29 października 2020

3 listopada wybory w Stanach Zjednoczonych. Walka potrwa do samego końca

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Prawny+heblo))

Przed zaplanowanymi na 3 listopada wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych przewagą w sondażach i u bukmacherów cieszy się urzędujący prezydent. To jednak mówi niewiele – 4 lata temu przewidywania okazały się nietrafne. Niepewność pozostanie więc aż do samego końca.

 

Według średniej sondaży podanej przez portal Real Clear Politics, Joe Biden prowadzi o 7,5 punktów procentowych (stan z 29 października). Odmiennie jednak sprawa przedstawia się w tzw. „swing states” (gdzie szanse są tradycyjnie wyrównane). A to właśnie wynik w nich decyduje zazwyczaj o rezultacie wyborów. Wśród tych stanów najważniejsze są cztery: Floryda, Wisconsin, Michigan i Pensylwania. Na początku tygodnia (26 października) w Wisconsin i Michigan zdecydowanie prowadził Donald Trump, a w Pensylwanii – Biden. Ponadto 28 października portal Real Clear Politics powiadomił, że Trump wyszedł na prowadzenie (o 0,4 punktu procentowego) w średniej sondaży na Florydzie. Ten stan jest szczególnie ważny i – jak zauważa CNN – od 40 lat nie zdarzyło się, by wygrał w nim kto inny niż urzędujący prezydent. Na korzyść Donalda Trumpa przemawiać może również, że sam stał się niedawno mieszkańcem tego stanu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na rynku prognostycznym (instytucja zbliżona do bukmacherów) Predict It – według stanu na 27 października  –  aby otrzymać dolara za zwycięstwo Donalda Trumpa potrzeba postawić 40 centów, a żeby otrzymać dolara za zwycięstwo Bidena – aż 63 centy. Oznacza to, że to Bidenowi daje się większe szanse na zwycięstwo. Choć urzędujący prezydent wciąż prowadzi w większości sondaży, to część ankietowanych może nie przyznawać się do popierania Trumpa. Większość mediów zdecydowanie mu się sprzeciwia. Trump może jednak cieszyć się cichym poparciem części osób nieprzyznających się do swych poglądów. Warto też zauważyć, że na korzyść urzędującego prezydenta przemawia inny styl prowadzenia kampanii. Entuzjazm wyborców, liczne zgromadzenia kontrastują z „covidową” kampanią Joe Bidena, opartą na zastosowaniu nie tylko masek, ale i dystansu społecznego ograniczającego liczbę osób na zgromadzeniach. Co więcej, część uczestników siedzi w swoich samochodach. Ogranicza to zapewne szerzenie się koronawirusa, lecz nie sprzyja budzeniu entuzjazmu.

 

Nie bez znaczenia w tej kampanii jest również wiek kandydatów. Urzędujący prezydent nie należy do najmłodszych – ma 73 lata. Z kolei Joe Biden ma na karku już 77. Przy końcu kadencji ukończy już 81 lat. Budzi to obawy dotyczące jego sił, koniecznych do rządzenia supermocarstwem. Tym bardziej, że niektóre sytuacje już wskazują na problemy polityka ze zdolnościami umysłowymi. Na przykład podczas „I Will Vote Concert” Joe Biden miał pomylić Donalda Trumpa z Georgem Bushem. Określił go bowiem właśnie mianem George’a. Dostarczyło to argumentów zwolennikom tezy o problemach Bidena związanych z wiekiem. Z drugiej strony w mediach pojawiły się twierdzenia osób zaprzeczających, jakoby do takiej pomyłki w ogóle doszło. Zdaniem Trumpa pracownicy liberalnych mediów musieli pracować w nadgodzinach, by ukryć fakty.

 

Różnice programowe

Obydwaj kandydaci różnią się pod względem podejścia do pandemii koronawirusa. Donald Trump twierdzi, że wkrótce Amerykanie uporają się z zarazą, a za jej początek obwinia Chiny. Z kolei Joe Biden uznaje Covid-19 za znacznie poważniejsze zagrożenie, a za rozwój epidemii obwinia urzędującego prezydenta. Ten ostatni jest zresztą ozdrowieńcem – przeszedł już infekcję. Obydwu kandydatów cechuje także odmienne podejście do spraw  ochrony klimatu. Kandydat Demokratów podkreśla konieczność szybkiego przeciwdziałania globalnemu ociepleniu. Jego zdaniem zmiany klimatyczne stanowią zagrożenie o charakterze egzystencjonalnym i należy na nie szybko zareagować. Demokrata popiera działania zmierzające do zmniejszenia emisji CO2, tymczasem Donald Trump twierdzi, że zagrożenie to nie jest aż tak poważne. Koncentruje się na ochronie amerykańskich miejsc pracy.

 

Co z gospodarką? Podczas ostatniej debaty pod koniec października Biden zaprezentował m.in. postulat podniesienia płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę – informuje portal bankier.pl. Zdaniem urzędującego prezydenta ustanawianie jej wszędzie na tym poziomie może doprowadzić do bezrobocia i kryzysu wśród przedsiębiorców. Skoro już o gospodarce mowa, to warto pamiętać, że jak zauważa Independent Trader, „Joe Biden przede wszystkim chce cofnąć zmiany w podatkach wprowadzone przez Trumpa. Planuje on zwiększyć podatek korporacyjny oraz podatek od zysków kapitałowych (m.in. dywidendy). Wzrosnąć mają także koszty związane z zatrudnieniem, czy opodatkowanie dla małych firm. Biden w pełni opowiada się za redukcją emisji CO2. Oznacza to, że sektor energetyczny USA opierający się na wydobyciu gazu, węgla oraz ropy bardzo ucierpi na ewentualnym zwycięstwie kandydata Demokratów”.

 

Joe Biden zapowiada również podniesienie podatków dla najbogatszych, a także uprzywilejowanie duży spółek farmaceutycznych. Ponieważ kandydat Demokratów pragnie, by do 2035 roku amerykański przemysł był wolny od emisji CO2, to wzrosnąć mogą notowania spółek giełdowych związanych z zielonymi technologiami. Zasadniczo jednak eksperci przewidują, że na zwycięstwo Donalda Trumpa giełda zareaguje wzrostami.

 

Geopolityka i sprawa Polski

Do grona polityków wyrażających największe obawy związane ze zwycięstwem Donalda Trumpa należą przywódcy europejscy. Według „Der Spiegel” wśród polityków ze Starego Kontynentu krąży pogląd o tym, że Trump mógłby… odmówić wyprowadzenia się z Białego Domu. Ich zdaniem możliwy jest scenariusz, w którym natychmiast po wyborach i ich niejasnym wyniku były biznesmen ogłasza się zwycięzcą, a głowy państw i szefowie zaprzyjaźnionych z nim rządów spieszą mu z gratulacjami. Następnie – bez względu na ostateczny wynik – Trump miałby wciąż okupować Biały Dom, a postawa ta spotkałaby się z legitymizacją ze strony części społeczności międzynarodowej.

Możliwe zresztą, że wspomniany scenariusz pokazuje bardziej niepokoje europejskiej wierchuszki niż realne zagrożenie uzurpacją. O ile zwycięstwo Trumpa okaże się niekorzystne dla Niemiec czy Francji, o tyle dla Polski stanowi lepszy scenariusz, choćby z przyczyn światopoglądowych. Urzędującego prezydenta cechuje – podobnie jak obecne władze Polski – względny konserwatyzm w tych kwestiach. Ograniczył finansowanie organizacji aborcyjnych; mianował też obrończynię życia do Sądu Najwyższego. Z kolei kandydat Demokratów deklaruje zarówno poparcie dla późnej aborcji (!), jak i wspieranie homoseksualnej agendy (mimo że homoseksualiści już dysponują w USA prawem do zawierania „małżeństw”).

 

Natomiast z całą pewnością zwycięstwo urzędującego prezydenta nie będzie stanowiło powodu do radości dla liderów wielu państw. W trakcie pierwszej kadencji amerykański prezydent oskarżył Chiny o infiltrację zachodnich instytucji, przeniósł ambasadę USA do Jerozolimy, a także „przypomniał Kanadzie i Meksykowi, że jedną z przyczyn sprawiających, że mają małe armie i rozwijające się gospodarki jest ich bliskość do Stanów Zjednoczonych” – zauważa David Hanson na łamach serwisu „Americangreatness.com”. Dodajmy, że amerykański prezydent krytykował kraje europejskie za nieprzeznaczanie wymaganych 2 procent na obronę, Polskę zaś uznał za jeden z chlubnych – w tej materii – wyjątków. Warto też pamiętać o przemówieniu Trumpa z Warszawy w 2017 roku, w którym podkreślał rolę Polski jako przedstawicielki tradycyjnie rozumianej cywilizacji zachodniej. Polityczny marketing? Być może. Lepszy jednak taki marketing niż ideologiczno-polityczne naciski, jakich możemy się spodziewać w przypadku wygranej Bidena.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie