18 czerwca 2020

Afro-komuna w Seattle. Utopia wiecznie żywa

(fot. GORAN TOMASEVIC / Reuters)

Nurt socjalizmu utopijnego, charakteryzujący się budową komunistycznych enklaw zniknął równie szybko jak się pojawił. Żadna z zakładanych w pierwszej połowie XIX w. osad nie przetrwała próby czasu. Jednak mało kto przewidywał, że podobne eksperymenty będziemy mogli obserwować dwieście lat później, w samym sercu Stanów Zjednoczonych.

 

Seattle A.D. 2020. Po wyrzuceniu policji i przy cichym przyzwoleniu burmistrza, demonstranci przejęli część miasta i proklamowali anarcho-socjalistyczny byt państwowy pod nazwą CHAZ (Strefa Autonomiczna Capitol Hill). Momentalnie schronienie znalazły tam bojówki Antify, członkowie organizacji Black Lives Matter i młodzież prezentująca cały wachlarz lewicowego spojrzenia na rzeczywistość. Co gorliwsi zaczęli wprowadzać w życie idee państwa zarządzanego w sposób kolektywny, licząc na budowę własnego, wymarzonego „raju na ziemi”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

I smieszno…

Internet podbijają zdjęcia i filmy prezentujące ogród, jaki na jednym z miejskich trawników postanowili kolektywnie urządzić członkowie wspólnoty. Problem w tym, że za sadzenie roślin wzięły się osoby, które chyba nigdy nie trzymały w ręku motyki, a z rolnictwem mieli do czynienia jedynie w filmach i grach komputerowych. Na kilku metrach kwadratowych trawnika rozłożono…kartony, które przysypano warstwą ziemi i zasadzono w niej rośliny. Głównie marihuanę.

 

O dziwo, z inicjatywą wyszedł Marcus Henderson, absolwent Uniwersytetu Stanforda na kierunku odnawialnych źródeł energii i zrównoważonego rozwoju przestrzeni miejskiej. Jego zdaniem trawa nie jest zbyt korzystną dla środowiska rośliną, dlatego przykryto ją kartonem, a „zasadzone” w ten sposób rośliny znajdą dojście do gleby za pomocą specjalnych dziur. Nikt nie spodziewa się, że ogród będzie stanowił początek pola uprawnego, lecz całość odczytywana jest w kategoriach symbolu wskazującego na konieczność redystrybucji ziemi uciskanym przez wieki mniejszościom: głównie czarnym i Indianom.

 

Jak można się domyśleć, szczere chęci i potrzeba chwili nie wystarczyła by utrzymać ogród w rozkwicie. Po kilku dniach wszystkie rośliny uschły. Na miejscu poprzedniego powstał kolejny. Tym razem bez kartonów.

 

Ale czym jest państwo bez prawdziwych granic? Opowiadający się od lat za niekontrolowanym wpuszczaniem imigrantów czy zniesieniem wiz lewicowcy nagle porzucili swoje „ideały” i na obrzeżach CHAZ w mig powstały pełniące rolę granic barykady. Wejść pilnują wolontariusze-strażnicy, a ruch w dwie strony został poważnie utrudniony. Często ze względu na biznes łapówkowy, jaki rozkwitł na obrzeżach terytorium.

 

Każde państwo musi posiadać aparat sadowniczy. Nie inaczej jest w przypadku komunistycznej utopii, jednak z tą różnicą, że miejsce przysięgłych, sędziów, prokuratorów i adwokatów zajęły rady obywatelskie. O przyjęciu do jej grona decydują jednak zupełnie inne kompetencje niż te, nabyte w trakcie wieloletnich studiów prawniczych.

 

Jak dowiadujemy się z wewnętrznych forum obywateli CHAZ, w demokratycznym głosowaniu do każdej rady zostają wybrane trzy osoby. „Aby wyeliminować uprzedzenia”, w ich skład powinien wejść; jeden czarnoskóry mężczyzna, jedna czarnoskóra kobieta i jedna biała kobieta. Jak widać biali mężczyźni, podobnie jak Metysi, Latynosi i inne mniejszości nie spełniają tych – jakże antyrasistowskich – wymogów.

 

Przed rozpoczęciem „służby” każda osoba przechodzi 45-minutowe szkolenie z „wrażliwości i zasad polityki”. Rozstrzygnięcia rad mają póki co charakter doradczy. Jednak „w przyszłości system mógłby ewoluować w bardziej dojrzały, zawierający wiążące rezolucje, odszkodowania, aparat przymusu czy uwięzienie” – czytamy. Ale to nie wszystko. Jak się okazuje skład sędziowski może zmieniać się w zależności od okoliczności. „Po otrzymaniu feedbacku dotyczącego zagadnienia włączenia społecznego, [zdecydowaliśmy, że – red.] w skład Rady wejdzie czarnoskóry mężczyzna, czarnoskóra kobieta, jedna czarnoskóra osoba trans i jedna czarnoskóra osoba niebinarna”.

Jak widać, wszystkie uprzedzenia zostały skutecznie wyeliminowane.

 

I straszno…

Nie trzeba dodawać, że piękne wyobrażenia o świecie równym, sprawiedliwym, pozbawionym uprzedzeń i wyzysku istnieją jedynie w wyobraźni teoretyków marksizmu. Mimo przekazu liberalnych mediów, ukazujących incydent jako okres „lata Miłości”, gdzie kwitnie wzajemna pomoc i poszanowanie, życie w CHAZ to dla niektórych prawdziwe piekło.

Życie w społeczności zdominowała kradzież; codziennie zgłaszane są przypadki zniknięcia sprzętu elektronicznego, ubrań czy pieniędzy. Rady służą doraźną pomocą, lecz w większości ich działania są bezużyteczne. Poszkodowani muszą dociekać sprawiedliwości na własną rękę, ponieważ w promieniu kilku przecznic nie ma policji, oprócz tej powołanej spontanicznie przez samych demonstrantów.

 

A skoro o służbach mowa. Walczący z oddziałami policji miejskiej protestujący przez długi czas krzyczeli, że potrafią rządzić bez niej. Z resztą cały CHAZ powstał w pierwszej kolejności jako rzeczywisty wymiar sprzeciwu wobec władzy sprawowanej za pomocą aparatu siły. Dzisiaj ci sami ludzie powołują własne oddziały wolontariuszy, z tą różnicą, że nie kierują się skodyfikowanym prawem, nie posiadają lidera ani określonej hierarchii. Część z nich zdaje się sprawować funkcję „tajnych służb”, mających przyzwolenie społeczności na posiadanie broni. Są też i obywatele „równiejsi”, tacy jak np. czarny raper o pseudonimie RAZ, który uzbrojony w karabin AK-47 ogłosił się samozwańczym wodzem społeczności. Jednak obywatele nie czują się ani trochę bardziej bezpieczni, o czym świadczą liczne apele o niepozostawianie cennych rzeczy bez opieki, czy zamykanie namiotów podczas nieobecności (na marginesie, bardzo skuteczna metoda).

 

Realną władzę na obszarze sprawują jednak bojówki Antify, posiadające know-how w takich sprawach jak walki uliczne czy ogólne posługiwanie się przemocą. Nagrania w internecie pokazują, jak rzekoma „policja” przymyka oko na akty niesprawiedliwości poczynione białym. W niektórych przypadkach nawet, kradzieże usprawiedliwiane są koniecznością zaprowadzenia „sprawiedliwości dziejowej”.

 

„W związku z tym, że nie wiesz co do końca stało się z twoimi rzeczami, nazywanie tego kradzieżą jest nie do końca uczciwe” – pisze jeden z użytkowników forum. „Może jest tak, że obywatel pozostający w niekorzystnej sytuacji był w większej potrzebie posiadania tych dóbr niż ty, a o to właśnie chodzi w naszej społeczności. Wiem, że ciężko to słyszeć, ale potraktuj to jako nieplanowaną donację. Dzisiaj uczyniłeś dobro, jestem z ciebie dumny” – dodaje, wcale nie żartując.

 

W innymi miejscu jeden z przywódców ruchu Black Lives Matter wzywa każdą białą osobę do przekazania 10 dolarów dla wybranej, jednej osoby czarnoskórej. „Jeżeli teraz macie z tym problem (…) zadajcie sobie pytanie czy w przyszłości będziecie w stanie ponieść większe ofiary; oddać ziemię, część władzy i własności (…) jeżeli nadal macie z tym problem, myślę, że znajdujecie się w niewłaściwym miejscu” – szantażował uczestników jednego z wieców.

A co w przypadku, gdy nie będą chcieli „się podzielić”? Z historii wiemy jak rozwiązywano takie problemy.

 

Lekcja na przyszłość

Amerykańskie środowisko konserwatywne bagatelizuje socjalistyczny eksperyment. Na ich miejscu jednak nie byłoby mi do śmiechu. Widok ogromnej rzeszy myślących podobnie osób, niosących na ustach antycywilizacyjną agendę i tylko czekających na znak do wymierzenia „sprawiedliwości dziejowej” pokazuje wewnętrzny rozkład amerykańskiego społeczeństwa. Jak mawiał prof. Chodakiewicz, opanowujący uniwersytety „marksizm-lesbianizm” prowadzi do wytworzenia nowej „inteligencji”, która już za kilka lat decydować będzie o przyszłości USA. A wiemy, że prawdziwi wojownicy hartują się w boju. Mimo, że CHAZ wygląda z zewnątrz na niewinną zabawę, którą na dniach rozgoni wojsko i policja, to wspomnienie „raju” w wielu umysłach pozostanie wiecznie żywe.

 

Tym, czym dla pokolenia ’68 była Sorbona, Berlin czy Woodstock, tym dla „pokolenia ‘20” może być CHAZ i George Floyd. Tamtejsi hippisi ścięli włosy, dzwony i chusty zamienili na garnitury, skończyli uniwersytety i dzisiaj swoją seksualną rewolucję serwują ze szczytów międzynarodowych instytucji. Jednak jak sami wskazują, rewolucji maja ’68 r. nie udało się przeprowadzić do końca. Być może uczynią to ich amerykańscy następcy pół wieku później.

 

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie