupi pozbawili się władzy na rzecz teologów, a teologowie zrezygnowali ze swojej nauki na rzecz wsłuchiwania się w głos wiernych. Z kolei głos wiernych jest niczym innym jak owocem propagandy (Álvaro Calderón, La lámpara bajo el celemín. Cuestión disputada sobre la autoridad doctrinal del magisterio eclesiástico desde el Concilio Vaticano II, Argentyna 2009).

 

Taką perspektywę głośno i dobitnie potwierdzał front progresywny, który w roku 1968 dostrzegał realizację tych samym postulatów soborowych. Jacques Noyer, emerytowany biskup z Amiens wspominał to tak: Jestem przekonany, że duch, który inspirował przygotowania, przebieg i zastosowanie Drugiego Soboru Watykańskiego jest wielką szansą dla Kościoła i świata. To Ewangelia głoszona współczesnym ludziom. W głębi swojej istoty ruch maja ’68 roku był ruchem o charakterze duchowym, nawet mistycznym, zgodnym z soborowym marzeniem (José Antonio Ureta, Il Maggio ’68 e il Concilio Vaticano II, atfp.it).

 

Bez „zielonego światła” ze strony Kościoła świat nigdy nie zaakceptowałby ani też nie podjąłby buntowniczych żądań ruchu studenckiego. Poza dokumentami Drugiego Soboru Watykańskiego to właśnie jego duch wyznaczał cezurę kończącą historię społeczeństwa ukonstytuowanego hierarchicznie, koniec tradycyjnych wartości wspólnych całemu Zachodniemu światu. Do tego czasu pojęcia takie jak autorytet, honor, szacunek wobec starszych, duch umartwienia i służby, poczucie obowiązku, obrona rodziny i ojczyzny były wartościami podzielanymi i praktykowanymi, choć w stopniu nieco mniejszym niż w przeszłości.

 

Widok Kościoła katolickiego, będącego drogowskazem prawdy i cywilizacji dla narodów, który otwiera swoje drzwi na świat i bez wahania odrzuca swoje chwalebne dziedzictwo, posuwając się aż do zrewolucjonizowania liturgii i rozwodnienia moralności, stanowił jednoznaczny sygnał dla mas, pewnego rodzaju aprobatę programu, który wówczas nie był nawet całościowo ujawniany, choć można było już dotrzeć jego cechy charakterystyczne. Program ten zniszczył Kościół i społeczeństwo, kontestował władzę świecką i religijną, dyskredytował małżeństwo i rodzinę, ośmieszał patriotyzm i poczucie obowiązku opatrując je łatką „faszyzmu”. Działo się to przy milczeniu współwinnej hierarchii! Tacy mężczyźni jak ja, którzy wstąpili do seminariów w okresie bezpośrednio po soborze, mogą poświadczyć, że nawet papieskie seminaria w Rzymie zostały podbite przez ducha sprzeciwu, emancypacji i znoszenia wszelkich reguł oraz dyscypliny.

 

Nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Jeśli by tak nie było, to nie sposób byłoby wytłumaczyć znaczącego finansowania ze strony organizacji globalistycznych, takich jak Open Society Sorosa, przekazywanego na działalność Towarzystwa Jezusowego i prawdopodobnie innych katolickim organizacji. Wszystkie założenia, które zostały w skrócie wyłożone w trakcie Drugiego Soboru Watykańskiego i buntów studenckich, są dziś w sposób spójny prezentowane na odcinku kościelnym przez watykańskich przywódców, a przywódcy rządów prezentują je na froncie globalistycznej polityki. Dlatego też, jeśli priorytety określane przez Bergoglio zgadzają się z priorytetami Bidena, to nie powinno to stanowić żadnego zaskoczenia. Migracje, ekologia, ekologia maltuzjańska, ideologia gender, rozpad rodziny i globalizm stanowią cele należące do programu deep state i deep church. W praktyce biskupi wypierają się sprzeciwu Bergoglia względem aborcji i indoktrynacji LGBT skierowanej do dzieci, udzielając poparcia tym, którzy aborcję i indoktrynację promują w polityce, bądź tym, którzy teoretyzują na temat stosowania antykoncepcji i uznania praw sodomitów.

 

Wymowny jest przypadek jezuity, ojca Jamesa Martina, potwierdza on bowiem wspólną mentalność łączącą przedstawicieli globalizmu z progresywną, katolicką inteligencją. Znakiem łączącym te ruchy jest kłamstwo i oszustwo, podziały i zniszczenie, nienawiść względem Tradycji i cywilizacji chrześcijańskiej. A w końcu, znakiem tym jest teologiczna awersja względem Chrystusa, typowa dla Lucyfera i jego naśladowców.

 

Jak Ekscelencja uważa, czy te związki łączące „deep state” i „deep church” znajdują potwierdzenia w przypadku relacji z Chinami?

 

O względy ze strony dyktatury chińskich komunistów zabiegają tak przedstawiciele „deep state”, jak osoby należące do „deep church”. Joe Biden jest tak samo usłużny względem ekonomicznych i politycznych interesów Pekinu, jak Jorge Maria Bergoglio. To, czy w Chinach systematycznie łamane są prawa człowieka nie ma żadnego znaczenia, ani też to, czy katolicy wierni Kościołowi są poddawani regularnym prześladowaniom. Znaczenia nie ma nawet to, czy ta dyktatura masakruje miliony niewinnych istnień ludzkich planując zakrojoną na szeroką skalę aborcję. Globalistyczne interesy są ważniejsze nawet od dowodów okropności dokonywanych przez chińską dyktaturę.

 

Dodałbym jeszcze: istotne, aktywne wsparcie jezuitów mające miejsce od czasu, kiedy McCarrick pojechał do Chin w celu przygotowania umowy, którą następnie przyjął Watykan w trakcie pontyfikatu Bergoglia. To porozumienie wywołało znaczne zakłopotanie nawet w przypadku świeckiej prasy. „The Times” niedawno opublikował artykuł opatrzony tytułem „Papież jest nieprawdopodobnym wielbicielem Pekinu”, w którym to Dominic Lawson przypominał, że „rosnąca liczba narodów wyraża swoje zaniepokojenie w związku z rosnącą liczbą dowodów potwierdzających istnienie obozów koncentracyjnych i ludobójstwo mające miejsce w prowincji Sinciang”. Lawson wskazywał, że „ze strony jedynego bytu, którego misja jest w swojej istocie związana z cierpieniami całej ludzkości, zapadło milczenie. Mam na myśli Stolicę Apostolską”. Ponadto 5 lipca podczas modlitwy „Anioł Pański” papież Franciszek, nie chcąc drażnić Xi Jinpinga, pominął odniesienie do wydarzeń w Hong Kongu, choć tekst został udostępniony prasie i wywołał pewne zamieszanie…

 

Taka uległość Stolicy Apostolskiej i ruchu globalistycznego względem Chin jest alarmująca. Potwierdzają to spotkania o. Spadaro SJ i innych jezuitów z przedstawicielami partii komunistycznej, do których doszło podczas lockdownu. Dotyczyły one dystrybucji chińskich wydań „La Civiltà Cattolica”.

 

Pomijając obecną sytuację, w której katoliccy kandydaci Partii Demokratycznej jasno nie trzymają się Magisterium Kościoła, to jaki powinien być naprawdę katolicki polityk?

 

By być katolikiem, trzeba być nie tylko ochrzczonym, ale i żyć w sposób spójny z wyznawaną wiarą. Wierze zawsze towarzyszą dobre uczynki, tak jak uczy nas o tym Pismo Święte. Jeśli nie wcielamy w życie tego, że staliśmy się dziećmi Bożymi poprzez dołączenie do Mistycznego Ciała Chrystusa, to nasze słowa są puste, a dawane świadectwo jest niespójne, a tak naprawdę gorszące dla wiernych i osób niewierzących. Dlatego w przypadku ojca Jamesa Martina ograniczanie się do aspektów ściśle biurokratycznych jest błędne, Pan Jezus odpowiada na jego słowa mówiąc: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14). Przyjaźń z Bogiem – polegająca na tym, że dusza trwa w stanie łaski uświęcającej – zależy od naszego posłuszeństwa względem poleceń pozostawionym przez naszego Pana. Nie są to sugestie ani rady, to nakazy. „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21).

 

Dodałbym, że piekło nie jest zarezerwowane dla niekatolików. Pośród wiecznych płomieni znajduje się wiele dusz ochrzczonych, także zakonników, kapłanów i biskupów, którzy zasłużyli sobie na potępienie buntując się przeciwko woli Pana. Samozwańczy katolicy i ich nauczyciele powinni się dobrze zastanowić, jeszcze zanim usłyszą dźwięk słów Chrystusa: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7, 23).

 

Katolik popierający aborcję albo ideologię gender nie tylko zaprzecza Magisterium Kościoła, ale i prawu naturalnemu stanowiącemu moralny fundament dla wszystkich ludzi, we wszelkich miejscach i w każdym czasie. Waga tej niespójności istniejącej pomiędzy przynależnością do Kościoła i wiernością wobec tego, co Kościół naucza, odpowiada sztucznej dychotomii dzielącej doktrynę i troskę duszpasterską; dychotomii, która wkradła się od czasów Drugiego Soboru Watykańskiego i osiągnęła swój najczystszy wyraz w adhortacji „Amoris laetitia”. Jednakże po bliższym przebadaniu tzw. „laicità dello Stato”, świeckość państwa, także stanowi poważny problem skoro uznaje, że społeczeństwa posiada prawo zaprzeczenia Boskiemu Królowaniu Chrystusa i odrzucenia Jego praw, oczekując w tym samym czasie, że katoliccy wierni będą dawać świadectwo prymatowi wiary katolickiej, choć wiara ta została obniżona do tego samego poziomu co błąd.

 

Jasne jest to, że katolicy nie powinni głosować na „katolickiego” polityka, który nie wciela w praktykę integralnej doktryny Kościoła. Nie mówiąc już o poparciu dla takiego polityka ze strony hierarchii. Samozwańczy „katolik” Biden popiera przez aborcję przez częściowe urodzenie, wspiera ideologię gender i przewodniczył „małżeństwu” dwóch mężczyzn. Nie jest więc katolikiem. Kropka.

 

Joe Biden wybrał Kamalę Harris jako swoją partnerkę w wyścigu o urząd prezydencki. W Kalifornii Harris broniła Planned Parenthood, największą firmę aborcyjną świata, kiedy ta została oskarżona o handel tkankami abortowanych dzieci. Na czym polega waga takiego wyboru?

Kultura śmierci (leżąca u podstaw panującej dziś antychrześcijańskich ideologii) jest wewnętrznie spójna. Mordowanie niewinnych istot jest kwestią nieodzowną dla tych wszystkich, którzy chcą zniszczyć nie tylko chrześcijaństwo, ale i ludzkość wraz samym stworzeniem, będącym dziełem Boskiego Stworzyciela.

 

Jak wielokrotnie mówiłem, ten proces niszczenia jest przeprowadzany w dwóch wymiarach. Pierwszy posiada charakter ideologiczny, realizują go ci, którzy świadomie chcą zła i etapami realizować swój piekielny plan. Drugi wymiar to ci, którzy wspierają tę ideologią nie tyle z przekonania, co dla zysku. Ofiary z ludzi, dokonywane w klinikach aborcyjnych mimo zagrożenia COVID-19, przynosiły zyski Planned Parenthood, jak i całemu łańcuchowi śmierci korzystającemu z handlu organami abortowanych dzieci. Nie zapominajmy, że lobby aborcyjne – tak, jak i ruch LGBT – należy do głównych źródeł finansowania lewicowych kampanii wyborczych na całym świecie. Jeśli firmy zorientowane ideologiczne na kulturę śmierci hojnie finansują pewne partie polityczne, to nie dziwmy się, że jej kandydaci wspierają sponsorów korzystnymi dla nich regulacjami prawnymi.

 

Amerykański biskup Thomas Tobin z Providence w stanie Rhode Island stwierdził, że po raz pierwszy od bardzo dawna demokraci nie mają na swoim pokładzie ani jednego katolika. Ojciec James Martin SJ odpowiedział na to, że Biden został ochrzczony jako katolik, a więc jest katolikiem. Co możemy zrozumieć dzięki takiej wymianie zdań, jeśli chodzi o stan Kościoła w Stanach Zjednoczonych?

 

Jak już wspominałem, „katolickimi kandydatami” nie są ci kandydaci, którzy tak się sami nazywają, tylko ci, którzy żyją w sposób spójny z wiarą i moralnością nauczaną przez Kościół. Jeśli bycie katolikiem nie wiąże się z określonymi skutkami, to głosowanie na kandydata który jest dokładnie taki sam, jak inni kandydaci, nie miałoby sensu. Odpowiedź ojca Martina to sofizmat bo udaje on, że nie dostrzega różnicy polegającej na tym, że ktoś przedstawia się jako katolik a tym, że ktoś jest katolikiem, między wykorzystywaniem „desygnatu” na użytek wyborczy a byciem autentycznym świadkiem Ewangelii w życiu prywatnym, publicznym, politycznym i instytucjonalnym. A ojciec Martin? Został ochrzczony, przyjął bierzmowanie i święcenia kapłańskie, składał nawet uroczyste śluby czystości i posłuszeństwa; jest jezuitą… jest z LGBT. Pan został zdradzony w przeszłości przez kogoś należącego do grona dwunastu apostołów. Ojciec Martin, zawsze nienagannie noszący strój duchowny, powinien wejrzeć w lustro własnej duszy i dostrzec, kogo tak naprawdę przypomina!

 

Ekscelencjo, dlaczego Kościół jest tak zainteresowany dominującą ideologią, skoro jest ona tak wyraźnie antychrześcijańska?

 

To problem, z którym borykamy się już od siedemdziesięciu lat. Od tamtych czasów duchowieństwo, a zwłaszcza hierarchia, cierpi wskutek pewnego rodzaju poczucia niższości, które stawia ich na pozycji niższej niż ta, którą zajmują „światowi” interlokutorzy. Czują się ontologicznie gorsi. Uważają, że nauka Chrystusa jest nieodpowiednia i niezdarnie próbują dostosować ją do laickiej mentalności. Nie chcą, aby ktoś ich postrzegał jako ludzi anachronicznych, nieidących z duchem czasów; a jak to stwierdził pewien znamienity jezuita, niech Światłość Wiekuista mu świeci, nie chcą być postrzegani jako ludzi opóźnieni o kilka stuleci…

 

Ten okropny kompleks niższości jest bezpośrednim efektem dramatycznej utraty wiary. Zbawczej nauki Chrystusa nie sposób pogodzić ze światowymi pokusami; fałszowanie Magisterium Kościoła po to, by przypodobać się światu, jest rzeczą niegodną i bezprawną. To nadużywanie władzy, której cel jest inny: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19).

 

Dopóki kościelni przywódcy nie są pierwszymi, którzy zachowują się w sposób zgodny z pełnioną rolą i nauczaniem Kościoła, dopóty wymaganie podobnej spójności od świeckich będzie niemożliwe. Świeccy biorą przykład z hierarchii. Potwierdza to fakt, że samozwańczy „katoliccy” politycy cieszą się dziś poparciem samozwańczych „katolickich” duchownych i biskupów. Potwierdza to także inny fakt: ludzie broniący życia i prawa naturalnego, nie będący katolikami, są oskarżani o populizm i porównywani do dyktatorów minionego stulecia. Słyszą, że nie są chrześcijanami, tak jak to miało ostatnio miejsce w przypadku księdza Altmana, którego własny biskup oskarżył o „tworzenie podziałów i wywoływanie zgorszenia” (Priest warns US voters: ‘You cannot be Catholic and be a Democrat’, lifesitenews.com; We Must Defend Fr James Altman, www.youtube.com/watch?v=V3C5yXw9u98).

 

Jaką rolę w amerykańskiej polityce odgrywa Planned Parenthood? To narzędzie wolności i afirmacji praw, jak to twierdzą „progresiści”, czy…

W globalistycznym społeczeństwie Planned Parenthood odpowiada roli, jaką w społeczeństwach chrześcijańskich odgrywały fundacje i organizacje dobroczynne. W społeczeństwach chrześcijańskich narodziny dzieci przyjmowano z miłością, nawet jeśli dochodziło do nich w sytuacji ubóstwa; mimo trudności wychowywano je i edukowano tak, by były dobrymi chrześcijanami i uczciwymi obywatelami, by wcielały w życie słowa Ewangelii. W społeczeństwach antychrześcijańskich Planned Parenthood ma za zadania zabijać tych niewinnych, wcielając w życie kulturę śmierci inspirowaną przez tego, który „od początku był zabójcą” (zob. J 8, 44). Nie zapominajmy, że Planned Parenthood wraz z innymi ponadnarodowymi organizacjami aborcyjnymi służy maltuzjańskiemu szaleństwu globalistycznego dowództwa, które planuje drastyczne zdziesiątkowanie światowej populacji.

 

George Soros i inni próbują naciskać na Marka Zuckerberga, żeby ograniczył widoczność i aktywność obrońców życia na Facebooku. Jaki globalny scenariusz zapowiadają takie działania, biorąc pod uwagę ewentualne zwycięstwo Joe Bidena i Kamali Harris w wyborach?

 

Ewangelia rozprzestrzeniła się na całym świecie dzięki nauce Apostołów, świadectwie dawanym przez Męczenników i Wyznawców. Podobnie anty-ewangelia synagogi szatana rozpowszechnia się na świecie wskutek nauczania dzieci ciemności, świadectwu dawanemu przez osoby publiczne, celebrytów, artystów i samozwańczych filantropów. Na końcu zawsze pozostaje podział na dwa obozy: z jednej strony są ci dobrzy, a z drugiej ci niegodziwi, jak w biblijnej walce dobra ze złem. Skoro w jednej epoce nasi święci niszczyli bożki i świątynie pogan, nie pozostawiając żadnego miejsca dla czcicieli diabła, dziś rzeczą nieuniknioną jest to, że grupowe myślenie doprowadzi ludzi do bezczeszczenia i niszczenia kościołów, ścinania krzyży, zrzucania figur świętych, usuwania wszelkiej pamięci o wierze w Chrystusa. W dawno minionych czasach cenzurowano zakazane księgi po to, by chronić najprostsze osoby, których dusze mogłyby zostać przez te księgi zatrute. Dziś cenzurze poddawane jest dobro, bowiem zło dobra nie toleruje.

 

Możemy dostrzec rysujący się globalny scenariusz. Dopóki nie zrozumiemy, że z ludźmi, którzy dopuszczają się nieprawości, nie ma dialogu (zob. Mt 7, 22), że nie ma żadnej zgodności między światłem Chrystusa a mrokiem szatana, dopóty nie będziemy w stanie zwyciężyć w tym starciu. Nie będziemy bowiem w stanie uznać, że toczymy walkę z siłami piekielnymi. Na tej wojnie zawsze istnieją dwie wrogie sobie strony, a ci wszyscy, którzy nie chcą stanąć pod sztandarem Chrystusa, nieuchronnie udzielą pomocy sługom Złego. Nasi wrogowie dobrze o tym wiedzą, ale nie są tego tak dobrze świadomi ci, którzy nie postrzegają chrześcijańskiego życia jako „bitwy”.

 

Niech pan pozwoli, że przytoczę słowa prezydenta Trumpa wypowiedziane pod koniec konwencji wyborczej republikanów: „Nasi przeciwnicy mówią, że możecie zostać odkupieni tylko wówczas, jeśli przekażecie im władzę”. To „odkupienie” polega na zaprzeczeniu Bożej władzy nad jednostkami, społeczeństwami i narodami, na zamienieniu słodkiego jarzma Chrystusowego na ohydną tyranię szatana. Polega to – tak co do intencji, jak i celów – na odwróceniu Odkupienia (odkupienia niewolnika) dokonanego przez Zbawiciela na drzewie Krzyża. Nie dajmy się zwodzić słodkim słowom ludzi wykorzystujących biblijną metaforę o dzieciach światła i dzieciach ciemności po to, by stworzyć Królestwo Lucyfera. Mrok i chaos, jaki dostrzec możemy w przypadku amerykańskich miast, są skutkami tej samej ideologii, która aprobuje aborcję postnatalną i homoseksualne małżeństwa. Tak samo, jak zwolennikami „Black Lives Matter” i Antify są dokładnie ci sami demokraci i „filantropijne” fundacje, które tak zaciekle sprzeciwiają się reelekcji Trumpa (domena antifa.com automatycznie przekierowuje na stronę joebiden.com).

 

Biden wspomina nawet o swojej tak naprawdę haniebnej uzurpacji słynnych słów „Nie lękajcie się”, wypowiedzianych przez Jana Pawła II. Brzmi to raczej niczym przebiegła sztuczka węża zachęcającego do zerwania owocu z drzewa poznania dobra i zła, niż odważne zaproszenie polskiego papieża, skierowane do świata znajdującego się daleko od Chrystusa. To dziwne, że arcybiskup Wilton Gregory, który z taką gotowością potępiał wizytę pary prezydenckiej w sanktuarium Jana Pawła II nie zamierza dziś atakować rywala Trumpa, Joe Bidena, spaczonego katolika wykorzystującego wizerunek tego papieża, jak i Bergoglia, do walki wyborczej.

 

Dziś mocne i władcze słowa Jana Pawła II mogłyby przyprawić demokratów – i być może niektórych biskupów – o dreszcze: Bracia i Siostry, nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę, pomóżcie Papieżowi i wszystkim tym, którzy pragną służyć Chrystusowi, służyć człowiekowi i całej ludzkości. Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie! (Homilia Jana Pawła II wygłoszona w czasie Mszy św. rozpoczynającej pontyfikat, Watykan 22 października 1978).

 

Dziś „zbawcza władza” Chrystusa została zastąpiona przez „głos stworzenia napominającego nas, abyśmy powrócili do miejsca należnego nam w stworzonym porządku naturalnym”. Odkupicielska męka Pana została zastąpiona „jękiem stworzenia”, a plagi wymierzane przez Bożą Sprawiedliwość „gniewem Matki Ziemi”, Pachamamy…

 

„Nasi przeciwnicy mówią – stwierdził prezydent Trump – że możecie zostać odkupieni tylko wówczas, jeśli przekażecie im władzę. W tym kraju nie zwracamy się do zawodowych polityków o zbawienie. W Ameryce nie zwracamy się do rządu w kwestii odnowienia dusz. Naszą ufność pokładamy we wszechmogącym Bogu”. Myślę, że ta wiara w Boga, której musi oczywiście odpowiadać spójność chrześcijańskiego życia i świadectwa, poświadczy w wyborach prezydenckich 2020 roku, że – zgodnie z przypomnieniem Psalmu 117 – „prawica Pańska moc okazuje”.

 

 

Źródło: lifesitenews.com

Tłum. mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 665 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram