9 lipca 2012

Anonimowość w sieci – czy to możliwe?

(Fot. andrewq/sxc)

Świat Internetu jest czymś, co Fryderyk von Hayek określał mianem porządku spontanicznego. Ma to rozmaite konsekwencje. Z jednej strony iluzja anonimowości sprzyja np. korzystaniu z materiałów pornograficznych. Z drugiej zaś – bez Internetu znacznie trudniej byłoby przebić się do opinii publicznej zarówno ambitnym artystom, jak i głosicielom poglądów niepoprawnych politycznie.

 

Wesprzyj nas już teraz!

Zwłaszcza ci ostatni są solą w oku dla rządzącej oligarchii, która dąży zarówno do ocenzurowania sieci (wszelkiego rodzaju ACTA, SOPA, PIPA), jak również do śledzenia działalności użytkowników. Także wścibskie firmy czy przestępcy usiłują dowiedzieć się o nas jak najwięcej na podstawie naszej wirtualnej aktywności. Tak więc poznanie podstawowych reguł bezpieczeństwa i względnej anonimowości w Internecie jest dziś nieodzowne.

Największy problem z anonimowością w sieci sprawia niefrasobliwość jej użytkowników. Aby uniknąć poważnych wpadek, wcale nie potrzeba być geekiem. Wystarczy zdrowy rozsądek. Podstawowa zasada: nie podawajmy swoich danych osobowych, jeśli nie jest to niezbędne. Nie zawsze jednak ta elementarna anonimowość jest możliwa. Niekiedy podanie danych jest konieczne do realizacji np. jakiegoś zakupu przez Internet. Ponadto w ramach niektórych internetowych usług musimy zgodzić się na przekazanie firmie (np. Google) prawa własności do naszych zdjęć, a nawet dokumentów czy korespondencji. Uwaga więc na mały druczek! Natomiast jeśli korzystamy z różnego rodzaju portali społecznościowych czy forów, nie powinniśmy już używać tych samych haseł czy adresów mailowych. W przeciwnym razie możemy stać się ofiarami hackerów czy oszustów na aukcjach internetowych. Nie jest to czysto teoretyczna spekulacja – w kwietniu 2011 r. internetowi przestępcy skradli dane milionów użytkowników Play Station Network, m.in. dane osobowe, historię zakupów i prawdopodobnie także numery kart kredytowych. Znaczenie ma także to, jakie hasło podajemy. Nie powinno ono zbyt łatwo kojarzyć się z naszą osobą i np. być imieniem psa, o którym wypisujemy w Internecie. W przeciwnym razie przestępcy łatwo mogą je złamać i zalogować się na nasze konto pocztowe, z którego chociażby uzyskają numer karty płatniczej.

W dzisiejszych czasach modne są portale społecznościowe – takie jak Facebook czy Google+. Umożliwiają one natychmiastową łączność z ludźmi z całego świata i odnajdywanie dawno niewidzianych znajomych. Co prawda kontakt wirtualny nie może się równać np. z rozmową przy kawie, niemniej jednak i to jest ludziom potrzebne. W przeciwnym razie wartość Facebooka nie byłaby szacowana na 100 miliardów dolarów. Serwisy społecznościowe zachęcają nas do podawania jak największej liczby danych o sobie, i nic w tym dziwnego. Skoro dostęp do nich jest bezpłatny, to właśnie nasza obecność i informacje, jakie podajemy, są dla nich największym aktywem. Nie ma nic lepszego dla współpracującej z portalem agencji reklamowej niż możliwość spersonalizowanej reklamy. Odbiorcami masowych kampanii są bowiem często ludzie niezainteresowani produktami, co wiąże się z marnotrawstwem środków. Jeśli jednak nie chcemy być atakowani nawet świetnie dopasowanymi do naszych potrzeb reklamami, to warto, abyśmy ograniczyli ilość podawanych przez nas informacji. Na Facebooku jest np. miejsce na informowanie o swoich poglądach politycznych czy religijnych, a także o orientacji seksualnej. Jeśli np. boimy się bojówek Biedronia, pamiętajmy, że nie ma obowiązku ujawniania swojego heteroseksualizmu. Co więcej, wszelkie informacje o sobie możemy udostępniać tylko zastrzeżonemu gronu znajomych. Nieznane osoby proszące o przyjęcie do tego grona są często przedstawicielami rozmaitych agencji reklamowych, chcącymi jak najwięcej dowiedzieć się na nasz temat.

 

Skoro już mowa o reklamach to oprócz klasycznego antywirusa i firewalla warto dodatkowo zainstalować wtyczkę AdBlock Plus, której celem jest właśnie blokowanie reklam. Reklamy mają wbudowane oprogramowanie, które zbiera informacje o użytkowniku, o stronach, z jakich korzysta etc. Dzięki temu powstaje jego profil konsumencki. Reklamy w Internecie oczywiście denerwują, ale niekiedy pełnią też pożyteczną rolę. Wiele blogów tworzonych po godzinach utrzymuje się właśnie z klikania ich użytkowników w banery reklamowe.

Warto także pamiętać, że w zasadzie nie ma możliwości wykasowania treści zamieszczonej w Internecie (chyba że sami jesteśmy administratorami). Dlatego też nasze teksty, które zamieścimy np. na Facebooku, będą zachowane – nawet jeśli skasujemy konto. Tymczasem niektórzy korzystają z tych serwisów lekkomyślnie, a potem… dziwią się, że nie mogą znaleźć pracy. W dzisiejszych czasach podział na sferę prywatną i publiczną coraz bardziej się zaciera i każdy rekruter może zajrzeć do naszego facebookowego profilu. A ten niekiedy mówi więcej o aplikancie niż lapidarne CV.

Wspomniane zasady to swego rodzaju elementarz. Istnieją także bardziej wyrafinowane metody zapewnienia anonimowości w sieci. Należy do nich używanie serwisów pośredniczących (tzw. proxy) do przeszukiwania stron. Obok skrócenia czasu ładowania się stron korzystanie z proxy ukrywa adres IP użytkownika. Innym sposobem jest używanie tajemniczo brzmiącego „trasowania cebulowego” – tzw. TOR (The Onion Router). Jest to swego rodzaju sieć w sieci, która również służy nieujawnianiu naszego prawdziwego adresu IP. Korzystanie z niej może być też użyteczne w sytuacji cenzury, która obecnie istnieje w Chinach, jednak wkrótce może być wprowadzona także w krajach Zachodu. Ale uwaga! TOR nie dość, że działa wolno, to jest miejscem, w którym próbują się też ukryć m.in. pedofile, terroryści i dilerzy…

Oczywiście stosowanie nawet znacznie bardziej skomplikowanych niż opisane w tym artykule zasad nie zapewni całkowitej anonimowości. Jeśli chcemy ją uzyskać, nie powinniśmy w ogóle używać Internetu. Nie byłoby to jednak ani korzystne, gdyż mogłoby np. znacznie zmniejszyć nasze szanse na rynku pracy*, ani też słuszne etycznie, gdyż Internet może być potężnym środkiem służącym dobrym celom, o czym mówił sam Benedykt XVI. Potrzebny jest więc złoty środek między izolacją a internetowym ekshibicjonizmem i zwykłą nierozwagą. Znalezienie go nie jest z pewnością rzeczą niemożliwą.

Marcin Jendrzejczak

*Niektórzy socjolodzy twierdzą, że społeczeństwo informacyjne dzielić się będzie na 3 klasy społeczne. Na czele stać będzie digitariat, a więc osoby aktywnie tworzące cyberrzeczywistość. Niżej znajdować się będzie kogitariat, a więc bierni odbiorcy tej treści. Na samym dole społecznej drabiny znajdzie się proletariat, cechujący się brakiem dostępu do Internetu.

Dziękuję za pomoc Bartłomiejowi Wrońskiemu, programiście, twórcy gier, którego wiedza umożliwiła powstanie tego artykułu.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie