13 kwietnia 2014

Krzyczeli „Hosanna”, wkrótce będą krzyczeć „Ukrzyżuj Go!”

(By Pietro lorenzetti [Public domain], via Wikimedia Commons)

Kto prawdziwie kocha Boga, powinien towarzyszyć Panu w Jego ostatniej drodze. Ważnym punktem jest dobrze przeżyta Niedziela Palmowa, która wprowadza w klimat Wielkiego Tygodnia – mówi dla portalu PCh24.pl ks. Sebastian Heliosz, wikariusz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Katowicach-Murckach.

 

Kiedy narodził się zwyczaj obchodzenia Niedzieli Palmowej?

Wesprzyj nas już teraz!


Pamiątkę uroczystego wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy obchodzono już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W IV wieku odbywano procesję śladami Jezusa z Betanii przez Górę Oliwną do Jerozolimy. Biskup – patriarcha Jerozolimy, który odprawiał to misterium, tak jak Mesjasz, jechał na osiołku, a wierni trzymali w rękach gałązki palm. Zwyczaj tych procesji dotarł na Zachód w wieku V. Poświęcenie palm wprowadzono w wieku XI.

Niezwykle przeżywano Liturgię Niedzieli Palmowej przed posoborową reformą liturgiczną. Ksiądz wychodzi przed kościół. Bramę świątyni zamyka się. Kapłan uderza w nią trzy razy dużym krzyżem. Wtedy dopiero odrzwia otwierają się i kapłan z uczestnikami procesji wchodzi do wnętrza kościoła, aby odprawić Mszę świętą. Symbol ten przypomina, że zamknięte po grzechu Adama niebo zostało nam otworzone dzięki krzyżowej śmierci Chrystusa.

W ten dzień możemy odczuć w trakcie liturgii pewien dysonans. Z jednej strony jest uroczysta, podniosła i radosna procesja z palmami, a z drugiej strony czytany jest opis Męki Pańskiej. Jak pogodzić ze sobą te dwie sprawy?


Owszem, w zreformowanej po Soborze Watykańskim II pojawia się ten dysonans. Tłumaczyć to można pewną chronologią wydarzeń. Z jednej strony oczekiwany Zbawiciel wjeżdża tryumfalnie do świętego miasta Jeruzalem, z drugiej jest krzyżowany.

Czy nie ma Ksiądz niekiedy wrażenia, że kwestia palemek i wielkosobotniego święcenia pokarmów przysłoniła wielu katolikom religijny wymiar tych dni, zastąpiony elementami tradycji, folkloru?


Takie niebezpieczeństwo spłycenia zawsze istnieje. Mnie osobiście boli fakt, że na święcenie pokarmów przychodzą tak wielkie tłumy, że nie sposób pomieścić ich w kościele, ale potem trudno tych osób szukać na niedzielnej Mszy, albo dzieci ma Mszach szkolnych. Poza tym atmosfera panująca wtedy w świątyni urąga powadze miejsca. Ludzie zachowują się, jakby przyszli do punktu usługowego. Zawsze wtedy podejmuję refleksję nad tym, jak mało w naszym świecie sacrum i jak łatwo można ową pozostałą jeszcze świętość skalać, zepsuć i tak przekazać następnemu pokoleniu.

Jednak jeśli dobrze przeprowadzi się dany obrzęd, to te małe elementy świętości można jeszcze ocalić. Jeśli, zamiast dialogu z dziećmi na temat tego, co mamy w koszyczku, poświęci się czas na wyjaśnienie symboliki potraw, czytanie i komentowanie Słowa Bożego i na modlitwę przy Grobie Pańskim, to efekty okazać się mogą naprawdę pozytywne. Trzeba próbować. Od tego jesteśmy wyświęconymi szafarzami Bożych tajemnic, by tych tajemnic strzec, bronić i dzielić się nimi z ludźmi.

Oczywiście sama tradycja nie jest zła, folklor bywa czasem nawet bardzo pomocny w przekazywaniu wiary dalej, ale nie można na tym poprzestawać. Ciągle trzeba wnikać w głąb, poszerzać swoją wiedzę i ubogacać siebie.

Jak to możliwe, że tłum, który w Niedzielę Palmową krzyczał „Hosanna”, w Wielki Piątek domagał się śmierci Pana Jezusa wołając „Ukrzyżuj Go!”?


Tłum entuzjastów przerodził się w tłum oprawców. Oczywiście można sobie to tłumaczyć tym, że kapłani i faryzeusze, przywódcy narodu, przekupili pewne grupy ludzi, żeby zrobiły przedstawienie, żeby stworzyły klimat sprzyjający wydaniu skazującego wyroku. Z drugiej jednak strony popatrzeć należy szerzej. Oto jest przypowieść o ludzkiej przewrotności, o tym jak łatwo z bożyszcza tłumów stać się pośmiewiskiem, wyszydzonym i odrzuconym człowiekiem. My ludzie tak często popadamy w skrajności, mało w nas zastanowienia, przemyślenia. Tak często sami bezmyślnie coś powtarzamy, tylko dlatego, że to jest modne, popularne. Ciężko jest jak śpiewał Grechuta: „usłyszeć siebie pośród śpiewu tłumu”. Dużą rolę gra tu psychologia owego tłumu. Wyrok na Jezusa został wydany po nawoływaniu tłumu. Tłum, lud zdecydował. Wygrała większość. Większość demokratyczna. Skoro demokratycznie, to wszystko jest w porządku. Takie myślenie dominuje, a to przecież żadne myślenie, tylko jego niecna podróbka.

W trakcie odczytywania Męki Pańskiej w chwili, gdy lektor odczyta słowa o tym, że Chrystus skonał, wszyscy przyklękamy i trwamy w milczeniu. Dlaczego?


Jest to znak uniżenia przed Bogiem, padnięcia na kolana przed tajemnicą Jego śmierci zbawczej. Na kolana upadli wszyscy na Golgocie z powodu trzęsienia ziemi, jakie miało nastąpić w chwili skonania Jezusa. Poza tym jest to piękny gest ukazujący, jaka powinna być moja postawa przed majestatem Boga. Tak też powinniśmy przystępować do spotkania ze Zbawicielem w czasie przyjmowania Komunii Świętej. Tak jest najgodniej, tak jest najbardziej po katolicku.

Jakie zwyczaje w związku z Niedzielą Palmową funkcjonowały lub funkcjonują nadal na Górnym Śląsku i są charakterystyczne dla tego regionu?


Nie ma jakiejś ogólnej śląskiej tradycji, gdyż sam Śląsk jest bardzo różnorodny i jak każde pogranicze łączy w sobie wiele kultur i stylów. Istnieje jednak coś naprawdę charakterystycznego dla naszego regionu, dla mojej śląskiej ojcowizny. Jest to tzw. palma śląska.

„W różnych częściach Śląska w palmie były różne krzaki, ale zawsze powinno być ich przynajmniej pięć – jak pięć ran Chrystusa na krzyżu – a najlepiej siedem, bo siedem mieczów boleści miało symbolicznie przeszyć serce Matki Bożej stojącej pod krzyżem” pisze w książce „Rok śląski” Marek Szołtysek. Co najmniej jeden krzew w śląskiej palmie musiał mieć kolce, w nawiązaniu do cierniowej korony Chrystusa. Nie mogło zabraknąć gałązki wierzby czerwonej, symbolizującej krew Jezusa. Był też krzew zwany kokoczką. Miał on symbolizować koguta, który swoim pianiem przypomniał św. Piotrowi, że zaparł się Chrystusa.

Dziś rozpoczyna się Wielki Tydzień. Jak go przeżyć, by nie był zmarnowanym czasem?


Dla mnie osobiście Wielki Tydzień jest czasem niezwykłym. Od wczesnej młodości traktowałem go naprawdę poważnie, bo to ostatni moment, kiedy można się tak naprawdę wyciszyć, skupić na męce zbawczej Jezusa. Kto prawdziwie kocha Boga, powinien wtedy towarzyszyć Panu w Jego ostatniej drodze. Ważnym punktem jest dobrze przeżyta Niedziela Palmowa, która wprowadza w klimat tego okresu. Potem poszczególne dni powinny budować atmosferę zamyślenia, kontemplacji, wejścia w siebie. Konieczne jest wyciszenie. Polecam znaleźć sobie chociaż kwadrans, żeby przeczytać i rozważyć Ewangelie przypisane na Wielki Poniedziałek, Wtorek i Środę. To fundament.

Potem parafialna celebracja Triduum Paschalnego – Jednego Wielkiego Święta. Zauważmy, że nie ma wtedy, ani w Wielki Czwartek, ani w Wielki Piątek, rozesłania – to znak dla nas, że liturgia ciągle trwa. Przenieśmy przeżywanie, celebrację tego czasu do naszych serc i domów. Wyłączmy na ten czas rozrywkowe kanały, znajdźmy w sobie ciszę. Spędźmy więcej czasu z rodziną. Może warto też wybrać się na spacer i w spokoju patrząc na rozkwitające piękno stworzenia oddać chwałę Stwórcy. To proste rady. Wcześniej chodzić spać, więcej się modlić, znaleźć czas na to, na co nie ma zwykle czasu. No i skończmy robić porządki przedświąteczne już w czwartek popołudniu. Ideałem byłoby zrobienie też do tego dnia zakupów, żeby nic, nawet ta krzątanina, nie zakłócała nam wejścia w krzyżową mękę Zbawiciela. Od nas zależy jak to zrobimy. Im lepiej, tym większe będą duchowe owoce.

Bóg zapłać za rozmowę!


Rozmawiał Kajetan Rajski


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie