27 kwietnia 2019

Kardynał Müller w obronie Benedykta XVI: to najważniejsza postać w walce z kryzysem

„Niektórzy ideolodzy wystawili na pokaz swoją własną słabą moralność i intelekt, a nawet pozwolono im wylać swoją nienawiść i pogardę na platformie finansowanej przez Niemiecką Konferencję Biskupów” – napisał kard. Gerhard Müller w artykule, w którym broni listu papieża Benedykta XVI na temat kryzysu w Kościele w sferze seksualnej.

 

PRZECZYTAJ TEKST BENEDYKTA XVI O KRYZYSIE W KOŚCIELE

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kardynał Gerhard Müller przypomniał, że Benedykt XVI a wcześniej Jan Paweł II byli papieżami, którzy rozpoczęli walkę z wykorzystywaniem seksualnym w Kościele. Hierarcha przypomniał o dokumencie Motu proprio „Sacramentorum sanctitatis tutela” (2001), a także podkreślił, iż Benedykt XVI „był i jest najważniejszą postacią w walce Kościoła z kryzysem”. „Ma najszersze spojrzenie i najgłębsze rozeznanie tego problemu, jego przyczyn i historii” – napisał kardynał.

 

Były prefekt Kongregacji Nauki i Wiary podkreślił, że „Benedykt XVI jest zdolny do głębszej refleksji teologicznej niż jego krytycy, którym brakuje szacunku i są ideologicznie zaślepieni”.

 

Kard. Müller ocenił, że przedstawiciele episkopatów, którzy w sprawie kryzysu Kościoła spotkali się w lutym, w Rzymie, powinni „zasygnalizować początek dotarcia do korzeni zła nadużyć”. Zdaniem hierarchy, obok wstrząsających relacji ofiar wykorzystywania, które pojawiły się na lutowym zgromadzeniu, pojawiło się także wiele analiz, które kardynał ocenił jako „ogólnikowe” i „wymijające”. Tłumaczenie pedofilii czy grzechu homoseksualizmu w seminariach celibatem czy hierarchicznym ustrojem Kościoła, duchowny określił mianem używania „modnych haseł, prefabrykowanych szablonów mających swe źródło w perspektywie zawężonej przez ideologię”.

 

„Wszystkim sprytnym, ale próżnym próbom uzależnienia przestępstw indywidualnych od dyspozycji ogólnych brakuje podstaw empirycznych: przestępstwa w żaden sposób nie mają swego źródła w sakramentalnej strukturze Kościoła, lecz są z nią sprzeczne. Wszyscy, którzy tak twierdzą, ujawniają jedynie własną niezdolność i niechęć do uczciwego omawiania wkładu i propozycji Benedykta dotyczących tego wybuchowego tematu” – czytamy w tekście kard. Müllera.

 

Kardynał Müller odniósł się do zarzutów, że za grzech pedofilii w Kościele odpowiada „klerykalizm” czyli zbytnie przywiązanie do tego, co mówią przedstawiciele Kościoła z pominięciem nauczania Chrystusa.

 

„Oskarżenie o >klerykalizm< można łatwo skierować na innych, ale jak na ironię wielu z tych, którzy go używają, by zaatakować innych, sami są za niego odpowiedzialni: kto jako biskup żąda, aby jego duchowni rozdawali Komunię Świętą osobom, które nie są w pełnej jedności z wiarą Kościoła lub tym, którzy muszą zostać uwolnieni od grzechu ciężkiego poprzez pokutę, zanim będą mogli przystąpić do Komunii Świętą osobom, które nie są w pełnej jedności z wiarą Kościoła lub tym, którzy muszą zostać uwolnieni od grzechu ciężkiego poprzez pokutę, zanim będą mogli przystąpić do Komunii św., sam jest hiper-klerykałem. Nadużywa władzy danej mu przez Chrystusa, aby zmusić innych do działania przeciwko przykazaniom Chrystusa, nawet grożąc karami kościelnymi. W takich przypadkach reguła apostolska >Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi< – stosuje się również w Kościele” – zwrócił uwagę hierarcha.

 

Duchowny nie ukrywał, że krytycy Benedykta XVI i jego spojrzenia na problem grzechu wykorzystywania seksualnego w Kościele związania są przede wszystkim z niemieckim episkopatem. „Niektórzy ideolodzy wystawili na pokaz swoją własną słabą moralność i intelekt, a nawet pozwolono im wylać swoją nienawiść i pogardę na platformie finansowanej przez Niemiecką Konferencję Biskupów. Wbrew swej woli, tacy autorzy dają więcej dowodów na diagnozę Benedykta, niż typ teologii moralnej, która przez długi czas nie była katolicka, a upadła” – napisał kard. Müller.

 

Co więcej, duchowny wprost stwierdził, że jeśli ktokolwiek „próbuje zastąpić nauczanie moralne Kościoła, oparte na prawie naturalnym i Bożym objawieniu” czyniąc to „na plecach młodych ofiar przestępstw seksualnych”, ten „tworzy herezję i schizmy” a także „otwarcie nakłania do apostazji”.

 

Kardynał zaznacza, że przestępstwa seksualne w Kościele to efekt działalności osób, którzy odrzucili nauczanie Kościoła, a odpowiadają za te grzechy m.in. te osoby, które wypaczyły sumienie grzeszników do tego stopnia „że już nie wiedzieli, czym są grzechy ciężkie”.

 

Były urzędnik watykański ocenił również, że obecnie nie brakuje osób, które – choć nie czynią tego wprost – sugerują, iż wykorzystywanie seksualne ma w Kościele miejsce nie z powodu grzechu, lecz dlatego, że „Bóg rzekomo składa na nas zbyt duże ciężary”. Te same osoby mają, w ocenie kard. Müllera, zachęcać to wymyślenia nowej moralności seksualnej, która „byłaby zgodna z odkryciami współczesnych nauk humanistycznych”. „Czy cudzołóstwo może być dobre tylko dlatego, że zdechrystianizowane społeczeństwo myśli o tym inaczej?” – pyta w tekście kardynał.

 

Duchowny nie ma wątpliwości, że do święceń powinno się dopuszczać wyłącznie tych kandydatów, którzy „spełniają wymagania naturalne, są zdolni intelektualnie i moralnie oraz wykazują duchową gotowość do oddania się na służbę Panu”. W opinii kard. Müllera, nie mogą to być osoby skłonne do czynów niemoralnych, zwłaszcza „wymierzonych przeciwko miłości małżeńskiej i płodności”.

 

Przeczytaj cały tekst kard. Müllera, który ukazał się na łamach portalu The First Things:

 

Papież Franciszek jest zadowolony z głębokiej analizy Benedykta XVI przyczyn kryzysu wykorzystywania w Kościele i jest wdzięczny swojemu poprzednikowi za wskazanie wniosków, które muszą wyciągnąć osoby stojące na odpowiedzialnych stanowiskach. Benedykt XVI ma bogate doświadczenie w tych kwestiach: od swojej posługi kapłańskiej (od 1953 r.)[faktycznie od 1951 r. – KAI], Jako profesor teologii (1957 r.), Jako biskup (1976 r.) [faktycznie od 1977 r. – KAI], jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary za pontyfikatu Jana Pawła II (1981–2005) i jako papież (2005–2013).

 

W Kościele kluczowym narzędziem w walce z wykorzystywaniem seksualnym jest Motu proprio „Sacramentorum sanctitatis tutela” (2001). Prawo to sięga czasów Jana Pawła II i Josepha Ratzingera, dowodząc, że Benedykt był i jest najważniejszą postacią w walce Kościoła z tym kryzysem. Ma najszersze spojrzenie i najgłębsze rozeznanie tego problemu, jego przyczyn i historii. Jest w lepszej sytuacji niż wszyscy niewidomi, którzy chcą prowadzić innych niewidomych – nie chodzi o prawdziwych ślepych, wobec których Jezus ma miłosierdzie, ale tych, przed którymi ostrzega, ponieważ widzą, a jednak nie chcą widzieć (por. Łk 6, 39; Mt 13,13).

 

W wieku 92 lat Benedykt XVI jest zdolny do głębszej refleksji teologicznej niż jego krytycy, którym brakuje szacunku i są ideologicznie zaślepieni. Jest zdolny, by podejść bliżej do źródła ognia, który podpalił dach Kościoła. Katastrofalny pożar w Paryżu, w jednym z najbardziej czcigodnych domów Bożych w chrześcijaństwie, ma również znaczenie symboliczne: sprawia, że ponownie doceniamy pracę dobrych strażaków, zamiast obwiniać ich za szkody spowodowane wodą w trakcie gaszenia płomieni. Odbudowa i odnowienie całego Kościoła może odnieść sukces tylko w Chrystusie – jeśli oprzemy nasze ukierunkowanie na nauce Kościoła odnośnie do wiary i moralności.

 

Niedawne zgromadzenie przewodniczących konferencji episkopatów w Rzymie (21–24 lutego 2019 r.) powinno zasygnalizować początek dotarcia do korzeni zła nadużyć. Tylko jeśli dojdziemy do tych korzeni, Kościół może w Jezusie odzyskać wiarygodność jako sakrament odkupienia dla świata i ponownie przekazywać wiarę dającą zbawienie, jednoczącą nas z Bogiem. Niestety, praktyczne wnioski wyciągnięte z tego zgromadzenia nie zostały jeszcze podane do wiadomości publicznej, a więc Konferencja Biskupów USA nie może jeszcze wprowadzić w życie zawieszonych środków.

 

Raporty o doświadczeniach ofiar, które doznały wykorzystywania ze strony osób konsekrowanych, wstrząsnęły uczestnikami zgromadzenia. Ale również niepokojące były ogólnikowe i wymijające analizy niektórych mówców oficjalnych. Było to z pewnością następstwem zgromadzenia, które nie pozwalało niektórym najbardziej kompetentnym kardynałom zabrać głosu – jak kard. Seán O’Malley, przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich lub kard. Luis Ladaria, prefekt Kongregacji Nauki Wiary.

 

Każdy proces kanoniczny w przypadku poważnych przestępstw seksualnych obejmuje setki stron materiału źródłowego. Przedstawia wiedzę empiryczną na temat schematów działania, która pozwala wyciągnąć wnioski na temat profilu sprawców i typowych okoliczności. I odwrotnie, aby wyjaśnić zjawisko „klerykalizmu” lub „presji seksualnej spowodowanej celibatem, a rozładowywanej na dzieciach”, jako powiązanej z „hierarchicznym ustrojem Kościoła” i „świętością kapłaństwa”, to używanie modnych haseł, prefabrykowanych szablonów mających swe źródło w perspektywie zawężonej przez ideologię. Takie wyjaśnienia podważają zerową tolerancję jako jedyną prawidłową politykę. Wykorzystywanie seksualne nastolatków lub nawet dorosłych seminarzystów nie może być tolerowane w żadnych okolicznościach, nawet jeśli sprawca chce się usprawiedliwić, wskazując na wzajemną zgodę dorosłych. Tylko ścisłe przestrzeganie dyscypliny kościelnej i surowe kary mogą zniechęcić potencjalnych sprawców i dać ofierze poczucie, że została przywrócona sprawiedliwość.

 

Oskarżenie o „klerykalizm” można łatwo skierować na innych, ale jak na ironię wielu z tych, którzy go używają, by zaatakować innych, sami są za niego odpowiedzialni: kto jako biskup żąda, aby jego duchowni rozdawali Komunię Świętą osobom, które nie są w pełnej jedności z wiarą Kościoła lub tym, którzy muszą zostać uwolnieni od grzechu ciężkiego poprzez pokutę, zanim będą mogli przystąpić do Komunii św., sam jest hiper-klerykałem. Nadużywa władzy danej mu przez Chrystusa, aby zmusić innych do działania przeciwko przykazaniom Chrystusa, nawet grożąc karami kościelnymi. W takich przypadkach reguła apostolska „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” – stosuje się również w Kościele (Dz 5, 29, por. Wspólna deklaracja biskupów niemieckich przeciwko władzom Prus ingerującym w sprawy Kościoła, DH 3115).

 

Wszystkim sprytnym, ale próżnym próbom uzależnienia przestępstw indywidualnych od dyspozycji ogólnych brakuje podstaw empirycznych: przestępstwa w żaden sposób nie mają swego źródła w sakramentalnej strukturze Kościoła, lecz są z nią sprzeczne. Wszyscy, którzy tak twierdzą, ujawniają jedynie własną niezdolność i niechęć do uczciwego omawiania wkładu i propozycji Benedykta dotyczących tego wybuchowego tematu. Niektórzy ideolodzy wystawili na pokaz swoją własną słabą moralność i intelekt, a nawet pozwolono im wylać swoją nienawiść i pogardę na platformie finansowanej przez Niemiecką Konferencję Biskupów. Wbrew swej woli, tacy autorzy dają więcej dowodów na diagnozę Benedykta, niż typ teologii moralnej, która przez długi czas nie była katolicka, a upadła.

 

Najbardziej nikczemnym oskarżeniem jest twierdzenie, że Benedykt utrudnia walkę papieża Franciszka z nadużyciami – chociaż Franciszek nie czyni i nie może czynić nic innego, jak kontynuować środki przyjęte przez swojego poprzednika i chronić siebie oraz Kongregację Nauki Wiary przed zgubnymi próbami tych wszystkich, którzy chcą bagatelizować i ukrywać. Benedykt, który mówi prawdę, nie przyczynia się do schizmy – ale przeciwnie ci wszyscy, którzy tłumią prawdę i kryją się za słownictwem psychospołecznym. Ktokolwiek, na plecach młodych ofiar przestępstw seksualnych, próbuje zastąpić nauczanie moralne Kościoła, oparte na prawie naturalnym i objawieniu Bożym, wytworzoną samemu moralnością seksualną zgodnie z egoistyczną zasadą przyjemności z lat siedemdziesiątych, nie tylko tworzy herezję i schizmy, ale otwarcie nakłania do apostazji.

 

Łamanie Bożych przykazań zawsze miało miejsce. Ale seria przestępstw seksualnych między rokiem 1960 a 1980, popełnianych przez kapłanów, którzy na mocy święceń nauczają, rządzą jako pasterze i uświęcają wiernych w osobie Chrystusa (Vaticanum II, Presbyterorum ordinis 2), jest szczególnie poważna. Takie występki poprzez przestępstwa seksualne powodują nie tylko krzywdę, ale przede wszystkim głęboko szkodzą wiarygodności całego Kościoła i zagrażają wierze ofiar w Boga oraz ich naturalnemu zaufaniu do sług Chrystusa. Znaczna liczba tych przestępców nie miała poczucia winy i nie znała lub wprost odrzuciła nauczanie, zgodnie z którym akty seksualne z osobami małoletnimi lub dorosłymi poza małżeństwem są moralnie naganne. Kto wypaczył ich sumienie do tego stopnia, że już nie wiedzieli, czym są grzechy ciężkie, przez które „Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, … nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor 6,9) ?

 

Skandal osiąga apogeum, gdy obwinia się nie tych, którzy łamią Boże przykazania, lecz w zamian same przykazania czyni się odpowiedzialnymi za ich przekraczanie: przyczyną grzechu staje się Bóg, który rzekomo składa na nas zbyt wielki ciężar. Oczywiście nikt nie mówi tego bezpośrednio w ten sposób. Natomiast Kościół jest oskarżany o interpretowanie przykazań Bożych w sposób przestarzały. Dlatego mówi się, że musimy teraz wymyślić (lub, jak ujmuje się to eufemistycznie „dalej rozwijać”, czyli „fałszować”) nową moralność seksualną, która byłaby zgodna z odkryciami współczesnych nauk humanistycznych, moralność która „filantropijnie” pozostawiałaby nietkniętą faktyczną rzeczywistość życia ludzi. Czyniąc takie propozycje łatwo zapomnieć o tym, co w inny sposób łatwo przyznać: mianowicie, że nie istnieje „obiektywna” nauka empiryczna bez żadnych założeń, a leżąca u jej podstaw antropologia zawsze wpływa na sposób interpretacji danych badawczych. Moralność dotyczy odróżniania dobra od zła. Czy cudzołóstwo może być dobre tylko dlatego, że zdechrystianizowane społeczeństwo myśli o tym inaczej, niż ujęło to szóste przykazanie?

 

Kiedy Paweł mówi, że w konsekwencji odrzucenia Stwórcy i pogardy grzeszników dla Boga, „mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd” (Rz 1,27 ), ma on na myśli to, o czym najwyraźniej mówi. Skąd egzegeci wiedzą, że za oczywistym znaczeniem tych słów kryje się coś innego, a nawet całkowite ich przeciwieństwo? W czynach niemoralnych, zwłaszcza wymierzonych przeciwko miłości małżeńskiej i jej płodności, Paweł wykrywa odrzucenie Boga, ponieważ wola Stwórcy nie jest uznawana za miarę naszego dobra. Dla życia Kościoła ma to jeszcze jedną ważną konsekwencję: możemy dopuścić do święceń kapłańskich tylko kandydatów, którzy zarówno spełniają wymagania naturalne, są zdolni intelektualnie i moralnie i wykazują duchową gotowość całkowitego oddania się na służbę Panu.

 

Jak słusznie podkreśla Benedykt XVI, możemy odwrócić się od fałszywych dróg, jeśli rozumiemy męską i żeńską seksualność jako Boży dar, który nie służy narcystycznej przyjemności, ale ma swój prawdziwy cel w miłości między małżonkami i odpowiedzialności za rodzinę. Jedynie w szerszym kontekście erosa i agape seksualność ma moc budowania osoby ludzkiej, Kościoła i państwa. W przeciwnym razie powoduje zniszczenie. Jedynie materialistyczny i ateistyczny punkt widzenia postrzega dobrowolne wyrzeczenie się małżeństwa w celibacie kapłańskim i życiu zakonnym jako powodujące przestępstwa seksualne wobec małoletnich. Nie ma na to dowodu; dane statystyczne dotyczące wykorzystywania seksualnego mówią coś przeciwnego.

 

Ateistyczny punkt widzenia pojawia się także w argumentach tych, którzy winą za przestępstwa wykorzystywania obarczają wymyślony „klerykalizm” lub sakramentalną strukturę Kościoła. W terminologii teologicznej „duchowieństwo” pochodzi z „udziału w posługiwaniu” (Dz 1,17), jaki Maciej otrzymał, gdy został wybrany do urzędu apostolskiego, który jako sługa Słowa (Łk 1,: 2; Dz 6,: 4) miał wypełniać w „biskupstwie” (Dz 1,20) i jako „pasterz” (1 P 5, 2). Biskupi i kapłani nie są wyświęceni jako „urzędnicy” (ze stałą pensją i emeryturą państwową), ale jako sługi Chrystusa w przepowiadaniu, jako szafarze tajemnic w Boskiej liturgii i sakramentach oraz w służbie Dobremu Pasterzowi, który oddaje życie za owce. Istnieje głęboka jedność między duchowieństwem i wszystkimi ochrzczonymi we wspólnej misji Kościoła. Wierni świeccy nie powinni postrzegać duchowieństwa jako funkcjonariuszy zafiksowanych na punkcie władzy, którym zazdroszczą „przywilejów duchownych”, jakie chcą zażądać dla siebie.

 

Takie myślenie jest możliwe tylko w zsekularyzowanym Kościele, który z pewnością jest skazany na zatracenie w każdym kraju, w którym taka ideologia zaczyna dominować. Zamiast otaczać się konsultantami medialnymi i szukać pomocy dla przyszłości Kościoła u doradców ekonomicznych, my wszyscy – duchowni, zakonnicy i wierni świeccy, zwłaszcza osoby żonate i zamężne – musimy skupić się na źródle i centrum naszej wiary: Trójjedynym Bogu, wcieleniu Chrystusa, zesłaniu Ducha Świętego, bliskości Boga w Świętej Eucharystii i częstej spowiedzi, codziennej modlitwie i gotowości, by kierować się w naszym życiu moralnym łaską Bożą. Nic innego nie zapewnia drogi wyjścia z obecnego kryzysu wiary i moralności ku dobrej przyszłości.

 

 

Źródło: The First Things/KAI

ged

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 133 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram