16 stycznia 2014

Dmowski w listach i wspomnieniach

(Fot. Wikimedia)

Przypadająca w tym roku 75. rocznica śmierci i 150. urodzin Romana Dmowskiego dostarczają sposobności do przypomnienia politycznego i intelektualnego dorobku przywódcy narodowej demokracji. Taką rolę spełnia również nowy, liczący ponad osiemset stron tom pt. Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

 

Nie będzie specjalnym odkryciem konstatacja, że Dmowski jest mało czytany we współczesnej Polsce. Ocena ta dotyczy zarówno jego gorących zwolenników, jak i zadeklarowanych przeciwników. Jeżeli już ktoś sięgnie do jego pism, czyta wybiórczo. Stąd kalki – „Dmowski, a więc antysemita” (u przeciwników), „Dmowski, a więc polityk antyniemiecki” (u zwolenników). A przecież myśl polityczna Dmowskiego, cała jego biografia, spektrum zainteresowań – było tak szerokie i różnorodne, że akurat w przypadku przywódcy endecji takie grube uproszczenia są szczególnie krzywdzące.

 

Pierwsza krajowa edycja wyboru dokonanego przez Mariusza Kułakowskiego (wł. Józef Zieliński), a opublikowanego pierwszy raz kilkadziesiąt lat temu w Londynie pokazuje Dmowskiego jako polityka, ale również odsłania jego życie prywatne. Poznajemy zatem podróżnika i causeura wymieniającego korespondencję nie tylko ze swoimi politycznymi współpracownikami (Stanisławem Kozickim, Stanisławem Grabskim, Zygmuntem Wasilewskim – by wymienić tych najważniejszych), ale również ze Stefanem Żeromskim, Władysławem Reymontem czy prof. Ignacym Chrzanowskim.

 

Opublikowany właśnie tom to pierwszorzędne źródło do poznania biografii (nie tylko politycznej) Romana Dmowskiego oraz odkrycia jego postrzegania obozu, który współtworzył na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku i któremu przewodził aż do swojej śmierci.

 

Listy do Zygmunta Miłkowskiego (Teodora Tomasza Jeża) – związanego jeszcze z działaczami dawnego Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (lewica Wielkiej Emigracji), uczestnika powstania styczniowego i twórcy Ligi Polskiej, dają wgląd w same początki demokracji narodowej (takiej kolejności słów całkiem świadomie używał Dmowski). Te demokratyczne korzenie endecji ujawniają się więc w jednym z listów do Jeża ze stycznia 1903 roku. „Starej demokracji”, związanej z dawnym emigracyjnym TDP, przeciwstawiał Dmowski „nową demokrację”, czyli własny obóz polityczny. I tłumaczył autorowi Rzeczy o obronie czynnej i skarbie narodowym: „czcigodny Pułkowniku, nigdyście nie byli całą duszą ze starą demokracją, a nowa demokracja jest właśnie rozwinięciem tego, czemeście się od tamtej różnili, tj., realizmu politycznego, wolnego od utopijności i doktrynerstwa, silnego pierwiastka narodowego, w przeciwstawieniu do marzycielstwa kosmopolitycznego”. Ta nowa demokracja, której przewodzi Dmowski prezentuje wreszcie „prawdziwy demokratyzm, który chce masy ponieść, uczynić zdolnymi do udziału w rządach, a nie tylko z ich pomocą władzę chwytać lub choćby wolność Polski wywalczyć”.

 

W opublikowanym zbiorze korespondencji i wspomnień o Dmowskim dowiadujemy się z pierwszej ręki o powodach rezygnacji przywódcy endecji z zaangażowania się w bieżącą politykę po powrocie do kraju w 1920 roku. Jak pisał pod koniec maja 1919 roku z Paryża do Stanisława Grabskiego: „Robię się na starość strasznie mało giętki – co znaczy, że tracę kwalifikacje na członka rządu w państwie demokratycznym”. Dawna fascynacja demokracją (w nowym wydaniu) bezpowrotnie uleciała.

 

Ale przecież nie był to jedyny powód. Szczegółowo pisał o tym Dmowski w arcyciekawej korespondencji ze Stanisławem Kozickim. Niezmiernie ważny pod tym względem jest również  list przywódcy endecji do Juliusza Zdanowskiego z sierpnia 1922 roku. Wśród szeregu czynników uniemożliwiających mu udział w polityce czynnej wskazywał swoje „położenie materialne”: „Nie chcę kończyć życia ani w dobroczynnym przytułku, ani na łaskawym chlebie u którego z przyjaciół. Muszę więc teraz wydać sponsor energii na to, by sobie własny kąt urządzić i tak zorganizować życie, żeby od nikogo nic nie potrzebować. To zaś mogę zrobić tylko stojąc przez parę dobrych lat z daleka od bieżącej polityki, która w dzisiejszych warunkach zrobiłaby mnie kompletnym żebrakiem”. Nie sposób powstrzymać się tu przed gorzką refleksją o przepaści istniejącej między dawnymi a nowymi czasy. Ta sama przesłanka (marna sytuacja finansowa) i jakże różne wnioski. Wniosek Dmowskiego – nie idę do polityki (czyt. nie aspiruję do posad). Wniosek współczesnych nam uczestników rozmaitych rządowych i samorządowych projektów „rodzina i koledzy na swoim” zgoła odmienny.

 

W ostatnich latach swojego życia Dmowski doszedł jednak do wniosku, że jego absencja od bieżącej polityki polskiej po odzyskaniu niepodległości okazała się fatalna przede wszystkim dla samego obozu narodowego. W napisanym w 1934 roku liście do ks. Józefa Prądzyńskiego przyznawał, że jego „zbytnie osunięcie się od spraw praktycznych” przyczyniło się, jak mniemał,  do stopniowego przejmowania władzy w ruchu narodowym przez tzw. młodych (ruch narodowo-radykalny). Polityczną emancypację „młodych” określał on mianem „frondy”, którą „potępiał nie tylko dlatego, że rozbija ona jedność obozu narodowego, ale że sama w sobie jest głupia i dla sprawy naszej szkodliwa”.

 

Autor Myśli nowoczesnego Polaka jawił się w ostatnich latach swego życia jako surowy krytyk swego obozu, choć przestrzegał narzuconej sobie zasady, by całej rzeczy „publicznie w gazetach nie ogłaszać”, a dzielić się swoimi przemyśleniami tylko w listach do zaufanych osób. Ks. Prądzyński mógł więc przeczytać i taką konstatację Dmowskiego: „Blisko od piętnastu lat już istnieje nowy ruch narodowy wśród młodych, a jakże nikłe są siły, których dostarczył on obozowi narodowemu do pracy i walki na wszystkich polach. Ani jednego wybitnego naprawdę człowieka, czy to w dziedzinie myśli, czy też czynu. […] Wyrosła w tych warunkach wspomniana grupa warszawska, złożona z kilkunastu zżytych z sobą ludzi, wzajemnie się admirujących, z ogromnymi ambicjami do rządzenia całym obozem narodowym, a z umysłowości i charakteru jeszcze studentów, choć już mają po trzydzieści parę i kilka lat”.

 

Czytanie Dmowskiego w korespondencji to także obcowanie z tym zaginionym światem epistolografii i dobrych manier, eleganckiej, ale i soczystej polszczyzny. A kto chciałby dowiedzieć się, co oznaczało „zagwożdżenie mózgownicy” Dmowskiego w Paryżu (list do Stefana Żeromskiego z 1892 roku) i kto był komisarzem carskiej policji nakazującym Władysławowi Reymontowi w lutym 1914 roku oczekiwać Dmowskiego w Palermo – niech sięgnie po książkę.

 

Pokazuje ona Dmowskiego od nieznanych stron. Udowadnia jednocześnie, że autor Myśli nowoczesnego Polaka ma ciągle coś ważnego do powiedzenia. Tak bardzo zanurzony w polityce miał na przykład świadomość, że sama polityka nie wystarczy. Jak pisał w maju 1919 roku do Stanisława Grabskiego: „Nigdy nie uważałem, że samą polityczną robotą można kraj zbawić, nigdy nie chciałem się zamknąć wyłącznie w polityce. Uważam też, że cała przyszłość naszego narodu zależy od tego, czy go moralnie zorganizujemy porządnie”.

 

Grzegorz Kucharczyk

Mariusz Kułakowski, Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień. Wstęp: Rafał Ziemkiewicz. Wydawnictwo Dębogóra, Poznań 2013 r.

 

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie