14 kwietnia 2020

Komu służy histeryczna wdzięczność po wylądowaniu w Warszawie transportu „chińskiego wsparcia”?

(Źródło: tvp.info (tvpstream.vod.tvp.pl))

W pierwszych godzinach po wylądowaniu w Warszawie transportu z ZAKUPIONYMI w Chinach środkami koniecznymi do walki z koronawirusem część polskich mediów zachowywała się jak nastoletnia fanka gwiazdy pop, która płacze ze szczęścia, gdyż idol podczas koncertu uśmiechnął się do niej. Ani to poważne, ani odpowiedzialne.

 

Jeszcze radość czy już histeria?
W sytuacji otrzymania wsparcia wdzięczność jest reakcją jak najbardziej naturalną i właściwą. Nie może towarzyszyć jej jednak histeria i emocjonalne rozdygotanie. Zdobywanie przez nasz kraj pilnie potrzebnych towarów stanowi zjawisko pozytywne, jednak nie zapominajmy, że pandemiczna zawierucha to dla wielu państw okazja do osiągania politycznych celów. Możemy zakładać, że tak jest i w tym wypadku.

Wesprzyj nas już teraz!

Największy na świecie samolot transportowy wylądował w Polsce. Oczywiście takie sformułowanie wywołuje emocje, szczególnie, że nie chodzi o transport cukierków, a środków ochrony osobistej skierowanych do kraju walczącego z chorobą zakaźną i w którym zapotrzebowanie na maseczki i rękawiczki jest obecnie na poziomie zbliżonym do studni bez dna. Czy jednak lądowanie w Warszawie należącego do ukraińskiej firmy specjalizującej się w transporcie lotniczym giganta An-225 Mrija to wydarzenie zasługujące na tak wielką uwagę, jaką poświęciły mu polskie media – na transmitowanie na żywo jego lądowania, na uprzednie gorączkowe zapowiedzi tego faktu i na zajmowanie przez tę informację (entuzjastycznych) czołówek portali informacyjnych? Oraz czy euforia polskich oficjeli to zachowanie przystające do pełnionych przez nich godności?

 

Oczywiście media nie mogły milczeć o tak dużym transporcie, jednak relacjonowanie lądowania na żywo ma w sobie wiele z przesady i rodzi wrażenie, jak gdyby bez tych (zakupionych!) towarów wszyscy Polacy mieliby umrzeć na COVID-19, a dzięki niej nikomu włos z głowy nie spadnie. Tymczasem zakupione środki ochrony osobistej, jakkolwiek niezwykle cenne, to kropla w morzu potrzeb, których zaspokojenie wymagałoby zapewne wielu lądowań tego typu samolotów wypełnionych po brzegi sprzętem. Codziennie.

 

Chiny wobec koronawirusa
Czy więc nasze media nieświadomie uczestniczą w procesie poprawiania wizerunku komunistycznych Chin w oczach Polaków? Istnieje takie ryzyko, chociaż oczywiście bez wiarygodnych badań opinii publicznej nie można jednoznacznie orzec, czy w ostatnich godzinach zaszły w tej materii jakieś istotne zmiany. Niewątpliwie natomiast działania Pekinu niosącego pomoc dotkniętym pandemią narodom Europy spowodowały częściowe i postępujące wymazanie z pamięci wielu osób faktu istotnego dla całego obecnego kryzysu: wirus pojawił się w chińskim mieście Wuhan i stamtąd rozlał się na cały świat.

To jednak nie wszystko, gdyż głosów o początkowym bagatelizowaniu zagrożenia przez „czerwone” władze ChRL nie sposób lekceważyć. O ich zasadności niech świadczy fakt represji, jakie dotknęły doktora Li Wenlianga. To on – jeszcze w grudniu roku 2019 – spostrzegł, że świat ma do czynienia z nieznanym dotąd wirusem podobnym do SARS. Za alarmowanie społeczeństwa komuniści „wynagrodzili” go represjami. W końcu zakażony koronawirusem lekarz zmarł, zostawiając piękny testament. Był wszak chrześcijaninem i przed śmiercią napisał: „Do zobaczenia, moi drodzy. Z Bogiem, Wuhan, moje rodzinne miasto. Mam nadzieję, że po tej katastrofie przypomnisz sobie, że ktoś próbował powiadomić cię o prawdzie jak najwcześniej było to możliwe. Mam nadzieję, że po tej katastrofie nauczysz się, co znaczy być prawym. Już nigdy więcej odważne osoby nie powinny cierpieć ze strachu bez końca i z głębokiego i beznadziejnego smutku. Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem, a teraz czeka na mnie wieniec sprawiedliwości (2 Tm 4,7; Pismo Święte)”. Widzimy więc wyraźnie, że człowiek, który nie bał się stanąć w prawdzie w obliczu zakłamanego reżimu, a za walkę z SARS-CoV-2 zapłacił najwyższą cenę, mówił wprost o byciu prawym.

Jak więc z perspektywy prawości i nieprawości oceniać obecne działania Chin? Bez wątpienia błądzić jest rzeczą ludzką i każdy może się pomylić. Być może więc niosąc teraz pomoc Europie rządzący w Pekinie komuniści chcą odpokutować swoje winy. Po chrześcijańsku jest im wybaczyć i przyjąć sprzedawane towary – choć wskazanym byłoby też jednoznaczne przyznanie się do win i skrucha. Nie po chrześcijańsku byłoby jednak rezygnować ze światłych wskazań ludzkiego rozumu, który w oparciu o doświadczenie podpowiada, że w relacjach z totalitarnym reżimem należy zachować daleko posuniętą ostrożność (szczególnie, że ChRL przynajmniej raz już w sprawie epidemii kłamała!!!).

 

Wielkie wsparcie i jeszcze większa polityka
W ten sposób dochodzimy do refleksji, zgodnie z którą Chiny mogą nie tylko chcieć naprawić wyrządzone zło i wymazać z pamięci narodów dotkniętych koronawirusem skojarzenie z Państwem Środka całej plagi nieszczęść które nas spotkały – izolacji, bolesnych obostrzeń, gospodarczych trudności czy nawet choroby i śmierci bliskich. Mogą chcieć pójść dalej – przejść z defensywy do ofensywy, z roli głównego winnego do roli ostatniej nadziei, a przez to uzyskać w Europie wpływy, o których kilka miesięcy chińscy komuniści wydawali się jedynie marzyć.

Jak słusznie zauważył kilka dni temu na łamach PCh24.pl redaktor Jakub Majewski, Chińczycy – dzięki rozbudowywanej od lat dyplomacji twitterowej – mogli w czasach pandemii rozpocząć działania, o jakich przed laty Sowieci nie mieli prawa nawet marzyć. Chodzi o implementowanie swojej narracji w mediach świata zachodniego.

„Dzięki takim działaniom, w mediach wkrótce wyciszono krytykę chińskich błędów – w Ameryce wręcz udało się doprowadzić do tego, że media krytykowały prezydenta za rzekomy rasizm objawiający się wskazywaniem chińskiej proweniencji wirusa. Zamiast o błędach, mówiono wręcz z zazdrością o chińskich sukcesach, czyli o bezwzględnych, autorytarnych środkach jakich użyto, aby stłumić chorobę, a przy których nawet najostrzejsze działania zachodnich rządów wydawały się żałośnie nieskuteczne” – pisał Jakub Majewski.

„Tymczasem jednak, opanowawszy u siebie pierwszą falę choroby, Chiny nareszcie dysponowały nadwyżką zasobów medycznych, które natychmiast zaczęto wysyłać do Europy. Cel tej pomocy staje się oczywisty, gdy widzimy z jaką troską chińskie ambasady dbają o to, aby o wsparciu było jak najgłośniej. Dla przykładu, Włochy są obecnie odbiorcami wsparcia z Chin, ale również z Niemiec – tyle tylko że o chińskiej pomocy słyszeli wszyscy, a o niemieckiej, zaledwie niewielu. Gdy zaś okazało się, że sprzęt wysłany do Hiszpanii był w większości wadliwy, głośniej było o natychmiastowej obietnicy zastąpienia trefnego towaru aniżeli o samych wadach” – zauważył autor tekstu pt. „Haczyk ukryty w respiratorze, czyli rzecz o chińskiej pomocy” (całość można przeczytać TUTAJ – polecam gorąco!).

Zdaniem Jakuba Majewskiego „Chinom zależy na poprawie wizerunku – ale znacznie bardziej zależy im na tym, aby wykorzystać obecny kryzys dla swojego długofalowego celu jakim jest redukcja amerykańskich wpływów w Europie – ba, na świecie – i zastąpienia ich własnymi”.

 

Chłodny umysł i cena niepodległości
Dlatego też koniecznie należy ostudzić reakcje spowodowane wylądowaniem w Warszawie samolotu An-225 Mrija. Sprzęt – oczywiście – jest przydatny i w jakiejś mierze ułatwi skuteczną walkę z wirusem, jednak państwa poważne, a do takich bez wątpienia należy Chińska Republika Ludowa, mają swoje interesy i dążą do ich realizacji także (a może przede wszystkim!) w trudnych okolicznościach.

My natomiast powinniśmy pozostawać otwarci na współpracę z państwami gotowymi udzielić nam pomocy, jednocześnie pamiętając, że otrzymywanie czy kupowanie sprzętu i środków ochrony to obecnie działania pilne, to reakcja na kryzys. Długofalowo musimy natomiast odrzucić ideologiczne mrzonki o europejskiej czy światowej solidarności i stawiać na produkcję we własnym kraju. Dotyczy to zarówno żywności, wysokich technologii jak i lekarstw i sprzętu medycznego. Być może owa strategia samowystarczalności w krótkoterminowym bilansie sprawi, że „będziemy w plecy”, ale przecież poważne państwa nie patrzą na rzeczywistość wyłącznie w perspektywie najbliższych wyborów.

Za niepodległość – polityczną, gospodarczą czy duchową – często trzeba słono płacić. Jednak w perspektywie długoterminowej jest to inwestycja opłacalna.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie