9 lipca 2020

Antyrodzinna rewolucja i obscena homoparad. Czy Polska pójdzie tą drogą?

(Fotograf: Filip Radwanski/Archiwum: Forum)

Prawica i lewica; konserwatyzm i rewolucjonizm to dwie stojące na przeciwległych biegunach wizje świata, społeczeństwa i człowieka. Jedna pragnie zachowywać i doskonalić; druga – negować i niszczyć. Niestety zwolennicy tej drugiej dotarli na polityczne salony. Znaleźli się też pośród kandydatów na fotel prezydenta RP.

 

Istotę prawicowości stanowi konserwatyzm. Od łacińskiego conservare oznacza zachowywanie, strzeżenie, utrzymywanie w dobrym stanie. Dlatego też francuska filozof polityki Chantal Delsol w książce „Nienawiść do świata – totalitaryzmy i ponowoczesność” porównuje konserwatystę – przeciwnika rewolucji – do ogrodnika. Niektórzy widzą w konserwatyzmie synonim zacofania, co jednak jest absurdalne. Czy bowiem ogrodnik dąży do zachowania chwastów? Czy nie dokonuje udoskonaleń? Czy nie sadzi nowych roślin? Pielęgnacja ogrodu wymaga nie tylko pozbywania się tego, co mu szkodzi, lecz również ciągłego upiększania, rozwoju, doskonalenia. Postępu. Jednak, aby dany byt się rozwijał, musi pozostać ciągle tym samym bytem, jego istota (sprawiająca, że jest kim/ czym jest) musi pozostać niezmieniona.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Człowiek rozwijający się od embrionu do dojrzałości to ten sam byt – niczym ogród przechodzący od uporządkowanego, acz skromnego stanu do wybujałego piękna. To samo należy powiedzieć o cywilizacji, jeśli niczym dawna Christianitas rozwija się przez wieki, ale jej podstawowe zasady religijne i etyczne pozostają niezmienne.

 

Tymczasem istotą myśli lewicowej jest rewolucjonizm. Słowo „rewolucja” pochodzi od łacińskiego revolutio oznaczającego obrót, nawrót, odwrócenie. Tytuł dzieła Mikołaja Kopernika brzmiał w oryginale De revolutionibus orbium coelestium („O obrotach sfer niebieskich”). W starych pracach z zakresu filozofii polityki przez rewolucję rozumiano „odwrócenie dotychczasowego porządku góry i dołu społeczeństwa, bądź jako powrót do jego domniemanego stanu pierwotnego” – podaje Encyklopedia PWN. W gruncie rzeczy późniejsze rozumienie rewolucji jako radykalnej zmiany społecznej nie odbiega zbytnio od tych pierwotnych dwóch znaczeń. W cywilizacji zachodniej ostrze rewolucjonizmu kieruje się przeciwko tym, na którym ta cywilizacja się opiera. Rewolucja przybiera tu różne postacie. W przeszłości kolejno następowały: reformacja, rewolucja francuska, bolszewicka, a obecnie obyczajowa wraz z ekologizmem.

 

Rewolucja – zaprzeczenie postępu

Rewolucja w pierwszym znaczeniu oznacza więc zerwanie ciągłości i postawienie świata na głowie, wywrócenie go do góry nogami. To oczywiste zerwanie ciągłości i dotychczasowego rozwoju, de facto zmiana jednego bytu na inny. Nie ma tu miejsca na postęp, rozumiany według Słownika Języka Polskiego PWN jako „proces ukierunkowanych przemian prowadzących ku stanowi coraz doskonalszemu” czy też „osiągnięcie kolejnego, wyższego etapu”.

 

Tym bardziej rewolucja w drugim znaczeniu, jako „powrotu do domniemanego stanu pierwotnego”, jest wręcz definicją regresu, a więc zaprzeczenia postępu, zanegowania setek czy tysięcy lat osiągnięć ludzkiej cywilizacji. Dążenia do tego regresu widzimy choćby w myśli zwolenników ekologii głębokiej, negujących rozwój człowieka. Także marksizm to w znacznej mierze ideologia dążenia do powrotu do wspólnoty pierwotnej, choć w zmienionych warunkach technicznych. Feministki również odwołują się niekiedy do rzekomej odległej przeszłości bez patriarchatu. O ile więc konserwatyzm zmierza zarówno do zachowania (dobra), jak i rozwoju, o tyle rewolucja nie chce ani jednego, ani drugiego. Nie jest więc uzasadniona tak z punktu widzenia ochrony dobra, jak i nawet z punktu widzenia rzeczywistego postępu czy doskonalenia.

 

Rewolucja i przemoc

Rewolucja to radykalny akt negacji świata. To przejaw nienawiści do jego praw. Konkretny rewolucjonista może być uśmiechniętym i życzliwym człowiekiem. Jednak myśl rewolucyjna w swych najgłębszych podstawach jest aktem diabolicznym. To dzieło pychy ideologa wierzącego, że zza swego biurka potrafi zaprojektować nowy porządek świata, wbrew powszechnemu doświadczeniu, tradycji i obyczajom. Im bardziej odważną formę przybiera ten projekt (na przykład socjalizm), tym bardziej cierpi rzeczywistość przykrawana do niego siłą – czego dowodzi choćby komunizm.

 

Wszak ludzie są z natury nierówni. Różnią się pod względem genów, wychowania, kraju urodzenia, przodków. W warunkach wolności ta nierówność skutkuje nierównymi rezultatami pod względem poziomu zamożności, miejsca zajmowanego w hierarchii społecznej, a nawet poziomu zdrowia. Gdy na scenę wkracza rewolucjonista, musi użyć przemocy, by odwrócić skutki naturalnej nierówności. Skoro nie dysponuje (jeszcze?) narzędziami służącymi wyrównywaniu genów czy charakteru, to walczy z ich rezultatami. W łagodnej wersji – nakładając wysokie i progresywne podatki. W wersji radykalnej (i przez to najpełniej ukazującej jego istotę) – mordując, zakładając obozy koncentracyjne. Rewolucja skoro stanowi walkę z naturalnym porządkiem rzeczy, musi uciekać się do niewolenia i przemocy. Historia dostarcza licznych tego przykładów: masakra w Wandei, sowieckie łagry, chińska rewolucja kulturowa, działalność czerwonych Khmerów w Kambodży.

 

Nic w tym dziwnego, gdyż w gruncie rzeczy rewolucja stanowi akt szaleństwa. To swego rodzaju skok w przepaść. Amerykański filozof polityki (bynajmniej nie prawicowiec) John Rawls stwierdził, że zazwyczaj ludzie decydując o kształcie społeczeństwa, kierowaliby się zasadą maksyminu. Chodzi o to, by zminimalizować negatywne skutki sytuacji najgorszej z możliwych. Rewolucjoniści niczym lekkomyślni hazardziści obierają odmienną drogę. Potencjalne negatywne skutki rewolucji są więc niewyobrażalne.

 

Skoro jednak rewolucja uderza w naturalny ład, to stworzony przez nią nieład staje się trudny do utrzymania. Dlatego też ideały rewolucyjne szybko przeobrażają się w swe zaprzeczenie. Zamiast niemożliwej do osiągnięcia równości międzyludzkiej powstaje nowa elita – tym bardziej brutalna im szybciej doszła do władzy. Zamiast wolności trwa tyrańska walka tej „elity” z pozostałościami starego ładu. Zamiast braterstwa – szerzy się nienawiść.

 

Rewolucyjna mentalność a wybory

Istnieją różne stopnie, poziomy rewolucyjności. Musimy sprzeciwiać się im, zanim rebelia dojdzie do stadium łagru, gilotyny czy strzału w tył głowy. Nim będzie za późno. Warto o tym pamiętać także ze względu na wybory prezydenckie w Polsce. Ujrzeliśmy w nich bowiem wysyp kandydatów będących większymi lub mniejszymi rewolucjonistami. Może nie chcą totalitaryzmu i masowych mordów. Jednak negując naturę świata, społeczeństwa i człowieka, w dalszej perspektywie otwierają drzwi zbrodniom, chociaż niekoniecznie są tego świadomi.

 

Cywilizacja zachodnia, w tym Polska, opiera się od stuleci na monogamicznym i nierozerwalnym małżeństwie. Doświadczenie stwierdza, że jest to instytucja najbardziej stabilna, dająca dzieciom poczucie bezpieczeństwa i możliwości rozwoju. Korzyść z niej odnosi całe społeczeństwo i dlatego też cieszy się szczególną ochroną państwa. Tymczasem wsparcie dla pseudo-małżeństw homoseksualnych przez osoby takie jak wielki przegrany pierwszej tury Robert Biedroń, tę pozycję rodziny podkopuje. Niewiele mniej szkodliwy w swych politycznych roszczeniach okazuje się popierający związki partnerskie Szymon Hołownia. Kandydat ten zamierzał zrezygnować z prezydenckiego kapelana, Mszy świętej w inaugurację kadencji, a klęcznik wysłać do muzeum. Wszystko wbrew ponad 1000-letniej tradycji związków Kościoła i Polski (z przerwami na czasy rozbiorów i komunizmu, gdy Kościół stanowił zresztą polskości ostoję).

 

Rewolucyjne obyczajowo poglądy głosi także zwolennik ideologii LGBT i kandydat w II turze, Rafał Trzaskowski. W grudniu 2018 roku wypuścił „Tramwaj Różnorodności” symbolizujący jego otwartość jako nowego prezydenta Warszawy. W lutym 2019 roku podpisał „Kartę LGBT Plus”, stanowiącą zestaw zobowiązań wobec homoseksualistów (interwencyjny hostel dla tzw. mniejszości, wprowadzenie do szkół „latarników”, którzy wspierać będą uczniów skłaniających się ku „orientacji” homoseksualnej). Ponadto w 2019 roku objął patronatem planowaną „Paradę Równości”. Wziął w niej osobiście udział – u boku Pawła Rabieja fotografował się z uśmiechem pozując pod tęczowym parasolem. Rabiej to jego zastępca, aktywista homoseksualny i zwolennik legalizacji związków z prawem do adopcji.

 

Czy perspektywa Polski w przypadku wygranej Rafała Trzaskowskiego to obraz obscenicznej homo-parady?

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie