14 stycznia 2021

150 lat Rzeszy Niemieckiej. Dzisiaj Niemcy to naród bez pamięci. A Polska? [OPINIA]

(fot. Wikipedia)

18 stycznia 1871 roku po wieloletnich staraniach Ottona von Bismarcka do istnienia powołano niemieckie państwo narodowe. Na tronie cesarskim Niemieckiej Rzeszy zasiadł Wilhelm I Hohenzollern. Dzisiaj, po 150 latach, niemieckie państwo nie tylko tamtego dnia nie świętuje, ale nawet nie chce o nim pamiętać. Większość obywateli Republiki Federalnej świadomie odcina się od przeszłości. Jak mówi prezydent Frank-Walter Steinmeier, patrząc na pomniki dawnych władców, kanclerzy czy generałów Niemcy po prostu nic nie czują.

 

Niechciane urodziny etnofobów

Wesprzyj nas już teraz!

Państwo założone w 1871 roku substancjalnie istnieje do dzisiaj. Republika Federalna Niemiec jest nie tylko prawnym spadkobiercą Niemieckiej Rzeszy (Deutsches Reich), ale – zgodnie z orzeczeniem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego – jest z nią „prawnie identyczna” (rechtsidentisch). Choć nazwa przyjęta przez Bismarcka i innych twórców narodowego państwa Niemców przetrwała do roku 1945 (względnie do 1943), to bez cienia wątpliwości urodziny Bundesrepubliki przypadają właśnie na dzień 18 stycznia.

 

Współcześni Niemcy nie wspominają jednak dobrze epoki kajzerowskiej. Patrzą na nią wyłącznie przez pryzmat czasów późniejszych: słabej Republiki Weimarskiej i zbrodniczej III Rzeszy. Obowiązująca narracja rzadko wspomina o państwie z lat 1871-1918 inaczej niż jako o okresie porażki, z głupimi cesarzami, uciemiężonym ludem, szalejącym militaryzmem, nacjonalizmem i narastającą niechęcią do Żydów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było inaczej. W 1971 roku socjaldemokratyczny (sic!) kanclerz Willy Brandt uczcił setną rocznicę powołania Niemieckiej Rzeszy. O jej twórcy Ottonie von Bismarcku wyraził się w superlatywach jako o jednym z największych mężów stanu w historii Niemiec.

 

Ale to przeszłość. Pięćdziesiąt lat później żaden czołowy niemiecki polityk nie powtórzyłby tych słów. Wśród ugrupowań parlamentarnych do historii Niemiec kajzerowskich odwołuje się jedynie AfD, przez całą resztę partii uznawana za quasi-faszystowski polityczny margines, pod pewnymi względami zresztą słusznie (zob. ideologia grupy Der Flügel Björna Höcke i Andreasa Kalbitza). Niemcy nie chcą już być Niemcami. Owszem, myślą w kategoriach interesu własnej grupy, ale nie rozumieją tej grupy jako niemiecki etnos; mieszkańcy RFN widzą się raczej jako element przewodni europejskiego systemu demokratycznego.

 

8 maja 1945. Nowy początek światowych dziejów

Stosunek współczesnej Bundesrepubliki do państwa z 1871 roku zobrazował doskonale obecny niemiecki socjaldemokratyczny prezydent, Frank-Walter Steinmeier. Z okazji 150. lecia powstania Niemieckiej Rzeszy wygłosił krótkie przemówienie w zamku Bellevue w Berlinie, zbudowanym przez pruskiego księcia Augusta Ferdynanda. Ten socjaldemokratyczny polityk, który dwukrotnie kierował niemiecką dyplomacją jako szef MSZ, najchętniej nie powiedziałby na ten temat ani słowa. W wystąpieniu nawiązał do słów swojego poprzednika Gustava Heinemanna, który w 1971 roku odnośnie 100. rocznicy narodzin Niemieckiej Rzeszy powiedział: „rocznice przychodzą niewzywane”. Steinmeier rozbudował to twierdzenie. – Rocznice nie tylko przychodzą niewzywane, ale i niezręczne – stwierdził. – Wydaje mi się, że dzisiaj nikt nie oczekuje narodowego świętowania założenia Rzeszy. 18 stycznia nie jest datą, która jest tak naprawdę obecna w kolektywnej pamięci Niemców – powiedział. – Nie mamy dziś żadnych związków z Cesarstwem Niemieckim, tak samo, jak z pomnikami i posągami królów, cesarzy i dowódców z tamtej epoki. Owszem, one są obecne w Berlinie i w wielu innych miejscach w miejskim krajobrazie, ale nie mają już siły sprawczej. Wydają się być milczącymi kulisami, które większości nie mówią już niczego – mówił prezydent. Steinmeier nie krył, co jest tego przyczyną: dziś „nie istnieje niezmącone spojrzenie na Cesarstwo Niemieckie”, które „pomijałoby ludobójstwa, dwie wojny światowe i republikę [scil. Weimarską] zniszczoną przez jej wrogów”. Prezydent zacytował słowa Tomasza Manna wzywające do tego, by mimo wszystko nie odcinać się od przeszłości, nie patrzeć na nią tak, jakby nie miała żadnych związków z teraźniejszością. A jednak żadnych konsekwencji Steinmeier z tego nie wyciągnął. Z całej historii lat 1871-1918 wymienił tylko dwie rzeczy godne w jego ocenie pamięci: parlamentarny charakter ówczesnej monarchii oraz przyznanie prawa wyborczego wszystkim mężczyznom. To oczywiste: obie te rzeczy dlatego warto wspominać, że były krokami na drodze do współczesnego niemieckiego systemu demokratycznego. Poza tym na przeszłość według socjaldemokraty można patrzeć tylko jako na przestrogę. W gospodarczym wzroście kajzerowskich Niemiec widzi paralele do dzisiejszego wzrostu Chin, w sposobie prowadzenia polityki przez Wilhelma II – działanie ustępującego prezydenta USA Donalda Trumpa.

 

Apoteoza demokratyzmu

W przemówieniu Steinmeiera zabrakło jakiekolwiek głębokiej refleksji nad tym, czym są dzisiaj Niemcy. Taka refleksja jest bowiem niepotrzebna: wiadomo, czym Niemcy są, wiadomo, czym mają być w przyszłości. Demokratycznym państwem w demokratycznej Unii. Innego horyzontu nie ma, ba, nie powinno być. Wszystko, co wykracza poza ten schemat, jest właśnie kajzerowskie, a to oznacza tylko jedno: nawet jeżeli nie jest otwarcie nazistowskie, to co najmniej toruje drogę do nowej wersji nazizmu. Swoje wystąpienie prezydent sprowadził ostatecznie do płomiennego apelu o obronę status quo. Dzisiaj wszyscy Niemcy powinni w jego ocenie stawać w obronie demokracji i parlamentaryzmu, walcząc z tymi, którzy albo wprost im zaprzeczają, albo chociaż relatywizują istniejące dla nich zagrożenia. W obecnych Niemczech to oczywiście przede wszystkim politycy Alternatywy dla Niemiec, partii, która według aktualnych sondaży liczyć może na około 10 proc. poparcia. Poza Niemcami – to wszyscy „populiści”, tacy jak – w Stanach Zjednoczonych – Donald Trump, czy jak w Europie węgierski Fidesz albo polskie Prawo i Sprawiedliwość; dyplomatyczny polityk wprost wskazał wprawdzie tylko na Amerykanina.

 

Przeszłość trzeba zniszczyć

150 rocznica narodzin Rzeszy Niemieckiej dobrze obrazuje poważny problem współczesnej zachodniej polityki: przekonanie, że przeszłość jest błędem, który naprawiamy dopiero dzisiaj. Czy nie tego właśnie doświadczyliśmy w 2020 roku, kiedy zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych szalał ruch Black Lives Matter? Za oceanem szło o przezwyciężenie kolonializmu i rasizmu, w Niemczech idzie o nacjonalizm, militaryzm i antysemityzm, w Polsce neomarksiści toczą batalię przeciwko klerykalizmowi… Różnice są jednak pozorne, bo w istocie chodzi wyłącznie o jedno: całkowite zapoznanie przeszłości, totalną reinterpetację dziejów i uznanie absolutnego prymatu człowieka dzisiejszego ze wszystkimi jego zwyrodniałymi ambicjami.

 

Pamięć wiary

Dlaczego wiek XXI w zamyśle rewolucjonistów ma być wiekiem bez historii? Odpowiedź na to pytanie jest brutalnie prosta: bo historia oznacza Boga, a przeszłość to przeszłość ludzi, którzy wierzyli. Dziś ma być inaczej, dla wiary nie ma już miejsca. W tym sensie wiek XXI, jako wiek bez pamięci i bez wiary, jawi się jako epoka w czystej postaci diaboliczna. To czas ostatecznego lucyferycznego buntu.

Współcześni Niemcy nie czują dziś nic, patrząc na pomniki dawnych władców, mówi Steinmeier. Czy my, Polacy, jesteśmy inni? Co czujemy kierując wzrok ku pomnikom „starego świata”? I czy w poczet pordzewiałych posągów także my, katolicy, nie nazbyt często zaliczamy krzyż, pomnik Tego, który żyje przecież tak samo, jak przed wszystkimi wiekami? Rosnąca gotowość do rozpuszczenia narodowej tkanki w unijnych strukturach, systemowo i programowo bezbożnych, każe ze smutkiem stwierdzić, że w zapoznawaniu przeszłości – przeszłości wiary – jesteśmy coraz bardziej „niemieccy”. A przecież w przeciwieństwie do potomków nazistowskich zbrodniarzy nie musimy się wstydzić. Katolicka przeszłość Polski jest i zawsze będzie żywym źródłem inspiracji.

Obyśmy nigdy nie zobojętnieli na widok posągów „dawnych królów”.

 

Paweł Chmielewski

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(10)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie