31 października 2018

100. rocznica utracenia Austro-Węgier

Czy wyobrażacie sobie państwo wiszący w warszawskim domu polskiego patrioty portret rosyjskiego cara Mikołaja II? A może wizerunek niemieckiego cesarza Wilhelma II w poznańskiej kawiarni? Z pewnością nie! Nic podobnego Polakom nie przyjdzie do głowy. Co innego obraz z Najjaśniejszym Panem Franciszkiem Józefem I w Krakowie. Pod Wawelem to nic nadzwyczajnego – i nic w tym dziwnego!

 

Habsburgowie zasłużyli na wdzięczną pamięć Polaków swoją polityką z czasu kilku ostatnich dekad przed rokiem 1918. Dlatego też powiązana z rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości 100. rocznica rozpadu Austro-Węgier to najlepsza chwila, by podjąć refleksję na temat tego, co utraciliśmy, co dobrego z CK Monarchii w odrodzonej Polsce i nas, Polakach, pozostało, a z czego nie skorzystali tworzący państwo nasi rodacy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Falstart

Austriacy sięgnęli po ziemie Królestwa Polskiego już podczas I rozbioru, a w roku 1795 ich władza sięgała aż na północny wschód od Warszawy. Ostatecznie jednak, po okresie wojen napoleońskich, w rękach Wiednia pozostały tereny na południe od Wisły, rozszerzone w 1846 o Wolne Miasto Kraków. Postawę Austrii wobec Polaków ciężko jednak w tym okresie (i aż do lat 60. XIX wieku) określać mianem przyjaznej.

 

To w roku 1846 doszło do rabacji galicyjskiej, czyli swoistej chłopskiej rewolucji, której ostrze skierowało się przeciw ziemianom. Ludobójstwo dokonane na przedstawicielach szlachty zostało zainspirowane przez Austriaków. Wiedeń wcielił w życie zasadę „dziel i rządź”, by osłabić polski ruch niepodległościowy o rewolucyjnym zabarwieniu. To właśnie dlatego powstanie krakowskie przypominało raczej uliczną awanturę niż zbrojny zryw całego narodu.

 

Również sam Franciszek Józef w pierwszych latach swojego panowania (od 1848) nie zabiegał o miano najbardziej przychylnego nam władcy państwa zaborczego. Wszystko zmieniły reformy Cesarstwa. Choć wymuszone przez trudną międzynarodową sytuację Austrii i korzystne głównie dla Węgrów, to okazały się pożyteczne również dla Polaków.

 

Polskie Imperium

Ugoda nie była idealna, ale zabezpieczała interesy zarówno Wiednia jak i Lwowa (to miasto stanowiło stolicę kraju koronnego). Cesarz nadał Polakom wolności, o jakich rodacy z innych zaborów mogli jedynie pomarzyć. Język polski wrócił do szkół i na uniwersytety, do sądownictwa i administracji, a Polacy otrzymali władzę nad Galicją. W zamian Koło Polskie w Radzie Państwa stało się stabilnym zapleczem austriackich rządów, zaś nasi rodacy sięgali po najwyższe godności w CK administracji, z urzędem premiera włącznie.

 

Polak szefem rządu potężnego, katolickiego imperium w Europie Środkowej – i to w chwili, gdy Polski nie było na mapie. Polak ministrem skarbu, Polak szefem dyplomacji, Polak ministrem do spraw Galicji. Wszystko w jednej chwili! To nie „wypadek przy pracy” czy jednorazowy incydent. Polaków kierujących austriackim rządem było dwóch, a ministrów ciężko zliczyć! Alfred Józef Potocki, Kazimierz Badeni, Agenor Gołuchowski, Leon Biliński, Julian Dunajewski, Wojciech Dzieduszycki, Apolinary Jaworski, Michał Bobrzyński, Eustachy Stanisław Sanguszko, Andrzej Kazimierz Potocki, Leon Piniński, Filip Zaleski, Witold Korytowski. W austriackiej Radzie Państwa zasiadał z kolei późniejszy trzykrotny premier RP Wincenty Witos, a doświadczenie zbierał w niej także inny istotny dla odrodzonej Polski polityk, socjalista Ignacy Daszyński. Długo można by wymieniać Polaków współkierujących losami habsburskiej monarchii (konkretnie austriackiej części – Przedlitawii) lub przynajmniej zdobywających w Wiedniu szlify w działalności publicznej. A to przecież tylko jedna z dziedzin życia – polityka.

 

Polacy cieszyli się zaufaniem nie tylko w administracji. Pięli się aż na szczyt CK struktur wojskowych! Służyli Cysorzowi wiernie, z niezwykłą odwagą i profesjonalizmem, a później – po 1918 – swoim doświadczeniem i wiedzą wzbogacili siły zbrojne odrodzonej Rzeczypospolitej, walcząc o utrzymanie jej niepodległości i kształt granic. Niektórzy z nich jeszcze w roku 1939 bili się z Niemcami i Sowietami, a swoimi umiejętnościami zdobytymi w cesarsko-królewskim wojsku przewyższali niejednego oficera wywodzącego się ze środowiska legionowego. Najwyższych zaszczytów sięgnął Tadeusz Rozwadowski – współautor sukcesu bitwy warszawskiej roku 1920, a przez CK armię przeszli również tacy dowódcy jak Józef Haller, Włodzimierz Zagórski, Franciszek Kleeberg, Władysław Sikorski, Tadeusz Kutrzeba oraz wielu, wielu innych. Również twórcy Polskiej Marynarki Wojennej czerpali z doświadczeń zdobytych w służbie Austro-Węgier.

 

Bez wiedzy, doświadczenia i obycia zdobytego przez polskich polityków oraz wojskowych podczas służenia Franciszkowi Józefowi o wiele trudniejszym byłoby sprawne stworzenie struktur państwowych po roku 1918 i utrzymanie niepodległości.

 

Galicja – złoty wiek polskości

Polityczny mikroklimat narodowej wolności w Galicji okazał się dla Polaków w okresie smutku po klęsce kolejnego powstania światełkiem nadziei w ciemnym tunelu zaborów. W Krakowie – wtedy prowincjonalnym i podupadłym mieście z bogatą historią, ale przeciętną współczesnością – doszło do prawdziwego rozkwitu polskości, wraz z którym i dla samego grodu Kraka nastały lepsze czasy.

 

To tutaj tworzył mistrz Matejko, do dziś niepodzielnie panujący w polskiej wyobraźni historycznej, swoim pędzlem tłumacząc (często jeszcze niepiśmiennym) Polakom narodowe dzieje widziane z perspektywy szkoły krakowskiej. Szkoły surowej, z chirurgiczną precyzją wskazującej błędy przodków winnych upadkowi państwa i rozbiorom. W owym czasie chyba tylko pod Wawelem możliwa była krytyczna refleksja o dziejach. Gdzie indziej trzeba było pisać „ku pokrzepieniu serc”, więc ciężar chłodnej analizy spadł na Kraków i Józefa Szujskiego, Stanisława Smolkę, Michała Bobrzyńskiego, ks. Waleriana Kalinkę oraz Stanisława Tarnowskiego.

 

To w galicyjskim Krakowie miały miejsce obchody 500. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Na odsłonięcie pomnika przybyło z całego kraju 150 tys. ludzi. Wtedy też po raz pierwszy publicznie wykonano „Rotę”.

 

Z galicyjskiej wolności korzystali również ważni dla polskiej niepodległości politycy, którym z ideowym dziedzictwem CK Monarchii – delikatnie mówiąc – nie było po drodze. To we Lwowie po raz pierwszy wydano ważne prace Romana Dmowskiego: „Myśli nowoczesnego Polaka” oraz „Niemcy, Rosja i kwestia polska”. W Galicji prężnie działo również środowisko Józefa Piłsudskiego oraz ludowcy.

 

Ducha patriotycznego w czasach trudnych dla Polaków spoza Galicji umacniały również inne wydarzenia z Krakowa i Lwowa: ponowne wawelskie pochówki królów Polski oraz usypanie Kopca Unii Lubelskiej w stolicy prowincji. Nie bez znaczenia było również przywrócenie blasku Zamkowi Królewskiemu, czemu sprzyjał Franciszek Józef. Cysorz zaszczycił Kraków swoją wizytą w roku 1880 (przyjazd z roku 1851 odbył się w niesprzyjających okolicznościach) i zgodził się wtedy, by uczynić Wawel swoją rezydencją. Wzgórze opuściło później wojsko austriackie, a Franciszek Józef przeznaczył środki na renowację zamku i nakazał, by oprócz pomieszczeń cesarskich w dawnej rezydencji królów Polski znalazło się miejsce na narodowe pamiątki i dzieła sztuki.

 

Imperium wiary i kontrrewolucji

Austro-Węgry były jednak nie tylko imperium współkierowanym przez polityków znad Wisły oraz krajem przyjaźnie nastawionym wobec Polaków i polskiej kultury. CK Monarchia stanowiła bowiem również państwo z czarnych snów rewolucjonistów.

 

Niektórzy historycy zwracają uwagę, że podczas I wojny światowej głos apelującego o pokój (wspólnie z papieżem) następcy cesarza Franciszka Józefa, Karola Habsburga, pozostawał niesłyszalny, gdyż państwa ententy, liberalne kraje o ustroju demokratycznym, dążyły do likwidacji dużego katolickiego organizmu politycznego w Europie Środkowej. Ciężko również nie dostrzec faktu, że upadek CK Monarchii otworzył drogę do rozwoju i sukcesu totalitaryzmów w regionie.

 

Austro-Węgry stanowią doskonały przykład państwa kontrrewolucyjnego – i to na wielu płaszczyznach. Znamienne, że następca pobożnego Franciszka Józefa – Karol I Habsburg – został wyniesiony na ołtarze. Dokonał tego Jan Paweł II, zaś wątek CK był wyraźnie obecny w życiu papieża z Polski – jego ojciec służył jako austro-węgierski podoficer, zaś późniejszy biskup Rzymu otrzymał ponoć imiona na cześć dwóch ostatnich władców Galicji. Karol Józef Wojtyła miał zresztą po latach, podczas spotkania z żoną bł. Karola Habsburga służebnicą Bożą Zytą Burbon-Parmeńską, powiedzieć: Witam cesarzową mojego ojca. Ten wątek w biografii późniejszego papieża nie stanowi jednak decydującego dowodu dotyczącego kontrrewolucyjności Austro-Węgier. A są i takie.

 

1914-1918-1939. Marsz rewolucji

Przykro o tym pisać, ale tradycyjny porządek panujący w Austro-Węgrzech widać szczególnie na tle… niepodległej Polski. Nasza odrodzona, wyśniona przez pokolenia patriotów Polska była w swoich dziejach, a szczególnie w ostatnich latach istnienia II RP, krajem głęboko rewolucyjnym.

 

Porządek prawny w Galicji, w przededniu rozpoczęcia działań na frontach I Wojny Światowej, penalizował homoseksualizm i aborcję. W roku 1939 od kilku lat te przepisy już nie obowiązywały. Zniósł je w roku 1932 Kodeks Makarewicza. Sanacji nie udało się natomiast zniszczyć prawa małżeńskiego. Brak unifikacji prawa w tej sprawie (w wyniku oporu duchowieństwa) spowodował, aż do upadku II RP w mocy pozostawały przepisy z czasów zaborczych. Prawo Austro-Węgier zaś czegoś takiego jak rozwody zasadniczo nie przewidywało (choć sprawa była bardziej skomplikowana – małżeństwo cywilne zawrzeć mogli niewierzący, zaś z rozwody przewidziano dla wyznawców konfesji akceptujących je).

 

Inna sprawa, że II RP już w pierwszych tygodniach swojego istnienia wybrała republikańską – a więc rewolucyjną względem monarchii – formę rządów. Przyjęliśmy wtedy również jeden z najbardziej demokratycznych na świecie modeli ustrojowych oraz lewicowy kierunek rozwiązywania problemów socjalnych. Demokratyczne otwarcie się na pluralizm oznaczało istotny udział w życiu publicznym socjalistów, liberałów oraz wolnomyślicieli, w tym masonów. Ich pozycja została ugruntowana po wprowadzeniu dyktatury piłsudczyków. Osób o przekonaniach rewolucyjnych, antyklerykalnych, socjalistów czy wolnomyślicieli nie znajdziemy we władzach Austro-Węgier i wśród polskich polityków aktywnych w Wiedniu. Wywrotowców CK administracja nie tolerowała.

 

Tęsknota za Cysorzem. Dlaczego?

Znając powyższe fakty ciężko się dziwić, że czasy Franciszka Józefa – teoretycznie: zaborcy, praktycznie: naszego Najjaśniejszego Pana – były i nadal są przez mieszkańców Galicji wspominane ciepło. Rządy Wiednia to czas pokoju i nie zmienia tego fakt potwornej biedy panującej wtedy (nie bez winy CK administracji) na wsiach i w miasteczkach południowej Polski. Mając w świadomości wydarzenia z lat 1914-1918, późniejsze wojny, hiperinflację, kryzys gospodarczy, a w końcu II wojnę światową i czasy komunizmu, łatwo zrozumieć dlaczego wspomnienia o Golicji i Głodomerii (jak niekiedy określano zacofaną ekonomicznie prowincję) są mimo wszystko pozytywne.

 

Istotny jest tu głównie kontekst narodowy. W porównaniu z sytuacją w zamożniejszej Kongresówce czy dość bogatym zaborze pruskim, naród w Galicji obdarzony został narodową i religijną swobodą, o jakiej w Warszawie, Wilnie czy Poznaniu nie mogli nawet marzyć.

 

Również perspektywa katolicka przemawia za prawem do tęsknoty za Austro-Węgrami. Żyliśmy w monarchii, którą rządził pobożny władca, a jego następca został nawet błogosławionym Kościoła. Religia katolicka w Imperium Habsburgów cieszyła się pełną wolnością i należną jej pozycją w państwie. Życie, rodzina, małżeństwo, własność i tradycja były w CK Monarchii chronione i traktowane jako fundament państwa.

 

Dlatego też polski katolik – nie tylko z terenów dawnej Galicji – ma niepodważalne prawo do traktowania dziedzictwa habsburskiej monarchii za swoje. Każdy ma prawo do portretu Franciszka Józefa nad biurkiem i w żaden sposób nie stoi to w sprzeczności z polskim patriotyzmem. A jakże pięknie byłoby, gdyby tradycyjnie katolicki duch znany z monarchii austro-węgierskiej unosił się także nad niepodległą Polską. I po 1918 i dziś.

  

  

Michał Wałach

  

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie