4 października 2012

Waldemar Pawlak kontratakuje

(Fot. B. Frydrych/Forum)

Wicepremier, którego luz, spontaniczność i swobodny sposób bycia są przysłowiowe, po raz kolejny okazał się wytrawnym graczem politycznym. Jeśli nie w wymiarze krajowym, to na pewno w skali polskiego ruchu ludowego. Zapowiadając rozmowy z opozycją, dokonał klasycznej ucieczki do przodu. Warto przy takiej okazji zapytać – komu to służy?



Wesprzyj nas już teraz!

 

Kiedy 5 czerwca 1992 roku prezydent Wałęsa desygnował na premiera 33-letniego prezesa Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL , mało kto spoglądając na wystraszoną minę Waldemara Pawlaka mógł spodziewać się, że ten już wkrótce „wybije się na niepodległość”. Wrażenie to potęgował fakt, iż misja tworzenia rządu zakończyła się po, nomen omen, 33 dniach.

Jednak za niewzbudzającą podejrzeń fizjonomią premiera krył się prawdziwy homo politicus, czekający na swoją chwilę. Nadeszła ona bardzo szybko. Jednak nie obejmowanie urzędu premiera, czy wicepremiera przez Pawlaka będzie nas interesowało. Skupmy się na jego karierze w ruchu ludowym.

Szefowie największych partii politycznych w Polsce mogą śmiało powiedzieć – „partia to ja!” Czy Donald Tusk, który pozbył się współkoncertujących z nim przy powstaniu PO tenorów; czy to Jarosław Kaczyński, który obierał powoli pisowską cebulę z kolejnych działaczy, są podawani jako przykład skrajnie wodzowskiego sposobu zarządzania partią. Każdy, kto ośmieli się podnieść rękę na prezesa, czy przewodniczącego, może być pewny, że mu ta ręka co najmniej uschnie.

W cieniu tych partyjnych autokratów pozostaje prezes PSL Waldemar Pawlak. Trzeba jasno powiedzieć, że niesłusznie. Zarządza on, według danych partyjnych, blisko 128 tysiącami członków organizacji. Pod jego skrzydłami rozwijają się struktury terenowe, obejmujące wszystkie województwa i ponoć 90 procent gmin oraz co trzecią wieś. Pawlak dzierży także zaszczytną funkcję Prezesa Zarządu Głównego Ochotniczych Straży Pożarnych RP, które to wraz z równie przyjaznym PSL kołami gospodyń stanowią o sile tej partii w środowiskach wiejskich. Jak widać, by utrzymać tak potężne imperium ludowe, w skład którego wchodzą także liczne agencje rolne i inne rządowe przybudówki (gdzie pod dostatkiem jest działaczy PSL), trzeba nie lada twardziela.

Najwyższą władzą w PSL jest zwoływany co 4 lata Kongres, a między Kongresami – Rada Naczelna. Najwyższym organem wykonawczym – NKW. Ta wiedza jest nam niezbędna, by dokładnie zrozumieć dlaczego Waldemar Pawlak, mimo różnych raf, o które próbowano roztrzaskać jego ludowe przywództwo, wciąż mocno i pewnie dzierży ster. Nawet w najgorszych chwilach – a takich w jego działalności politycznej nie brakowało – pamiętał, by w organach decydujących o zwołaniu kongresu i wykonywaniu jego uchwał zasiadali ludzi mu przychylni.

Kiedy w 1991 roku Pawlak obejmował przywództwo w ruchu ludowym (po działaczu NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” Romanie Bartoszcze) wiedział, że w polityce liczą się tylko ci, którzy mają liczne poparcie w partii. Odcięcie się od ludzi i gra indywidualna może być domeną tylko tych, którzy już posprzątali przedpole. Pawlak wraz z grupą działaczy ZMW przejął władzę w PSL.

Kto dziś pamięta działaczy, którzy próbowali rzucić wyzwanie Pawlakowi? A była ich całkiem liczna grupa. W spektakularny sposób pożegnał się z prezesurą PSL Janusz Wojciechowski. Stało się to tuż po tym, kiedy Rada Naczelna większością głosów nie poparła podpisanego przezeń porozumienia „Zgoda” – o współpracy z ZCHN i profesorem Zbigniewem Religą. Rada Naczelna Stronnictwa po sporym zamieszaniu ostatecznie jednak przyjęła dymisję Wojciechowskiego. On sam został wykluczony z PSL, gdy zakwestionował sprzedaży partyjnej siedziby przy ulicy Grzybowskiej w Warszawie. Wraz z Wojciechowskim szeregi partii opuścili Zdzisław Podkański i Zbigniew Kuźmiuk, prominentni działacze NKW PSL. Obaj za czasów prezesury Wojciechowskiego piastowali funkcję wiceprzewodniczących partii.

Emblematyczne dla wewnątrzpartyjnych rozgrywek były starcia Janusza Piechocińskiego z Waldemarem Pawlakiem. Ich kolejny rozdział obserwowaliśmy w lipcu br., wcześniej doszło m.in. do potyczki w trakcie wyborów delegatów na Kongres w woj. mazowieckim. Wywodzący się z ZMW Piechociński jest obecnie jedynym kontrkandydatem Pawlaka do fotela prezesa PSL. Tym, który mógł rzucić rękawicę prezesowi był do niedawna również minister rolnictwa Marek Sawicki. Jego pozycja w partii skutecznie została zdewaluowana przez aferę taśmową z udziałem byłego prezesa ARR Władysława Łukasika oraz prezesa kółek rolniczych Władysława Serafina. Pierwszy z nich sugerował m.in. nepotyzm i niegospodarność w spółkach Skarbu Państwa, jakich mieli się dopuszczać działacze PSL, uznawani za związanych właśnie z Markiem Sawickim. Abstrahując od oceny postępowania ludowych baronów, trzeba zauważyć iż największą polityczną ofiarą afery padł właśnie Sawicki. Jego zaskakująca dla niego samego dymisja ostatecznie pogrzebała jego szanse na konfrontację z Pawlakiem.

Teraz, wicepremier, zapraszając partie opozycyjne do rozmów chce pokazać się jako samodzielny lider niezależny wobec koalicjanta. Gest ten można rozpatrywać jako sygnał wysyłany do działaczy PSL, którzy zbiorą się już wkrótce na Kongresie PSL – „my som swoi, my som zdrowi, kosy wiszą nad klepiskiem”. Szczególnym adresatem tego komunikatu wydaje się być minister Rostowski, z którym Pawlak już od dłuższego czasu nie może się dogadać. Rostowski torpeduje bowiem sporą część projektów Pawlaka, takich jak np. kasowego rozliczania podatku VAT.

Ten swoisty kontredans Pawlaka, podszczypywanie koalicjanta, szumne medialne zapowiedzi rozmów z opozycją można też interpretować jako puszczanie oka do PiS. Partia Kaczyńskiego, niemogąca raczej liczyć na samodzielne rządzenie, nawet po wygranych wyborach będzie musiała szukać partnera. PSL doskonale się do tego celu nadaje. Pawlak stosował już w przeszłości taktykę na równoczesne bycie i nie bycie w koalicji z SLD. Obecnie sytuacja jest bardziej skomplikowana, gdyż PO ma w zanadrzu RP, którego ewentualna zamiana czerstwego chleba opozycyjnego na rządową stołówkę może ochronić od całkowitego rozbicia i anihilacji. Działania Pawlaka, obliczone na utrzymanie partyjnego status quo, wymagają spokoju. Nie może mu teraz zagrażać jakaś wewnątrzpartyjna konkurencja. Realizując swój plan przed zjazdem PSL i on może więc śmiało powiedzieć: „partia to ja!”


Łukasz Karpiel

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie