13 marca 2013

Mocarstwowe marzenia nuklearnego Iranu

(Wojownicze deklaracje Ahmadineżada wywołują obawy Izraela i USA. N/z demonstracja antyirańska w Nowym Jorku. Fot. Anzenberger/Forum)

Niektórym może się wydawać, że USA od zawsze zaliczały Iran do „osi zła”, czyli do swych głównych przeciwników. Nic bardziej mylnego, przez wiele lat po II wojnie światowej Waszyngton miał bardzo dobre relacje z Teheranem. Wszystko zmieniły mocarstwowe ambicje Iranu, który chce dołączyć do grona światowych graczy. Trampoliną do tego ma być broń atomowa.

 

Relacje amerykańsko – irańskie uległy dramatycznej zmianie wraz z przyjściem roku 1979 i wybuchem w tym kraju rewolucji islamskiej. W jej wyniku doszło do zmiany sojuszy – od tego momenty USA stały się wrogiem, a irańscy przywódcy zapragnęli liderować całemu muzułmańskiemu światu, a nawet stanąć na czele „państw niezaangażowanych”. Żeby tego dokonać władze postanowiły przeciwstawić się amerykańskiemu imperium, które od tego momentu postrzegane było jako „wielki szatan”, a także znienawidzonemu przez świat arabski Izraelowi – „małemu szatanowi”. Teheran nie zaakceptował porozumienia Kairu z Jerozolimą i zaczął wspierać ruch arabski: Syrię, radykalnych Palestyńczyków i libański Hezbollah.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wydostać się z perskiego cienia

 

Wcześniej irańscy przywódcy też mieli wielkie regionalne, a nawet światowe ambicje – szach chciał jednak spełnić je u boku Ameryki i rozbudowywał potencjał broni konwencjonalnej, drogę rewolucyjną obrał ajatollah Chomeini, a na dialog międzycywilizacyjny postawił prezydent Chatami. Żadna z tych inicjatyw nie przyniosła rezultatu. Co mogło dać Iranowi pozycję światowego mocarstwa? To samo, co spowodowało, że nietykalnymi stały się takie państwa jak Korea Północna i Pakistan  – czyli broń nuklearna. I to jest, z punktu widzenia marzeń Teheranu, postawienie na właściwego konia. Po osiągnięciu tego celu, to Iran będzie mógł dyktować warunki światu i mieć widoki na „poważniejsze” traktowanie ze strony innych wielkich graczy.

Nuklearne ambicje Iranu budzą zaniepokojenie nie tylko Zachodu, ale także wielu państw bliskowschodnich, którym nie na rękę będzie takie wzmocnienie sąsiada. Nie wszyscy Arabowie chcą go widzieć w roli regionalnego hegemona. Stany Zjednoczone od lat 80. XX wieku, po terrorystycznym ataku na ambasadę w Teheranie, izolują Iran na arenie międzynarodowej i narzucają mu coraz ostrzejsze sankcje. Ani prośbą ani groźbą nie udaje się jak do tej pory skłonić jednak tego kraju do zahamowania procesu wzbogacania uranu, który umożliwiłby produkcję broni nuklearnej. Teheran broni się argumentując, że jego zamiarem jest wybudowanie elektrowni atomowych. Nikogo to jednak nie przekonuje. Atmosferę w ostatnich tygodniach zelektryzowała dodatkowo informacja japońskiej agencji Kyodo, że irańscy naukowcy prawdopodobnie byli obecni podczas przeprowadzania ostatniej próby nuklearnej przez Koreę Północną.

 

Będzie prewencyjny atak?

 

Nerwy zaczynają puszczać Izraelowi, który ma prawo obawiać się wzrastającej potęgi Iranu. Mahmud Ahmadineżad wielokrotnie powtarzał, że należy zniszczyć żydowskie państwo. Jako że kolejna międzynarodowa konferencja w Ałma Acie nie przyniosła żadnych rezultatów, premier Izraela Benjamin Netanjahu ponownie starał się przekonać światowych przywódców, że tylko groźba militarna może skłonić Teheran do ustępstw. – Uważam, iż wspólnota międzynarodowa jest zobowiązana do zintensyfikowania sankcji i jednoznacznego ustalenia, że jeśli Iran będzie kontynuował swój program, nastąpią sankcje militarne. Nie sądzę, by istniały jakiekolwiek inne sposoby na zrealizowanie przez Iran żądań społeczności międzynarodowej – oświadczył Netanjahu.

 

Iran zdaje sobie sprawę, że igra z ogniem, ale widocznie ocenia, że są to tylko słowa, za którymi nie pójdą czyny. Jeszcze przed konferencją podgrzewał atmosferę wiadomością, że odnaleziono na jego terytorium nowe złoża uranu, które będą wykorzystywane w programie nuklearnym. Wyznaczył też kilkanaście potencjalnych lokalizacji dla nowych elektrowni atomowych. Do tej pory łudzono się, że przy niewielkiej liczbie kopalni zasoby uranu w tym kraju wkrótce by się wyczerpały. Odkrycie nowych złóż spowoduje, że Iranowi łatwiej będzie wzbogacić uran do poziomu potrzebnego do produkcji broni atomowej.

 

Czy Stany Zjednoczone byłyby gotowe zaatakować Iran, by zahamować jego prace nad wzbogacaniem uranu? W opinii dr Roberta Rabila, profesora nadzwyczajnego katedry Nauk Politycznych Florida Atlantic University, ani USA, ani państwa Starego Kontynentu nie zdecydują się na konfrontację militarną z Iranem. – Sankcje sankcjami, ale to nie są jeszcze te ramy, w których mógłby się rozegrać scenariusz wojenny. Do takiej sytuacji mogłoby dojść wyłącznie wtedy, gdyby Izrael zdecydował się na ścieżkę wojenną z Teheranem lub został sprowokowany przez Iran. To jedyna możliwość na wciągnięcie Stanów Zjednoczonych w wojnę z Iranem – przekonywał w rozmowie z „Nowym Państwem” (nr 7/8 2012).

 

Poszukiwanie gigantycznej marchewki

 

USA nie palą się do kolejnego konfliktu i wydaje się, że studzą też plany ewentualnego ataku Izraela, który wciągnąłby Amerykę do nowej wojny. A tego boją się jak ognia, mając w pamięci negatywne doświadczenia z Iranu i Afganistanu. „Światowy żandarm” ma już dość bycia oskarżanym o wtrącanie się do każdego konfliktu i ustępuje funkcji rozjemcy (jak w przypadku konfliktów w Libii i w Syrii) innym graczom – z widocznym rezultatem. Co więcej, wielu ekspertów wskazuje, że nie wiadomo czy nie jest już za późno na ewentualny atak prewencyjny, gdyż miejsca, w których trwają prace nad nuklearnym projektem, rozlokowane są w całym Iranie, część z nich znajduje się głęboko pod ziemią, bądź w górach i nie udałoby się ich zniszczyć z powietrza. Atak mógłby też doprowadzić do konfliktu na szeroką skalę. Tym bardziej, że Rosja i Chiny z satysfakcją przyglądają się kłopotom państw zachodnich, niepotrafiących poradzić sobie z tym problemem. Pozostają więc oprócz dotychczasowych negocjacji, gróźb i sankcji działania hakerskie i operacje służb specjalnych. Czy to przyniesie jednak pożądany skutek?

 

O wyjście z patowej sytuacji może być bardzo trudno, gdyż Iran znajduje się już na bardzo zaawansowanym etapie w produkcji broni nuklearnej i ciężko będzie znaleźć odpowiednio twardy kij albo wyjątkowo dużą marchewkę, które przekonałyby go do rezygnacji z upragnionego celu. Dodatkowym minusem jest to, że sankcje, choć powodują zubożenie społeczeństwa i wpływają na podsycanie nastrojów buntowniczych, nie odnoszą pożądanego rezultatu. Były wiceminister spraw zagranicznych prof. Witold Waszczykowski zwracał uwagę w rozmowie z miesięcznikiem „Nasz Głos” (02.2012), że program nuklearny jest akceptowany przez większość społeczeństwa, a nawet przez polityczną diasporę. – Społeczeństwu się wydaje, że prowadzenie takiej polityki nie pociąga za sobą żadnych kosztów, gdyby nagle musiało zapłacić cenę np. nie mogąc wyjeżdżać na studia czy kontaktować się ze swoimi rodzinami żyjącymi w diasporze (z czego czerpie dochody), to być może wtedy odeszłoby od wsparcia programu – zastanawiał się prof. Waszczykowski. Jego zdaniem Amerykanie muszą wyciągnąć rękę do Iranu i zaproponować mu takie rozwiązanie, które pozwoliłoby elicie politycznej tego kraju na spełnienie swoich ambicji. – Kto wie, może udałoby się znaleźć substytut pozwalający Iranowi czuć się w miarę komfortowo. Dać mu poczucie, że ma wpływ przynajmniej na sytuację w regionie. Może wtedy nie musiałby kontynuować programu nuklearnego – oceniał prof. Waszczykowski.

 

Coraz bardziej prawdopodobna wydaje się sytuacja, że już niedługo będziemy musieli zaakceptować fakt zaistnienia kolejnego państwa z bronią nuklearną. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

 

Aleksander Kłos

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie