29 stycznia 2015

Angelina Jolie po raz drugi spróbowała swoich sił jako reżyserka i choć braki warsztatowe w filmie „Unbroken” dość mocno rzucają się w oczy, niemniej jednak stanowi on fenomen, nad którym trudno byłoby przejść obojętnie. Ekranizacja powieści o Louisie Zamperinim została wzięta w krzyżowy ogień krytyki – zarówno z pozycji liberalnych, jak i niektórych środowisk katolickich, z których słychać zarzut, że motyw wiary nie został przez Jolie dostatecznie rozwinięty. Warto zaproponować jeszcze inne spojrzenie…

 

Angelina Jolie, której ciało pokryte jest wytatuowanymi mądrościami, zaczerpniętymi niekoniecznie z Biblii, sięgnęła po temat, którego nie spodziewano by się akurat po niej. Wyreżyserowała obraz opowiadający dzieje niezwykłej walki, toczonej na co najmniej dwóch frontach. Nietypowy film wojenny, jakim jest „Unbroken”, opowiada historię człowieka, który w japońskim obozie jenieckim walczy o wewnętrzną wolność i przezwyciężenie własnej słabości. Równocześnie trwa jednak inna walka… walka Boga o nawrócenie tego człowieka, o zwycięstwo miłości w jego sercu. Ten wątek szczególnie niepokoi media programowo niewrażliwe na chrześcijańskie wartości w sztuce. Co ciekawe, ten sam wątek budzi wątpliwości również w krytykach z drugiej strony barykady.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pod prąd światowym oczekiwaniom

 

O ile można powiedzieć, że w recenzjach zagranicznych film jeszcze jakoś się broni, o tyle trzeba zauważyć, że awangarda postępu polskojęzycznych mediów z wyjątkową bojaźnią – a co za tym idzie, z niespotykaną wrogością – zareagowała na premierę „Niezłomnego”. W co najmniej dwóch tytułach ukazały się recenzje, których autorzy wprost prześcigają się w zniechęcaniu potencjalnych widzów do obejrzenia najnowszego dzieła Angeliny Jolie. Główną osią krytyki uczynili oni niedoskonałości techniczne i braki warsztatowe, zupełnie nie odnosząc się do meritum, czyli do przesłania filmu. A to właśnie ono stanowi ewenement zarówno w karierze Jolie, jak i w repertuarze kina amerykańskiego jako takiego.

 

Czego tak boją się obrońcy laickiego status quo współczesnej kultury? Otóż Jolie, reżyserując ekranizację powieści o olimpijczyku i bohaterze wojennym Louisie Zamperinim, nie tylko ukazała obraz katolickiej rodziny zbuntowanego młodzieńca i nie tylko włożyła różaniec do ręki jego najlepszego przyjaciela z wojska. Zobrazowała przede wszystkim drogę, jaką łaska Boża docierała do serca bohatera, by doprowadzić go do całkowitego zawierzenia Jezusowi Chrystusowi, którego nauki, głoszone z ambony przez kapłana w rzymskim ornacie, jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczał jako dziecko.

 

Droga „od wiary do wiary”

 

Film „Unbroken”, w swojej warstwie duchowej, stanowi odbicie swoistej drogi „od wiary do wiary” Louisa Zamperiniego – od wiary jego matki, modlącej się za syna, którego co i raz przyprowadzał do domu policjant, do wiary, którą on sam odnajduje u kresu drogi, po której Opatrzność prowadziła go poprzez przełamania wszelkich barier, jakie stawiają człowiekowi własna słabość i zewnętrzne zło. Takie treści nieczęsto serwują nam producenci na dużym ekranie…

 

Jeżeli w Hollywood zdarza się pozytywne przedstawianie wiary, to zazwyczaj pojmuje się ją bardzo ogólnikowo, bez związku z jakimkolwiek wyznaniem (co najwyżej z którąś z pełnych sentymentalizmu protestanckich denominacji). W filmie Angeliny Jolie jest inaczej. Obraz człowieka wierzącego jest jednoznacznie pozytywny, a na dodatek wierzącym nie jest ani cukierkowy prezbiterianin, ani bezkonfesyjny szlachetny bohater zafascynowany jakąś mglistą ideą Boga, ale katolik, który w katolickim kontekście odnajduje i przyjmuje po latach wiarę swoich rodziców.

 

Milcząc mówi o Niewidzialnym

 

Co ciekawe, motyw wiary nastręcza wątpliwości także krytykom czującym niedosyt wyeksponowania wątku katolickiego. Rzeczywiście film w specyficzny sposób ukazuje drogę Zamperiniego. Wiara pojawia się w scenie kazania o przebaczeniu w parafii, do której uczęszczał on jako chłopiec. Reprezentuje ją także Phil, który towarzyszy Louisowi w wojnie i w niewoli. Sam główny bohater, choć pyta czasem swego przyjaciela o jego religijność, tylko raz czyni deklarację wiary. Więcej o niej nie mówi, nie przeżywa jej. A przynajmniej tak się wydaje…

 

Wiara nie pozostaje na pierwszym planie i trudno powiedzieć, czy był to zabieg świadomy, czy też faktyczne zaniedbanie ze strony twórców „Niezłomnego”. Można jednak uznać, że w ostatecznym rozrachunku wyszło to filmowi na plus, dodając autentyzmu zmaganiom Zamperiniego. To specyficzne milczenie na temat wiary, by dopiero pod koniec oznajmić jej zwycięstwo, być może najlepiej jak to możliwe mówi o sprawie tak przecież nieuchwytnej, jaką jest droga Bożej łaski do ludzkiej duszy. W obrazie Jolie wiara rodzi się na wstrzymanym oddechu, z zaciśniętymi zębami, w ogniu prawdziwie czyśćcowego doświadczenia na ziemi i to właśnie wyczerpuje znamiona należytego przedstawienia tej kwestii.

 

Podwójne zwycięstwo

 

Gdy ogłoszono koniec wojny, Louis był podwójnym zwycięzcą – wygrał z wrogiem, któremu nie dał się złamać, wygrał też z własną słabością. To udało się przekazać w fabularnej warstwie filmu, chociaż – jak słusznie podkreślają krytycy – samo wykonanie dalekie jest od doskonałości. Skrótowa retrospekcja dzieciństwa i pierwszych młodzieńczych sukcesów Zamperiniego przed wybuchem wojny została przedstawiona nader schematycznie. Niestety również sama dramaturgia pozostawia wiele do życzenia, przez co, szczególnie na początku, trudno płynnie podążać za losami bohatera.

 

Pomimo tych braków – wbrew wszelkim oczekiwaniom – reżyserka „Niezłomnego” stanęła na wysokości zadania i nie powinna wstydzić się swego dzieła, będącego wszak owocem nie tylko studiów nad historią Louisa Zamperiniego, ale również niezwykłej przyjaźni, jaką w ostatnim roku życia protoplasta ekranowego bohatera obdarzył Angelinę, współpracując z nią przy tworzeniu filmu.

 

Na koniec wypada przyznać, iż recenzja celowo nosi nieco prowokacyjny tytuł. Czy Angelina Jolie, rzucając postaci swego filmu na kolana przed Bogiem i wkładając różaniec w ich ręce, sama przekonała się o mocy i skuteczności katolickiej modlitwy? Tego nie wiadomo, choć plotki z planu głosiły o domniemanym cudzie, jaki miał dokonać się podczas kręcenia jednej ze scen. W każdym razie można mieć nadzieję, że przemiana głównego bohatera, którą przedstawiła reżyserka, stanie się inspiracją dla jej własnej przemiany. Zapowiedzią jej własnego zwycięstwa, nie tylko nad filmowymi krytykami.

 

 

Filip Obara

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 160 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram