30 listopada 2015

Program „Rolnik szuka żony” bije rekordy oglądalności. Popularność ta z całą pewnością stanowi dowód tego, iż polski telewidz uwielbia rozrywkę typu reality show, w dodatku mocno osadzoną w rodzimych realiach. Niewykluczone jednak, że „Rolnik…” skutecznie leczy też skołatanego ducha „farbowanego mieszczucha”. Z czego? Z kompleksów względem własnego pochodzenia.


Czterech rolników i rolniczka – w drugim sezonie w rolę „rolnika” wcieliła się bowiem też kobieta – poszukuje drugiej połówki. Zainteresowane (lub zainteresowani) komponują więc listy, dołączają zdjęcia i przesyłają je na wskazane adresy wybranków serca, by wziąć udział w wielkim wyścigu po przychylność i sympatię rolnika.

Wesprzyj nas już teraz!

Wszystko oczywiście przed obiektywami kamer. Są więc pocałunki, czułe słówka, randki – słowem nieco skrócona wersja „Big Brothera”, skrojona idealnie pod polskiego odbiorcę. Próżno szukać tam bowiem wielkich sensacji czy wyrafinowanej gry, nie brak za to pięknych ujęć polskiej wsi w okresie żniw ani też naturalnych – choć miejscami nieco wyidealizowanych – bohaterów. Polska popkultura od jakiegoś czasu uwielbia „konserwatywny” sztafaż, „Rolnik…” zaś jest najlepszym tego dowodem. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że pod sprytnie utkaną zasłonką, skrywają się zgoła mniej przyjemne treści.

Ów flagowy program publicznej telewizji niezwykle skutecznie burzy przecież obraz polskiej wsi, zakorzeniony w głowach mieszkańców miast, niekoniecznie tubylców, ale przede wszystkim ludności napływowej, która właśnie z „małych ośrodków” przytaszczyła z sobą wstydliwy, w ich opinii, bagaż wspomnień, doświadczeń oraz „niemodnego” wychowania. Tacy przybysze, przeprowadziwszy się do miasta na studia i zdobywszy dającą poczucie względnego bezpieczeństwa pracę, nierzadko ochoczo odcinają korzenie, skutecznie rugując z własnej pamięci rodzinne tradycje, religijność, a nawet – tak zdawałoby się oczywistą – znajomość katolickiej obrzędowości. Co to są roraty? Nie mam pojęcia! Msza Święta? Nie znam już niemal żadnej z wypowiadanych nań „formułek”. I tak w kółko, do upadłego.

Program „Rolnik szuka żony” znakomicie oddziałuje na tak ukształtowanego „mieszczucha”. O dziwo, mimo wiejskiego otoczenia i obecności w nim również ludzi starszych, niewiele mówi się w nim o religii, próżno szukać też charakterystycznej dla wiejskich społeczności pruderii, wszak zamiast niej pary przed kamerami w najlepsze i bez żadnych hamulców. Czyż taki program nie wzbudzi sympatii telewidza ochoczo wyśmiewającego się z wiejskiej obyczajowości czy przywiązania do tradycji? Czymże innym, jeśli nie takim programem zafascynuje się „młody, wykształcony mieszkaniec wielkiego miasta”? Współcześnie, nierzadko mimowolnie, pokutuje przecież obraz wsi naszkicowany przez Reymonta, gdzie grzeszność i zepsucie nie są niczym obcym, ale także gdzie żal za grzechy i poczucie przyzwoitości – a mówiąc wprost: Bogobojność – ostatecznie zwycięża ludzką małość. Jak się to ma do jednego z bohaterów programu „Rolnik szuka żony”, który jawi się niczym rubaszny staruszek, szukający po rozwodzie kompletnie niezrozumiałych uciech, w rodzaju starszej pani „z wielką ilością seksapilu”, za którą to „chłopcy się oglądają”?

Na pozór zdaje się to, rzecz jasna, niezwykle zabawne i trudno pozbyć się wrażenia, iż to właśnie dla rozrywki wielu zasiada przed telewizorem w niedzielny wieczór, by obserwować miłosne podboje rolników. Z drugiej jednak strony jest znakiem czasu, że budzącego aspiracje wielu zwykłych ludzi „Big Brothera” zastąpił program, który z rozbudzaniem tychże niewiele ma wspólnego, a jeśli już przemeblowuje ludzką duszę, to raczej lecząc nieuzasadnione kompleksy. TVN-owskie reality show miało dać Polakom poczucie życia w „nowoczesnym kraju”, w którym każdy – nawet największy cham i prostak – może stać się telewizyjnym autorytetem, zyskawszy sobie sympatię i szacunek publiki. „Rolnik…” nie czyni z nikogo gwiazdy, nie lansuje nowych trendów, a raczej kuruje niedzielnymi wieczorami duszę mieszczucha, skołataną świadomością kolejnej wycieczki w korporacyjny świat.

Dla przeżywających kurację jest więc dobra wiadomość. Kończąca się druga seria „Rolnika…” nie kończy programu. Jego sukces przerósł bowiem najśmielsze oczekiwania twórców, którzy już planują trzecią serię. Ku radości wszystkich mieszczuchów.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 240 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram