Saim Saeed, publicysta pakistańskiego pochodzenia związany z lewicowym „Politico” czy magazynem „The Diplomat” na łamach „Foreign Affairs”, pisma think tanku Council on Foreign Relations, które od lat 40. ub. wieku promuje proces federalizacji świata, jako sposób na przezwyciężenie nacjonalizmu, wyjaśnia dlaczego tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego są ważne dla przyszłości Europy.
Saeed przyznaje, że struktury Unii Europejskiej nie kojarzą się dobrze wielu obywatelom Europy ze względu na rozrost procedur, komisji, generalnie rzecz ujmując biurokracji. Wyjaśnia, że ustrój UE jest inny niż w przypadku jakiegokolwiek innego państwa. Poprzez kompromisy zawierane w Brukseli konieczne dla zrównoważenia aspiracji poszczególnych stolic europejskich, doszło do naruszenia zasady trójpodziału władzy. Chodzi o wymieszanie kompetencji legislacyjnych z wykonawczymi oraz nierównomierny podział władzy między Komisją Europejską, która proponuje projekty dyrektyw a Parlamentem Europejskim, który je zmienia i zatwierdza oraz Radą UE (w jej skład wchodzą premierzy, prezydenci lub poszczególni ministrowie, reprezentujący resort z danego kraju), która robi to samo.
Wesprzyj nas już teraz!
„Ten instytucjonalny bałagan częściowo jest powodem, dla którego zbliżające się wybory do nowego Parlamentu Europejskiego wywołują tak duży sceptycyzm wśród wyborców. Niewielu obywateli UE ma jakiekolwiek pojęcie o tym, co faktycznie robią eurodeputowani do Parlamentu Europejskiego, więc większość nie uczestniczy w głosowaniu” – zauważa Saeed.
Już w pierwszych wyborach do Parlamentu Europejskiego w 1979 r. frekwencja była niewielka, a od tego czasu jeszcze bardziej spadła. W ostatnich wyborach w 2014 r. głosowało zaledwie 43 procent obywateli UE. W Europie Wschodniej frekwencja była nawet niższa i wynosiła średnio poniżej 30 procent. Często wyborcy nie znają nazwisk kandydatów, których wystawiają partie jako swoich „funkcjonariuszy”, mających wykonywać zadania zlecane ze swoich stolic.
„Jednak wybory, które odbędą się w dniach 23–26 maja, mają większe znaczenie, niż zdaje sobie sprawę większość uprawnionych do głosowania lub przyznaje większość polityków. Są drugim co do wielkości praktycznym ćwiczeniem demokratycznym na świecie, które wyprzedzają jedynie wybory w Indiach. Parlament Europejski pomaga zredagować prawa, które rządzą ponad 500 milionami ludzi. A UE jest jednym z niewielu rządów, które są wystarczająco silne, aby wpływać na główne siły globalne, takie jak: technologia cyfrowa, globalizacja i zmiany klimatu” – zauważa Saeed.
Stwierdza on, że w ciągu ostatnich pięciu dziesięcioleci integracji europejskiej stolice krajowe przekazały Brukseli znaczne uprawnienia – od handlu międzynarodowego i bezpieczeństwa granic po regulacje bezpieczeństwa lotniczego i etykiet efektywności energetycznej odkurzaczy.
Autor nie wspomina, że Parlament Europejski ma decydujące znaczenie w określaniu np. zasad handlu pozwoleniami na emisję dwutlenku węgla, co bezpośrednio przekłada się na ceny prądu w każdym z państw, czy we wprowadzeniu cenzury w sieci itp. W ubiegłym roku parlament ustanowił światowy precedens, negocjując ogólne rozporządzenie o ochronie danych osobowych, wyraźnie wpływając na życie obywateli.
Saeed zauważa, że chociaż wybory do PE mają znaczenie, politycy UE często zachowują się tak, jak gdyby chcieli odwieść wyborców od takiego przekonania. Za przykład podaje francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona, uznawanego za euroentuzjastę, który przedstawił swój program wyborczy zaledwie trzy tygodnie przed głosowaniem, w przeciwieństwie np. do partii amerykańskich, prezentujących swoje oferty wyborcze na półtora roku przed wyborami prezydenckimi.
Dalej analityk pisze, że centroprawicowa Europejska Partia Ludowa, prawdopodobnie największa frakcja polityczna w nowym Parlamencie, przedstawiła Manfreda Webera, niemieckiego polityka bez doświadczenia jako kandydata na przewodniczącego KE, który będzie mógł proponować różne prawa i reprezentować blok na spotkaniach międzynarodowych. Tymczasem, nawet w Niemczech nie jest on dobrze znany. Słyszała o nim tylko jedna czwarta osób.
Przy okazji wyborów dochodzi także do skandalicznych zachowań korupcyjnych – pisze Saeed, wskazując na „kupowanie” głosów w zmian za stanowiska w biurokracji unijnej czy wykorzystywanie unijnych środków na osobistą promocję.
Posłowie do PE słyną również z tego, że po prostu nie przychodzą do pracy. Na przykład podczas przemówienia maltańskiego premiera, który obejmował kierownictwo w UE i przedstawiał listę priorytetowych legislacji, mających być forsowanych w ramach rotacyjnej prezydencji w UE, obecna było zaledwie garstka z łącznej liczby 750 eurodeputowanych.
Saeed nie wspomina o innych absurdalnych rzeczach i straszliwych manipulacjach, jak głosowaniach, trwających zaledwie dwie sekundy i „optycznym” szacowaniu głosów „za” lub „przeciw” projektowi dyrektywy czy uchwały (głosowanie „na oko”, o czym informuje raport Ordo Iuris).
Sam sposób wyłaniania szefów najważniejszych instytucji w UE także odstrasza. Cóż z tego, że dana frakcja zwycięży w wyborach parlamentarnych, skoro o obsadzeniu szefa KE decydują szefowie najsilniejszych państw spośród 28 państw członkowskich UE.
EPL zabiega o to, by przyjęto zasadę – znaną jako system Spitzenkandidaten – zgodnie z którą główny kandydat partii, która zdobyła najwięcej głosów, zostałby przewodniczącym Komisji Europejskiej. Przeciwnikiem takiego rozwiązania jest m.in. prezydent Francji, podobnie jak członkowie centrystycznej partii, Sojuszu Liberałów i Demokratów na rzecz Europy.
Rządy krajowe UE mają zadecydować w najbliższym czasie o tempie dalszego przekazywania suwerennej władzy narodów do Brukseli. Miałaby ona decydować o polityce fiskalnej. Przepisy unijne wymagają obecnie w niektórych przypadkach jednomyślności rządów krajowych. W innych – potrzebna jest większość kwalifikowana.
Trwają zabiegi, by wzmocnić instytucje w Brukseli i osłabić stolice narodowe poprzez zniesienie wymogu jednomyślności w wielu kluczowych sprawach dla obywateli.
Saeed obawia się jednak, że te wybory do UE, podobnie jak inne w przyszłości są ważne, ale politycy w całej Europie nie zrobili wiele, by przekonać wyborców do wzięcia w nich udziału. Dodaje, że wielu kandydatów jest słabych, a frekwencja prawdopodobnie będzie niska. Nie wróży to dobrze reformie UE – konkluduje.
O jaką reformę chodzi? We wrześniu ub. r. szef Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker wygłosił swoje orędzie o stanie UE, w którym po raz kolejny zarysował wizję zjednoczonej Europy w obliczu globalnych i wewnętrznych wyzwań. Była ona zbieżna z koncepcją prezentowaną zarówno przez Berlin, jak i Francję, czyli dwa najmocniejsze państwa w UE, wymuszające określony kierunek „wspólnej polityki”.
Juncker wskazał przede wszystkim na potrzebę „oświeconego patriotyzmu” i ganił nacjonalizm. Jak mówił, wszyscy obywatele UE powinni uznać, szanować i bronić tzw. wartości europejskich. By Europa była silna na arenie międzynarodowej, rządy krajowe muszą po raz kolejny zrezygnować z pewnych obszarów suwerenności. Jest konieczne – zdaniem szefa KE – by „mówić jednym głosem”.
Bruksela ma niestrudzenie bronić Agendy 2030 i Porozumienia Paryskiego (umowa klimatyczna z 2015 r. dotycząca dekarbonizacji gospodarki) na świecie. Jednocześnie chce przyspieszyć osiąganie ambitniejszych celów – w stosunku do reszty świata – w zakresie redukcji emisji CO2 do roku 2030. Juncker uznał, że jest to „niezbędne z politycznego punktu widzenia”. Ponieważ „świat jest bardziej niestabilny niż kiedykolwiek (…) nie może być chwili wytchnienia w naszych wysiłkach na rzecz budowy bardziej zjednoczonej Europy” – zaznaczył. Europa ma być źródłem stabilności i przyczyniać się do tego, by inne kraje stały się stabilne. Stąd propozycja dalszego rozszerzania i przyjmowania nowych członków do struktur europejskich. Juncker wskazał też na niespokojne Bałkany Zachodnie, gdzie „musi być przywrócona jedność – raz na zawsze”. Jeśli tak się nie stanie wówczas – w jego przekonaniu – „nasze najbliższe sąsiedztwo będzie kształtowane przez innych, jak np. w Syrii”. – Konflikt w Syrii pokazuje, jak porządek międzynarodowy, który służył Europejczykom tak dobrze po II wojnie światowej, jest coraz bardziej zagrożony (…) Europa nie może już dłużej mieć pewności, że na słowie danym wczoraj można będzie wciąż polegać jutro. Wczorajsze przymierza nie będą już może istnieć jutro – ostrzegał.
Przewodniczący KE podkreślił, że Europa zdecydowanie opowiada się za multilateralizmem w polityce światowej (koncert mocarstw bez dominacji jakiegokolwiek kraju, aluzja do USA).
Wzmocnieniu pozycji UE ma służyć realizacja projektu Europejskiej Unii Obronnej, zainicjowanej w 2014 r. Juncker zastrzegł, że dalsza integracja na polu obronnym – UE bardziej zjednoczona militarnie – ma lepiej chronić bezpieczeństwo obywateli przed wszelkimi zagrożeniami wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi – od terroryzmu po „zmiany klimatyczne”.
Juncker zaznaczył, że w obliczu dzisiejszych wyzwań stojących przed UE, w obliczu globalizacji i cyfryzacji, a także utraty swojej dotychczasowej pozycji, silniejsza integracja zapewni utrzymanie miejsc pracy „w otwartym, wzajemnie połączonym świecie”. Szef KE przekonywał, że w globalnym wyścigu o uzyskanie przewagi na rynku w zakresie cyfryzacji, sztucznej inteligencji i automatyzacji, Bruksela dzięki większym uprawnieniom, może określić nowe normy zarządzania przepływem informacji globalnie.
Przewodniczący KE dużo miejsca w przemówieniu poświęcił „europejskiej suwerenności” i wyjątkowej roli Unii w kształtowaniu nowego porządku międzynarodowego. Domagał się od państw zgody na przekazanie niewybieralnym eurokratom większych uprawnień. Szef KE potwierdził wcześniejsze deklaracje dot. działań, zmierzających do utworzenia wewnętrznego rynku cyfrowego, ściślejszej unii walutowej, bankowej, unii rynków kapitałowych, unii energetycznej zgodnej z wizją porozumienia klimatycznego. Więcej uprawnień i zgoda na głosowanie zwykłą większością ma ułatwić wdrożenie „kompleksowego programu migracji” i unii bezpieczeństwa.
Unia bezpieczeństwa, zakłada – pod pretekstem walki z terroryzmem – nowe zasady usuwania treści uznanych za terrorystyczne w ciągu godziny od pojawienia się ich w sieci. Proponuje również rozszerzenie uprawnień nowej Prokuratury Europejskiej i domaga się przyjęcia przez państwa nowych propozycji uregulowań dotyczących „ochrony wolnych i uczciwych wyborów”.
Większe uprawnienia dla KE konieczne są m.in. w celu zarządzania „uporządkowaną migracją,” w zakresie polityki zagranicznej, kwestii wybranych praw człowieka, misji zagranicznych i podatków.
Więcej uprawnień dla KE jest konieczne, by UE stała się „aktywnym podmiotem, budowniczym, architektem świata jutra”. Juncker wyraził też nadzieję, że w 2024 r. pojawią się ponadnarodowe listy kandydatów do PE. Apelował o walkę z „głupim nacjonalizmem” i promowanie „oświeconego patriotyzmu”, który wyraża się poprzez lojalność wobec Brukseli.
Źródło: foreignaffairs.com., PCh24.pl.,
AS